– To normalne. Moim zdaniem jestes odpowiedzialny tylko w tym znaczeniu, ze zachowujesz sie odpowiedzialnie. Zostales, choc wielu odeszloby lub nawet ucieklo. Dlatego mysle, ze istnieje sposob, zeby z powrotem zapedzic tego demona tam, gdzie jego miejsce. I zrobie wszystko, co w mojej mocy, zeby ci w tym pomoc.

Otworzyla plecak.

– Zrobie kilka zdjec, notatek, zbiore pomiary i bede zadawala mnostwo irytujacych pytan.

Cal czul sie poruszony jej bliskoscia, slowami, wiara. Chcial przyciagnac Quinn do siebie i przytulic, mocno przytulic. Powiedziala, ze to normalne, i patrzac na nia, pragnal blogoslawienstwa normalnosci.

Nie w tym miejscu, przypomnial sobie i zrobil krok do tylu.

– Masz godzine. Jesli wyruszymy za godzine, zdazymy wyjsc z lasu na dlugo przed zmierzchem.

– Oczywiscie. – Nie zamierzala sie spierac. Nie tym razem, pomyslala i zabrala sie do pracy.

ROZDZIAL 09

Quinn spedzila mnostwo czasu, zdaniem Cala, snujac sie po polanie, robiac niezliczona ilosc notatek, jeszcze wiecej zdjec malym aparatem cyfrowym i mamroczac pod nosem.

Nie rozumial, jakie efekty moga przyniesc jej badania, ale poniewaz wydawala sie kompletnie zaabsorbowana dzialaniem, siedzial pod drzewem obok chrapiacego Kluska i nie przeszkadzal.

Nie slyszal juz zadnego wycia, nie czul, ze ktos ich sledzi. Moze demon mial inne sprawy naglowie. Albo po prostu obserwowal. I czekal.

Coz, chyba on robil to samo. Nie mial nic przeciwko czekaniu, zwlaszcza gdy mogl podziwiac tak ladny widok.

Byl zafascynowany tym, jak poruszala sie Quinn. Energicznie zdazala ku konkretnemu celowi w jednej chwili, a powoli i niezorganizowanie krecila sie w drugiej. Jak gdyby nie mogla sie zdecydowac, jak powinna podejsc do tematu.

– Dawaliscie go kiedys do analizy? – zapytala. – Sam kamien? Czy ktos dokonal naukowej analizy?

– Tak. Jako nastolatki zeskrobalismy troche i zabralismy do nauczyciela geologii. To wapien. Najzwyklejszy wapien. Kilka lat pozniej – dodal, uprzedzajac dalszy ciag – Gage zabral probke do laboratorium w Nowym Jorku. Ten sam wynik.

– Dobrze. Masz cos przeciwko, zebym tez wziela probke i poslala do laboratorium, z ktorym wspolpracuje?

– Bardzo prosze. – Siegnal do biodra po noz, ale Quinn juz wyjela z kieszeni scyzoryk. Powinien byl sie domyslic, ale i tak sie usmiechnal.

Wiekszosc kobiet, ktore znal, nosila w kieszeni szminke i ani pomyslalaby o scyzoryku. Cal byl pewien, ze Quinn miala i jedno, i drugie.

Obserwowal jej dlonie, gdy zeskrobala troche kamienia do torebki, ktora wyjela z plecaka. Na dwoch palcach i kciuku nosila pierscionki, lsniace teraz w sloncu.

Coraz jasniejszym blaskiem, ktory porazil mu oczy.

Nagle swiatlo sie zmienilo, stalo sie miekkie jak w letni poranek, a cieple powietrze wypelnila wilgoc. Na drzewach pojawily sie paki, rozwinely i wystrzelily zielenia, rzucajac szachownice swiatla i cienia na ziemie i skale.

A takze na kobiete.

Miala dlugie, rozpuszczone wlosy w kolorze miodu, twarz o ostrych rysach i duzych, lekko skosnych oczach. Ubrana byla w dluga, ciemnoniebieska suknie i bialy fartuch. Poruszala sie ostroznie i z gracja, mimo ze byla w zaawansowanej ciazy. Niosla przez polane dwa wiadra, zmierzajac do malej szopy stojacej za skala.

Idac, spiewala glosem jasnym i dzwiecznym jak letni poranek.

– „W zielonym ogrodzie, tam, gdzie na lozu z rumianku lezalam, przy bialym plocie wiejskiego blazna ujrzalam…”.

Na jej widok, na dzwiek jej glosu, Cal poczul milosc tak ogromna, tak gwaltowna, ze myslal, ze peknie mu serce.

W progu szopy pojawil sie mezczyzna z taka sama miloscia wymalowana na twarzy. Kobieta zatrzymala sie, zalotnie odrzucila wlosy i nadal spiewala, kiedy zmierzal w jej strone.

– „Wiejska dziewczyne trzymal w ramionach i slowy slodkimi namawial, by go obdarzyla wdziekami swoimi. Tak mowil do niej: pocaluj, mnie mila, najczulej…”.

Uniosla twarz, podala mu usta. Mezczyzna ja pocalowal i gdy ona rozesmiala sie perliscie, wzial wiadra, postawil na ziemi i zamknal kobiete w objeciach.

– Nie mowilem, ze nie wolno ci nosic wody ani drzewa? Dzwigasz juz wystarczajacy ciezar.

Poglaskal ja po wystajacym brzuchu, a ona przykryla reka jego dlon.

– Nasi synowie sa silni i zdrowi. Dam ci synow, ukochany, tak madrych i dzielnych jak ich ojciec. – Teraz Cal dostrzegl lzy w migdalowych oczach. – Czy musze cie opuscic?

– Nigdy mnie nie opuscisz, nie naprawde. Nie placz. – Scalowal jej lzy, a Cal poczul bolesne uklucie w sercu. – Nie placz.

– Nie. Przysiegalam, ze nie bede ronic lez. – Kobieta usmiechnela sie. – Mamy jeszcze czas. Lagodne poranki i dlugie, letnie dni. To nie smierc. Przysiegasz mi?

– To nie jest smierc. A teraz chodz. Ja wezme wode. Znikneli, a Cal zobaczyl przed soba pochylona Quinn.

Ostrym glosem powtarzala jego imie.

– Wrociles. Byles gdzies indziej. Twoje oczy… zrobily sie czarne i… glebokie, chyba tylko tak moge to okreslic. Gdzie byles, Cal?

– Ona nie jest toba.

– Juz dobrze. – Wczesniej bala sie go dotknac, obawiala sie, ze sama zostanie wciagnieta tam, gdzie przebywal Cal, lub wybudzi go gwaltownie, zanim wizja sie skonczy. Teraz polozyla mu dlon na kolanie. – Kim nie jestem?

– Kobieta, ktora calowalem. Zaczalem, a potem bylas ty, ale przedtem, na poczatku… Jezu. – Przycisnal dlonie do skroni. – Glowa. Potwornie boli mnie glowa.

– Oprzyj sie, zamknij oczy. Ja…

– Zaraz przejdzie. Zawsze szybko mija. My nie jestesmy nimi. Nie chodzi o reinkarnacje. Moze chwilowe opetanie, co i tak jest wystarczajaco straszne.

– Przez kogo?

– A skad ja mam, do diabla, wiedziec? – Glowa bolala go tak potwornie, ze poczul gwaltowne mdlosci i musial opuscic ja miedzy kolana. – Narysowalbym ci cholerny portret, gdybym potrafil. Daj mi chwile.

Quinn wstala, uklekla za plecami Cala i zaczela masowac mu szyje i ramiona.

– Dobrze, juz dobrze. Przepraszam. Chryste. Jakby ktos przewiercal mi glowe elektrycznym swidrem. Juz lepiej. Nie wiem, kim byli, nie wymienili swoich imion, ale najprawdopodobniej to Giles Dent i Ann Hawkins. Najwidoczniej mieszkali tutaj, a ona byla w bardzo zaawansowanej ciazy. Spiewala. – Opowiedzial wszystko, co widzial.

Quinn sluchala, nie przestajac masowac mu ramion.

– A zatem wiedzieli, co nadchodzi, i z tego, co mowisz, on postanowil ja odeslac. „To nie jest smierc”. Interesujace i warte zbadania. Ale mysle, ze na razie masz juz dosyc tego miejsca. I ja tez.

Usiadla na ziemi, wypuscila ze swistem powietrze i wziela jeszcze jeden gleboki oddech.

– On wrocil, kiedy ciebie nie bylo.

– Jezu Chryste. – Cal chcial sie zerwac na rowne nogi, ale Quinn schwycila go za ramie.

– Juz zniknal. Posiedzmy tu chwile, zanim oboje odzyskamy wladze w nogach. Uslyszalam warkot i odwrocilam sie. Ty miales odjazd i musialam zwalczyc moj pierwszy odruch, zeby toba potrzasnac, bo balam sie, ze mnie takze wciagnie.

– A wtedy oboje bylibysmy bezbronni – dokonczyl z gorycza.

– A teraz Pan Odpowiedzialny biczuje sie, bo nie czul, jak wpada w trans i nie walczyl z magiczna sila, zeby

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату