Pokonalismy jeszcze jeden zywoplot i znalezlismy sie w lesie, wymijajac pnie i geste kepy krzewow. Przestraszone nocne zwierzeta zmykaly na nasz widok do nor, halasliwie protestujac przeciw najsciu.
Nie sadze, by buldog widzial w nocy rownie dobrze jak ja – byl zapewne o wiele starszy – zwolnil bowiem nieco biegu i kilkakrotnie z okrzykiem bolu wpadl na pnie drzew. Odbilem sie od niego i zaczalem miec nadzieje, ze uda mi sie go zgubic. Wowczas wpadlem na lisice.
Kura utrudniala jej ucieczke. Widocznie musiala ja zgubic po drodze i teraz po nia wrocila. Nie zywilem wobec lisicy zlych zamiarow – zbyt przerazal mnie moj przesladowca, by zawracac sobie leb checia odwetu – i prawdopodobnie w ogole bym jej nie zauwazyl, gdybym nie wpadl na nia, skulona przy ziemi. Zwalilismy sie na siebie i przetoczylismy jak jeden klab – pies, kura i lis – lecz natychmiast rozdzielilismy sie, gdy do zabawy dolaczyl buldog. Gryzl wszystko, co znajdowalo sie w zasiegu jego szczek. Na szczescie (dla mnie i lisicy) udalo sie nam porzucic go z kura w zebach. Prawde mowiac, rozszarpal ja na strzepy.
Farmer z pewnoscia musial sie ucieszyc, kiedy buldog wrocil do domu ze skrwawionym, oblepionym pierzem pyskiem.
Ruszylismy w rozne strony: lisica do szczeniat, a ja, by znalezc jakis zakatek, w ktorym spokojnie moglbym wylizac swoje rany. Z kazda minuta robilo sie jasniej. Spieszylem sie, by opuscic ten teren. Nie wiedzialem dokladnie, gdzie sie skierowac, pragnalem jednak pokonac przed wschodem slonca jak najwiekszy dystans. Wiedzialem (skad?), ze farmerzy zadaja sobie wiele trudu, by odszukac bezpanskie psy, nekajace ich zwierzyne domowa. Farmer, z ktorym mialem do czynienia, bez watpienia uwazal mnie wlasnie za takiego rabusia. Ogon palil mnie okrutnie, przez co wszystkie inne rany wydawaly sie mniej bolesne, nie odwazylem sie jednak zatrzymac, by zbadac, jakie ponioslem obrazenia. Przeplynalem strumien, do ktorego dotarlem, z radoscia napawajac sie kojacym bol chlodem wody. Z niechecia wygrzebywalem sie na drugi brzeg. Otrzasnalem sie porzadnie i ruszylem w droge, chcac znalezc sie jak najdalej od farmy.
Gdy w koncu znalazlem schronienie dla siebie, slonce juz wzeszlo i z kazda chwila przygrzewalo coraz silniej. Rany bolaly i piekly. Nie bylem zdolny do czegokolwiek, zwalilem sie wiec na ziemie, by odzyskac sily. Po jakims czasie zdolalem obrocic glowe i przyjrzec sie ogonowi. Rana nie byla nawet w polowie tak grozna, jak sie spodziewalem. Stracilem jedynie koniuszek ogona i sporo siersci. Wiktoria bylaby zadowolona, nasze ogony wygladaly teraz podobnie. Klucia zadrapan na grzbiecie i bokach od siatki i zebow buldoga nie byly zbyt bolesne, ale uciazliwe. Zlozylem leb miedzy lapy i zasnalem.
Kiedy sie obudzilem, slonce bylo juz wysoko na niebie i mocno przygrzewalo. Z goraca zaschlo mi w gardle, a rany pulsowaly tepym bolem. W brzuchu burczalo mi z glodu. Podnioslszy sie, stwierdzilem, ze lezalem w zaglebieniu lagodnego stoku. Przede mna rozciagala sie dolinka. Po drugiej stronie dolinki wznosily sie wzgorza zwienczone kepami bukow. Ruszylem w dol, majac nadzieje znalezc tam jakies zrodelko. Po drodze skubalem rozmaite trawy. Trawa – konkretnie owcza kostrzewa – nie byla zbyt smaczna. Wiedzialem jednak, ze jada ja wiele zwierzat z dolin, wiec przynajmniej powinna byc pozywna. Znow sie zastanowilem, skad wiedzialem o takich rzeczach? Skad wiedzialem, ze winniczek, ktorego tracilem pyskiem, wykorzystywal do budowy skorupki wapn zawarty w glebie nizinnych hrabstw? Skad wiedzialem, ze ptak, spiewajacy nie opodal, to skowronek? Skad wiedzialem, ze motyl, ktory przelecial kolo mnie, to adonis, przedwczesnie obudzony z zimowego snu przez cieple promienie sloneczne? Najwidoczniej w przeszlym zyciu interesowalem sie przyroda i wiele czasu spedzilem na poznawaniu tajnikow natury. Czyzbym byl przyrodnikiem lub botanikiem? A moze mialem tylko takie hobby? Moze zostalem wychowany na wsi i dlatego bez problemu przypominalem sobie nazwy i obyczaje zwierzat? Potrzasnalem lbem z frustracja: musialem sie dowiedziec, kim i czym bylem. Dlaczego umarlem i w jaki sposob stalem sie psem. Musialem sie tez dowiedziec, kim byl mezczyzna z moich snow, ktory wydawal sie promieniowac zlem, zagrazac mojej rodzinie. Moja rodzina – zona i corka… Musialem je odnalezc, musialem dac im znac, ze zyje. Musialem im przekazac, ze jestem psem. Czy ktos moglby mi w tym pomoc?
