– Trudno pogodzic sie ze strata kogos, kogo kochasz. – Fox obrocil w dloni butelke piwa.

– To prawda, ale ona pisze o nim tak, jak gdyby Dent wciaz zyl. – Quinn popatrzyla na Cala. – To nie smierc. Mowilismy o tym, ze Dent znalazl sposob na przetrwanie razem z demonem. Powstrzymuje go, wiezi, czy jakkolwiek to nazwiemy. Najwidoczniej nie mogl go zabic ani zniszczyc, ale tez demon nie mogl zabic Denta, wiec Giles znalazl sposob, zeby dalej istniec. Moze tylko i wylacznie w tym celu. Ona o tym wiedziala. Ann wiedziala, co Dent zrobil i – zaloze sie – wiedziala tez jak.

– Nie bierzesz pod uwage milosci i zalu – wytknal jej Cal.

– Pamietam o tym, ale czytajac pamietniki, odnioslam wrazenie, ze Ann byla kobieta o silnej woli. Ktora kochala silnego mezczyzne. Odrzucila dla niego konwenanse, narazila sie na wykluczenie ze spolecznosci i potepienie. Dzielila z nim loze i, jak sadze, obowiazki. Na pewno mowil jej o wszystkim, co planowal, co musial zrobic. Stanowili jednosc. Czy nie to wlasnie czules, oboje czulismy, tam, na polanie?

– Tak. – Cal nie mogl zaprzeczyc. – Wlasnie to czulem.

– Dlatego sadze, ze Ann wiedziala o wszystkim i moze nawet powiedziala cos synom, kiedy byli juz wystarczajaco dorosli, ale ta czesc ustnej historii mogla zaginac lub zamienic sie w legende. To sie zdarza. Mysle jednak, ze ona by to opisala, ukryla zapiski w bezpiecznym miejscu i chronila, dopoki nie stalyby sie potrzebne.

– Sa potrzebne od dwudziestu jeden lat.

– Cal, przemawia przez ciebie poczucie odpowiedzialnosci, nie logika. Powiedziala ci, ze nadszedl czas, ze to zawsze mialo byc teraz. Nic, co zrobiliscie ani co mogliscie zrobic, nie powstrzymaloby go wczesniej.

– Wypuscilismy go – powiedzial Fox. – Nie trzeba by bylo nic robic, gdybysmy go nie uwolnili.

– Mysle, ze to nieprawda. – Layla pochylila sie lekko ku niemu. – Moze zrozumiemy wiecej, jezeli znajdziemy tamte pamietniki. Ale zauwazylysmy cos innego.

– Layla od razu to spostrzegla.

– Bo pierwsza wzielam ten pamietnik. W kazdym razie chodzi o imiona synow Ann. Caleb, Fletcher i Gideon.

– Dosyc popularne w tamtych czasach. – Cal wzruszyl ramionami i odsunal talerz. – Imie „Caleb” utrzymalo sie dluzej w rodzinie Hawkinsow niz pozostale dwa, ale mam kuzyna Fletcha i wujka Gideona.

– Nie, chodzi o pierwsze litery – przerwala mu niecierpliwie Quinn. – Mowilam ci, ze oni to przeoczyli – powiedziala do Layli. – C, F, G. Caleb, Fox, Gage.

– Przesadzacie – zaprotestowal Fox. – Ja jestem Fox *, bo moja matka zobaczyla przed samym porodem stado rudych lisow biegnacych przez pole. A moja siostra Sage **? Zaraz po jej urodzeniu mama poczula zapach szalwi z ogrodu. Tak bylo z cala nasza czworka.

– Nosisz imie po lisie? Takim rudym, z wielka kita? – dopytywala sie Layla.

– Coz, nie po jakims konkretnym. Chodzilo raczej o… Musialabys poznac moja matke.

– W jakikolwiek sposob Fox zyskal swoje slawne imie, nie powinnismy lekcewazyc takiego zbiegu okolicznosci. – Quinn popatrzyla na Cala, ktory najwidoczniej gleboko sie nad tym zastanawial. – I mysle, ze przy tym stole siedzi wiecej niz jeden potomek Ann Hawkins.

– Quinn, rodzina mojego ojca przyjechala tu z Irlandii cztery pokolenia temu – powiedzial sceptycznie Fox. – Nie bylo ich tutaj w czasach Ann Hawkins, uprawiali pola w Kerry.

– A rodzina ze strony matki? – spytala Layla.

– Mieszanka. Anglicy, Irlandczycy, chyba kilku Francuzow. Nikt nigdy nie zawracal sobie glowy genealogia, ale nie slyszalem o zadnym Hawkinsie w rodzinie.

– Moze warto to zbadac. A rodzina Gage'a? – zastanawiala sie na glos Quinn.

– Nie mam pojecia. – Cal byl coraz bardziej zamyslony. – On pewnie tez nie. Moge zapytac Billa, jego ojca. Jesli to prawda, jezeli rzeczywiscie jestesmy potomkami Ann, to mogloby wyjasnic jedna kwestie, ktorej nigdy nie rozumielismy.

– Dlaczego wlasnie wy – dokonczyla Quinn cicho. – Wasza trojka, czyli zmieszana krew twoja, Foxa i Gage'a, otworzyla drzwi.

– Zawsze myslalem, ze to przez mnie. Cal lezal przytulony do Quinn w cichym, uspionym domu.

– Tylko przez ciebie?

– Moze oni pomogli, ale tak, tylko przeze mnie. Bo chodzilo o moja krew, nie tylko tamtej nocy, o moje dziedzictwo, mozna powiedziec. To ja jestem Hawkinsem. Oni nie pochodzili stad, nie tak jak ja. Moja rodzina mieszka tu od pokolen, od zawsze. Ale jesli to prawda… Wciaz nie wiem, co o tym myslec.

– Moglbys sobie zrobic malenka przerwe. – Poglaskala go po piersi na wysokosci serca. – Chcialabym, zebys odpoczal.

– Dlaczego on na to pozwolil? To znaczy, Dent? Jezeli znalazl sposob, zeby go powstrzymac, to dlaczego pozwolil na to wszystko?

– Kolejne pytanie. – Uniosla sie i popatrzyla mu prosto w oczy. – Znajdziemy odpowiedzi, Cal. Wierze, ze jest nam to pisane.

– Przy tobie ja tez coraz bardziej w to wierze. – Dotknal jej policzka. – Quinn, nie moge zostac dzis w nocy. Klusek moze i jest leniem, ale mnie potrzebuje.

– Masz jeszcze godzinke?

– Tak. – Usmiechnal sie, gdy pochylila sie nad nim. – Mysle, ze jeszcze godzinke wytrzyma.

Pozniej, gdy szedl do samochodu, powietrze drzalo, az slychac bylo stukot nagich galezi drzew. Cal uwaznie obserwowal ulice w poszukiwaniu jakiegos znaku, czegos, przed czym bedzie musial sie bronic, ale droga byla zupelnie pusta.

Wiatr cos niesie, pomyslal znowu, wsiadl do samochodu i pojechal do domu.

Zaraz po polnocy Gage'a naszla nieodparta chec na papierosa. Rzucil palenie dwa lata, trzy miesiace i siedem dni temu, ale wciaz miewal takie zachcianki.

Poglosnil radio, zeby oderwac mysli od papierosow, ale ochota przeradzala sie w glod nikotyny. To tez mogl zignorowac, stale tak robil. Gdyby postapil inaczej, udowodnilby, ze stare powiedzenie nie klamie: jaki ojciec, taki syn.

W niczym nie byl podobny do ojca.

Pil tylko wtedy, kiedy chcial, i nigdy sie nie upijal. W kazdym razie odkad skonczyl siedemnascie lat, a i wtedy zrobil to absolutnie celowo. Nie winil innych za swoje porazki i nie skakal z piesciami na mniejszych i slabszych, zeby samemu poczuc sie duzym i silnym.

Nawet nie winil specjalnie ojca. Wedlug Gage'a grasz kartami, ktore dostales, albo sie poddajesz i odchodzisz z pustymi kieszeniami.

Kwestia rozdania.

Dlatego byl w pelni przygotowany do zignorowania tej naglej i wyjatkowo silnej checi na papierosa. Jednak kiedy pomyslal, ze jest o kilka kilometrow od Hawkins Hollow, miasta, w ktorym zapewne zginie nagla i bolesna smiercia, ostrzezenia lekarza wydaly mu sie bezsensowne, a wlasna sila woli zbednym trudem.

Gdy zobaczyl znak stacji benzynowej, pomyslal: O, do diabla. Nie chcial przeciez zyc wiecznie. Zaparkowal przed calodobowym sklepem, kupil czarna kawe i paczke marlboro.

Wrocil do samochodu, ktory kupil tego samego wieczoru w Waszyngtonie, zaraz po wyjsciu z samolotu, ale jeszcze zanim splacil swoj maly dlug. Wiatr rozwiewal mu wlosy, czarne jak noc, nieco dluzsze niz zwykle, bo nie mial zaufania do praskich fryzjerow.

Nie ogolil sie i twarz pokrywal mu lekki zarost, potegujacy jeszcze jego ciemny, niebezpieczny urok. Widzial, jak na jego widok mloda sprzedawczyni na stacji az zadrzala z pozadania.

Mial ponad metr osiemdziesiat wzrostu i solidna budowe. Prowadzil siedzacy tryb zycia, wiec dbal o kondycje i wyglad, katujac sie regularnymi, czesto morderczymi treningami.

Nie szukal zwady, ale rzadko unikal bojek. I lubil wygrywac. Jego cialo, twarz, umysl, stanowily narzedzia pracy. Tak jak oczy, glos i opanowanie, ktore rzadko tracil.

Gage byl hazardzista, a bystry hazardzista trzyma wszystkie narzedzia w pogotowiu.

Wrocil na droge i rozpedzil ferrari. Moze bylo glupota ladowanie tak duzej czesci wygranej w samochod, ale Jezu, jak on gnal. I, do diabla, Gage tyle lat temu wyjechal z Hollow stopem, wiec cholernie dobrze bylo wrocic z klasa.

Smieszne, kiedy juz kupil te piekielne fajki, to przeszla mu na nie ochota. Nie mial nawet checi na kawe,

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату