Usmiechnela sie i pocalowala go lekko w usta.

– Nie moge sie doczekac.

Podziwial ja, ze tak szybko doszla do siebie.

– Zadzwon, gdybys czegos potrzebowala.

Skinela glowa. Austin zyczyl jej dobrej nocy i wszedl do windy. Patrzyla za nim, dopoki drzwi sie nie zasunely. Potem wyjela klucz z zamka i zapukala do innego pokoju. Drzwi otworzyl Marcus Ryan. Na widok napiecia na jej twarzy przestal sie usmiechac.

– Cos sie stalo? – zapytal z troska w glosie. – Jestes taka blada.

– Wystarczy odrobina makijazu. – Wyminela go i wyciagnela sie na sofie. – Zrob mi filizanke mocnej herbaty, potem usiadz i posluchaj.

Opowiedziala mu o napadzie i o tym, jak nagle zostali uratowani. Ryan splotl palce dloni i zapatrzyl sie w przestrzen.

– Austin ma racje. To Oceanus. Jestem tego pewien.

– Ja tez. Tylko nie wiem, kto nas uratowal.

– Austin tez nie wie?

Pokrecila glowa.

– Powiedzial, ze nie.

– Mowil prawde?

– Moze podejrzewa, kim sa, ale nie naciskalam go.

– No, prosze, moj twardy doradca prawny ma jednak jakas slabosc. Austin ci sie podoba, co? – zapytal Ryan z chytrym usmiechem.

– Nie przecze. Jest… inny.

– Musisz przyznac, ze ja tez.

– Owszem – przytaknela z usmiechem. – Dlatego jestesmy kolegami po fachu, a nie kochankami.

Ryan westchnal teatralnie.

– Chyba zawsze bede druhna, nigdy panna mloda.

– Bylbys odrazajaca panna mloda. Poza tym miales okazje nia byc. Jak pamietasz, nie chcialam grac drugich skrzypiec w SOS.

– Nie mam o to pretensji. Jednak gdy chodzi o prace, jestem jak rycerz zakonny.

– Bzdura! Przypadkiem wiem, ze masz dziewczyne w kazdym porcie.

– Do diabla, Therri, nawet mnich musi czasem troche sie zabawic. Porozmawiajmy jednak o twojej intrygujacej znajomosci z Austinem. Myslisz, ze owiniesz go sobie dookola palca?

– Chyba zadna kobieta nie potrafi tego dokonac. – Zmruzyla oczy. – Co ty kombinujesz?

– Pomyslalem, ze chcialbym miec NUMA po naszej stronie. Potrzebujemy silnych ludzi, zeby wziac sie za Oceanusa.

– A jesli NUMA nam nie pomoze?

Wzruszyl ramionami.

– Zrobimy to sami.

Therri pokrecila glowa.

– Nie damy rady. To nie gang uliczny. Sa zbyt potezni. Sam widziales, jak latwo dokonali sabotazu na naszym statku. Jesli nawet Kurt Austin jest zaniepokojony, powinnismy uwazac. Nie mozemy ryzykowac, ze beda nastepne ofiary.

– Nie doceniasz SOS, Therri. Sila bierze sie z wiedzy.

– Nie mow do mnie zagadkami, Marcus.

Ryan usmiechnal sie.

– Mozemy miec asa w rekawie. Wczoraj dzwonil Josh Green. Natrafil na cos ciekawego. Chodzi o dzialania Oceanusa w Kanadzie.

– Jakie dzialania?

– Josh nie byl pewien. Dowiedzial sie o tym od Bena Nighthawka.

– Od tego studenta college’u, ktory pracuje u nas?

Ryan przytaknal.

– Jak wiesz, Nighthawk to kanadyjski Indianin. Dostaje dziwne listy od rodziny w Norm Woods. Jakas korporacja weszla w posiadanie duzego terenu w poblizu ich wioski. Josh zrobil Renowi przysluge i sprawdzil, kto jest wlascicielem. Ziemie kupila fikcyjna firma, zalozona przez Oceanusa.

Therri zapomniala o niedawnych obawach.

– To moze byc slad, ktorego szukamy!

– Tez tak pomyslalem. Dlatego kazalem Joshowi rozejrzec sie na miejscu.

