A wczesniej: pan Alex… 9.05…

pan Kedge… 9.51…

pan Parker… 10.35

Spojrzal na zegarek. 11.50. Za dziesiec minut wybije polnoc. Cofnal sie ostroznie, spojrzal raz jeszcze na loze i w nieruchome, otwarte oczy. To bylo niemozliwe, ten straszliwy, olbrzymi miecz jak krzyz o krotkich ramionach, stojacy na grobie.

Przymknal oczy. