— Kto jest tym razem? — zapytal z rezygnacja w glosie. — Mam nadzieje, ze nikt wazny?

— Nikt o jakimkolwiek znaczeniu — powiedzial Akorat — jednak sadze, ze powinienes z nia sie spotkac.

— Czy ona nas slyszy?

— Komisarzu! — w glosie Akorata slychac bylo oburzenie, tak jak gdyby ktos zarzucil mu zaniedbanie obowiazkow — oczywiscie. ze nie. Znajduje sie po drugiej stronie tarczy dzwiekochlonnej.

Akorat zawsze wyrazal sie precyzyjnie, co uspokajalo Pitta. Slowa Akorata nigdy nie dawaly sie przeinaczyc.

— Ona? — powiedzial Pitt. — Podejrzewam, ze jest to doktor Insygna. No coz, zastosuj sie do moich instrukcji. Nigdy bez wczesniejszego umowienia sie. Mam jej dosyc na razie, Akorat. Balem jej dosyc przez ostatnie dwanascie lat. Wymysl jakies wytlumaczenie. Powiedz jej, ze medytuje, albo nie. Ona i tak w to nie uwierzy, powiedz lepiej…

— Komisarzu, to nie jest doktor Insygna. Nie przerywalbym ci, dyby to byla ona. To jest… to jest jej corka.

— Jej corka? — szukal w pamieci jej imienia. — Chodzi ci o Marlene Fisher?

— Tak. Naturalnie powiedzialem jej, ze jestes zajety, na co ona odpowiedziala, ze powinienem sie wstydzic, poniewaz klamie, ona widzi z mojego wyrazu twarzy, ze klamie od poczatku do konca i oprocz tego wyczuwa napiecie w moim glosie, wiec nie moge mowic prawdy. — Akorat recytowal to wszystko z duzym zaaferowaniem. — W kazdym razie powiedziala, ze nie odejdzie. Twierdzi, ze spotkasz sie z nia wiedzac, ze to ona. Czy tak komisarzu? Te jej oczy… Wstrzasnely mna, mowiac uczciwie…

— Zdaje sie, ze slyszalem juz cos na temat jej oczu. Dobrze, przyslij ja, przyslij ja, a ja sprobuje zbadac te jej oczy. Poza tym bedzie musiala cos nam wyjasnic.

Weszla. (Niezle sie trzyma — pomyslal Pitt — jest stanowcza, chociaz nie wyzywajaca).

Usiadla, rece luzno na brzuchu, czeka az Pitt zacznie mowic. Pozwolil jej czekac, sam zas przyjrzal sie jej pobieznie. Widywal ja czasami, gdy byla mlodsza, teraz rzadko. Nie byla ladnym dzieckiem i z wiekiem nie stawala sie ladniejsza. Miala szerokie kosci policzkowe, brakowalo jej wdzieku, jej oczy jednak rzeczywiscie byly godne uwagi, podobnie zreszta jak brwi i dlugie rzesy.

— No coz, panno Fisher — zaczal Pitt — powiedziano mi, ze chcesz sie ze mna widziec. Czy moge spytac, dlaczego?

Marlena rzucila na niego chlodne spojrzenie. Byla spokojna.

— Komisarzu Pitt — powiedziala. — Sadze, ze moja matka doniosla panu, iz w rozmowie z przyjacielem wyrazilam sie, ze Ziemia zostanie zniszczona.

Pitt zmarszczyl brwi ponad swoimi, raczej zwyklymi, oczami.

— Tak. wspomniala o tym — powiedzial. — I mam nadzieje, ze zwrocila ci uwage, iz nie nalezy mowic o takich sprawach w tak glupi sposob.

— Zrobila to, komisarzu. Jednak to, ze nie bede mowic, nie oznacza, ze nie mialam racji. Nazywanie tego „glupim' rowniez nie pomoze.

— Jestem komisarzem Rotora, panno Fisher, l do moich obowiazkow nalezy zajecie sie ta sprawa, musisz wiec zostawic ja dla mnie, bez wzgledu na to czy to co powiedzialas, jest prawda, czy tez nie oraz czy jest glupie, czy nie jest glupie. Jak wpadlas na pomysl, ze Ziemia ma zostac zniszczona? Matka powiedziala ci o tym?

— Nie bezposrednio, komisarzu.

— To znaczy posrednio, czy tak?

— Nie miala na to wplywu, komisarzu. Kazdy mowi na wiele sposobow. Dobiera slowa, uzywa intonacji, gestow, mruzy oczy i mruga powiekami, chrzaka. Sa to setki rzeczy… Rozumie mnie pan?

— Doskonale rozumiem. Sam zwracam uwage na te rzeczy.

— I czuje sie pan dumny z tego powodu, komisarzu. Sadzi pan, ze jest pan w tym dobry i miedzy innymi dlatego zostal pan komisarzem.

Pitt wygladal na zaskoczonego.

— Tego nie powiedzialem, mloda osobo.

— Nie, nie slowami, komisarzu. Nie musial pan — spogladala prosto w jego oczy, na jej twarzy nie widac bylo cienia usmiechu, jednak w jej oczach dostrzegl rozbawienie.

— W takim razie, panno Fisher, czy to wlasnie chcialas mi powiedziec?

— Nie, komisarzu. Przyszlam, poniewaz moja matka nie moze zobaczyc sie z panem. Nie, nie mowila mi o tym. Sama na to padlam. Pomyslalam, ze moze zamiast niej przyjmie pan mnie.

— W porzadku, juz tu jestes. Co wiec chcesz mi powiedziec?

— Moja matka nie wydaje sie szczesliwa z powodu mozliwosci zaglady Ziemi. Wie pan, tam jest moj ojciec.

Pitt poczul uklucie gniewu. Jak mozna pozwolic, aby czysto osobista sprawa przeszkadzala w rozwazaniach nad dobrobytem Rotora i cala jego przyszloscia? Ta Insygna, pomimo zaslug i przydatnosci odkrycia Nemezis, juz dawno temu stanela mu oscia w gardle z ta swoja tendencja do ciaglego obierania zlych drog. Teraz, gdy przestal ja przyjmowac, przyslala mu szalona corke.

— Czy wydaje ci sie — zapytal — ze ta zaglada, o ktorej mowisz, darzy sie jutro, a moze za rok?

— Nie, komisarzu, wiem, ze to stanie sie za niecale piec tysiecy lat.

— A wiec jesli tak sie rzeczy maja, twojego ojca dawno juz nie bedzie, podobnie zreszta jak twojej matki, mnie i ciebie. I kiedy nas juz nie bedzie, w dalszym ciagu pozostanie niemal piec tysiecy lat do owej zaglady Ziemi i innych planet Ukladu Slonecznego, ktora mowiac, miedzy nami, nigdy nie nastapi.

— Nie chodzi o czas, komisarzu, chodzi o sama mozliwosc.

— Matka z pewnoscia powiedziala ci, ze zanim nadejdzie ten czas, ludzie z Ukladu Slonecznego beda swiadomi tego, co wedlug ciebie ma nastapic i podejma odpowiednie kroki. Poza tym, jakie mamy prawo, aby narzekac z powodu zniszczenia kilku planet?

Kazdy swiat predzej czy pozniej musi liczyc sie z taka ewentualnoscia. Nawet gdyby wykluczyc prawdopodobienstwo jakichkolwiek zderzen w kosmosie, kazda gwiazda musi przejsc przez stadium czerwonego olbrzyma, co oznacza zniszczenie jej systemu planetarnego. Planety, tak jak ludzie, musza kiedys umrzec. Zycie planet jest troche dluzsze od ludzkiego, i to wszystko. Rozumiesz mnie, mloda damo?

— Tak — odpowiedziala powaznie Marlena. — Pozostaje w dobrych stosunkach z moim komputerem. (Zaloze sie, ze mowi prawde — pomyslal Pitt, a potem bylo juz za pozno, by powstrzymac zlosliwy, sardoniczny usmiech, ktory pojawil sie na jego twarzy. Ona z pewnoscia nie omieszka wykorzystac tego usmiechu.)

Postanowil zakonczyc rozmowe.

— W takim razie zblizamy sie do konca calej sprawy. Mowienie o zagladzie jest glupie, a nawet gdyby nie bylo, ty nie masz z tym nic wspolnego i nie wolno ci o tym mowic, chyba ze ty i twoja matka chcecie miec klopoty.

— Jeszcze nie skonczylismy rozmowy, komisarzu.

— Moja droga panno Fisher, gdy komisarz mowi, ze jest to koniec, to jest to koniec, bez wzgledu na to. co ty o tym sadzisz.

Pitt zaczal sie podnosic, jednak Marlena pozostala na swoim miejscu.

— Poniewaz chce zaproponowac panu cos, o czym pan marzy.

— Co?

— Pozbycie sie mojej matki.

Pitt, zdumiony usiadl z powrotem w fotelu.

— Co chcesz przez to powiedziec?

— Powiem panu, jesli tylko mnie pan wyslucha. Moja matka nie moze dluzej tak zyc. Martwi sie o Ziemie i Uklad Sloneczny i… i czasami mysli o ojcu. Ona wie, ze Nemezis moze oznaczac Nemezis dla calego Ukladu, a poniewaz to ona wymyslila te nazwe, czuje sie wspolodpowiedzialna. Jest bardzo wrazliwa, komisarzu.

— Tak, zauwazylem to.

— I niepokoi pana. Przypomina panu co jakis czas o sprawach, ktore ja absorbuja, a pan nie chce o nich slyszec, odmawia wiec pan przyjmowania jej i chce, zeby odeszla. Moze ja pan odeslac, komisarzu.

— Naprawde? Mamy tylko jedno nowe Osiedle. Czy mam ja wyslac na Nowego Rotora?

— Nie, komisarzu. Na Erytro.

— Erytro? Dlaczego tam? Tylko dlatego, ze chce sie jej pozbyc?

— To jest panski powod, komisarzu, nie moj. Ja chce, zeby znalazla sie na Erytro, poniewaz nie moze

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×