– Wierze w to, co mowilas mi o Pryszlaku. Moze byl na jakims tropie. Moze odkryl, ze zlo jest sila fizyczna sama w sobie i szukal sposobu, aby wykorzystac te sile. Ale wszystko skonczylo sie wraz ze smiercia Pryszlaka i jego zwariowanych zwolennikow. Czy nie rozumiesz tego?
Jessica westchnela gleboko.
– Juz sama nie wiem. Moze przekonania ojca wplywaja na moje opinie. Tak dobrze znal lego czlowieka. Ich umyslowe mozliwosci byly niespotykane” zupelnie wyjatkowe. A do tego slepota ojca zwiekszyla zdolnosc percepcji pozazmyslowej, o ktorej z nikim nie chcial rozmawiac, uwazajac to za swa osobista sprawe.
– Nawet z toba? Pokrecila przeczaco glowa.
– Pewnego dnia to zrobi, kiedy nadejdzie odpowiedni moment.
Zasmiala sie jakos dziwnie.
– Ojciec porownuje siebie do badacza, ktory nie moze poprowadzic innych, dopoki sam nie znajdzie wlasciwej drogi. Uwaza, ze Pryszlak wyprzedzil go na tej drodze.
– Podczas moich badan spotkalem wielu takich jak Pryszlak. Oczywiscie nie o tak skrajnych pogladach, ale wszystkich cechowal taki sam fanatyzm jak czlowieka, o ktorym mi opowiadalas. To jest jak zarazliwa choroba, Jessico. Niemal juz sam zaczalem jej ulegac, kiedy z pewnych przyczyn doznalem zawodu.
– Ale zawsze wystarczalo, ze cos uznales za „nie wyjasnione zjawisko”, i sprawe odkladales na bok – w jej glosie nie bylo sarkazmu, tylko bezradnosc.
– Tak, chwilowo, to jest tak jak z UFO: wytlumaczenie tego zjawiska to tylko kwestia czasu. Pokiwala glowa ze zrozumieniem.
– W porzadku, Chris. Moze to dobrze miec takiego cynika jak ty, weszacego w tej dziedzinie; my mamy za maly dystans do tego, co robimy. Mysle jednak, ze nawet przed soba nie chcesz sie przyznac, jak byles wstrzasniety tym, co przezyles w Beechwood. Moze dlatego poleciles, by dom zostal natychmiast zburzony, zeby w ten sposob wypedzic nawiedzajace cie duchy.
Nie wiedzial, co odpowiedziec; prawda nie byla jasna nawet dla niego. Sprobowal zatem obrocic to w zart.
– Coz, gdybym w to uwierzyl, zabiloby to we mnie racjonalna istote.
Usmiechnela sie i powiedziala:
– Dzieki, ze mi to wszystko opowiedziales, Chris. Wiem, ze to nie bylo latwe.
Bishop usmiechnal sie szeroko.
– Nie bylo, ale pomoglo mi. Ciesze sie, ze nareszcie moglem o tym z kims pogadac. Wstal z lawki i spojrzal na nia.
– Przepros w moim imieniu ojca, dobrze? Nie dla zabawy chcialem to wszystko tak szybko zakonczyc. Myslalem, ze tak bedzie lepiej. Naprawde.
– Jestesmy ci winni pieniadze.
– Za pol dnia pracy? Daj spokoj. Chcial odejsc, ale zatrzymala go pytajac:
– Czy zobaczymy sie jeszcze? Zmieszany odpowiedzial:
– Mam nadzieje.
Jessica patrzyla, jak opuszczal park przez wyjscie prowadzace w kierunku Baker Street. Siegnela do wiszacej na ramieniu torebki i wyciagnela papierosa. Zapalila go i gleboko zaciagnela sie dymem. Byl dziwnym czlowiekiem, uczuciowym. Ale teraz rozumiala juz jego cynizm i cala jej zlosc na niego gdzies sie ulotnila. Chcialaby jakos pomoc Bishopowi. Chcialaby takze pomoc swojemu ojcu uwolnic sie od obsesji zwiazanej z Pryszlakiem. Chciala, zeby to wszystko sie skonczylo, ale, podobnie jak Jacob, instynktownie wiedziala, ze tak sie nie stanie.
