Ale przy samochodzie, na ktorym zainstalowany byl drugi reflektor, cos sie dzialo. Bishop ledwo widzial walczace postacie i uchylil sie, gdy uslyszal strzal. Do samochodu podbiegli zolnierze z odbezpieczonymi karabinami maszynowymi kaliber 7.62.
W rosnacym zamecie Bishop zobaczyl Edith Metlock, ktora krecila bezladnie glowa i wymachiwala rekami, jakby odparowywala czyjes ciosy. Schenkel kleczal pochylony, zakrywajac twarz dlonmi.
– Chris, pomoz mi!
Jessica starala sie odciagnac od ojca mezczyzne w granatowym mundurze policjanta. Nagle Bishop uswiadomil sobie ze zgroza, ze Ciemnosc ogarnela umysly tych, ktorzy mieli ich chronic. Chwiejnie powstal na nogi i podbiegl ku Jessice, lecz inna postac zdazyla juz do nich dotrzec. Za Kulekiem stal policjant i ciagnal go do tylu, zaciskajac mu reke na gardle, a stojaca przed nimi Jessica usilowala odciagnac jego ramie. Inny mezczyzna zaszedl policjanta od tylu i wbil mu kciuki w miekkie cialo tuz u nasady szczeki, wwiercajac sie nimi coraz glebiej. Policjant krzyknal, zmuszony puscic Kuleka, i gdy sie obrocil, drugi mezczyzna z calej sily walnal go piescia tuz pod nosem, odrzucajac mu glowe do tylu. Nastepny silny cios w odslonieta krtan powalil policjanta na ziemie, gdzie lezal, wijac sie z bolu, z trudem lapiac powietrze.
Bishop zdazyl juz do nich podbiec i w mezczyznie, ktory uratowal Kuleka, rozpoznal inspektora Ropera – podwladnego Pecka.
– Cholerne szajbusy – stwierdzil Roper, nie patrzac juz nawet na rannego policjanta.
Wlasnie wtedy z ogolnego zametu wylonil sie sam Peck.
– Czy wszystko w porzadku, sir? – spytal, wyciagajac reke, by podtrzymac Jacoba Kuleka.
Niewidomy mezczyzna z trudem lapal powietrze, trzymajac sie Jessiki.
– Ja… ja powoli sie ucze odpierac takie ataki – zdolal wykrztusic; na twarzy Pecka pojawil blysk rozbawienia.
– Zabierajmy sie stad – powiedzial Peck. – Zdaje sie, ze polowa Londynu pozbawiona jest pradu. Wszystko sie teraz moze zdarzyc.
Zwrocil sie do Bishopa.
– Nic sie panu nie stalo? Widzialem, jak ten dran zaatakowal pana, zanim zgasly swiatla. Przykro mi, ze nie zdazylem panu pomoc.
– Nic mi nie jest. Dlaczego wysiadly swiatla? Peck wzruszyl ramionami.
– Moze siec byla przeciazona.
– Albo sabotaz.
– W tej chwili to nie ma znaczenia. Najwazniejsze, zebyscie sie znalezli w jakims bezpiecznym miejscu.
– A Edith? Gdzie jest Edith?
Kulek kurczowo trzymal sie Jessiki, bolesnie odczuwajac swoja slepote.
– W dalszym ciagu tam siedzi, ojcze. Jest w transie. Chyba probuje z niego wyjsc.
– Szybko, zaprowadzcie mnie do niej, zanim bedzie za pozno.
– Powinnismy stad uciekac – wtracil Peck.
– Najpierw Edith – powiedzial stanowczo Kulek. – Musimy ja zabrac ze soba.
Jessica podprowadzila ojca do wstrzasanego konwulsjami medium. Roper niespokojnie spojrzal na przelozonego.
– Nie podoba mi sie to, szefie – powiedzial – nie bedziemy mieli zadnej szansy, jesli ten reflektor wysiadzie.
– Chodzmy do samochodow, Frank. Trzeba natychmiast wlaczyc wszystkie swiatla. Gdzie jest ten cholerny komisarz? I ten major, powinien byl juz wszystko zorganizowac.
Lecz nasilajaca sie strzelanina uswiadomila im, ze w tych warunkach sprawna organizacja moze byc dosc trudna, a gdy trzask szkla poprzedzil wygasniecie pozostalych swiatel i teren oswietlaly jedynie latarki, doszli do wniosku, ze jest ona praktycznie niemozliwa.
– Do samochodow, Frank, szybko. Wlaczmy swiatla.
Ktos wpadl na Pecka, a ten odepchnal go szorstko i siegnawszy pod kurtke, wyciagnal pistolet, dyskretnie ukryty w futerale na biodrze.
– Bishop! Gdzie jestes?
– Tutaj.
Idacy za Jessika i Kulekiem Bishop zatrzymal sie, zanim zgaslo ostatnie swiatlo, i stal teraz miedzy nimi a Peckiem.
