Popatrz! Czyz nie jest slodki? Moze zachowywala sie jak nastolatka, ale to nie mialo znaczenia. Chciala go znowu dotknac, nawet jezeli mialby to byc szybki uscisk dloni. I nie mogla sie doczekac pocalunku na powitanie i tego, jak zmieni smutek w jego oczach w blysk rozbawienia. Kochala to, jak smialy mu sie oczy i jak…
Prosze. Prosze, prosze, prosze. Zdala sobie sprawe, ze zupelnie zwariowala na jego punkcie. Naprawde zadurzyla sie w miejscowym chlopaku. To tez bylo slodkie, chociaz na te mysl poczula trzepotanie w brzuchu. Co tez nie bylo takie zle. Kombinacja „o rety” z „cudownie!”. Czyz to nie fascynujace?
Quinn, zakochalas sie, pomyslala i z glupawym usmiechem na twarzy dobila do trzeciego kilometra. Moze i zipala jak pies, pot zalewal jej oczy, ale czula sie swieza i wesolutka niczym wiosenna stokrotka.
Wtedy zgasly swiatla.
Maszyna stanela, telewizor ucichl, ekran zrobil sie czarny.
– Och cholera. – Jej pierwsza reakcja nie byl strach, lecz mysl: „i co teraz?”. Zapadla nieprzenikniona ciemnosc i pomimo ze Quinn mogla odtworzyc w glowie, gdzie sa drzwi – i jakie sprzety stoja po drodze – wolalaby nie szukac ich po omacku.
A co potem?, zastanawiala sie, czekajac, az odzyska oddech. W tych ciemnosciach nie da rady dojsc do szatni i wyjac ubrania z szafki, bedzie musiala wyjsc na zewnatrz w sportowym staniku i obcislych spodniach z lycry.
Uslyszala pierwszy grzmot i poczula chlod na skorze. Zrozumiala, ze ma duzo wiekszy problem niz skapy stroj.
Nie byla sama. Serce walilo jej jak szalone i miala desperacka nadzieje, ze ten, kto czail sie w mroku, byl czlowiekiem. Ale odglos diabelskiego grzmotu, od ktorego drzaly sciany i podloga, a potem potworne drapanie, nie wskazywaly na ludzka istote. Quinn poczula gesia skorke, po czesci ze strachu, a po czesci od naglego, mrozacego krew w zylach zimna.
Nie trac glowy, rozkazala sobie. Na litosc boska, zachowaj spokoj. Zlapala bidon – zalosna bron, ale jedyna, jaka miala – i zaczela poluzowywac zapiecia od pedalow, zeby postawic stopy na podlodze.
Nagle pofrunela w ciemnosc. Uderzywszy mocno o podloge, poczula sile upadku w biodrze i ramieniu. Wszystko wokol drzalo i wirowalo, gdy usilowala wstac. Zdezorientowana nie miala pojecia, w ktora strone biec. Slyszala glos za plecami, przed soba, w glowie – nie wiedziala gdzie – ktory z luboscia szeptal o smierci.
Pelzajac po skrzypiacej podlodze, uslyszala swoj wlasny krzyk. Chwycila sie kurczowo jakiejs maszyny, szczekajac zebami z zimna i przerazenia. Mysl, mysl, mysl!, powtarzala w duchu, slyszac jak cos zbliza sie w ciemnosci. Przesunela drzacymi dlonmi po rowerze stacjonarnym i przypominajac sobie wszystkie modlitwy, jakie znala, usilowala okreslic jego polozenie w stosunku do drzwi.
Uslyszala huk za plecami i cos spadlo jej na stope. Odskoczyla do tylu, potknela sie i znow poderwala. Nie dbajac juz wiecej o to, co stoi miedzy nia a drzwiami, rzucila sie w kierunku – jak miala nadzieje – wyjscia. Powietrze niemal rozrywalo jej pluca, gdy natrafila dlonmi na sciane.
– Znajdz je, do cholery, Quinn, znajdz te przeklete drzwi! Uderzyla reka w zawiasy i szlochajac, odnalazla klamke.
Przekrecila ja, pociagnela.
Porazilo ja swiatlo i w tym momencie wpadl na nia rozpedzony Cal. Gdyby miala jeszcze czym oddychac, to stracilaby dech do reszty. Nie zdazyla upasc, bo Cal objal ja ramionami i przesunal za siebie, uzywajac wlasnego ciala jako tarczy miedzy Quinn i ciemnoscia w srodku budynku.
– Trzymaj sie mnie, Quinn. Dasz rade sie mnie zlapac?
– Glos mial niebiansko spokojny. Siegnal za siebie i zamknal drzwi. – Cos ci sie stalo? Powiedz mi, jestes ranna?
– Szybko przesunal dlonmi po jej ciele, po czym uniosl twarz dziewczyny.
I zmiazdzyl jej usta swoimi.
– Nic ci sie nie stalo? – zapytal z wysilkiem, opierajac Quinn o sciane i zdejmujac kurtke. – Nic ci nie jest? Masz, wloz. Zamarzniesz.
– Byles tu. – Patrzyla mu prosto w oczy. – Przyszedles.
– Nie moglem otworzyc drzwi. Klucz nie chcial sie przekrecic. – Ujal jej dlonie i zaczal rozcierac, zeby choc troche ja rozgrzac. – Tam stoi moj samochod. Kluczyki sa w stacyjce. Chce, zebys do niego poszla. Usiadz w srodku i wlacz ogrzewanie. Dasz rade?
Chciala powiedziec, ze tak. Miala ochote zgodzic sie na wszystko, o co prosil, ale zobaczyla w jego oczach, co zamierzal zrobic.
– Idziesz tam.
– Musze. A ty masz poczekac na mnie w samochodzie przez kilka minut.
– Jesli ty tam idziesz, to ja tez.
– Quinn! Jak moze byc jednoczesnie tak cierpliwy i poirytowany?
– Musze tam wrocic tak samo jak ty i znienawidzilabym siebie, gdybym siedziala skulona w samochodzie, podczas gdy ty poszedles tam sam. Nie chce siebie nienawidzic. Poza tym lepiej, zebysmy poszli we dwoje. Po prostu to zrobmy. No juz, pozniej bedziemy sie klocic.
– Idz za mna i jak powiem, ze masz wyjsc, to wychodzisz.
– Tak jest. Wierz mi, nie wstydze sie chowac za twoimi plecami. Wtedy to zobaczyla, ledwie zauwazalny blysk wesolosci w jego oczach i ten widok uspokoil jej nerwy skuteczniej niz kieliszek brandy.
Cal przekrecil klucz w zamku i wstukal kod. Quinn wstrzymala oddech. Gdy otworzyl drzwi, w silowni palily sie wszystkie swiatla, a radosny glos Ala Rokersa zapowiadal pogode dla kraju. Jedynym sladem poprzednich wydarzen byl bidon lezacy pod stojakiem z hantlami.
– Cal, przysiegam, wysiadl prad, a cala sala…
– Widzialem. Kiedy wypadlas przez drzwi, w srodku bylo kompletnie ciemno, a po calej podlodze walaly sie hantle. Widzialem, jak tocza sie we wszystkie strony. A podloga falowala. Widzialem to, Quinn. I slyszalem, nawet po drugiej stronie drzwi.
Ktore dwa razy probowal staranowac, walil w nie ze wszystkich sil, bo slyszal jej krzyk i huk, jakby walil sie dach.
– Dobrze. Ubranie mam w szafce. Musze je zabrac.
– Daj mi klucz, a ja…
– Razem. – Schwycila go za reke. – Czujesz ten smrod? Poza zapachem maszyny i mojego potu.
– Tak. Zawsze myslalem, ze tak smierdzi siarka. Juz znika. – Usmiechnal sie lekko, kiedy Quinn podniosla pieciokilogramowy ciezarek i chwycila go jak bron.
Cal otworzyl drzwi do damskiej przebieralni. W srodku panowal zwykly porzadek, ale i tak wzial klucz i kazal Quinn schowac sie za soba, kiedy otwieral jej szafke. Szybko wciagnela spodnie i wlozyla bluzke.
– Wynosmy sie stad.
Wyszli, trzymajac sie za rece i wpadli wprost na Matta. Matt byl mlody, typ szkolnego podrywacza, pracowal na pol etatu w silowni, czasem dorabial jako osobisty trener. Usmiechnal sie porozumiewawczo, widzac Cala i Quinn wychodzacych razem z damskiej przebieralni i odchrzaknal.
– Hej, przepraszam za spoznienie. Najpierw budzik nie zadzwonil, i wiem, jak to brzmi, ale potem samochod nie chcial zapalic. Jeden z tych porankow.
– Tak – zgodzila sie Quinn, odkladajac ciezarek i podnoszac bidon. – Wiem, o czym mowisz. Ja juz skonczylam. – Rzucila mu kluczyk do szafki. – Do zobaczenia.
– Na razie. Poczekala, az znalezli sie na ulicy.
– On pomyslal, ze…
– Tak, tak.
– Robiles to kiedys w przebieralni?
– Poniewaz byla to moja pierwsza wizyta w damskiej szatni, musze przyznac, ze nie.
– Ja tez nie. Cal, masz czas, zeby wpasc do mnie na kawe… Boze, nawet zrobie sniadanie, i pogadamy o tym?
– Znajde czas. Smazac jajecznice, Quinn opowiedziala mu o wszystkim, co sie wydarzylo.
– Bylam kompletnie przerazona – zakonczyla, niosac kawe do malej jadalni.
– Nie, nie bylas. – Cal postawil na stole talerze pelne jajecznicy i kromek pelnoziarnistego chleba. – Znalazlas drzwi, w absolutnych ciemnosciach, mimo tego wszystkiego, co sie dzialo, nie stracilas glowy i dotarlas do wyjscia.