stalo sie zadosc!

Uniosl niewielki, czarny, pekaty wazon i potrzasnal nim. Pozniej wlozyl do niego reke, wyciagnal zwinieta kartke, rozprostowal ja i odczytal:

– Pan Melwin Quarendon!

– Ja? Jak to, ja?

– Przeciez nie wtajemniczylismy pana i ma pan dokladnie takie same szanse jak inni. A jesli sadzi pan, ze nie wypada panu walczyc o nagrode, ktora pan sam ufundowal, moze pan przekazac ja tej osobie, ktora zajmie drugie miejsce i poprzestac na tryumfie moralnym.

– Alez ja…

– Mysle, ze pan Tyler ma slusznosc – powiedzial Alex – w koncu czlowiek, ktorego drukarnie wyrzucily na swiat tyle zdumiewajacych zagadek, powinien sam sprobowac rozwiazania jednej z nich.

Quarendon spojrzal na niego oczyma zaszczutej sarny, ale nagle jego pucolowata twarz rozjasnil szeroki usmiech.

– Z pewnoscia! – powiedzial dzielnie – ale jezeli skompromituje sie dokumentnie, nie drwijcie ze mnie. W koncu jestem tylko skromnym wydawca, nie autorem… – zawahal sie i spojrzal na doktora Harcrofta, ktory stal samotnie oparty o sciane. – A moje serce? – zapytal z nagla nadzieja w glosie – Czy nie sadzi pan, ze to zbyt wielka proba dla niego?

– Nie sadze – Harcroft potrzasnal przeczaco glowa. Mysle, ze nie zdradze tajemnicy lekarskiej, jezeli powiem, ze zniesie ono jeszcze o wiele wiecej. Zreszta, jestem przy panu.

Quarendon rozlozyl rece.

– Przegralem. Zdaje sie, ze ma pan dla mnie jakas koperte?

– Tak – Tyler cofnal sie i wzial ze stolika pierwsza z identycznych podluznych kopert. Uniosl ja i zamarl.

Daleko za zamknietymi drzwiami sali rozlegl sie straszliwy, przerazajacy krzyk, wrzask mordowanej istoty, rozsadzajacy uszy, coraz wyzszy, wdzierajacy sie do mozgu – i nagle zduszony. Cisza, pozniej loskot padajacego ciala i ciezkie, oddalajace sie kroki, ktore rozplynely sie w ciszy.

– Co… co to bylo? – sir Harold Edington ruszyl ku drzwiom, ale zatrzymal sie jak wryty.

Cichy, wyrazny, niski glos kobiecy, dobiegajacy jak gdyby z wielu stron, przemowil melodyjnie:

Ktoz z nas, zyjacych rzec moze: “Dostrzeglem

Smierc, gdy wchodzila. Wiem, ktoredy wyszla

Pozostawiajac za soba milczenie”?

Zna Smierc tysiace drzwi najrozmaitszych,

Ktorymi w dom nasz, wchodzi bez, przeszkody,

A nie powstrzyma jej zamek przemyslny,

Zasuwa krzepka ani wierne straze,

Gdyz, przemknac umie przez, mury i kraty,

Sladu zadnego nie pozostawiajac,

Zimna, tajemna i nieunikniona,

Mroczna i cicha jak ostatnie tchnienie.

Glos przycichl, a gdzies daleko w glebi zamku zaszczekaly ciezkie lancuchy i rozlegl sie wysoki dzwiek uderzenia zelazem w zelazo, gluchy jek i wreszcie cisza.

– Boze! – powiedzial Quarendon spogladajac na drzwi

– Czy musze juz wyruszyc?

– Jeszcze chwile. Prosze otworzyc koperte i przeczytac cicho jej zawartosc. Jest bardzo krotka.

Pan Quarendon zrobil to, o co go proszono, zlamal woskowa pieczec, wyjal z koperty zlozona kartke papieru, przez chwile czytal cicho, poruszajac wargami i wsunal koperte do kieszeni na piersi, zatrzymujac karte w rece.

– Jeszcze piec sekund! – Tyler patrzyl na chronometr – trzy… dwie… juz!

Pyzaty wydawca ruszyl ku drzwiom, zawahal sie na niedostrzegalny niemal ulamek chwili i otworzyl je.

Gdzies w gorze wybuchl placz kobiecy, rozpaczliwy i przechodzacy w ciche zawodzenie. Melwin Quarendon zamknal za soba drzwi. Frank Tyler pochylil sie nad karta i zapisal godzine.

– To bylo bardzo piekne – rozlegl sie cichy glos kobiecy.

– Co? – zapytal Kedge.

– Ten wiersz o smierci – powiedziala pani Alexandra Wardell i z usmiechem spojrzala w gore, jak gdyby poszukujac miejsca, z ktorego dobiegl ja glos. – Bardzo piekne.

XV “Sam teraz przemierzasz dom splamiony mordem…”

Joe spojrzal na zegarek. Minelo czternascie minut od chwili, gdy Melwin Quarendon zamknal za soba drzwi sali. Daleko w ciemnych czelusciach zamku, gdzie znikl, rozlegalo sie chwilami przeciagle wycie czlowiecze, szczek lancuchow i gwaltowny loskot, a kiedy cichly te dzwieki, prawdziwa nawalnica za oknami niosla nieprzerwany huk fal wsciekle bijacych w skale. Raz gdzies blisko uderzyl piorun, ale burza i ulewa zdawaly sie oddalac.

– Ciekaw jestem, czy mu sie uda? – powiedzial glosno Frank Tyler spogladajac na drzwi. Jak gdyby w odpowiedzi na jego slowa otworzyly sie one powoli.

Pyzaty pan i wladca QUARENDON PRESS wszedl i zamknal je za soba. Bez slowa podszedl do zegara i usmiechnal sie.

– Na szczescie, ten kto znajdzie Biala Dame nie bedzie musiala przezywac rozterki zastanawiajac sie, czy przypadkiem nie znalazlem jej wczesniej niz on!

Rozlozyl rece.

– Nie dotarl pan do niej? – zapytala Dorothy Ormsby z niewinnym dziewczecym zaciekawieniem. Siedziala samotnie przy jednym z malych stolikow, majac przed soba otwarty notatnik, obrocony grzbietem do gory.

– Nie dotarl! – pan Quarendon rozesmial sie – to by oznaczalo, ze szedlem w jakims kierunku, ale nie udalo mi sie dojsc. A ja po prostu przechadzalem sie po korytarzu z ta kartka i odczytywalem ja raz po raz. Do dziela, Frank! Ciekaw jestem, czy jeszcze ktos odpadnie tak sromotnie jak ja? Tak czy inaczej, wiem, ze nalezy mi sie podwojna whisky bez wody sodowej. Ten zamek jest rzeczywiscie upiorny, a te glosy…

Amanda, ktora stala obok stolu z napojami zblizyla sie do niego ze szklanka w rece.

– Bez lodu?

– Dziekuje, moje dziecko! – Pan Quarendon wzial z jej rak szklanke i uniosl do ust. Joe dostrzegl, ze reka jego nie drzy. Najwyrazniej doktor Harcroft znal dobrze swego podopiecznego.

Dorothy odwrocila notatnik i zapisala cos szybko.

Frank Tyler uniosl czarny wazon i siegnal w glab. Pozniej zrecznie odstawil naczynie na stolik i rozwinal trzymany w rece papierek.

– Pan Joe Alex! – obwiescil – Drzyjcie, nasi goscie! Reputacje zostaja rzucone na szale! Ktora przewazy?

Podal Alexowi koperte.

– Prosze otworzyc i przeczytac, a kiedy zawolam: “start!” panski czas zacznie sie liczyc, wiec radze stanac tuz obok drzwi z reka na klamce.

Joe wzial koperte, zlamal czarna woskowa pieczec i wyjal szara kartke papieru, grubego jak pergamin. W gorze ozdobiona byla wydrukowana wypukle trupia czaszka. Nizej biegla czarna, wstega, trzymana przez dwie kosciane dlonie wynurzajace sie z bocznych krawedzi kartki.

Na wstedze bialymi, stylizowanymi literami nakreslono dwuwiersz:

Sam teraz przemierzysz dom splamiony mordem!

Ach, gdziez bys chcial usnac, gdybys zostal lordem?

– Start! – zawolal Tyler, polozyl zegarek na stoliku i zanotowal czas.

Joe otworzyl drzwi, zamknal je za soba i znalazl sie na korytarzu. Przeszedl kilka krokow i zatrzymal sie u

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату