puscic drzwi od strony Bishopa. Powoli i systematycznie Bishop podwazal palce mezczyzny, az oderwal jego rece od drzwi. Jessica poczula lekki, lecz przyprawiajacy ja o mdlosci wstrzas, gdy samochod przejechal po nogach mezczyzny.
Simpson skierowal sie w strone chodnika, ktory sprawial wrazenie mniej zatloczonego niz jezdnia. Na maske samochodu wskoczyla kobieta i przywarla don, wpatrujac sie oszalalymi oczami w przednia szybe. Dopiero gdy samochod wjechal na kraweznik, gwaltowny wstrzas zrzucil ja na ziemie. Bishop odwrocil sie, lecz nie dojrzal Ropera, a jedynie mase czarnych postaci, ktore oblepily rovera. Rozlegl sie kolejny strzal, a potem ogluszajacy huk, gdy eksplodowal zbiornik paliwa samochodu patrolowego. Ktos – prawdopodobnie ten sam mezczyzna, ktory zabil dwoch policjantow – celowo wypalil w karoserie rovera. W powietrze uniosla sie wielka plomienna kula, zabijajac stojacych zbyt blisko, parzac innych. Wybuch oswietlil ulice, lecz cienie szybko powrocily, odpychane jedynie czerwonym blaskiem ognia.
Granada wjechala znowu na jezdnie, omijajac najwieksze skupiska ludzkie i pomknela naprzod, kierujac sie ku skrzyzowaniu przy koncu Willow Road. Swiatla reflektorow uchwycily mezczyzne, ktory wybiegl naprzod i rzucil prosto w szybe butelka od mleka. Bishop i kierowca jednoczesnie zakryli twarze rekami, kiedy zobaczyli przed soba pajeczyne popekanego szkla. Simpson, prawie nie zwalniajac, wybil dziure, zeby moc cos widziec, i krzyknal do Bishopa:
– Wez moj pistolet, rozbij nim szybe!
Szybko rozchylil marynarke; Bishop zobaczyl kolbe pistoletu wystajaca z kabury przyczepionej do pasa. Policjant rozluznil zapiecie, nadal wpatrujac sie w postrzepiona dziure, ktora sam wybil. Bishop wyciagnal pistolet i rozbil szklo, tworzac wiekszy otwor. Wiatr wdarl sie do srodka, ale prawie tego nie zauwazyli. Na koncu Willow Road samochod gwaltownie zakrecil, rozplaszczone opony desperacko czepialy sie jezdni, usilujac sie na niej utrzymac, Bishop rzucony na drzwi trzymal sie ich mocno, dopoki samochod nie odzyskal rownowagi. Przez szybe naprzeciwko rzucil ostatnie spojrzenie na Willow Road, nim znalezli sie za rogiem i domy przeslonily mu widok. Dojrzal tylko swiatla, plomienie i walczacych ludzi. Teraz ogarnela ich ciemnosc, w ktora zaglebialy sie ich reflektory.
Bishop poczul w reku zimny metal. Wyciagnal dlon do kierowcy.
– Panski pistolet.
Wiatr bijacy w twarz kierowcy sprawil, ze zmruzyl silnie oczy i nie odrywal ich od drogi.
– Niech pan go trzyma. Musze” pilnowac kierownicy. W razie potrzeby, niech go pan uzyje bez wahania.
Bishop chcial zaprotestowac, ale rozmyslil sie. Kierowca mial racje: nie moze jednoczesnie prowadzic i ochraniac ich. Dobrze, ze wszyscy starsi ranga policjanci zostali uzbrojeni – cala policja otrzymalaby bron, gdyby jej wystarczylo – liczba ofiar Ciemnosci zwiekszala sie z dnia na dzien. Czy tez, mowiac dokladniej, z nocy na noc.
Zakrecil boczna szybe i odwrocil sie do trojga siedzacych z tylu pasazerow.
– Wszystko w porzadku? – spytal, przekrzykujac ryk silnika i swist wiatru.
Z trudem rozroznial w ciemnosci ich sylwetki. Twarz Jessiki przyblizyla sie do niego.
– Mysle, ze oboje sa w szoku, Chris.
– Nie, nie. Dobrze sie czuje – odezwal sie Kulek. – To po prostu bylo takie… przygnebiajace. Sila stala sie tak wielka.
Bishop wyczul, ze niewidomy mezczyzna jest calkowicie wyczerpany i podzielal jego poczucie kleski. Jak mozna pokonac cos nieuchwytnego, cos, co nie ma materialnego ksztaltu, fizycznego jadra? Jak zniszczyc energie plynaca z mozgu? Nad zyjacymi, ktorzy oddali sie Ciemnosci, mozna zapanowac, mozna ich zabic, lecz sam akt zabijania wzmaga tylko te energie.
Samochod nagle zarzucil, wciskajac Bishopa w siedzenie, gdy kierowca usilowal ominac grupe osob na srodku drogi. Woz skrecil w waska boczna uliczke, pozostawiajac za soba zlorzeczacych ludzi: nie musialy to byc kolejne ofiary Ciemnosci, lecz kierowca nie mial zamiaru zatrzymywac sie i sprawdzac. Z okien wielu domow dochodzily przytlumione blaski, jakby ich mieszkancy zapalali ogien lub swiece, by stworzyc naturalne swiatlo. Inni wychodzili z domow, prowadzac lub niosac ze soba dzieci, wsiadali do samochodow i wlaczali swiatla.
– Wyglada na to, ze nie tylko my chcemy sie wydostac z tych ciemnosci – zauwazyl kierowca, wyprzedzajac jakis samochod.
