Potrzasnal glowa.
– Dlaczego jestem taki niespokojny? Dlaczego od przyjazdu krece sie bez sensu po tym zamku?…
Usmiechnal sie do siebie i zaczal schodzic bez pospiechu. Wiedzial, dlaczego tak sie dzieje. Byl juz za stary i zbyt znuzony, zeby uznac za zabawne takie spotkanie z przypadkowymi ludzmi, w przypadkowym miejscu i brac udzial w dwudniowej inscenizowanej zabawie w zbrodnie i tajemnice… ktorej inspiratorem byl z pewnoscia jego wydawca, poslugujacy sie jako pretekstem jubileuszowym egzemplarzem ksiazki Amandy Judd.
Ogarnelo go nagle zniechecenie. Chcial byc gdzies daleko… na ktorejs z wysp greckich… lezec na cieplym, zlotym piasku i dotykac ramieniem cieplego ramienia Karoliny…
Otrzasnal sie. Jeszcze tylko jeden dzien. Musial przeciez przyjechac. Sprawilby zawod Amandzie, ktora byla mila i zdolna. Nie mozna bylo odmowic.
Znalazl sie ponownie przed drzwiczkami prowadzacymi do wielkiej komnaty. Za dziesiec osma… Mogl zejsc kreconymi schodami wprost do sieni, ale w nastroju, w jakim sie znajdowal, nie mial ochoty na dziesieciominutowe stanie tam i wymienianie zdawkowych, pogodnych slow ze schodzacymi sie kolejno milymi i przyzwoitymi ludzmi, ktorzy go w tej chwili w ogole nie obchodzili.
Pchnal drzwiczki prowadzace do wielkiej komnaty i wszedl.
– Och!
Okrzyk byl cichy i pelen przestrachu. Joe otworzyl drzwi i zatrzymal sie z reka na klamce.
– To pan! – powiedziala Grace Mapleton z wyrazna ulga. Powoli opuscila wyciagnieta reke – Chcialam… chcialam wziac za klamke, kiedy drzwi otworzyly sie… Myslalam, ze nikogo tu nie moze byc. Wszyscy schodza sie na dole, a sluzba wlasnie ma nas opuscic… Chyba przestraszylam sie jak dziecko, sama nie wiem dlaczego. Ten zamek ciagle jest dla mnie niesamowity, chociaz mieszkam tu juz dwa miesiace.
Potrzasnela glowa i sprobowala sie usmiechnac. Ubrana byla w dluga, obcisla, biala suknie odslaniajaca szyje i ramiona, na ktore splywaly jej rozpuszczone, jasne wlosy. Joe patrzyl na nia z prawdziwa przyjemnoscia. Byla sliczna i niewiarygodnie zgrabna.
– To moja wina – powiedzial. – Nie powinienem byl blakac sie po tych kreconych schodach, a byc juz tam, gdzie chca nas za chwile zobaczyc nasi goscinni gospodarze… Dawno nie widzielismy sie, Grace. Co sie z pania dzialo?
– Nic szczegolnego. Po prostu zmienilam prace – tym razem usmiech byl niewymuszony. – Nie zaluje zreszta. Amanda jest bardziej moja przyjaciolka niz szefem. Nie mowiac o napieciu nerwowym, ktorego sie pozbylam. Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawe z tego, co to znaczy byc osobista sekretarka szefa takiej ogromnej firmy jak QUARENDON PRESS? – znowu usmiechnela sie, jak gdyby wspominajac – Boze, coz to bylo za pieklo chwilami!
Joe potrzasnal glowa.
– Czy moge pania o cos zapytac, Grace? – i nie czekajac jej odpowiedzi dokonczyl.
– Juz wtedy, kiedy zachodzilem do biura pana Quarendona, zadawalem sobie pytanie, co pani tam robi? Wydawaloby sie, ze taka dziewczyna powinna marzyc o tym, zeby zostac gwiazda filmowa albo najwspanialsza modelka Wielkiej Brytanii… chce powiedziec, ze dziewczyna o takich danych od Boga warunkach, marzy zwykle o tego rodzaju karierze i slawie.
– Nie, ja… Byc aktorka czy modelka to takie samo pieklo, albo gorsze – Grace spowazniala nagle i rownie szybko twarz jej wypogodzila sie. – Ciesze sie, ze jednak zauwazyl mnie pan wtedy. Zdawalo mi sie, ze mnie pan w ogole nie widzi. Oczywiscie, byl pan najznakomitszym autorem QUARENDON PRESS, a ja bylam nikim, ale… – dokonczyla spuszczajac oczy – inni nasi autorzy i panowie odwiedzajacy pana Quarendona w biurze, dawali mi az zbyt wiele dowodow, ze mnie dostrzegaja… – Powiedziala to powaznie, ale nagle rozesmiala sie – Moze dlatego tyle o panu myslalam wtedy i utkwil mi pan w pamieci. Ciesze sie, ze znow pana spotykam! – Nagle klasnela w dlonie – Boze! Juz pewnie osma, a ja jeszcze musze wbiec na wieze i zamknac te przekleta klape. Nadchodzi burza i woda zaleje cale schody, jezeli tego nie zrobie, a Frank jest zajety i mysli tylko o tym konkursie. Czy zaczeka pan na mnie? Wroce tu za dwie minuty! Ruszyla ku drzwiom.
– Nie musi pani tam isc – powiedzial Joe. – Przyszlo mi do glowy to samo, co pani, i przed chwila, schodzac z wiezy zamknalem te klape.
– Jest pan tego pewien?
– Absolutnie! Mozemy spokojnie zejsc… – zerknal na zegarek – Mamy jeszcze trzy minuty. Bedziemy na czas. Czy ta zabawa zacznie sie od razu?
– Nie. Najpierw bedziemy w sieni swiadkami odejscia wszystkich postronnych osob, pozniej opuscimy wielka krate nad brama i od tej chwili nikt nie bedzie mial tu dostepu. Wszystkie okna zamku sa okratowane, a przez furte w bramie prowadzi jedyne wejscie… Pozniej przejdziemy do jadalni i tam odbedzie sie mala ceremonia z szampanem na czesc Amandy. I dopiero potem goscie tego zamku beda probowali odszukac Biala Dame. Pan Quarendon ufundowal nagrode dla tego, kto odnajdzie ja w najkrotszym czasie…
– W takim razie bedziemy wspolzawodnikami… Joe odsunal sie i reka wskazal jej uchylone drzwi. Ale Grace Mapleton nie poruszyla sie.
– Nie bedziemy wspolzawodnikami, bo ja jej nie bede szukala. Beda szukali mnie. Czy nie widzi pan? To ja jestem Biala Dama – i przesunela dlonmi po swej obcislej, bialej sukni.
– W takim razie, moze spotkamy sie dzisiaj jeszcze raz? Jezeli znajde pania, oczywiscie – powiedzial Joe wesolo.
– Tak – powiedziala Grace cichym, gardlowym glosem..:-Ale czy znajdzie mnie pan kiedykolwiek?
I przesunela sie lekko tuz obok niego, mijajac prog.
XIV Gdyz umie przemknac przez mury i kraty sladu zadnego nie pozostawiajac
Lancuchy z glosnym szczekiem odwijaly sie z kolowrotow powoli obracanych przez Franka Tylera i doktora Harcrofta. Potezna, stalowa krata splywala powoli spod stropu sieni i wreszcie z donosnym szczekiem osiadla w glebokim wyzlobieniu nierownej kamiennej posadzki.
Frank wypuscil z rak ramie kolowrotu i odwrocil sie ku grupce przygladajacych mu sie osob.
– Wspanialy mechanizm! – powiedzial z cicha satysfakcja. – Wydawaloby sie, ze potrzeba stu ludzi, zeby to podniesc albo opuscic, a tymczasem ta machina dziala tak od setek lat.
Pochylil sie i podniosl lezacy pod sciana ciezki aparat fotograficzny.
– Pierwsze zdjecie grupowe do pamiatkowego albumu QUARENDON PRESS! – obwiescil tryumfalnie – Przejdzcie panstwo pod krate i skupcie sie w najwspanialsza gromadke znawcow mrocznych i straszliwych tajemnic, jaka widzial nasz kraj!
Cofnal sie az pod sciane korytarza i czekal, przygladajac sie im, gdy z wolna, jak gdyby niesmialo, zaczeli ustawiac sie obok siebie.
– … osiem… dziewiec… dziesiec… jedenascie., nie liczac mojej skromnej osoby… Bedzie dzisiejszej nocy w tym zamku dwanascie osob, calkowicie odcietych od swiata!
– Trzynascie – powiedzial jakis spokojny, rzeczowy glos.
– Co? – Frank uniosl reke i ponownie przeliczyl ich unoszac i opuszczajac rytmicznie wskazujacy palec. Jedenascie, a wraz ze mna pelen tuzin… Czyzbym o kims zapomnial?
– O Ewie De Vere, ktora ciagle jeszcze tu jest, chociaz na razie nie zdradza ochoty do wspolnego zdjecia, moze dlatego, ze za jej czasow nie bylo aparatow fotograficznych. Ale nie radzilbym zapominac o niej lekkomyslnie.- Jordan Kedge zwrocil sie ku stojacej obok niego Alexandry Wardell- Prawda, prosze pani?
– Na twarzy jego nie bylo cienia usmiechu.
:- Ma pan absolutna slusznosc -? powiedziala pani Wardell. – Jest w pana slowach wiecej prawdy niz pan.podejrzewa. – I zwrocila sie w strone Franka Tylera, ktory szybko uniosl aparat.
– Kto moze niech sie usmiechnie! – zawolal. Blysnal mocny flesz, Tyler opuscil aparat na piers – Dziekuje! Amando, jestes tej nocy pania tego zamku. Rozpoczynaj!
Amanda oderwala sie od grupki.
– Prosze wszystkich tu zebranych do jadalni, chociaz to nie ja bede pelnila honory domu, ale pan Melwin Quarendon, ktoremu zaraz oddam glos.
Ruszyli korytarzem w strone jadalni, gdzie przemknal przed nimi Frank Tylen _