uruchomil automatyczne swiatlo przed domem. – Slodki Jezu, czy to ferrari? – Wyszczerzyl zeby do Cala.
– Gage – powiedzieli jednoczesnie. Nie zamykajac za soba drzwi, wyszli w samych koszulach na werande. Gage wysiadl z samochodu, spojrzal na przyjaciol i poszedl do bagaznika po torbe. Przerzucil ja przez ramie i wszedl na schody.
– Hej, dziewczynki, przyjecie pizamowe?
– Strptizerki wlasnie wyszly – poinformowal go Fox. – Szkoda, ze sie z nimi minales. – Podbiegl do przyjaciela i schwycil go w mocny uscisk. – Czlowieku, dobrze cie widziec. Kiedy moge sie przejechac twoim autem?
– Mysle, ze nigdy. Cal.
– Zbytnio sie nie spieszyles. – Ulga, milosc, czysta radosc pchnela Cala do przodu i kazala usciskac Gage'a tak samo, jak zrobil to Fox.
– Mialem kilka spraw do zalatwienia. Chce sie napic. I musze gdzies przekimac.
– Wchodz. W kuchni Cal nalal whisky do szklanek. Wszyscy trzej wiedzieli, ze to powitalny toast dla Gage'a i prawdopodobnie kielich przed wojna.
– Rozumiem – zaczal Cal – ze wracasz z tarcza.
– O tak.
– O ile jestes do przodu? Gage obrocil szklanke w dloni.
– Odjawszy wydatki i te nowa zabawke, jakies piecdziesiat.
– Niezla robota, jesli sie na niej znasz – uznal Fox.
– A ja sie znam.
– Wygladasz na wykonczonego, brachu. Gage wzruszyl ramionami.
– Mialem ostatnio ciezkie dni. Ktore niemal zakonczyly sie ostra kraksa na szescdziesiatej siodmej.
– Zabawka sie zbuntowala? – zapytal Fox.
– Prosze cie. – Gage skrzywil sie. – Jakis cymbal, a wlasciwie bardzo goraca laska, wjechal mi pod kola. Ani jednego wozu na szosie, a ona wypada zza zakretu tym antycznym karmannem ghia – niezly wozek, swoja droga – po czym wyskakuje jak oparzona i wrzeszczy na mnie, ze to moja wina.
– Kobiety – zauwazyl Fox – niewyczerpane zrodlo wszelkich klopotow.
– Wpadla w jakis row, kiedy skrecala. – Gage gestykulowal wolna reka. – Nic wielkiego, ale zlapala gume. To zaden problem, tyle ze jej zapasowe kolo tez ma flaka. Okazuje sie, ze jedzie do Hollow, wiec pakuje jej walizki do mojego bagaznika, a ona podaje adres i pyta mnie, jakbym byl cholernym GPS – em, jak dlugo bedziemy jechac.
Wzial maly lyk whisky.
– Ma szczescie, ze sie tu wychowalem i wiem, ze dojedziemy w piec minut. Wyciaga telefon, dzwoni do kogos, kogo nazywa Q, jak w cholernym Jamesie Bondzie – swoja droga do calkiem niezlej laski, z tego, co widzialem w drzwiach – mowi, co sie stalo, i ze bedzie za piec minut. Potem…
Cal podal adres.
– Czy to ten? Gage opuscil szklanke. – Tak.
– Cos sie swieci – wymamrotal Cal. – Spotkales Cybil, przyjaciolke Quinn.
– Cybil Kinsky – potwierdzil Gage. – Wyglada jak Cyganka z Park Avenue. Prosze, prosze. – Dokonczyl whisky. – Niezle jaja, co?
– Pojawil sie znikad. – Na komodzie stal kieliszek wina, ktorego Quinn nalala sobie, czekajac na Cybil.
Jej przyjazd obudzil Layle. Siedziala teraz kolo Quinn na lozku nowej lokatorki, podczas gdy Cybil krecila sie po pokoju, rozwieszajac ubrania, upychajac bielizne do szuflad i popijajac od czasu do czasu lyk wina.
– Pomyslalam, ze to koniec, choc nigdy nie widzialam w swojej przyszlosci, ze umre w wypadku samochodowym. Przysiegam, nie wiem, jak to sie stalo, ze nie skonczylismy jako krwawa miazga w stercie plonacego zlomu. Jestem dobrym kierowca – powiedziala do Quinn.
– Jestes.
– Musze byc lepsza, niz myslalam i, na szczescie, ten mezczyzna tez. Wiem, ze mam szczescie, uszlam z zyciem i skonczylo sie tylko na przebitej oponie, ale niech szlag trafi Risse za, coz, bycie Rissa.
– Rissa? – zapytala zdezorientowana Layla.
– Siostra Cyb, Marissa – wyjasnila Quinn. – Znowu pozyczylas jej samochod.
– Wiem, wiem, wiem – powiedziala Cybil, wypuszczajac powietrze, az podskoczyly loczki na jej czole. – Nie rozumiem, jak jej sie udaje mnie namowic. Przez Risse moje zapasowe kolo bylo do niczego.
– To wyjasnia, dlaczego podjechalas superseksownym sportowym autem.
– Nie mogl mnie przeciez tam zostawic, chociaz wygladal na takiego, co chetnie by sprobowal. Przykurzony, fantastycznie przystojny, niebezpieczny.
– Ostatnim razem gdy ja zlapalam gume – przypomniala sobie Quinn – bardzo mily chlopak, ktory zatrzymal sie, zeby mi pomoc, mial bebech wielkosci worka cementu i widac mu bylo rowek w tylku.
– U tego nie bylo zadnego cementu i choc facet nosil dlugi plaszcz, co nie pozwolilo mi na obserwacje, to jestem pewna, ze Gage Turner ma wspanialy tylek.
– Gage Turner. – Layla dotknela kolana Quinn. – Slyszysz?
– Tak. – Quinn westchnela. – No dobrze, chyba pora zawolac: „hip hip hura, druzyna w komplecie”.
Rano Quinn zostawila spiace wspollokatorki i pobiegla do domu kultury. Wiedziala, ze bedzie tego zalowac, bieg w jedna strone oznaczal, ze tak samo bedzie musiala wrocic – po treningu – ale uznala, ze pokonanie samochodem trzech przecznic do silowni byloby niezgodne z jej nowym stylem zycia.
I potrzebowala czasu, zeby pomyslec.
Za zadne skarby swiata nie uwierzylaby, ze Cybil i Gage wpadli na siebie – niemal doslownie – w srodku nocy, zaraz za miastem, przez przypadek.
Nastepny punkt na liscie dziwnych zdarzen, uznala, wydychajac mrozne obloki pary.
A kolejnym byl fakt, ze Cybil, majaca doskonala orientacje w terenie, kilka razy zle skrecila i wyjechala z bocznej drogi dokladnie w chwili, w ktorej nadjezdzal Gage.
I do tego, myslala Quinn, podchodzac do tylnych drzwi budynku, Cybil powiedziala, ze „pojawil sie znikad”. Quinn rozumiala to doslownie. Jesli Cybil go nie widziala, to moze przez tych kilka kluczowych chwil rzeczywiscie go tam nie bylo.
Dlaczego bylo takie wazne, zeby spotkali sie sami, poza grupa? Czyz to niewystarczajaco dziwne, ze oboje przyjechali tej samej nocy, o tej samej porze?
Quinn wyjela klucz, ktory dostala od Cala, otworzyla drzwi do silowni i wbila kod.
Zaskoczyla ja panujaca w srodku ciemnosc. Zwykle, gdy przychodzila, palily sie juz wszystkie swiatla, a przynajmniej jeden z telewizorow nadawal poranny program. Bardzo czesto ktos trenowal na wioslach lub rowerku albo cwiczyl z hantlami.
Wlaczyla swiatlo i zawolala. Jej glos rozszedl sie gluchym echem. Zaciekawiona ruszyla przed siebie, pchnela kolejne drzwi i zobaczyla, ze ciemno bylo takze w malenkim biurze i szatni.
Moze ktos mial wczoraj pozna randke, uznala. Wziela kluczyk do szafki, rozebrala sie do kostiumu i wyjela recznik. Postanowila zaczac od cwiczen aerobowych, wlaczyla wiec telewizor i usiadla na jedynym rowerku eliptycznym, ktorym szczycil sie klub.
Zaprogramowala trening, opierajac sie checi odjecia sobie kilku kilogramow, gdy maszyna zapytala o wage. Jakby to mialo jakies znaczenie, upomniala sie w myslach. (Oczywiscie, ze mialo).
Zaczela cwiczyc dumna z wlasnej dyscypliny i zadowolona z samotnosci. Jednak caly czas spodziewala sie, ze w kazdej chwili uslyszy trzasniecie drzwi i do sali wpadnie spozniony Matt lub Tina, ktorzy pracowali tu na zmiane. Po dziesieciu minutach zwiekszyla obciazenie i skupila sie na ekranie telewizora, zeby dac rade dobrnac do konca treningu.
Po dwoch kilometrach pociagnela dlugi lyk wody z bidonu, ktory ze soba przyniosla i przy trzecim kilometrze zaczela zastanawiac sie nad tym, co zamierzala dzisiaj zrobic. Badania, podstawa kazdego projektu. I chciala stworzyc szkic poczatku ksiazki, moze przy pisaniu przyjda jej do glowy jakies nowe pomysly. Chcialaby tez przejsc sie znowu po miescie, tym razem z Cybil i z Layla, jesli ta bedzie sie czula na silach.
Jeszcze wizyta z Cybil na cmentarzu. Pora zlozyc wizyte Ann Hawkins.
Moze Cal zechce pojsc z nimi. I tak musi z nim porozmawiac, o tym, co czul, co myslal o przyjezdzie Gage'a – ktoremu chciala sie dobrze przyjrzec – i Cybil. Tak naprawde, przyznala sie sama przed soba, po prostu chciala znowu zobaczyc kochanka. Pokazac go Cybil.