samochodowi niespodziewanie wyrosly skrzydla. Ze srodka wyskoczyly dwie ciemne sylwetki. Jedna z nich niosla dluga tyczke z doczepiona petla. Wiedzialem, do czego sluzy. Ucieklem wiec w noc, ale nie za daleko.
Pozniej, kiedy policja przestala przeszukiwac okolice, wrocilem ukradkiem pod dom. Uslyszalem glosy, trzasniecie drzwi, odglos zapuszczanego silnika i zgrzyt opon na zwirze, oddalajacego sie w dol drogi dojazdowej samochodu. Bez watpienia policja wroci tu nastepnego dnia, by szczegolowo przeszukac okolice. Ale na razie bylem bezpieczny.
Czekalem, az mezczyzna wyjdzie z domu. Zamierzalem podazyc jego sladem lub tez od razu sie z nim porachowac. W koncu zdecydowalem, ze to bylby idiotyzm; przestraszylbym tylko Carol i Polly, zreszta Carol pewnie znow wezwalaby policje. Poza tym mezczyzna byl troche dla mnie za silny. Najlepszym wyjsciem byloby sledzenie go – moze nawet zdolalbym zapamietac zapach pozostawiony przez jego samochod (samochody rowniez sa obdarzone dajacymi sie rozroznic woniami) – i zaatakowanie znienacka. Byl to durny pomysl, ale w koncu bylem durnym psem. Siadlem wiec na ziemi i zaczalem czekac.
Kilka godzin pozniej dotarla do mnie prawda, wprawiajac w oszolomienie: mezczyzna zamierzal spedzic u Carol cala noc. Jego samochod stal na podjezdzie, wiedzialem wiec, ze nie odjechal. Nie bylo tez powodu, dla ktorego mialaby go zabrac policja. Zostal wiec na noc!
Jak moglas, Carol? W porzadku, lezalem juz w grobie co najmniej pare lat, ale jednak jak moglas. Z nim?! Z czlowiekiem, ktory mnie zamordowal? Jak moglas zrobic cos takiego po tym wszystkim, co nas laczylo? Czy tak niewiele to dla ciebie znaczylo, ze tak szybko zapomnialas?
Zawylem na cale gardlo. Sekunde pozniej odchylila sie firanka w sypialni. Mojej sypialni!
Jak moglo sie cos podobnego zdarzyc? To okropne! Zabil mnie, a pozniej posiadl moja zone. Zaplaci za to. Och, zadbam o to, by zaplacil!
Ucieklem spod domu, nie mogac nan dluzej patrzec. Zbyt przepelniony bylem bolem, zbyt wyraziscie stawalo mi przed oczami, co dzialo sie w srodku. Tluklem sie w ciemnosciach, ploszac zwierzeta, niepokojac spiacych ludzi. W koncu padlem bezwladnie, zaplakany, w zaroslach jezyn. Tam zostalem do switu.
Rozdzial dziewietnasty
Badz cierpliwy – moja opowiesc prawie dobiega konca. Czy wciaz mi nie wierzysz? Nie mam ci tego za zle, poniewaz czasami sam nie jestem pewien, czy w to wierze. Moze po prostu jestem psem z halucynacjami. Jak to sie jednak dzieje, ze mnie rozumiesz? Bo przeciez rozumiesz mnie, prawda?
Bardzo cie boli? Zapomnisz o tym. O bolu szybko sie zapomina, gdy minie. Boisz sie? Mniej sie boisz, czy bardziej niz przedtem? Pozwol w kazdym razie, ze bede kontynuowal. Nigdzie sie nie spieszysz, a ja mam do dyspozycji caly czas swiata. Na czym stanalem? Ach, tak…
Swit zastal mnie znow litujacego sie nad soba, oszolomionego i rozczarowanego. Jak ci jednak juz mowilem, psy sa urodzonymi optymistami. Postanowilem konstruktywnie podejsc do mojego nieszczescia. Zdecydowalem, ze przede wszystkim musze dowiedziec sie wiecej o sobie, na przyklad, kiedy umarlem. Nie bylo to trudne, poniewaz gdy dotarlem do znajomej okolicy, zaczalem sobie coraz wiecej przypominac. Hmmm, moze nie da sie tego nazwac dokladnie wspomnieniami, ale – jak mam to okreslic? – coraz wiecej rozpoznawalem znajomych rzeczy. Znajdowalem sie w stronach, gdzie kiedys mieszkalem. Mialem nadzieje, ze dzieki temu odzyja moje wspomnienia.
Nastepnie musialem dowiedziec sie, jakie byly okolicznosci mojej smierci. Mialem nadzieje, ze widok znajomych miejsc moze mi w tym pomoc, postanowilem wiec odwiedzic moja fabryke tworzyw sztucznych.
Przede wszystkim jednak musialem ustalic date smierci.
Bez trudu odnalazlem cmentarz, poniewaz znalem polozenie gorujacego nad nim kosciola (choc nie znane mi bylo jego wnetrze). Trudniej natomiast bylo mi odszukac swoj grob. Odczytywanie nagrobkow bylo teraz dla mnie znacznie trudniejsze. Poza tym sporo z nich bylo i tak marnie oznakowanych. Wreszcie po dwoch godzinach odczytywania napisow udalo mi sie odnalezc swoj grob. Ucieszylem sie, ze wyglada schludnie i elegancko. Uwazasz to za makabryczne? Przysiegam ci jednak, ze smierc jest najnaturalniejsza rzecza na swiecie. Szwendanie sie kolo wlasnego nagrobka w ogole nie wytracalo mnie z rownowagi.
Miejsce mojego wiecznego (?) spoczynku znaczyl maly bialy krzyz, na ktorym widnialy zgrabnie wyryte takie oto slowa: NIGEL CLAIREMOUNT NETTLE. UKOCHANY MAZ CAROL, KOCHANY OJCIEC GILLIAN. 1943-1975. Umarlem w wieku lat trzydziestu dwoch, malo wiec bylo prawdopodobne, bym umarl smiercia naturalna. Pod tym widnialy wyryte w kamieniu dwa jeszcze slowa, ktore sprawily, ze przed moimi slepiami pojawila sie mgla. Glosily one po prostu: WIECZNIE PAMIETANY.
Czyzby? – pomyslalem zgryzliwie.
Bez trudu takze zlokalizowalem fabryke tworzyw sztucznych. Musze wspomniec, ze po drodze przez miasto coraz lepiej przypominalem sobie sklepy, restauracyjki i bary. Mialem przemozna chec wejsc do jednego z nich i zamowic kufel piwa! Zorientowalem sie jednak, ze jest niedziela. High Street byla bowiem jeszcze pusta, w oddali slychac bylo wywolujace uczucie winy bicie dzwonow, a bary zostana otwarte dopiero za pare godzin. Przypomnialem sobie, ze zawsze cieszyla mnie odrobina alkoholu wypita do niedzielnego obiadu.
Widok parterowej fabryki mile za miastem obudzil stare wspomnienia, mieszanine dumy, podniecenia i leku. Byl to niewielki, lecz zwarty i nowoczesny budynek. Zobaczylem, ze dobudowano dosc duze nowe skrzydlo. Przez cala dlugosc nowej sciany ciagnal sie napis wykonany takze z plastykowych liter (wiedzialem, ze swiecily w nocy), gloszacy: NETTLE AND NEWMAN – ADVANCED PLASTICS LTD.
Zadumalem sie. Newman? Kto to byl…? Pewnie sie domysliles. Zgadza sie, zabil mnie moj wspolnik.
Wszystko zaczynalo nabierac ksztaltu, wszystko zaczynalo do siebie pasowac. Najbardziej bolesny byl fakt, ze rzekomy przyjaciel nie zadowolil sie przejeciem mojej fabryki, ale musial tez zabrac mi zone. Przypomnialem sobie teraz wyraznie, wyraznie zobaczylem jego twarz, jego sylwetke. Wspolnie zaczelismy dzialac w tej branzy, stworzylismy zaklady z niczego, razem dzielilismy niepowodzenia i razem cieszylismy sie sukcesami. Mial swietna glowe do interesow (choc czasem niepotrzebnie ryzykowal), ja natomiast dysponowalem wieksza – niemal instynktowna – wiedza na temat tworzyw sztucznych. Wydaje sie to teraz niedorzeczne i glupie, ale bylem dumny z fabryki. Masy plastyczne! Nawet nie nadaja sie do jedzenia. Przez dlugi czas bylismy dobrymi wspolnikami, prawie bracmi, szanujacymi swoje uzdolnienia. Nie tylko mojemu cwanemu partnerowi, ale i mnie czasem udawalo sie wykazac spryt w interesach. O ile pamietalem, wspolnik bywal uparty, gdy przychodzilo do wyboru kierunku dzialania. Sadze, ze to wlasnie jego upor doprowadzil do konfliktu.
Tego, czego dotyczyly nasze konflikty, nie moglem sobie jeszcze przypomniec, jednak natarczywie stawaly mi przed oczyma obrazy zazartej klotni w koncowym okresie naszej wspolnej pracy. W pewnym momencie wydawalo sie, ze nieporozumienia doprowadza do rozpadu spolki. Co jednak stalo sie pozniej?
Najwyrazniej zostalem zamordowany.
Newman. Reginald Newman. Wujek Reg! Wlasnie to imie powiedziala Carol, gdy Poily pytala, czy moze mnie zatrzymac w domu. „Bedziemy musialy zapytac wujka Rega”, czy cos w tym stylu. Ten dran wcisnal sie do mojej rodziny! Czy dlatego wlasnie bylem odmiencem? Czy nalezalem do tych nieszczesliwych duchow, ktore za swoje winy sa przywiazane do przeszlej egzystencji, ktore powstrzymuje jakies nie wypelnione zadanie? Czy pozwolono mi (czy tez wynikalo to z mojego wrodzonego uporu?) zatrzymac dawne wspomnienia, bym mogl pomscic doznana krzywde?