Przestraszylo ja glosne kwakanie, zobaczyla jak dwie kaczki zawziecie walczyly o malutkie kawalki chleba, ktore rzucala im starsza kobieta. Jessica wstala z lawki i starajac sie ochronic przed wilgotnym powietrzem, dokladnie otulila sie plaszczem. Zatrzymala sie na pokrytej zwirem sciezce, by zgasic nie dopalonego papierosa, nastepnie wrzucila polamany niedopalek do najblizszego kosza. Rece schowala gleboko do kieszeni i powoli ruszyla do wyjscia.
Specjalna ekipa rozpoczela burzenie domu, maszyny rozwalaly sciany Beechwood, ludzie zawziecie walili ciezkimi mlotami. Sasiedzi gapili sie, zdziwieni naglym atakiem na dom, a ci, ktorzy znali jego historie, cieszyli sie, ze zostanie zniszczony. Po dwoch dniach pozostala tylko gora gruzu, niewidoczna wyrwa miedzy domami Willow Road, pustka, ktora wypelniala sie tylko wtedy, gdy zapadala noc. Postawiono masywna, drewniana barierke, aby powstrzymac ciekawskich, szczegolnie dzieci, przed wchodzeniem na teren parceli, rumowisko bylo niebezpieczne, gdyz podloga parteru tylko czesciowo sie zapadla. Przez niewielkie dziury mozna bylo wpasc do piwnicy.
Cienie pod rumowiskiem zapraszaly noc, zlewajac sie z nia, stajac sie bardziej rzeczywiste, a przez otwory zdawala sie wypelzac ciemnosc piwnicy, jak zywa, oddychajaca istota.
Czesc druga
Obejrzyj sie na przymierze twoje; albowiem i najciemniejsze katy ziemi pelne jaskin drapiestwa.
Psalm LXXIV:20
ROZDZIAL JEDENASTY
Nadinspektor Peck jeknal w duchu, gdy granada miekko zahamowala.
– Wyglada jak Armageddon – rzucil kierowcy, ktory w odpowiedzi zasmial sie cicho.
Peck wygramolil sie z samochodu i szybko ocenil sytuacje. Swad dymu wciaz unosil sie w powietrzu i ogromne kaluze wody zalewaly Willow Road, tworzac male, blyszczace jeziorka. Strazacy polewali zgliszcza trzech zniszczonych przez ogien domow, ktorych jasnoczerwone sciany kontrastowaly z ponura szaroscia ulicy. W poblizu, z szeroko otwartymi drzwiami, stal ambulans, gotowy na przyjecie kolejnych ofiar. Z tlumu wstrzasnietych gapiow oderwala sie ubrana na niebiesko postac i pospieszyla w kierunku Pecka.
– Nadinspektor Peck? Otrzymalem wiadomosc, ze jest pan w drodze.
Umundurowany mezczyzna szybko zasalutowal, co Peck skwitowal lekkim kiwnieciem glowy.
– Inspektor Ross z lokalnej policji, jak sadze?
– Tak, sir. Mamy tu cholerne zamieszanie. Ruchem glowy wskazal na sceny, rozgrywajace sie w dalszej czesci ulicy.
– Mysle, ze najpierw trzeba stad usunac wszystkich, ktorzy nie sa bezposrednio zamieszani w cala te historie z ostatniej nocy.
– Wlasnie mialem to zrobic. Problem polega na tym, ze polowa z nich jest zamieszana.
Peck ze zdziwieniem uniosl brwi, ale nic nie powiedzial. Ross przywolal sierzanta.
– Kaz im rozejsc sie do domow, Tom. Zglosimy sie do wszystkich, by zlozyli zeznania. I niech prasa wycofa sie na koniec ulicy; pozniej podamy oficjalne oswiadczenie. Myslalem, ze postawiles ludzi przy obu koncach ulicy, by zatrzymywali kazdego, kto chcialby sie tu przedostac.
– Obstawilem ulice. Nic nie pomaga.
– Rozumiem, skontaktuj sie z dowodztwem, niech przysla nam zapory. Powiedz im tez, ze potrzebujemy wiecej ludzi. A na razie wszyscy cywile niech opuszcza ulice. Natychmiast.
Sierzant odszedl, ostrym tonem zaczal wydawac polecenia zarowno swoim ludziom, jak i tloczacym sie gapiom. Ross odwrocil sie do Pecka, ktory powiedzial:
– W porzadku, inspektorze. Chodzmy do samochodu i przez chwile porozmawiajmy w spokoju.
Gdy znalezli sie w srodku, Peck zapalil papierosa i uchylil tylna szybe, aby dym mogl ulatywac.
– Wiec slucham – rzekl, patrzac z roztargnieniem na to, co dzialo sie na zewnatrz.