– Wyslales go samego?

– Kiedy zadzwonil, byl w drodze do Kanady na spotkanie z Benem. Nighthawk zna tamte okolice. Bez obaw. Beda ostrozni.

Therri zagryzla wargi. Wrocila myslami do brutalnego napadu w cichej kopenhaskiej uliczce. Szanowala Ryana z wielu roznych powodow, ale czasami jego zapal w dazeniu do celu przeszkadzal mu w ocenie sytuacji.

– Mam nadzieje – mruknela z niepokojem.

19

Gigantyczne pnie drzew wznosily sie jak kolumny w starozytnej swiatyni. Splatane galezie nie przepuszczaly slonca i tworzyly sztuczny mrok przy ziemi. Stary pick-up kolysal sie i podskakiwal na wystajacych korzeniach i glazach niczym lodz podczas sztormu.

Na twardym siedzeniu obok kierowcy trzasl sie Joshua Green. Trzymal reke w gorze, by chronic glowe przed uderzeniami w dach samochodu. Byl ekspertem prawnym Straznikow Morza od ochrony srodowiska. Mial jasne wlosy i szczupla twarz. Ptasi nos i duze, okragle okulary nadawaly mu wyglad wymizerowanej sowy. Dzielnie znosil jazde i nie narzekal, dopoki na kolejnym wyboju omal nie wylecial przez dach kabiny.

– Czuje sie jak ziarno kukurydzy w maszynie do popcornu – powiedzial do kierowcy. – Dlugo jeszcze?

– Okolo pieciu minut. Dalej pojdziemy pieszo – odparl Ben Nighthawk. – Nie twoja wina, ze masz dosyc tej jazdy. I przepraszam za taki transport. Ale tylko to mogl zalatwic moj kuzyn.

Green z rezygnacja skinal glowa i znow wpatrzyl sie w gesty las po obu stronach samochodu. Zanim dostal przydzial do centrali SOS, byl w specjalnej terenowej grupie operacyjnej. Bito go i strzelano do niego, mial nawet na swoim koncie kilka krotkich, lecz niezapomnianych pobytow w wiezieniach przypominajacych sredniowieczne lochy. Uchodzil za czlowieka, ktory nigdy nie traci zimnej krwi. Jego profesorski wyglad maskowal prawdziwego twardziela. Ale nienaturalna ciemnosc dookola dzialala mu na nerwy bardziej niz cokolwiek podczas jego dotychczasowych przygod na morzu.

– Droga mi nie przeszkadza. To ten cholerny las – odrzekl, patrzac na drzewa. – Ciarki czlowieka przechodza. Srodek dnia, swieci slonce, a tu jest ciemno jak w Hadesie. Od razu przypominaja mi sie powiesci Tolkiena. Nie zdziwilbym sie, gdyby wyskoczyl na nas ork albo ogr. O, chyba widzialem Shreka.

Nighthawk rozesmial sie.

– Las rzeczywiscie moze byc straszny dla kogos, kto nie jest do niego przyzwyczajony. Co innego, jesli sie tu wychowales. Drzewa i ciemnosc sa twoimi przyjaciolmi, bo zapewniaja ci ochrone. – Urwal i dodal smutno: – W wiekszosci wypadkow.

Kilka minut pozniej Nighthawk zatrzymal samochod. Wysiedli i staneli w mroku. Nad ich glowami krazyly chmary muszek. Nighthawk wdychal mocny zapach sosen jak najlepsze perfumy. Chlonal widoki i zapachy z wyrazem szczescia na twarzy. Potem wraz z Greenem zalozyli plecaki z aparatami fotograficznymi i filmami, sprzetem biwakowym, woda i jedzeniem.

Nighthawk ruszyl, nie patrzac na kompas.

– Tedy – powiedzial z taka pewnoscia siebie, jakby widzial na ziemi narysowana linie.

Szli w ciszy po grubym dywanie sosnowych igiel, lawirujac miedzy pniami drzew. Byl dokuczliwy upal i po kilku minutach koszule mieli mokre od potu. Z wyjatkiem kep paproci i pagorkow mchu, pod drzewami nic nie roslo. Brak

Вы читаете Podwodny Zabojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату