erupcja gwaltownosci.
Mezczyzna obejrzal sie gwaltownie. Ujrzalem jego zbielala twarz i oczy rozszerzone ze strachu. Zapomnial zdjac stope z pedalu gazu; samochod toczyl sie naprzod nie kierowany. Zdazylem jeszcze dostrzec, ze znajdujemy sie tuz przed zakretem, zanim skoczylem do przodu.
Newman schylil sie, starajac uchylic sie przed moimi klami, rzucilem sie jednak za nim i rozharatalem mu ucho. Zawyl, ja zawylem, samochod zawyl – i zwalilismy sie wszyscy z szosy.
Wyrzucilo mnie przez przednia szybe. Nagle skapala mnie oslepiajaca biel, zesliznalem sie po masce samochodu i spadlem w snop swiatel reflektorow. Przez ulamek sekundy, trwajacej wieki, mialem wrazenie, ze plywam w swietlistym lonie. Pozniej ogluszyl mnie bol i pograzylem sie w ciemnosci.
Wtedy przypomnialem sobie wszystko i zrozumialem, jak bardzo sie mylilem.
Rozdzial dwudziesty
Reg Newman byl moim prawdziwym przyjacielem. Nawet po mojej smierci.
Uswiadomilem sobie to z bolem, lezac ogluszony i pozbawiony tchu na pylistej drozce – niewielkiej okolonej kamieniami odnodze, odchodzacej prostopadle od szosy, z ktorej korzystali wylacznie mieszkajacy przy niej ludzie. Mielismy szczescie, ze nie wpadlismy na drzewa porastajace pobocze szosy. Samochod wjechal prosto w odnoge drogi i wyhamowal raptownie, uderzywszy o wysokie pobocze.
Fragmenty zlozyly sie w calosc, kawalki dopasowaly do siebie, ukladanka odkryla swoj sens. Zrozumialem, dlaczego zle wspomnienia przetrwaly po mojej smierci, ktora jeszcze bardziej wypaczyla prawde. Pojalem, w jaki sposob glupstwa popelnione za zycia moga wypaczyc rozumienie spraw po smierci, nie dajac duszy spokoju. Lezac w bezruchu poddalem sie naplywowi wspomnien, rownoczesnie odczuwajac wstyd i ulge. Zrozumialem, ze obraz wspolnika w moich wspomnieniach byl niewyrazny dlatego, ze laczylo sie to z moja smiercia, lecz czesc mnie pragnela zapomniec, kiedy i w jaki sposob zginalem. Prawda byla taka, ze moglem winic wylacznie siebie.
Wielokrotnie klocilismy sie przez lata znajomosci, ale na ogol ktorys z nas ustepowal, poniewaz szanowal wiedze drugiego w innych dziedzinach. Reg cenil moja znajomosc tworzyw sztucznych, ja jego zmysl handlowy. Ostatnim razem bylo inaczej. Wowczas zaden z nas nie chcial ustapic.
Stanelismy w obliczu konfliktu, jaki wczesniej czy pozniej musial sie pojawic w miare rozwoju naszej firmy: zachowac dotychczasowy poziom czy rozwijac sie dalej. Optowalem za utrzymaniem naszej pozycji w branzy miekkich mas plastycznych oraz ulepszeniem i urozmaiceniem naszego asortymentu. Reg glosowal za rozszerzeniem interesu. Chcial sie zajac masami sztywnymi, interesowaly go wlasciwosci polipropylenu. Twierdzil, ze w koncu szklo przejdzie do historii, zostanie wyparte przez odporniejsze tworzywa sztuczne najpierw w opakowaniach, a nastepnie wszedzie, gdzie sie go uzywalo. Wydawalo sie, ze polipropylen ma wszystkie wlasciwosci potrzebne, by zastapic szklo: przejrzystosc, wytrzymalosc, odpornosc na znaczna roznice temperatur i zmienne warunki otoczenia.
W owym czasie korzystalismy przewaznie z polietylenu jako materialu na opakowania jednorazowe, na przyklad na mrozonki czy nawozy ogrodnicze. Przestawienie sie na masy sztywne oznaczaloby koniecznosc duzych inwestycji. Zgadzalem sie ze wspolnikiem, ze w przyszlosci to one opanuja rynek, ale twierdzilem, ze nie jestesmy jeszcze gotowi do ich stosowania. W fabryce potrzebne bylyby nowe wtryskarki, trzeba by rowniez zainstalowac nowa aparature do zmiekczania i modelowania surowca. Oznaczaloby to koniecznosc modernizacji czy tez calkowitego przeniesienia fabryki do nowych, wiekszych obiektow. Do tego potrzebny bylby nowy personel niewykwalifikowany i fachowcy, a koszty transportu wzroslyby niebotycznie z powodu o wiele wiekszej objetosci przewozonych materialow. Wszystko to oznaczalo koniecznosc wylozenia kapitalu inwestycyjnego w wysokosci co najmniej kilku milionow funtow oraz dokooptowania nowych wspolnikow, moze nawet fuzji z innymi firmami. Twierdzilem, ze interes jak na razie swietnie prosperuje, a przecieranie nowych szlakow lepiej zostawic innym firmom. Poza tym podejmowanie takiego ryzyka wkrotce po kryzysie naftowym w 1973 roku byloby idiotyzmem. Gdyby sie powtorzyl lub wyniklyby jakies powazniejsze klopoty z uruchomieniem wydobycia ropy z dna Morza Polnocnego, mnostwo firm znalazloby sie na mieliznie. Pora sklaniala raczej do utrzymywania stalego tempa wzrostu, stabilizacji na przyzwoitym poziomie ekonomicznym i wyczekiwania na lepsza koniunkture. Reg jednak nie chcial sie na to zgodzic.
Sugerowal, ze moje zachowanie wynika z oporow przed wprowadzeniem wspolnikow do stworzonego przez nas interesu. Oskarzal mnie, ze nie potrafie dostrzec niczego poza produktami, jakie obecnie wytwarzalismy, ze nie mysle o przyszlosci. Zarzucal mi upor i brak wyobrazni. Obruszalem sie na niego i obwinialem go o chciwosc.
Naturalnie, obydwaj przesadzalismy. Wiedzielismy, ze podczas klotni, w gniewie czesto sie przejaskrawia.
Sprawa stanela na ostrzu noza, gdy Reg potajemnie rozpoczal rozmowy z firma specjalizujaca sie w twardych masach plastycznych. „Probowalem ich tylko wybadac”, tlumaczyl sie, gdy powiedzialem mu, ze sie o tym dowiedzialem (w. czasie nieobecnosci Rega odebralem telefon od dyrektora tamtej firmy, ktory nie wiedzial o naszej roznicy zdan), nie dalem sie jednak udobruchac. Odnosilem sie podejrzliwie do „praktyk”, jakie stosowal w interesach, choc zywilem szczery podziw dla jego zrecznosci. Sprawy zaczynaly biec zbyt szybko dla mnie. Stwierdzilem, ze moja wiedza fachowa nie znaczy nic wobec jego polityki ekonomicznej. Przepelnial mnie gniew wyplywajacy z obawy.
Reg mial tego dosc, przeciez kierowal sie jak najlepiej pojetym dobrem firmy. Negocjowal z innymi zakladami, poniewaz obawial sie, ze jesli nie rozszerzymy dzialalnosci, w koncu polkna nas wieksze firmy. Nie przejmowal sie, ze stracilibysmy sporo ze swej niezaleznosci. W interesach nie mozna byc biernym, stac w miejscu. Jedynie mozliwy jest postep lub… regres. Bylem dla niego zawada, dopuszczajacym do tego, by firma pograzala sie w stagnacji.
W koncu cisnal we mnie telefonem i wybiegl z biura.
Telefon uderzyl mnie w ramie. Osunalem sie na fotel, zaskoczony nie tyle bolem, ile niespotykanym zachowaniem Rega. Po kilku sekundach wezbral we mnie gniew i pobieglem za nim.
Ledwie zdazylem zauwazyc, ze jego samochod wyjezdza na droge dojazdowa. Wygrzebalem pospiesznie kluczyki z kieszeni, otworzylem drzwiczki wlasnego samochodu i wskoczylem do srodka. Docisnalem z wsciekloscia pedal gazu do deski i ruszylem w poscig za Regiem.
Tylne swiatla Rega tworzyly daleko przede mna dwa czerwone punkciki. Po chwili zaczely sie powiekszac. Przemknelismy przez Edenbridge, pozniej przez prosty odcinek szosy i w koncu przez lagodny zakret. Znalezlismy sie w pozbawionej swiatel wiejskiej okolicy. Reflektorami dalem Regowi znak, by sie zatrzymal. Chcialem sie do niego wtedy dobrac. Reg zjechal w wiejska droge prowadzaca do Southborough, gdzie mieszkal. Zwolnilem tylko na tyle, by zmiescic sie w zakrecie.
Nacisnalem hamulce, gdy zobaczylem, ze Reg zatrzymal sie i wysiadl z samochodu. Moj woz zakolysal sie i stanal. Reg ruszyl w moja strone. Gdy zrownal sie ze mna, wyciagnal przed siebie rece i zaczal mowic: „Sluchaj, zachowujemy sie jak szcze…” Zignorowalem jednak wyciagnieta do mnie w gescie zgody reke oraz slowa majace przywrocic mi rozsadek.
Otworzylem drzwi wozu, odtracilem jego reke i… trzasnalem go w szczeke. Natychmiast po tym wskoczylem do samochodu, wrzucilem wsteczny bieg i wjechalem z powrotem na glowna droge. Widzialem jeszcze, ze Reg podnosi sie z ziemi. Twarz zalewalo mu swiatlo moich reflektorow.
Poruszal ustami – zorientowalem sie, ze wypowiada moje imie – a na twarzy pojawil mu sie wyraz zgrozy.
Gdy wjechalem z powrotem na glowna droge, oslepilo mnie biale swiatlo. Poczulem, ze samochod staje deba i przez przenikliwy bol uslyszalem czyjs krzyk. Dopiero po chwili uswiadomilem sobie, ze to moj krzyk. Potem bol, swiatlo, krzyk staly sie nie do zniesienia. Umarlem.
Odplywalem. Moj samochod byl calkiem zmiazdzony, kabina ciezarowki, w ktora uderzylem, byla pogieta, wydobywal sie spod niej kierowca, na jego wystraszonej twarzy malowalo sie niedowierzanie, Reg staral sie wyciagnac mnie z samochodu, wolal mnie po imieniu i plakal na widok mojego zmasakrowanego ciala. Potem zapadla ciemnosc. A potem… wydobywalem sie z macicy mojej nowej matki.
Podnioslem sie. Chwiejnie stanalem na nogach. Krecilo mi sie we lbie, bylem oszolomiony, ale nie tylko od