Inspektor przeklinal panujace ciemnosci. Nawet ksiezyc nie swiecil. Co za cholerna noc wybrali!
– Mozesz podejsc do Kuleka? – wrzasnal, przekrzykujac ogolna wrzawe.
– Tak, sa niedaleko… Jezu!
Peck zrobil kilka krokow w kierunku oddalonego o pare stop ciemnego ksztaltu, teraz i on poczul przenikliwe zimno.
Przez chwile czul zupelna pustke w glowie, odretwiajaca lodowatosc wypelniala kazda ukryta szczeline w jego mozgu. Potknal sie o cos.
– Bishop? Co to jest? Ty tez to czujesz?
– Nie poddawaj sie, Peck. Walcz!
– Co to jest? – krzyknal Peck, przyslaniajac wolna reka oczy i czolo i odsuwajac od siebie bron.
– To Ciemnosc. Bada twoj mozg. Mozesz sie jej przeciwstawic, Peck, ale musisz chciec.
Po pierwszym paralizujacym ataku Bishop odzyskiwal zdolnosc logicznego myslenia i nagle uswiadomil sobie, ze Ciemnosc zabiera tylko tych, ktorzy chca byc zabrani. Musisz zaakceptowac Ciemnosc, zanim wyciagnie po ciebie macki niczym mityczny wampir, ktory bez zaproszenia nie przekroczy progu.
Chwycil Pecka i potrzasnal nim.
– Walcz z nia! – zawyl. – Nie pokona cie, jesli bedziesz walczyl.
Wypuscil z ramion Pecka, ktory osunal sie na ziemie.
– Zabierz ich… zabierz ich stad! – powiedzial jeszcze inspektor.
Bishop nie tracil juz czasu, teraz tylko Peck mogl sam siebie ocalic. Znowu rozlegly sie strzaly, i jedynie krotkie blyski z karabinow rozswietlaly zastygle obrazy. Ciemnosc wokol nich byla ciezka, gesta, ale oczy Bishopa z wolna przyzwyczaily sie do niej i wyrazniej juz rozroznial sylwetki. Zblizyl sie do Jessiki i jej ojca, pochylonych nad Edith Metlock, ktora wciaz wila sie na krzesle.
– Jessico – powiedzial, przyklekajac obok niej – musimy stad uciekac. Tu jest zbyt niebezpiecznie.
– Znecaja sie nad nia. Nie moze wyjsc z transu.
Kulek kurczowo sciskal ramiona medium i cicho powtarzal jego imie. Cialo Edith unioslo sie, zaczelo jej sie zbierac na wymioty. Wydawala urywane, pelne udreki dzwieki, az zsunela sie z krzesla i wymiociny wytrysnely z jej ust lukowatym strumieniem. Bishop poczul, jak cieple, lepkie czasteczki obryzguja mu twarz, w nozdrza uderzyl go obrzydliwy zapach. Rekawem otarl twarz, po czym wyciagnal reke do Edith i pomogl jej usiasc. Nagle z ulicy dotarly do nich swiatla: dwie pary reflektorow omiotly caly teren; to kierowcy przestawiali samochody. Oczy Edith byly szeroko otwarte i wpatrzone w przestrzen, a choc nadal drzala, ustaly szalone konwulsje.
Bishop podniosl sie i podciagnal ja do gory. Nie stawiala oporu, poczul ulge, ze moze stac, chociaz tylko przy jego pomocy.
– Jacob, trzymaj sie Jessiki. Zabieramy sie stad.
– Popelnilismy blad. Nie zdawalismy sobie sprawy z tego szalenstwa, ze zla, ktore nas otacza.
– Juz to wiem. Ale teraz chodzmy.
W glosie Bishopa brzmial gniew, ktorego nie rozumial, lecz cieszyl sie, ze go odczuwa; w pewnym sensie dodawal mu sil.
Na wpol niosac, na wpol ciagnac Edith przez plac, kierowal sie w strone swiatel samochodow, napominajac Jessike i jej ojca, by trzymali sie blisko niego. Zolnierz, ktory stanal im na drodze, niespiesznie podniosl karabin i wycelowal w glowe Bishopa.
W swietle reflektorow najblizej stojacego samochodu Bishop dostrzegl tylko ciemna sylwetke, lecz odgadl zamiar zolnierza. Drgnal, gdy rozlegl sie strzal, i patrzyl, jak zolnierz powoli osuwa sie na ziemie.
– Macie zamiar tak stac przez cala noc? – spytal Peck, wychodzac z ciemnosci przed jarzace sie reflektory samochodowe.
Bishop niemal krzyknal z ulgi; nigdy nie przypuszczal, ze tak sie ucieszy na widok Pecka. Mocniej przytrzymal kobiete, ktora wciaz wpatrywala sie pustym wzrokiem przed siebie, i ruszyl naprzod; dolaczyl do niego Peck,