osmiogodzinne dyzury. Byl jednak takze inny powod sprowadzenia go tutaj. Oficjalnie jego zadaniem byla identyfikacja nazwisk pojawiajacych sie w korespondencji Philippy Balfour, ale Rebus chcial go tu miec rowniez dlatego, ze mieszkanie moglo byc miejscem zbrodni. A moze David Costello mial cos do ukrycia? Na St Leonard’s stawiano na niego jeden do jednego, w Torphichen dwa do jednego, ale na Gayfield byl wyraznym faworytem.
– Rodzice powiedzieli, ze mozesz sie przeniesc do nich do hotelu – powiedzial Rebus, zwracajac ku niemu twarz. – Wynajeli dwa pokoje, wiec pewnie jeden stoi wolny.
Ale Costello nie dal sie zlapac. Przez chwile patrzyl jeszcze na Rebusa w milczeniu, potem uchylil drzwi gabinetu i wsadzil glowe do srodka.
– Znalazla pani cos? – zapytal.
– To moze jeszcze troche potrwac – odparla Siobhan. – Najlepiej spokojnie poczekaj.
– Nic tam pani nie znajdzie. – „Tam” oznaczalo pamiec komputera. Kiedy nic nie odpowiedziala, lekko sie wyprostowal i przechylil glowe w bok. – Zna sie pani na komputerach?
– Ktos to musi zrobic. – Powiedziala to cicho, jakby nie chcac, by ktos to uslyszal.
Chlopak chcial jeszcze cos dodac, jednak rozmyslil sie i wycofal w strone salonu. Rebus zaniosl kubek z herbata do gabinetu.
– Pelna kultura – zauwazyla Clarke, zerkajac na plywajaca w kubku torebke.
– Nie wiedzialem, jak mocna pijesz – wyjasnil Rebus. – No i co o tym myslisz?
Siobhan przez chwile sie zastanowila.
– Zabrzmialo to dosc szczerze – stwierdzila w koncu.
– A moze ty lubisz takich przystojniaczkow?
Parsknela, po czym wylowila torebke i wrzucila ja do kosza.
– Moze – powiedziala. – A ty jak sadzisz?
– Jutro mamy konferencje prasowa – przypomnial jej Rebus. – Myslisz, ze uda nam sie namowic pana Costello do wygloszenia publicznego apelu?
Dwoch detektywow z Gayfield Square objelo wieczorna zmiane. Rebus wrocil do domu i napuscil sobie wody do wanny. Mial ochote sie wymoczyc, wiec pod kran z goraca woda podsunal butelke z plynem do zmywania naczyn. Pamietal, ze tak wlasnie robili jego rodzice, gdy byl jeszcze dzieckiem. Kiedy wracal caly ublocony z boiska, matka robila mu kapiel z plynem do zmywania. Nie chodzilo o to, ze nie bylo ich stac na plyn do kapieli. „Pianka do kapieli to plyn do zmywania dla snobow”, mawiala.
W lazience Philippy Balfour widzial kilkanascie roznych balsamow, tonikow piankowych i aromatycznych olejkow do kapieli. Rebus rozejrzal sie po swojej lazience: maszynka i krem do golenia, pasta do zebow z jedna szczoteczka i kawalek mydla. W szafce na lekarstwa plastry, paracetamol i paczka kondomow.
Zajrzal do srodka – zostal jeszcze jeden. Data przydatnosci opiewala na lato ubieglego roku. Zamknal drzwiczki szafki i natknal sie na swoje odbicie. Szara twarz i takiez pasemka na ciemnych kiedys wlosach. Lekko obwisle policzki, nawet po wysunieciu brody do przodu. Sprobowal sie usmiechnac, ale ukazaly mu sie tylko dawno nie ogladane przez dentyste zeby. Lekarz mu nawet zagrozil, ze jak tak dalej pojdzie, to skresli go z kartoteki.
– Wez sie za siebie, kolego – mruknal do siebie Rebus, odwrocil sie od lustra i zaczal sie rozbierac.
Przyjecie pozegnalne na czesc komisarza „Farmera” Watsona, urzadzone z okazji jego przejscia na emeryture, rozpoczelo sie o szostej. Tak naprawde bylo to juz trzecie czy czwarte spotkanie z kolei, ale prawdopodobnie ostatnie z serii i stanowilo oficjalne pozegnanie komisarza. Klub Policjanta na Leith Walk przystrojono girlandami, balonikami i wielkim transparentem z napisem: ZA ZASLUGI W PRACY NA ZASLUZONY WYPOCZYNEK. Na parkiecie ktos polozyl kostke slomy i ten farmerski akcent uzupelnil nadmuchiwana swinia i owca. Kiedy Rebus dotarl na miejsce, przy barze klebil sie juz tlum. W drzwiach minal sie z wychodzacymi trzema wyzszymi oficerami z Palacu. Rzucil okiem na zegarek: szosta czterdziesci. Odchodzacemu na emeryture komisarzowi poswiecili wiec cale czterdziesci minut swego cennego czasu.
Wczesniej w ciagu dnia na St Leonard’s odbyla sie czesc oficjalna. Rebusa na niej nie bylo, bo mial w tym czasie dyzur jako „opiekun”, ale powiedziano mu, ze przemowienie wyglosil zastepca komendanta Colin Carswell. Zjawilo sie tez paru dawnych kolegow Farmera z jego poprzednich komend – niektorzy tez juz na emeryturze – i ci takze wyglosili krotkie przemowienia. Potem zostali, by wziac udzial w wieczornej imprezie i wygladalo na to, ze przez cale popoludnie wszyscy zdrowo popijali. Krawaty mieli pozdejmowane lub rozluznione i zawadiacko przekrzywione, a twarze spocone od alkoholu. Ktorys z nich spiewal, starajac sie przekrzyczec muzyke dobywajaca sie z glosnikow.
– Czego sie napijesz, John? – zapytal Farmer, ktory na widok Rebusa wstal od stolika i dolaczyl do niego przy barze.
– Moze mala whisky, panie komisarzu.
– Pol butelki slodowej, jak tylko znajdziesz chwile czasu – zakrzyknal Farmer w kierunku barmana zajetego napelnianiem kufli piwem. Zmruzyl oczy i wbil wzrok w Rebusa. – Widziales tych frajerow z Palacu?
– Minalem sie z nimi w drzwiach.
– Wypili po cholernym soczku pomaranczowym, potem szybki uscisk dloni i do domciu. – Farmer staral sie nie belkotac, wiec w rezultacie mowil troche zbyt dobitnie. – Wlasciwie nigdy nie rozumialem terminu „brzuchopasy”, ale teraz go rozumiem: sztuka w sztuke same brzuchopasy.
Rebus usmiechnal sie i poprosil barmana o ardbega.
– Tylko zeby byl podwojny, pamietaj – dodal Farmer.
– Pan tez juz sobie cos lyknal, panie komisarzu? – spytal Rebus.
Farmer wydal policzki.
– Paru starych kumpli przyszlo mnie pozegnac. – Kiwnal glowa w strone stolika.
Rebus podazyl za jego wzrokiem i dostrzegl na stole cala baterie drinkow. Pod sciana stal stol z przekaskami: kanapki, kielbaski w ciescie, chipsy i orzeszki. Rozpoznal wiele znajomych twarzy z roznych komend policji okregu Lothian i Borders. Macari, Allder, Shug Davidson, Roy Frazer. Bill Pryde zatopiony byl w rozmowie z Bobbym Hoganem. Grant Hood stal obok dwoch detektywow z biura kryminalnego, Claverhouse’a i Ormistona, starajac sie sprawiac wrazenie, ze mu na nich wcale nie zalezy. George „Hi-Ho” Silvers byl z kolei w trakcie dochodzenia do wniosku, ze ani posterunkowa Phyllida Hawes, ani sierzant Ellen Wylie nie dadza sie nabrac na jego podryw. Jane Barbour z Palacu opowiadala o czyms posterunkowej Siobhan Clarke, ktora kiedys byla czasowo oddelegowana do wydzialu przestepstw seksualnych, kierowanego przez Barbour.
– Jakby wiadomosc o tym sie rozniosla – zauwazyl Rebus – to by dopiero bandziory mialy uzywanie. Jest ktos, kto jeszcze dzis pracuje?
Farmer rozesmial sie.
– Na St Leonard’s zostaly tylko niedobitki, to prawda.
– Prawdziwy sped. Ciekaw jestem, czy do mnie tez tylu przyjdzie.
– Zaloze sie, ze wiecej. – Farmer pochylil ku niemu glowe. – Zjawia sie wszyscy wodzowie z Palacu, zeby sie upewnic, ze im sie to nie sni.
Teraz Rebus sie rozesmial i uniosl szklanke w gescie toastu za zdrowie. Obaj przez chwile smakowali swoje drinki, potem Farmer oblizal wargi i spytal:
– A ile ci jeszcze zostalo?
Rebus wzruszyl ramionami.
– Nie mam jeszcze trzydziestki.
– Ale chyba duzo ci nie brakuje, co?
– Nie wiem, nie licze. – Ale nie mowil prawdy: przez wiekszosc czasu nie myslal o niczym innym. „Trzydziestka” oznaczala trzydziesci lat sluzby. Wtedy emerytura osiagala maksymalny pulap i wiekszosc oficerow policji czekala na ten moment: emerytura w wieku piecdziesieciu kilku lat i domek nad morzem.
– Opowiem ci cos, czego czesto nie opowiadam – odezwal sie Farmer. – W pierwszym tygodniu pracy w policji posadzili mnie za biurkiem dyzurnego, na nocna zmiane. Ktorejs nocy zjawia sie chlopczyk – niewiele ponad dziesiec lat – idzie prosto do mnie i mowi: „Potluklem moja siore”. – Farmer mowil to z wzrokiem wbitym gdzies w dal. – Jeszcze dzis go widze, pamietam jak wygladal, dokladnie pamietam tez jego slowa: „Potluklem moja siore”. Nie mialem zielonego pojecia, o co mu chodzi. Okazalo sie, ze zepchnal swoja siostre ze schodow i ja zabil.
– Przerwal i pociagnal lyk whisky. – To byl moj pierwszy tydzien pracy w policji. I wiesz, co mi wtedy powiedzial moj sierzant? Powiedzial: „Teraz moze juz byc tylko lepiej”. – Zmusil sie do usmiechu. – Do dzis nie