Byl ktos taki. Minely jednak dwie noce, zanim go spotkalem.
Rozdzial pietnasty
Sluchaj uwaznie tego, co ci teraz powiem. Przedstawie ci wazny fragment mojej historii, kiedy dowiedzialem sie, dlaczego zaistnialem jako pies. Moze stanowic to dla ciebie wsparcie. Jesli sie z tym nie pogodzisz, trudno, to zalezy od ciebie. Pamietaj jednak, o co cie prosilem: miej umysl otwarty.
Wedrowalem przez dwa kolejne dni, w koncu z ulga odnalazlem wlasciwa droge. Postanowilem nie marnowac wiecej czasu, lecz odnalezc swoj dom i zdobyc odpowiedzi na trapiace mnie pytania.
Coraz ciezej przychodzilo mi odczytywanie znakow drogowych; musialem dlugo sie w nie wpatrywac, wytezajac cala uwage. Jednakze odnalazlem wlasciwa droge i trzymalem sie jej zadowolony, ze w koncu dotarlem do nastepnego miasteczka. Znalezienie sie wsrod ludzi (i sklepow) oznaczalo dla mnie mozliwosc zdobycia jedzenia. Kilkoro ludzi zlitowalo sie nade mna mimo mojego okropnego wygladu (inni zas przeganiali mnie, jak gdybym byl czyms plugawym) i rzucali mi ochlapy. Spedzilem noc u pewnej rodziny, ktora mnie przygarnela z zamiarem zatrzymania, jednak nastepnego ranka, gdy wypuszczono mnie, bym zalatwil swoja potrzebe, ruszylem w strone nastepnego miasta. Czulem sie obrzydliwie, odrzucajac dobroc tej rodziny, lecz nic nie moglo mnie juz odwiesc od mojego celu.
W kolejnym miescie poszukiwanie jedzenia szlo mi gorzej, ale poradzilem sobie jakos. Droga stawala sie coraz bardziej znajoma. Zorientowalem sie, ze znajduje sie niedaleko domu. Moje podniecenie roslo.
Gdy zapadl zmierzch, znajdowalem sie w drodze miedzy miasteczkami, zszedlem wiec z drogi i zaszylem sie gleboko w lesie. Glodny (oczywiscie) i zmeczony (naturalnie) szukalem schronienia na sen. Nie wiem, czy kiedykolwiek spedziles samotnie noc w lesie, jest to jednak doswiadczenie przyprawiajace o dreszcz. Przede wszystkim jest ciemno jak u Murzyna za koszula (nie ma latarni ulicznych), a zewszad rozlega sie potrzaskiwanie suchych galazek i krzatajace sie zwierzeta nocne. Widze dobrze w ciemnosci – lepiej niz ty – ale i tak bylo mi ciezko cokolwiek wypatrzyc w mroku. Serce mi lomotalo na widok dziwnych pelgajacych swiatelek, dopoki po blizszym ich zbadaniu nie okazalo sie, ze to para robaczkow swietojanskich. Przestraszylem sie tez niebieskawozielonkawej poswiaty, ktora, jak sie okazalo, pochodzila od grzybow na sprochnialym pniu drzewa.
Slychac bylo krazace w powietrzu nietoperze. Ich wysokie piski sprawialy, ze podskakiwalem ze strachu. Tuptajacy, Bog wie gdzie, jez przejechal mi kolcami po nosie. Zastanawialem sie, czy moze wrocic na pobocze szosy, jednak oslepiajace swiatla i ryczace silniki przejezdzajacych samochodow byly jeszcze bardziej przerazajace.
W nocy w lesie panuje prawie taki sam ruch jak za dnia, jesli pominac fakt, ze zwierzeta zachowuja sie ciszej i poruszaja ostrozniej, jakby ukradkiem. Zaczalem sie zachowywac podobnie. Przekradalem sie przez poszycie w poszukiwaniu spokojnego miejsca na spoczynek. W koncu znalazlem sympatyczny kopczyk miekkiej ziemi pod pokryta gestym listowiem najnizsza galezia drzewa. Zaszylem sie w tym przytulnym kaciku gotow do zasniecia, mialem jednak dziwne przeczucie, ze zdarzy sie cos waznego. Okazalo sie, ze instynkt slusznie mi podpowiadal. Sen przerwal mi borsuk i to on wlasnie wyjasnil mi wiele spraw.
Nie udalo mi sie zasnac gleboko. Lezalem w ciemnosciach, a przy najslabszym odglosie otwieralem slepia. Dzwiek przesypywanej ziemi gdzies za mna sprawil, ze podskoczylem i odwrocilem sie, by sprawdzic, jaka jest przyczyna halasu. W wylocie nory na skarpie ukazaly sie trzy szerokie biale pasy. Podrygujacy nos na koncu srodkowego pasa weszyl we wszystkie strony.
Nos znieruchomial, gdy dotarla do niego moja won.
„Kto tam?”, rozleglo sie pytanie.
Nie odpowiedzialem – bylem gotow zmykac.
Biale pasy staly sie szersze – wlasciciel podziemnego mieszkania podszedl blizej.
„Smieszny zapach – powiedzial. – Niech no ci sie przyjrze.”
Po obu stronach srodkowego bialego pasa dostrzeglem blyszczace slepka. Pomyslalem, ze to borsuk. I rzeczywiscie tak bylo; dwa czarne pasy laczace sie na lbie nadawaly mu podobienstwo do zebry. Cofnalem sie, zdajac sobie sprawe, ze jesli to stworzenie sie rozezli, moze zachowywac sie bardzo gwaltownie.
„To… hmmm… pies? Tak, jestes psem, zgadza sie”, domyslil sie borsuk.