wody runelo otwartymi pochylniami na ludzi w dole. Obsluga naziemna zostawila cumy i rozbiegla sie. Ci, ktorzy nie puscili lin, znalezli sie w powietrzu, gdy odciazony sterowiec nagle sie uniosl. Potem spadli na ziemie.
Zeppelin sunal naprzod i w gore. Ogromna masa nad ich glowami reagowala z opoznieniem na ruchy kola sterowego. Austin skierowal zeppelina nad morze. W zlocistym blasku wschodzacego slonca zobaczyl sylwetke statku kilka mil od brzegu. Potem jego uwage zwrocilo walenie do drzwi kabiny.
– Zdaje sie, ze nie jestesmy tu mile widziani, Joe – zawolal przez ramie.
Austin skierowal zeppelina w kierunku statku na morzu. Kiedy sie zblizyli, zmniejszyl obroty silnikow. Zavala tak ustawil ster wysokosci, ze zawisli w powietrzu. Wydostali sie przez okna gondoli i chwycili cumy. Z powodu swiezej rany Austin mial pewne trudnosci z utrzymaniem sie na linie. Gdy byli tuz nad morzem, sterowiec zaczal nabierac wysokosci.
Paul pelnil wachte od kilku minut, gdy uslyszal odglos poteznych silnikow. Cos sie dzialo w powietrzu nad terenem Oceanusa. Chwile wczesniej w niebo wystrzelily snopy swiatla. Paul zobaczyl wielki ksztalt i lsniaca w blasku reflektorow metaliczna powloke zeppelina. Sterowiec skierowal sie ku morzu. Im bardziej zblizal sie do statku, tym nizej lecial.
Paul obudzil Gamay i kazal jej zaalarmowac reszte zalogi. Chwile pozniej na pokladzie zjawil sie zaspany kapitan.
– Co sie dzieje? – zapytal.
Paul wskazal zblizajacy sie zeppelin. Sterowiec lsnil w zlocistych promieniach porannego slonca, jakby plonal.
– Lepiej wynosmy sie stad. Nie wiem, czy to przyjaciel, czy wrog.
Kapitan pobiegl na mostek.
Profesor Throckmorton tez przyszedl na poklad.
– Dobry Boze! – krzyknal. – Nigdy w zyciu nie widzialem czegos tak wielkiego.
Zapuszczono silniki i statek ruszyl. Obserwowali, jak sterowiec skreca w lewo i w prawo, wznosi sie i opada. Ale jedno bylo pewne – lecial prosto na nich. Sunal teraz tak nisko, ze liny zwisajace z kadluba dotykaly fal.
Gamay wpatrywala sie w gondole sterownicza. W oknach pojawily sie glowy. Potem dwaj mezczyzni wydostali sie na zewnatrz i zjechali po linach w dol. Pokazala ich Paulowi. Usmiechnal sie szeroko i kazal kapitanowi zatrzymac statek.
– Ale tamci nas dogonia.
– I o to wlasnie chodzi, kapitanie.
Kapitan mruknal cos pod nosem i pobiegl na mostek. Paul i Gamay zebrali kilku czlonkow zalogi i przygotowali ponton motorowy. Gigantyczna sylwetka zeppelina przeslonila niebo. Kiedy sterowiec znalazl sie na trawersie, postacie wiszace na linach opadly do morza w wielkich rozbryzgach wody. Ponton wylowil Zavale i Austina, a Paul i Gamay wciagneli ich na poklad statku.
– Milo z waszej strony, ze wpadliscie – powiedzial Paul.
– Milo z waszej strony, ze na nas czekaliscie – odrzekl Austin.
Usmiechal sie szeroko, nie odrywajac wzroku od zeppelina. Zobaczyl z ulga, ze sterowiec wyrownal lot i oddalil sie od statku. Ludzie Barkera musieli sie wlamac do gondoli. Mieli bron automatyczna i szybko rozprawiliby sie ze statkiem i wszystkimi na pokladzie. Jednak po smierci swojego przywodcy, Toonooka, Kiolya zostali bez szefa.
Gamay fachowo opatrzyla rane Austina. Byla mniej grozna, niz wygladalo. Kurt pocieszal sie, ze przynajmniej bedzie mial takie same blizny po obu stronach klatki piersiowej. On i Zavala siedzieli z Troutami w cieplej mesie przy kawie, kiedy kucharz zapytal, co chca na sniadanie.
Austin zdal sobie sprawe, ze nie jedli od poprzedniego dnia. Poznal po oczach Zavali, ze Joe tez jest glodny.
– Wszystko jedno, byle duzo – odparl.
– Moze ryba w ciescie i jajka? – zaproponowal kucharz.
– Ryba w ciescie? – zapytal Zavala.
– Tak. To nowofundlandzka specjalnosc.
Austin i Zavala wymienili spojrzenia.
– Nie, dziekujemy – odpowiedzieli.
40
Bear zjawil sie zgodnie z obietnica. Therri wywolala pilota przez radio, powiedziala mu, ze musi ewakuowac okolo piecdziesieciu osob, Bear nie zadawal pytan. Wezwal wszystkich pilotow w promieniu stu piecdziesieciu kilometrow. Z roznych kierunkow nadlecialy hydroplany, by zabrac pasazerow z brzegu jeziora. Najpierw wsiedli chorzy i starzy, potem mlodzi. Therri stala na plazy z mieszanymi uczuciami ulgi i smutku. Pomachala na pozegnanie swojej nowej przyjaciolce Rachaeli.
Ryan kwalifikowal sie do odlotu w pierwszej kolejnosci. Prowizorycznie opatrzono mu rane, zeby powstrzymac krwawienie i zapobiec infekcji. Trafil z innymi do malego, ale dobrze wyposazonego prowincjonalnego szpitala. Bracia Aguirrez skorzystali z wlasnego transportu. Wezwali eurocopter, ktory zabral ich na jacht.
Przed odlotem Ben i niektorzy mlodzi mezczyzni z plemienia wybrali sie na druga strone jeziora, zeby sprawdzic, co zostalo z kompleksu Barkera. Po powrocie zameldowali, ze nic juz tam nie ma. Therri zapytala, co stalo sie z diablorybami, ktore ogladala. Ben tylko sie usmiechnal.
– Usmazone.
Therri, Ben i Mercer byli ostatni w kolejce do ewakuacji. Kiedy hydroplan wzbil sie nad rozlegly las, Therri spojrzala w dol na spalone drzewa wokol zniszczonej budowli Barkera.
– Co sie tu stalo? – zawolal Bear przez halas silnika. – Wiecie cos o tym?
– Ktos musial sie bawic zapalkami – odrzekl Mercer. Na widok sceptycznej miny Beara usmiechnal sie szeroko. – Jak dolecimy na miejsce, opowiem ci wszystko przy piwie.
Austin i Zavala w towarzystwie Troutow plyneli do portu na pokladzie statku badawczego Throckmortona. Naukowiec wciaz byl w szoku po odkryciu szalonego planu Barkera. Obiecal zlozyc zeznania przed komisja kongresowa senatora Grahama, kiedy tylko poinformuje parlament kanadyjski o zagrozeniach, jakie stwarzaja genetycznie modyfikowane ryby.
Po powrocie do Waszyngtonu Austin spotkal sie z Sandeckerem i zdal mu relacje z przebiegu operacji. Admiral z zainteresowaniem sluchal opowiesci o smierci Barkera, ale najbardziej fascynowal go Durendal. Trzymal miecz ostroznie w obu rekach.
W przeciwienstwie do wielu ludzi morza Sandecker nie byl przesadny, totez Austin ze zdziwieniem uniosl brwi, kiedy admiral, wpatrzony w lsniace ostrze, mruknal:
– Ten miecz wydaje sie zyc wlasnym zyciem.
– Mialem to samo wrazenie – przyznal Austin. – Kiedy pierwszy raz wzialem go do reki, poczulem dreszcz, jakby przeplynal przeze mnie prad elektryczny.
Sandecker wsunal miecz do pochwy.
– To oczywiscie zabobonne bzdury.
– Oczywiscie. Co pan proponuje z nim zrobic?
– Nie mam zadnych watpliwosci, ze trzeba go zwrocic ostatniemu prawowitemu wlascicielowi.
– Roland nie zyje, a Diego, jesli jest ta mumia, ktora widzialem, nie bedzie w najblizszym czasie roscil pretensji do Durendala.
– Niech pomysle… Nie mialbys nic przeciwko temu, zebym na razie pozyczyl sobie ten miecz?
– Oczywiscie, ze nie, choc moglbym go wykorzystac do przebicia sie przez kupe papierkowej roboty.
Sandecker zapalil cygaro i wrzucil zapalke do kominka. Na jego twarzy pojawil sie usmiech.
– Zawsze uwazalem, ze ogien duzo lepiej wszystko zalatwia niz nasza federalna biurokracja.
Pare dni pozniej Sandecker wezwal Austina. W sluchawce telefonu zatrzeszczal jego glos:
– Kurt, jesli masz chwile czasu, wpadnij do mojego gabinetu. I wez ze soba Joego. Jest u mnie kilka osob,