W oddali widac bylo coraz wiecej swiatel. Ludzie, idac za przykladem sasiadow, pospiesznie wsiadali do samochodow, nie rozumiejac, co sie dzieje, lecz wiedzac, ze otaczajaca ich ciemnosc jest niebezpieczna.
– Niedlugo sie zrobi cholerne zamieszanie! – krzyknal Simpson. – Wszyscy beda chcieli przedostac sie na druga strone rzeki!
– Nie mozna miec o to do nich pretensji – odpowiedzial Bishop.
Musieli sie zatrzymac. Dwa samochody nadjezdzajace z przeciwnych stron wpadly w poslizg i zderzyly sie ze soba. Jechaly wolno i nie doszlo do powaznego wypadku, ale slychac bylo okrzyki bolu i paniki. Za granada zahamowal z piskiem opon nastepny samochod.
– Ci kretyni zablokowali droge.
Policjant obejrzal sie w nadziei, ze uda mu sie wycofac. Ale kolejny pojazd zatrzymal sie za blokujacym ich samochodem i rozlegl sie pelen irytacji ryk klaksonow.
Policjant spogladal to na prawo, to na lewo, kombinujac jak by sie wydostac.
– Trzymajcie sie! – krzyknal, wrzucil wsteczny bieg, mocno przycisnal gaz i niemal natychmiast potem hamulec.
Granada odskoczyla pare stop do tylu, uderzyla w stojacy za nia samochod i zepchnela go na tyle, ze policjant uzyskal cenne pole manewru. Obrocil kierownica i jeszcze raz wjechal na kraweznik. Bishop opadl na siedzenie, nieswiadomie wciskal obcas w podloge, jakby chcial zahamowac, pewien ze w zaden sposob granada nie zmiesci sie miedzy latarnia a niskim murkiem po lewej stronie. Przejechali tylko dlatego, ze samochod znacznie poszerzyl przesmyk, zgarniajac ze soba znaczna czesc murka. Na odglos rozrywanego metalu i walacych sie cegiel Bishop przechylil sie w strone kierowcy, spodziewajac sie, ze w kazdej chwili samochod z jego strony moze sie rozleciec. Policjant szczesliwie ominal dwa rozbite wozy i wjechal z powrotem na jezdnie.
– Zawsze chcialem zrobic cos takiego – powiedzial, usmiechajac sie mimo napiecia.
– Niedzielni kierowcy – skomentowal Bishop, szczesliwy, ze samochod uchowal sie w calosci.
– Dojezdzamy do glownej drogi. Moze dalej bedziemy mogli szybciej jechac.
Optymizm kierowcy okazal sie przedwczesny, gdy bowiem przedostali sie na szeroka jezdnie, ujrzeli, iz skrzyzowanie, regulowane zazwyczaj swiatlami, teraz bylo nieprawdopodobnie zatloczone.
– Skrec w bok, o tam!
Bishop wskazal waski zakret z lewej strony i kierowca bez wahania skierowal tam samochod. W oddali zobaczyli plonacy budynek i ludzi przygladajacych sie temu z ulicy.
– W prawo! – krzyknal Bishop.
Lecz kierowca wczesniej dostrzegl zakret i juz zwalnial. Z gluchym odglosem samochod uderzyl w cos. Zaden z siedzacych z przodu mezczyzn nie widzial, co to bylo: mezczyzna, kobieta czy zablakane zwierze. Kierowca bez slowa znowu przyspieszyl.
Boczna alejka dojechali do innej duzej ulicy; gdy przejezdzali ja w poprzek, granada gwaltownie zahamowala. Z prawej strony ujrzeli zatloczone skrzyzowanie, ktore wlasnie omineli, ze stojacych tam samochodow wyciagano ludzi. Wygladalo to na atak. I znowu nie wiadomo, czy napastnicy byli ofiarami Ciemnosci, czy tylko zdesperowanymi kierowcami, ktorzy za wszelka cene chcieli uciec z tej pozbawionej swiatla czesci miasta. Jakis mezczyzna, w blasku reflektorow, wskoczyl na dach swego samochodu, a czyjes rece wyciagaly sie ku niemu, czepialy sie go, usilujac sciagnac na ziemie. Jego opor ustal nagle, gdy podcieto mu nogi kijem czy tez zelaznym lomem: upadl na dach i zsunal sie z niego wprost miedzy walace wen piesci. Krzyki skierowaly ich uwage w inne miejsce tej gestwiny maszyn: na masce samochodu rozciagnieto kobiete, zdarto z niej ubranie, a niecierpliwe rece unieruchomily jej dlonie i nogi. Falujacy tlum przeslonil im widok, ale poniewaz krzyki stawaly sie coraz przerazliwsze, nie bylo watpliwosci, co sie z nia dzieje. Jessica powiedziala:
– Musimy jej pomoc, Chris, powstrzymaj ich. Reka Bishopa zacisnela sie na pistolecie. Spojrzal w kierunku policjanta, ktory potrzasnal glowa.
– Przykro mi – powiedzial. – Nie mamy szans. Ich jest za duzo.
Bishop wiedzial, ze mezczyzna ma racje. Nie mogl jednak siedziec i patrzec spokojnie na takie okrucienstwo. Kierowca wyczul jego nastroj i szybko przycisnal pedal gazu. Wykrecil w miejscu, oddalajac sie od skrzyzowania. Bishop zatrzasl sie z gniewu i przez chwile zastanawial sie, czy nie przylozyc broni do glowy policjanta.