w twarz, poczul ucisk w piersiach i bol w uszach. Przezwyciezal go, wytezajac miesnie, zaciskajac szczeki. Zimny, szary polmrok gestnial ku dolowi, wesoly blask dnia zmierzchl. Zimna i wroga glebina pokonywala go, macilo mu sie w glowie, piekly oczy. Nagle twarda dlon Miiko dotknela jego ramienia; poczul pod nogami metnie srebrzacy sie piasek. Z wysilkiem odwrocil glowe w kierunku wskazanym przez Miiko, wygial sie, puscil z rak kamien i natychmiast podrzucilo go w gore. Nie pamietal, jak sie znalazl na powierzchni, bo nic nie widzial poprzez czerwona mgle. Z trudem chwytal powietrze ustami… Po krotkiej chwili skutki podwodnego cisnienia ustapily, a w pamieci odzylo to, co zobaczyl. Przez krotkie mgnienie zdazyl przeciez uchwycic tak wiele szczegolow.
Ciemne skaly tworzyly u gory ogromny, strzelisty luk, pod ktorym stal posag olbrzymiego konia. Ani jedna muszla, ani jeden wodorost nie przylgnal do polerowanej powierzchni posagu. Nieznany rzezbiarz pragnal przede wszystkim wyobrazic sile konia. Powiekszyl przednia czesc tulowia, zrobil niezmiernie szeroka piers, uniosl wysoko wygieta w luk szyje. Lewa przednia noga byla podniesiona, okragle kolano wysuniete do przodu, ogromne kopyto prawie dotykalo piersi. Trzy inne nogi z wysilkiem odrywaly sie od podstawy, wskutek czego zdawalo sie, ze kolosalny kon lada chwila runie na patrzacego i zmiazdzy swym ciezarem. Grzywa na karku wygladala niby zebaty grzebien, pysk dotykal piersi, a oczy patrzace spode lba ciskaly blyskawice gniewu, o ktorym rowniez swiadczyly stulone ksztaltne uszy.
Miiko widzac, ze Dar Wiatr czuje sie niezle, pozostawila go na brzegu i znow zanurzyla sie w glebie. Wreszcie, zmeczona nurkowaniem, gdy sie nasycila widokiem swego znaleziska, usiadla obok Dara i dlugo milczala, odzyskujac normalny oddech.
— Ciekawe, z jakich czasow moze pochodzic posag? — zapytala jakby sama siebie.
Dar Wiatr wzruszyl ramionami. Przypomnialo mu sie, co go najbardziej zdziwilo.
— Dlaczego posag nie porosl muszlami i wodorostami?
Miiko odwrocila sie do niego gwaltownie.
— Otoz to wlasnie! Znam podobne znaleziska. Byly powleczone specjalna substancja, ktora nie dopuszczala do przyrastania istot zywych. W takim razie posag powstal mniej wiecej w ostatnim stuleciu Ery Rozbicia Swiata.
Na morzu, miedzy brzegiem a wyspa ktos plynal. Zblizywszy sie podniosl powitalnym gestem reke. Dar Wiatr rozpoznal szerokie ramiona i lsniaca, ciemna skore Mvena Masa. Wysoka, czarna postac wdrapala sie na kamien i wkrotce ukazala sie mokra twarz nowego kierownika stacji kosmicznych, jasniejaca dobrodusznym usmiechem. Szybko uklonil sie malenkiej Miiko i powital Dara Wiatra szerokim, swobodnym gestem.
— Przyjechalismy na jeden dzien z Renem Bozem prosic pana o rade.
— Z Renem Bozem?
— To fizyk z Akademii Granic Wiedzy…
— Troche go znam. Pracuje nad zagadnieniem wspolzaleznosci przestrzeni i pola. Gdzie pan go zostawil?
— Na brzegu. Nie umie plywac. W kazdym razie nie tak jak pan.
Lekki plusk wody przerwal Mvenowi Masowi.
— Poplyne na brzeg, do Vedy — krzyknela juz z wody Miiko. Dar Wiatr usmiechnal sie do niej.
— Plynie z ciekawa wiadomoscia — wyjasnil Myenowi Masowi i opowiedzial o koniu.
Afrykanczyk sluchal bez zainteresowania. W jego spojrzeniu Dar Wiatr odczytal niepokoj i nadzieje.
— Pan ma jakies zmartwienie? Mozemy przystapic od razu do rzeczy.
Mven Mas skorzystal z zachety. Siedzac na skraju skaly ponad glebina kryjaca tajemniczego konia, opowiadal o swoich klopotach, watpliwosciach i wahaniach. Jego spotkanie z Renem Bozem nie bylo przypadkowe. Zjawa przepieknego swiata gwiazdy Epsilon Tukana nie wychodzila mu z pamieci. I od tej nocy zaczal marzyc o przyblizeniu sie do tego swiata, o pokonaniu za wszelka cene potwornej przestrzeni dzielacej ludzi od niego. O tym, zeby odbior nadanego obrazu, sygnalu lub komunikatu nie wymagal szesciuset lat. Zeby mozna bylo wyczuc tetno tego pieknego i tak nam bliskiego zycia, wyciagnac do braci reke poprzez otchlanie kosmosu. Mven Mas skoncentrowal wszystkie swoje wysilki na zapoznaniu sie z nie rozstrzygnietymi kwestiami i licznymi doswiadczeniami, jakie od tysiecy lat prowadzono w zakresie badan przestrzeni jako funkcji materii. Byl to ten sam problem, o ktorym marzyla Veda w owa noc pierwszego wystepu w telewizji Wielkiego Pierscienia…
Badania te prowadzil w Akademii Granic Wiedzy wlasnie Ren Boz, mlody fizyk i matematyk, z ktorym sie Mven zaprzyjaznil tym latwiej, ze mieli wspolne dazenia.
Ren Boz uwazal, iz zagadnienie jest opracowane do tego stopnia, ze moze byc juz mowa o doswiadczeniu eksperymentalnym. Doswiadczenia, jak wszystkiego, co sie odbywa w skali kosmicznej, nie mozna dokonac droga laboratoryjna. Ogromny problem wymagal takze ogromnego eksperymentu. Ren Boz proponowal, aby doswiadczenie przeprowadzic za posrednictwem stacji kosmicznych przy uzyciu calej energii ziemskiej, wlaczajac w to takze rezerwowa stacje energii „Q” na Antarktydzie.
Gdy Dar Wiatr spojrzal uwaznie w plonace oczy Mvena Masa, opanowalo go poczucie niebezpieczenstwa.
— Chce pan wiedziec, jak ja postapilbym w tym wypadku? — zapytal spokojnie.
Mven Mas skinal i zwilzyl jezykiem zaschle wargi.
— Nie przeprowadzalbym doswiadczenia — powiedzial twardo Dar Wiatr, nie wzruszony nieszczesliwa mina Afrykanczyka.
— Tak tez myslalem — wyrwalo sie Myenowi.
— Czemuz pan w takim razie pyta mnie o rade?
— Zdawalo mi sie, ze potrafimy pana przekonac..
— Coz, sprobujcie! Poplyniemy do towarzystwa. Pewnie juz przygotowuja aparature nurkowa, zeby popatrzec na konia!
Veda spiewala, wtorowaly jej dwa nieznane glosy kobiece.
Dojrzawszy plynacych dala im znak, po dziecinnemu zginajac palce rozwartych dloni. Spiew ucichl. Dar Wiatr w jednej z kobiet poznal Evde Nal. Widzial ja po raz pierwszy bez bialej szaty lekarskiej. Jej wysoka, gietka postac wyrozniala sie posrod innych kobiet. Skore miala biala, jeszcze nie opalona. Byla znakomitym psychiatra i obowiazki te prawdopodobnie bardzo ja absorbowaly. Czarne, niemal granatowe wlosy Evdy, zaczesane wzdluz przedzialka, byly wysoko upiete przy skroniach. Waska twarz o wysoko uniesionych kosciach policzkowych i czarne, uwazne, podluznie wykrojone oczy przypominaly egipskiego sfinksa, ktory od czasow pradawnych stal na skraju pustyni przy grobowcach wladcow najstarszego na ziemi panstwa. Minelo dwadziescia wiekow od czasu, kiedy tam, gdzie ongis byla pustynia, wyrosly owoce, zagajniki, a sfinksa przykryto szklanym kloszem.
Dar Wiatr pamietal, ze Evda Nal pochodzila z Peru albo z Chile. Powital ja zgodnie z obyczajem dawnych poludniowoamerykanskich czcicieli slonca.
— Wspolpraca z historykami wyszla panu na dobre — powiedziala Evda. — Prosze podziekowac Vedzie.
Dar Wiatr z pospiechem zwrocil sie w strone swego najmilszego przyjaciela, ale Veda wziawszy go za reke poprowadzila do calkiem mu nie znanej kobiety.
— To Czara Nandi! Jestesmy wszyscy w goscinie u niej i u malarza Karta Sana. Mieszkaja na tym wybrzezu juz od miesiaca. Ich przenosne studio jest tam, na koncu zatoki.
Dar Wiatr wyciagnal reke do mlodej kobiety o ogromnych, niebieskich oczach. Na jedno mgnienie poczul, ze traci pewnosc siebie — w tej kobiecie bylo cos, co ja wyroznialo sposrod wszystkich innych. Stala miedzy Veda Kong i Evda Nal, ktorych piekno, opromienione intelektem i rozumna mysla badawcza, mimo wszystko bladlo wobec niezwyklej urody Czary Nandi.
— Pani imie podobne jest do mego — odezwal sie Dar Wiatr. Kaciki malych ust nieznajomej drgnely w dyskretnym usmiechu.
— Tak jak pan jest podobny do mnie.
Dar Wiatr spojrzal ponad czarna czapa jej gestych, lekko krecacych sie wlosow i usmiechnal sie do Vedy.
— Wietrze, pan nie umie uprzejmie rozmawiac z kobietami — rzekla figlarnie Veda przechylajac glowe na bok.
— Czy to potrzebne, skoro klamstwo nie ma juz racji bytu?
— Potrzebne! — wtracila Evda Nal. — I zawsze bedzie potrzebne.
— Bardzo bym prosil o uzasadnienie tego pogladu. — Dar Wiatr lekko sie zachmurzyl.
— Za miesiac wyglosze prelekcje w Instytucie Psychologii. Bede mowila o znaczeniu emocji bezposrednich… — Evda skinela na zblizajacego sie Myena Masa.