Wygladala, jakby nie mogla usiedziec w miejscu, wiec Fox nie wskazal jej krzesla, a sam oparl sie plecami o biurko.
– Ciezka noc?
– Wrecz przeciwnie. Po prostu nie moge pojac, co tu robie. Nic z tego nie rozumiem, a juz na pewno nie mam pojecia, jaka jest w tym moja rola. Kilka godzin temu powiedzialam sobie, ze spakuje torby i wroce do Nowego Jorku, co zrobilaby kazda osoba przy zdrowych zmyslach. Ale nie zrobilam tego. – Odwrocila sie do niego. – Nie moglam. I tego takze nie rozumiem.
– Jestes tam, gdzie byc powinnas. To najprostsza odpowiedz.
– Boisz sie?
– Przez wiekszosc czasu.
– Ja chyba nigdy tak naprawde sie nie balam. Moze nie bylabym taka piekielnie zdenerwowana, gdybym miala cos do roboty. Jakis cel, zadanie.
– Sluchaj, musze pojechac do klientki, ktora mieszka pare kilometrow za miastem, zawiezc jej dokumenty.
– Och, przepraszam. Przeszkadzam ci.
– Nie i jezeli zaczne uwazac, ze piekne kobiety mi przeszkadzaja, zawiadom, prosze, moja rodzine, zeby mogli sie ze mna pozegnac, zanim umre. Chcialem zaproponowac, zebys pojechala ze mna, bedziesz miala zajecie. I moglabys wypic herbate rumiankowa i przegryzc stare cytrynowe ciastka z pania Oldinger, a to dopiero zadanie. Ona lubi towarzystwo, tak naprawde dlatego kazala mi dopisac pietnasty kodycyl do swojego testamentu.
Fox nie przestawal mowic, wiedzac, ze to moze uspokoic rozedrgana Layle.
– Potem moglbym podjechac do jeszcze jednego klienta, aby oszczedzic mu wycieczki do miasta. Jak skonczymy, Quinn i Cal powinni juz wrocic, wiec moglibysmy do nich zajrzec, zobaczyc, co sie dzieje.
– Mozesz na tak dlugo opuscic biuro?
– Wierz mi – Fox zlapal kurtke i teczke – pani H. da mi znac, jesli bede tu potrzebny. Wiec jesli nie masz nic innego do roboty, poprosze ja, zeby przygotowala dokumenty, ktore mamy zabrac, i pojedziemy.
To lepsze niz uzalanie sie nad soba, uznala Layla. I pomyslala, ze to dziwne, nawet jak na prawnika w malym miasteczku, ze Fox ma stara furgonetke zasmiecona opakowaniami po paczkach.
– Co robisz dla tego drugiego klienta?
– To Charlie Deen. W drodze do domu mial kolizje z jednym pijanym gosciem i teraz towarzystwo ubezpieczeniowe kwestionuje rachunki za leczenie. Po moim trupie.
– Rozwody, testamenty, uszkodzenia ciala. Nie masz specjalizacji?
– Specjalizuje sie w prawie w kazdej postaci – powiedzial i poslal jej usmiech, zarazem czuly i zuchwaly. – Poza prawem podatkowym, jesli moge tego uniknac. Te dzialke zostawiam mojej siostrze. Ona zajmuje sie prawem podatkowym i przedsiebiorstw.
– Ale nie prowadzicie wspolnej praktyki.
– Byloby nam trudno. Sage pojechala do Seattle, zeby zostac homo.
– Slucham?
– Przepraszam. – Wyjechali za miasto i Fox dodal gazu. – Rodzinny zart. Chcialem powiedziec, ze moja siostra jest lesbijka i mieszka w Seattle. Jest aktywistka ruchu gejowskiego i razem z partnerka, z ktora jest od, hmm… osmiu lat, prowadza firme o nazwie „Dziewczyna z Dziewczyna”. Serio – dodal, gdy Layla milczala. – Specjalizuja sie w poradach dla gejow.
– Twoja rodzina ma cos przeciwko?
– Zartujesz? Moi rodzice lykneli to jak tofu. Kiedy Sage i Paula – to jej partnerka – braly slub, w kazdym razie przysiegaly sobie na cale zycie, wszyscy pojechalismy do nich i swietowalismy jak pacjenci szpitala psychiatrycznego. Jest szczesliwa i tylko to sie liczy. Dla moich rodzicow alternatywny sposob zycia to tylko bonus. A jak juz mowimy o rodzinie, tu mieszka moj mlodszy brat.
Layla zobaczyla dlugi dom ukryty wsrod drzew. Znak na zakrecie drogi glosil „Garncarstwo w Hawkins Creek”.
– Twoj brat jest garncarzem?
– Tak, i to dobrym. Tak jak moja matka, kiedy ma nastroj. Chcesz do niego zajrzec?
– Och, ja…
– Lepiej nie – uznal. – Ridge zacznie gadac, a pewnie pani H. dzwonila juz do pani Oldinger i uprzedzila ja o naszej wizycie. Innym razem.
– Dobrze. – Rozmowa, pomyslala Layla. Pogawedka. Pozory normalnosci. – A zatem masz brata i siostre.
– Dwie siostry. Moja mlodsza siostra jest wlascicielka wegetarianskiej restauracji w Hollow, w sumie calkiem niezlej. Z calej czworki ja najbardziej zboczylem z uslanej kwiatami sciezki, ktora wytyczyli nasi alternatywni rodzice. Ale i tak mnie kochaja. Wystarczy o mnie, a jak jest u ciebie?
– Coz… Nie mam tak ciekawej rodziny jak twoja, ale jestem pewna, ze mama trzyma jeszcze jakies stare nagrania Janis Joplin.
– Prosze, znowu dziwny i znaczacy zbieg okolicznosci. Layla zaczela sie smiac i nagle westchnela z radosci na widok jelenia.
– Spojrz! Ach, popatrz. Czyz nie sa wspaniale, kiedy tak pasa sie pod drzewami?
Fox zaparkowal na waskim poboczu, zeby mogla sie lepiej przyjrzec.
– Pewnie jestes przyzwyczajony do tego widoku – powiedziala.
– Co nie znaczy, ze go nie doceniam. Jak bylem dzieckiem, musielismy wyganiac z farmy cale stada.
– Wychowywales sie na farmie. W glosie Layli zabrzmiala zazdrosc dziecka z miasta, swiadczaca, ze oczami wyobrazni widziala piekne jelenie, kroliczki, sloneczniki i puchate kurczaczki. A nie orke, gracowanie, pielenie, zniwa.
– Male gospodarstwo rodzinne. Uprawialismy wlasne warzywa, mielismy kurczaki i kozy, pszczoly. Sprzedawalismy troche nadwyzek, rekodzielo mojej matki, stolarke ojca.
– Czy oni wciaz tam mieszkaja? – Tak.
– Jak bylam mala, moi rodzice mieli maly sklepik z ubraniami. Sprzedali go jakies pietnascie lat temu. Chcialabym, zeby… Och Boze! O moj Boze!
Schwycila mocno Foxa za ramie.
Sposrod drzew wyskoczyl wilk i wczepil sie zebami w grzbiet jelenia. Ofiara wierzgala, ryczala – Layla slyszala rozpaczliwe wrzaski pelne strachu i bolu – i krwawila, a reszta stada nie przestawala skubac trawy.
– On nie jest prawdziwy. Glos Foxa wydal sie Layli cichy i odlegly. Przed jej przerazonymi oczami wilk powalil jelenia i zaczal rozrywac go na strzepy.
– To nie jest prawdziwe – powtorzyl Fox. Polozyl dlonie na jej ramionach i Layla poczula, ze cos kaze jej odwrocic wzrok od jatki na drodze i popatrzec na niego. – Patrz tam, prosto na nie – polecil. – I zobacz, ze to nieprawda.
Krew byla taka rzeczywista, tak czerwona. Splywala potwornym deszczem na zimowa trawe waskiego pola.
– To nie jest prawdziwe.
– Nie wymawiaj tylko tych slow, lecz je zrozum. On klamie, Layla. Zyje dzieki klamstwu. To nie jest prawdziwe.
Layla zaczerpnela tchu i wypuscila powietrze.
– To nieprawda. To klamstwo. – Odwrocila sie i popatrzyla na Foxa. – Jak ty to wytrzymujesz?
– Dzieki wiedzy – tak, jak wiedzialem, ze to nie jest prawdziwe – ze pewnego dnia, w jakis sposob, skopiemy mu tylek.
Layla czula, jak piecze ja wyschniete gardlo.
– Cos mi zrobiles. Kiedy wziales mnie za ramiona i mowiles do mnie, cos ze mna zrobiles.
– Nie – zaprzeczyl bez wyrzutow sumienia, bo zrobil cos dla niej. – Pomoglem ci tylko pamietac, ze to nieprawda. Jedziemy do pani Oldinger. Zaloze sie, ze teraz nie pogardzisz herbatka z rumianku.
– A bedzie miala do niej jakas whisky?
– Nie zdziwilbym sie. Quinn widziala juz miedzy drzewami dom Cala, gdy uslyszala sygnal esemesa.
– Cholera, dlaczego po prostu do mnie nie zadzwonila?
– Mogla probowac. W lesie jest mnostwo miejsc, w ktorych nie ma zasiegu.