– Mam dla ciebie zajecie.
– Dzieki Bogu. Jestem przyzwyczajona do pracy i jeszcze bardziej sie denerwuje, kiedy nie mam nic do roboty.
– Chodz ze mna. Nie zostawiaj tu wszystkich kwiatow, powinnas zabrac czesc do swojego pokoju.
– Pomyslalam, ze beda do domu. Fox nie kupil ich dla mnie ani…
– Dal je tobie. Zabierz troche na gore. Ja moge wziac tulipany. – Zeby zakonczyc sprawe, Quinn sama wziela maly wazon i smukla butelke. – Och, kawa.
– Ja to zrobie. – Layla nalala kawy dla Quinn, a dla siebie wziela butelke wody. – Czym bede sie zajmowac?
– Ksiazkami.
– Mamy juz ksiazki z biblioteki.
– Te sa z prywatnych zbiorow Estelle Hawkins. Niektore to pamietniki. Dopiero zaczelam je przegladac – wyjasnila Quinn, gdy szly po schodach. – Wrocilam niedlugo przed toba, ale widzialam, ze trzy napisala Ann Hawkins, po urodzeniu dzieci. Synow Milesa Denta.
– Ale pani Hawkins musiala juz je czytac, pokazywac Calowi.
– To prawda, wszystkie zostaly przeczytane i przestudiowane w te i z powrotem. Ale nie przez nas, Layla. Mamy swieze spojrzenie, inny punkt widzenia. – Skrecila do pokoju Layli, postawila kwiaty i idac do gabinetu, wziela od przyjaciolki kubek z kawa. – Juz zapisalam pierwsze pytanie: gdzie sa pozostale?
– Pozostale dzienniki?
– Reszta pamietnikow Ann, bo zaloze sie, ze bylo ich wiecej. Gdzie sie podzialy zapiski, ktore robila, mieszkajac z Dentem, kiedy byla w ciazy? Mam nadzieje, ze uda sie rozwiazac te tajemnice. Gdzie sa te pamietniki i dlaczego nie ma ich z innymi?
– Jesli nawet napisala cos wiecej, to dzienniki mogly zostac zniszczone lub zaginac.
– Miejmy nadzieje, ze nie. – Quinn usiadla i z blyszczacymi oczami wziela do reki mala ksiazeczke oprawna w brazowa skore. – Bo mysle, ze Ann znala odpowiedzi na nasze pytania.
Cal az do siodmej nie mogl sie wyrwac z kregielni, a i tak wyszedl z poczuciem winy, ze zostawia wszystko na glowie ojca. Poznym popoludniem zadzwonil do Quinn, zeby jej powiedziec, ze przyjdzie, kiedy tylko bedzie mogl. Wydawala sie roztargniona i polecila mu tylko, zeby przyniosl cos do jedzenia.
Bedzie musiala zadowolic sie pizza, pomyslal, niosac pudelka po schodach. Nie mial ani czasu, ani okazji dowiedziec sie, na czym polegala jej zmiana stylu zycia.
Pukajac, poczul na karku lodowaty podmuch i obejrzal sie nerwowo przez ramie. Cos sie wydarzy, pomyslal. Wiatr cos niesie.
Drzwi otworzyl Fox.
– Dzieki Bogu, pizza i testosteron. Jestem tu w mniejszosci, koles.
– Gdzie jest estrogen?
– Na gorze. Zakopany w ksiazkach i notatkach. Layla robi wykresy. Popelnilem blad i powiedzialem, ze mam w biurze biala tablice do pisania. Kazaly mi ja tu przyniesc i wtargac po schodach. – Gdy tylko Cal postawil pudelka na stole, Fox otworzyl jedno i wzial kawalek pizzy. – Mowily cos o kartach indeksowych. Kolorowych. Nie zostawiaj mnie tu wiecej samego.
Cal chrzaknal, otworzyl drzwi lodowki i znalazl w niej to, o czym marzyl – piwo.
– Moze my nigdy nie bylismy dostatecznie zorganizowani i dlatego umknely nam jakies szczegoly. Moze… – Przerwal, gdy do kuchni wpadla Quinn.
– Czesc! Pizza. Och rety. Coz, spale ja sila woli i rundka na silowni jutro rano.
Wyjela talerze i podala jeden Foxowi, ktory juz konczyl pierwszy kawalek, po czym zwrocila sie do Cala z tym swoim usmiechem.
– Masz dla mnie cos jeszcze? Cal pochylil sie i pocalowal ja w usta.
– Mam to.
– Co za zbieg okolicznosci, wlasnie na to mialam ochote. Moze jeszcze troche? – Zlapala go za koszule i pociagnela w dol na duzo dluzszy pocalunek.
– Chcecie, zebym wyszedl? Moge zabrac ze soba pizze?
– Wlasciwie… – zaczal Cal.
– Dobra, dobra. – Quinn poklepala go po piersi, zeby sie odsunal. – Mamusia i tatus tylko mowili sobie „dzien dobry” – wyjasnila Foxowi. – Chodzmy do jadalni i zjedzmy jak cywilizowani ludzie. Layla juz schodzi.
– Dlaczego ja nie moge przywitac sie z mamusia? – poskarzyl sie Fox, gdy Quinn wyszla z talerzami.
– Bo wtedy musialbym stluc cie do nieprzytomnosci.
– Juz to widze. – Rozbawiony Fox wzial pudelka z pizza i ruszyl za Quinn. – Wez trunki, bracie.
Gdy tylko usiedli, rozlozyli talerze i serwetki i nalali napoje, do jadalni weszla Layla z jedna duza i kilkoma mniejszymi miskami.
– Zrobilam to wczesniej. Nie wiedzialam, co przyniesiesz – powiedziala do Cala.
– Przygotowalas salatke? – spytala Quinn.
– Moja specjalnosc. Kroisz, siekasz, mieszasz. Zadnego gotowania.
– W takim razie musze byc grzeczna. – Quinn porzucila marzenie o dwoch kawalkach pizzy i poprzestala na jednym oraz na porcji salatki Layli. – Zrobilysmy pewne postepy – powiedziala, nabierajac na widelec pierwszy kes.
– Tak, zapytaj panie, jak sie robi swiece z loju lub przetwory z malin – poradzil Fox. – Maja to w malym palcu.
– Zapewne niektore informacje, ktore znalazlysmy w tych ksiazkach, nie odnosza sie bezposrednio do naszej sytuacji – poinformowala go Quinn – ale pewnego dnia podczas awarii pradu moge zazegnac kryzys, robiac swiece z loju. Mowiac o postepach, mialam na mysli to, ze dzienniki Ann zawieraja duzo ciekawych szczegolow.
– Czytalismy je – przypomnial jej Cal. – Kilkanascie razy.
– Nie jestescie kobietami. – Uniosla palec. – A Essie jest kobieta, ale nalezy do rodziny, ktora jest czescia tego miasta i jego historii i bez wzgledu na to, jak bardzo starala sie zachowac obiektywizm, mogla nie dostrzec pewnych niuansow. Pierwsze pytanie: gdzie sa pozostale tomy?
– Nie istnieja.
– Nie zgadzam sie. Po prostu ich nie znalezlismy. Essie powiedziala, ze dostala te pamietniki od ojca. Dzwonilam do niej, zeby sie upewnic, ale on nigdy nie wspominal o innych.
– Gdyby sie zachowaly – upieral sie Cal – to Essie by je dostala.
– O ile on sam je mial. Sporo czasu dzieli wiek szesnasty i dziewietnasty – przypomniala Quinn. – Przedmioty zmieniaja miejsce, gubia sie, zostaja wyrzucone. Wedlug ustnych przekazow twojej rodziny Ann Hawkins mieszkala przez wiekszosc zycia w budynku, w ktorym teraz miesci sie osrodek kultury, a kiedys byla tam biblioteka. Ksiazki, biblioteka. Bardzo ciekawe.
– Biblioteka, ktora babcia znala na wylot – odparl Cal. – Nie znajdziesz tam ani jednej ksiazki, o ktorej by nie wiedziala. I jeszcze pamietniki? – Potrzasnal glowa. – Mialaby je, gdyby tam byly.
– Moze zostaly naprawde dobrze ukryte. Albo nie bylo jej dane ich odnalezienie, nie w tamtym czasie.
– Bardzo watpliwe – uznal Fox.
– I warte rozwazenia. Na razie, poniewaz Ann nie datowala swoich zapiskow, probujemy z Layla umiescic je w czasie, kierujac sie tym, co pisze o swoich synach. W pamietniku, ktory uznalysmy za pierwszy, maja dwa albo trzy lata. Na poczatku nastepnego maja juz piec, Ann bardzo dokladnie opisuje ich urodziny, a pod koniec okolo siedmiu lat. W trzecim sa juz chyba mlodymi mezczyznami, moga miec z szesnascie lat.
– Brakuje zapiskow z wielu lat.
– Moze nie miala o czym pisac.
– Moze, ale zaloze sie, ze pisalaby nawet o dzemach z malin czy trojce swoich urwisow. Jednak duzo wazniejsze pytanie brzmi, przynajmniej moim zdaniem, gdzie jest pamietnik lub pamietniki, ktore pisala, mieszkajac z Dentem, przed narodzinami synow i podczas dwoch pierwszych lat ich zycia. Daje glowe, ze byly to na pewno ciekawe czasy.
– Ona o nim pisze – powiedziala Layla cicho. – O Gilesie Dencie. W kazdym pamietniku, ktory mamy. Pisze o nim, o swoich uczuciach do niego, o snach o nim.
– Zawsze w czasie terazniejszym – dodala Quinn.