– Jak pan sadzi, czy jeszcze ktos ja znajdzie? Byloby fatalnie, gdybysmy przecenili naszych gosci i okazaloby sie, ze pan jeden odgadl nasza zagadke.

– Dogadzaloby to mojej proznosci…

Alex usmiechnal sie i poklepal go przyjaznie po ramieniu. Ruszyl w kierunku Parkera, ktorego dostrzegl w kacie sali, pochylonego nad siedzaca w fotelu pania Wardell i rozmawiajacego z nia przyciszonym glosem. Stara dama uniosla glowe, zainteresowana najwyrazniej tym, co mowil.

Lord Redland, Melwin Quarendon i Amanda Judd wsparta na ramieniu Franka Tylera, ktory wlasnie podszedl do nich, mowili chyba o czyms zabawnym, bo Quarendon rozesmial sie glosno, a Redlan rozlozyl rece.

– Jezeli znajdzie sie jakis fragment bizuterii, sprzaczka paska jej sukni, spinka do wlosow… a nie smiem nawet marzyc o takim szczesciu jak znalezienie narzedzia zbrodni… bede szczesliwy mogac umiescic w moim skromny zbiorze, oczywiscie ze stosownym napisem a okreslajacym dramatis personae, miejsce i dzien zdarzenia, a takze przyczyne, bo znamy ja przeciez.

– Ale czy mamy jakiekolwiek szanse po uplywie trzech stuleci? Tylu ludzi szukalo jej od pierwszego dnia, az do dzis. Poprzedni wlasciciel tego zamku, ktory kupil go i przerobil na cos w rodzaju hotelu, kul w tych murach, instalujac nowoczesna kuchnie, przeprowadzajac przewody centralnego ogrzewania, pelne oswietlenie elektryczne i budujac lazienki. Nie znalazl nawet sladu ukrytego pomieszczenia, w ktorym Edward de Vere mogl ukryc swoja zone. A nie mogl takze wyrzucic jej przez okno na skaly lub do morza, gdyz juz wtedy wszystkie strzelnice zamku byly poteznie okratowane tak jak dzisiaj. Zakladajac hotel pozostawiono je, zeby stworzyc klimat niesamowitosci, a ja nie widzialem teraz powodu, zeby zmieniac cokolwiek. Ale ona… to znaczy, jakis slad po niej, musi przeciez gdzies tu byc. Gdybyscie panstwo znalezli jutro, chocby miejsce, w ktorym ja ukryl, byloby to juz zwyciestwem, gdyz innym nie udawalo sie to przez trzy stulecia.

– A co pan ma zamiar zrobic z tym zamkiem po zakonczeniu obchodu urodzin pieciomilionowego egzemplarza ksiazki naszej uroczej mlodej kolezanki?

Jordan Kedge, ktorego Joe dostrzegl przedtem z dala, siedzacego pod oknem z doktorem Harcroftem, podszedl ku nim i zadawszy pytanie zatrzymal sie za plecami pulchnego wydawcy. Pan Quarendon na pol obrocil sie ku niemu.

– No wlasnie! – powiedzial pogodnie – chce pan wiedziec, ze latwiej kupic zamek z duchem, niz sie go pozbyc. Na szczescie, wcale nie chce sie go pozbyc! – uniosl nieco na palcach i powiodl po zebranych radosnym spojrzeniem jak chlopiec, ktory nie moze doczekac sie rozgloszenia swej tajemnicy.

– Z pewnoscia, dotyczy to bezposrednio kilku osob sposrod zgromadzonych tutaj… – zastanawial sie jeszcze przez chwile, szukajac odpowiednich slow. – Firma nasza chce stworzyc na wszystkich kontynentach kluby milosnikow QUARENDON PRESS, a zamek ten stanie sie glowna kwatera i miejscem zjazdow dla ich przewodniczacych i czlonkow, ktorych bedziemy chcieli specjalnie uhonorowac… Jest jeszcze pare innych spraw z tym zwiazanych, ale nie chce o nich mowic, poki nie obleka sie w cialo. W kazdym razie, beda to czytelnicy waszych ksiazek i mam nadzieje, ze od czasu do czasu zechcecie sie pojawic pomiedzy nami…

. Dorothy Ormsby wstala z fotela i trzymajac w jednej rece swoj notatnik, a w drugiej olowek, podeszla z wolna i stanela za ich plecami.

– A flaga QUARENDON PRESS bedzie wowczas powiewala na wiezy? – zapytala powaznie z mina przejetego podlotka Joe, ktory znal ja od wielu lat, usmiechnal sie w duchu.

– Rozumie pani przeciez, ze moim marzeniem jest, aby choragiew QUARENDON PRESS powiewala na wielu wiezach! Ale bylbym najszczesliwszy, gdyby jutro ktores z was rozwiazalo zagadke prawdziwej Ewy de Vere. To by nobilitowalo te siedzibe i udowodnilo, ze zadna tajemnica nie oprze sie tak wspanialemu bukietowi mozgow jak ten, ktory tu zebrano dzisiaj.

– W takim razie, byloby naprawde cudownie, gdyby ktos z nas zechcial tu popelnic prawdziwa zbrodnie. Czy pomyslal pan o tym, mister Quarendon? – Dorothy miala zachwycona minke.

– Och, to byloby zbyt piekne, aby moglo stac sie prawdziwe… – odparl Quarendon i zmarszczyl brwi starajac sie przypomniec sobie, gdzie, na milosc boska, zadano mu niedawnym czasem to pytanie i kto je zadal.

W tej samej chwili drzwi otworzyly sie. Sir Harold Edington szedl i spokojnie zblizyl sie ku stojacym.

– Dokladnie pietnascie minut minelo od panskiego wyjscia, sir Haroldzie – powiedzial Frank Tyler zerkajac na zegarek. – Mam tylko jedno, dozwolone regulaminem pytanie: czy znalazl ja pan?

Sir Harold bez slowa potrzasnal przeczaco glowa i rozlozyl rece.

– Te wszystkie glosy i dzwieki sa obrzydliwe… – wzdrygnal sie.

Nie znalazl jej… – pomyslal Joe i przymknal na chwile oczy. Nikly plomyk swieczki; wspaniale smukle cialo na zlotopurpurowej kapie… nagie ramiona… “nie zasne”.

– Pan Jordan Kedge! – zawolal Frank Tyler. Stal tuz obok stolika, na ktorym spoczywal czarny wazon i trzymal w palcach rozwiniety rulonik papieru. – Prosze, oto panska koperta!

Kedge wzial koperte, przelamal pieczec i wyciagnal jej zawartosc, po ktorej szybko przesunal oczyma.

– Jeszcze piec sekund… – powiedzial Tyler – jeszcze dwie, jedna, start!

I Jordan Kedge cicho zamknal za soba drzwi. Za oknem rozlegl sie daleki grom.

– Burza wraca – powiedzial Parker, ktory rozstal sie z pania Wardell i podszedl do Alexa.

– O czym rozmawiales z nia tak dlugo? – zapytal Joe polglosem. Zerknal nieznacznie ku siedzacej nieruchomo starej kobiecie, do ktorej zblizyla sie Amanda Judd, stanela nad nia i zadala jakies pytanie, ktorego nie uslyszal. Pani Wardell uniosla glowe i usmiechnela sie z wdziekiem, ktory bywa czasem udzialem starych kobiet i jest tak bardzo inny niz wdziek mlodych dziewczyn.

– To bardzo ciekawa osoba – Parker przytaknal sobie ruchem glowy, jak gdyby chcac stwierdzic, ze nie jest to jedynie grzecznosciowa formulka. – Rozmawialismy oczywiscie o duchach. Wszyscy jej bliscy juz zmarli, nawet corka i dorosly wnuk. Jakies tragiczne wypadki. Nie rozwodzila sie nad tym. Nie sprawiala wrazenia osoby, ktora przezyla tragedie. Mowila o kazdym z nich jak o kims, kto jest. Gdybym nie sluchal uwaznie, moglbym miec wrazenie, ze pozostawila ich troje w domu i zaczyna juz do nich tesknic… Mowila tez o duchach w ogole. Wiedziala kim jestem i zaczela mowic o duchach ludzi zamordowanych… potem przeszla na nieszczesna pania tego zamku, zamordowana przeciez trzysta lat temu. I o niej tez mowila, jak gdyby to byla osoba zywa, znajdujaca sie w wyjatkowo trudnej sytuacji. Wspolczula jej i miala nadzieje, ze w koncu wszystko skonczy sie szczesliwie, to znaczy: jakas inna nikczemna kobieta zginie w tym zamku i wyzwoli ja. Zapytalem, czy nastepna tez bedzie musiala czekac setki lat, az znajdzie sie trzecia i czy musi to trwac w nieskonczonosc. Powiedziala, ze nie… Kolo zamknie sie i nastapi cisza.

– Mowisz z takim przejeciem, jak gdybys sam byl absolutnie przekonany, ze tak wlasnie wyglada wiekuista sprawiedliwosc… – Alex usmiechnal sie. – To komplement dla tej starej damy. Najwyrazniej umie sugestywnie opowiadac o tych sprawach.

– Jestem tylko prostym oficerem policji, Joe. Widzialem setki umarlych, przewaznie zamordowanych, i ani jednego ducha. Bylo takze paru mordercow, ktorych za moich mlodych lat, kiedy nie zniesiono jeszcze kary smierci, doprowadzilem pod szubienice. I nigdy nie zastanawialem sie nad tym, co sie z nimi moze dziac pozniej, juz po wszystkim. O ich ofiarach takze nie myslalem w ten sposob. Kiedy patrzysz na zabitego czlowieka, wiesz, ze stalo sie cos ostatecznego… Ale pani Wardell jest innego zdania… to znaczy, ona wierzy gleboko, ze jest inaczej. I wierzy, ze istnieja na to tysiace dowodow… obiecala, ze da mi tutaj, po tej zabawie, swoja ksiazke, ktora przywiozla.

– Nie pamietasz tytulu?

– Zdaje sie, ze brzmi on: “Czy i dlaczego duchy pojawiaja sie!”… Mowi, ze te ksiazke lubi najbardziej z wszystkich, ktore dotad napisala, bo zawiera ona, jak gdyby, cala teorie i bardzo wiele przykladow poswiadczonych przez licznych powaznych, wiarygodnych swiadkow.

– Pozycz mi to, kiedy wrocimy do Londynu – Joe ujal go pod ramie i ruszyli w drugi koniec sali, gdzie staly zastawione stoly. – Poczulem nagly glod – zerknal na zegarek. – Jezeli sie nie myle, mija juz pietnascie minut od chwili kiedy opuscil nas Kedge…

– Boze! – jeknal cicho Parker, kiedy zatrzymali sie przed taca wypelniona kanapkami z kawiorem i Joe siegnal po najblizsza z nich – Za chwile pan Tyler moze wywolac mnie. Jezeli nie znajde jej, a ta Ormsby gdzies to opisze, stane sie posmiewiskiem calego Scotland Yardu!

– Glowa do gory! – Joe wzial druga kanapke. – Juz teraz wiemy, ze nie bedziesz sam. Quarendon i Edington rowniez do niej nie dotarli.

– Ale ja jestem detektywem! To znaczy, bylem… – Parker westchnal – bo awansowalem zbyt wysoko i mozg mi zaczyna rdzewiec. Mimo to…

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату