teraz.

– A poniewaz wszyscy, procz Dorothy Ormsby, moga sobie wystawic absolutne i niepodwazalne alibi, wiec Grace Mapleton…

– Musial zabic ktos, kto nie byl z nami w jadalni! -dokonczyl Alex. – Wiemy teraz jedynie, ze Grace Mapleton zyla o godzinie 10.59, bo mamy na to swiadectwo zanotowane jej wlasna reka. Wiemy tez, ze nie zyla juz o godzinie 11.20-11.25, bo mniej wiecej o tej godzinie pani Wardell powrocila do jadalni. Zreszta, droga w dol po schodach i przejscie biblioteki, musialy takze zajac jej nieco czasu, a na pewno nie szla szybko, bo ledwie trzymala sie na nogach. Musimy wiec odjac kilka minut. To by oznaczalo, ze Grace zostala zamordowana miedzy godzina 11.05 (bo Dorothy takze zuzyla nieco czasu na powrot i byc moze zamienila z nia kilka slow po zanotowaniu czasu), a godzina 11.20.

– Psy! – powiedzial Parker.

– Co?

– Te psy Quarendona! Sa przeciez w budzie na dziedzincu. Moga sie przydac. Musimy przeszukac caly zamek… Ten czlowiek przeciez gdzies jest, jezeli nie uciekl… bo wszystko tu wydaje sie mozliwe, nawet w czasie tej burzy i przyplywu.

Jak gdyby w odpowiedzi uslyszeli daleki grom za waska szczelina okna.

– Ta burza wraca i odchodzi… – Joe podszedl do okna i sprobowal wyjrzec. Swiatlo ampli padalo na potezna czarna krate i odbijalo sie od szyby. Krople deszczu rozpryskiwaly sie na szkle. – Tedy w kazdym razie nie uciekl.

– Musze tu jeszcze wrocic z doktorem, bo nie wolno mi uznac jej za zmarla, jezeli lekarz jest na miejscu – Parker zmarszczyl brwi. – I zatelefonuje do policji Hrabstwa Devon, a pozniej do Yardu. To nie potrwa dlugo. Ale najpierw przeszukajmy zamek. Ten morderca moze byc szalencem… Czeka nas upiorna noc, Joe, tak czy inaczej. Wspanialy weekend! Wiedzialem, ze odpoczne tu jak nigdy! Czy to nie piekna noc do prowadzenia sledztwa, podczas ktorego bede dziekowal Bogu, ze panna Dorothy Ormsby musi mi, chcac nie chcac, wystawic alibi, a poza tym, ja sam bede musial wystawic alibi jej i wszystkim pozostalym osobom, nie pozostawiajac sobie zadnej, na ktora moglbym rzucic chocby cien podejrzenia.

– Badz dobrej mysli – powiedzial Alex probujac sie usmiechnac, co nie okazalo sie jednak mozliwe, gdyz skurcz w gardle nie mijal – tam gdzie jest zamordowany, musi byc i morderca. Tylko duchy rozplywaja sie i nikna, ludzie pozostaja.

– Wlasnie – zapomnielismy o niej.

– O kim?

– O lady Ewie De Vere. Ktos powiedzial dzisiaj, ze moze zemscic sie za to, ze jej tragiczna smierc posluzyla nam do tej glupiej zabawy. – Parker takze sprobowal usmiechnac sie, ale dal za wygrana.

Nagle spoza drzwi wychodzacych na korytarz dobiegl ich potepienczy okrzyk kobiecy i rozpaczliwe, ciche lkanie.

– Trzeba mu powiedziec, zeby wylaczyl te idiotyczne urzadzenia! – mruknal Alex.

Ruszyli.

XX To wspaniale!

Kiedy weszli do jadalni wszystkie oczy zwrocily sie ku nim, tylko pani Wardell, lezaca na kanapce z glowa oparta o zwiniety zakiet Beniamina Parkera, nie odwrocila glowy. Lezala nieruchomo, wpatrzona w jakis nieuchwytny punkt na scianie, a na ustach jej blakal sie lagodny usmiech.

Parker chrzaknal.

– Prosze nam wybaczyc dluga nieobecnosc, ale naprawde wydarzyl sie bardzo powazny wypadek… Panna Mapleton… niestety nie zyje.

Siedzacy przy stoliku pod sciana pan Quarendon zerwal sie na nogi i przycinal reka serce. Harold Edington, ktory dzielil z nim stolik, takze wstal i polozyl dlon na ramieniu pulchnego wydawcy.

– Spokojnie, Melwin… – powiedzial polglosem. Amanda Judd uniosla rece i opuscila je gwaltownie, a Frank Tyler objal ja ramieniem. Ukryla twarz na jego piersi.

Dorothy Ormsby zamarla z olowkiem uniesionym nad otwartym notatnikiem.

Jordan Kedge zmarszczyl brwi. Joe, stojacy w progu, niemal za plecami Parkera, dostrzegl, ze twarz jego okryla sie trupia bladoscia. Zrobil krok ku przodowi i zatrzymal sie.

Doktor Harcroft odstawil na pol wypelniona szklaneczke whisky i podszedl do Parkera.

– Czy jest pan pewien? – powiedzial – bo jesli…

– Oczywiscie! – Parker skinal glowa. – Wlasnie chcialem pana prosic, zeby…

Odwrocil glowe i wskazal oczyma drzwi.

Harcroft skinal glowa i zawrociwszy wzial swoja czarna walizeczke, stojaca nieopodal kanapki, na ktorej lezala pani Wardell. Pochylil sie nad stara dama.

– Czy wszystko w porzadku? – zapytal lagodnie. Spojrzala na niego. Usmiech nadal blakal sie na jej wargach.

– Jestem zmeczona… – powiedziala cicho – czy bede mogla polozyc sie u siebie w pokoju?

Harcroft wyprostowal sie i spojrzal pytajaco na Parkera, ktory znowu chrzaknal. Byl najwyrazniej zaklopotany.

– Niestety… sa pewne okolicznosci… Jesli to mozliwe, wolalbym, zeby pozostala tu pani jeszcze przez kilka minut… Pozniej, oczywiscie, nie widze zadnych przeszkod.

Lord Frederick Redland, ktory do tej pory stal nieruchomo pod oknem, zblizyl sie do stojacych w drzwiach mezczyzn. Stanal przed komisarzem.

– Czy zamordowano ja? – zapytal spokojnie, ale w oczach jego zapalil sie dziwny, cieply blask. Alex pomyslal, nie pojmujac dlaczego przyszlo mu to do glowy, ze tak wlasnie moglby patrzec maly chlopiec na upragniona zabawke widoczna za szyba wystawowa.

Parker chrzaknal po raz trzeci.

– Wkrotce wszystko bedzie jasne… Jesli pozwolicie panstwo, odejde teraz na chwile z panem doktorem.

Amanda Judd oderwala sie od swego meza i zapytala:

– Jezeli to mozliwe, chcialabym w takim razie pojsc po poduszke i koc dla pani Wardell. Nie moze przeciez tak tu lezec.

– Oczywiscie! – Parker ruchem reki wskazal jej drzwi

– Pojde z pania!

Wyszli oboje. Pan Quarendon wstal i podszedl do Alexa.

– Czy to prawda? – zapytal drzacym z napiecia glosem

– Czy to prawda, ze ona…?

Joe nieznacznie skinal glowa. Quarendon otworzyl usta, ale nie powiedzial ani slowa wiecej.

– Boze! – powiedzial polglosem Frank Tyler – Kto…?

– Ona, Ewa – glos pani Wardell byl cichy, ale wyrazny.

– Nie moglo byc inaczej.

Bylo w tych slowach tyle spokojnej, wykluczajacej sprzeciw pewnosci, ze Alexa przeszedl dreszcz. Potrzasnal glowa, jak gdyby chcac przebudzic sie ze snu. Kedge usiadl powoli, pozniej wstal i wsunal drzace rece do kieszeni.

Drzwi otworzyly sie, weszla Amanda, a za nia Parker niosacy poduszke i koc. Podeszli do kanapki. Frank Tyler uniosl glowe lezacej i wysunal spod niej czarny zakiet Parkera, ktory z kolei polozyl na tym miejscu poduszke. Amanda otulila pania Wardell kocem.

– Dziekuje, moje dziecko. Teraz jest mi naprawde bardzo wygodnie. Dziekuje, panie komisarzu – stara kobieta zwrocila glowe ku Parkerowi, ktory szybko wlozyl zakiet i wyprostowal zagiecia materialu kilkoma ruchami rak. Sklonil sie jej z daleka. Alex patrzyl na nia i po raz drugi przeszedl go dreszcz. Ciagle ten usmiech, lagodny, spokojny usmiech. To ona odkryla cialo Grace Mapleton. Musiala stac tam u wezglowia loza i przy niklym plomyku swieczki patrzec na ten miecz i…

– Chodzmy, panie doktorze – powiedzial Parker polglosem i ruszyl ku drzwiom, a Harcroft za nim.

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату