Barman przyjrzal sie nabrzezu i zaklal pod nosem.

– Cholerny palant. Nie nadawal sie wczoraj do plywania lodzia.

– Czy ktos z wczorajszych gosci baru moglby wiedziec, gdzie jest Neal?

– Watpie. Byli bardziej nabuzowani od niego. Tylko jeden nie pil. Fred Grogan. Ale wyszedl przed Nealem.

Trout nadstawil ucha.

– Kto to jest ten Grogan?

– Nieciekawy typ – odparl z pogarda barman. – Mieszka w lesie niedaleko dawnej przetworni. Jedyny miejscowy facet, ktorego nowi wlasciciele nie wywalili z roboty po kupieniu tego interesu. Samotnik. Czasem wpada do miasteczka wielkim czarnym samochodem, jak te, ktore kreca sie w okolicy przetworni.

Barman urwal, spojrzal na morze i oslonil reka oczy. Do portu wplynela mala lodz. Zblizala sie do nabrzeza z duza szybkoscia.

– To Fitzy. Latarnik. Chyba mu sie strasznie spieszy.

Lodka z doczepnym silnikiem dobila do brzegu i siwobrody mezczyzna rzucil cume. Byl wyraznie podekscytowany. Nie wysiadajac z lodzi, zaczal cos belkotac.

– Spokojnie, Fitzy – powiedzial barman. – Nie rozumiem ani slowa.

Brodacz zlapal oddech.

– Dzis w nocy uslyszalem wielki huk. Az szyby w oknach zadrzaly. Pomyslalem, ze pewnie odrzutowiec przelecial nisko. Rano wyszedlem zobaczyc. Wszedzie kawalki drewna. Spojrz na to. – Rozwinal brezent, wyjal poszarpana deske i uniosl nad glowe. Widac bylo wyraznie napis: “Tiffany”.

Barman zacisnal wargi. Wszedl do restauracji i wezwal policje. Potem zadzwonil jeszcze w kilka miejsc. Zaczely sie zjezdzac pick-upy i zorganizowano cala flotylle poszukiwawcza. Kiedy przyjechal szeryf, lodzie z Fitzym na czele byly juz na morzu. Szef policji porozmawial z barmanem i wysluchal jego opowiesci. Niektore lodzie wrocily. Przywiozly nastepne szczatki “Tiffany”. Ale nikt nie znalazl Neala.

Szeryf zadzwonil do strazy przybrzeznej. Obiecali przyslac helikopter, ale wszyscy byli zgodni co do tego, ze Neal po pijanemu wyplynal na przejazdzke lodzia, zapewne uderzyl w skale w poblizu portu i utonal. Troutowie nie skomentowali tego wytlumaczenia, ale w drodze powrotnej do pensjonatu Gamay powiedziala:

– Uwazam, ze Neala zamordowano.

– Chyba nie tylko ja widzialem slady spalenizny na kawalkach drewna. Jego lodz musiala sie zapalic albo po prostu wyleciala w powietrze. Pewnie Neal chwalil sie ryba, ktora zlowil. Dlatego zginal.

W oczach Gamay blysnal gniew.

– O co tu chodzi? Ktos go zabil z powodu ryby?

– Mozliwe.

Pokrecila glowa.

– Biedny facet. Nie moge sie pozbyc mysli, ze czesciowo jestesmy odpowiedzialni…

– Jedynymi odpowiedzialnymi sa jego zabojcy.

– I zaloze sie, ze Oceanus maczal w tym palce.

– Jesli masz racje, my mozemy byc nastepni.

– Wiec proponuje zabrac graty i wyniesc sie stad.

Paul zaparkowal wypozyczony samochod przed pensjonatem. Weszli do srodka, zaplacili rachunek i zabrali swoje torby podrozne. Wlasciciele byli wyraznie zawiedzeni, ze Troutowie juz ich opuszczaja. Chcieli jeszcze porozmawiac, ale Gamay chwycila Paula za rekaw i pociagnela do samochodu. Wsiadla i pomachala gospodarzom na pozegnanie.

– Przepraszam, ze przerwalam te impreze pozegnalna, ale kiedy rozmawialismy, przejezdzal tedy czarny tahoe.

– Wyglada na to, ze wilki sie zbieraja – odrzekl Paul. Skrecil w droge wylotowa z miasteczka i zerknal w lusterko. – Nie mamy jednak ogona.

Spotkali tylko kilka pojazdow, za granicami miasteczka jednopasmowa szosa byla pusta. Wila sie przez geste sosnowe lasy i wznosila stopniowo na wysoki morski brzeg. Po jednej stronie mieli drzewa, po drugiej gleboka przepasc.

Okolo trzech kilometrow za miasteczkiem Gamay obejrzala sie.

– Aha – powiedziala.

Paul rzucil okiem w lusterko i zobaczyl zblizajacego sie czarnego tahoe.

– Musieli czekac na bocznej drodze, az ich miniemy.

Gamay sprawdzila zapiecie pasa.

– Dobra, pokaz im, co potrafisz.

Paul spojrzal na nia z niedowierzaniem.

– Zdajesz sobie sprawe, ze jedziemy szesciocylindrowym sedanem rodzinnym o polowe mniejszym i lzejszym od tamtego czarnego potwora za nami?

– Do jasnej cholery, Paul, nie badz taki dokladny! Wyobraz sobie, ze jestes piratem drogowym z Massachusetts. Po prostu wcisnij gaz do dechy.

– Tak jest, prosze pani – odrzekl pokornie Trout.

Wdepnal pedal do oporu. Samochod przyspieszyl do przyzwoitej szybkosci stu trzydziestu kilometrow na godzine. Tahoe z latwoscia utrzymywal te predkosc. Paulowi udalo sie wycisnac z silnika jeszcze dziesiec kilometrow, ale scigajacy ich samochod zblizal sie.

Zaczela sie seria zakretow odpowiadajacych konturom nadbrzeznych wzgorz. Wypozyczony sedan nie byl autem sportowym, jednak na lukach lepiej trzymal sie drogi niz wielki tahoe.

Scigajacy zostawali w tyle, ale Trout jeszcze sie nie cieszyl. Nie odrywal wzroku od drogi, mocno trzymal kierownice i jechal z szybkoscia zblizona do granicy utraty panowania nad samochodem. Wiedzial, ze wystarczy troche piasku, kamien lub blad w ocenie sytuacji, zeby wypadli z zakretu i zgineli.

Gamay obserwowala tahoe i informowala Paula na biezaco. Opony sedana piszczaly przy kazdej zmianie kierunku. Trout kontrolowal sytuacje. Utrzymywal szybkosc stu, stu dziesieciu kilometrow na godzine. Wyskoczyl na dluga prosta idaca w dol i zobaczyl cos nieprawdopodobnego.

Zza wielkiego glazu wyjechal czarny tahoe. Paul pomyslal przez moment, ze goniacy wyprzedzili ich jakims skrotem.

– Sa dwa! – krzyknela Gamay. – Chca nas wziac miedzy siebie.

Tahoe z przodu blokowal przejazd. Samochod z tylu zblizyl sie szybko. Paul probowal wyprzedzic pierwszego tahoe, ale ilekroc skrecal na pas ruchu z przeciwnego kierunku, tamten zajezdzal mu droge. Zaczal hamowac, zeby uniknac zderzenia. Scigajacy ich tahoe uderzyl w tylny zderzak sedana, wgniotl go do bagaznika.

Trout gwaltownie skontrowal kierownica i udalo mu sie uniknac obrocenia auta. Tahoe znow zaatakowal. Rozszedl sie zapach benzyny z przedziurawionego zbiornika paliwa. Gdy sprobowal zrobic to po raz trzeci, Gamay zdazyla ostrzec Paula.

– W prawo! – krzyknela.

Paul skrecil w prawo i tahoe tylko drasnal jego zderzak.

– Zrezygnowali – powiedziala Gamay, gdy przeciwnicy przerwali te zabawe.

– Pewnie nie na dlugo – odparl Paul.

– Wiec trzeba cos zrobic. W wypozyczalni samochodow beda sie zastanawiali, dlaczego ich auto ma tylko metr dlugosci. O, cholera, znow nadjezdza. W lewo!

Trout szarpnal kierownice. Samochod zjechal na przeciwny pas i Paulowi zjezyly sie wlosy na glowie. Szosa ostro skrecala w prawo. Przeciwnicy mogli ich blokowac do ostatniej chwili. Tahoe z przodu zaslanialby luk drogi. Potem zwolnilby i skrecil, a samochod z tylu zepchnalby ich z klifu.

Paul zawolal do Gamay, zeby sie mocno trzymala. Zacisnal spocone dlonie na kierownicy. Przestal myslec o czymkolwiek, zdal sie tylko na instynkt i czujnie obserwowal widok w lusterku wstecznym.

Samochod z tylu zaczal przyspieszac. Kiedy byl kilkadziesiat centymetrow od jego bagaznika, Paul szarpnal kierownice w prawo.

Sedan wpadl na miekkie, piaszczyste pobocze i wjechal na skarpe powyzej szosy, jak samochod wyscigowy na wirazu toru. Przebijal sie przez gaszcz krzakow i malych drzew. Galezie zgrzytaly o karoserie.

Tahoe przemknal z jego lewej strony. Rozlegl sie przerazliwy pisk opon i huk. Samochod scigajacych przeciwnikow uderzyl w tyl pojazdu blokujacego przejazd. Oba tahoe sczepily sie zderzakami. Pierwszy probowal skrecic, ale rozpedzona masa drugiego samochodu spychala go z drogi. Zlaczone pojazdy wystrzelily z klifu niczym

Вы читаете Podwodny Zabojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату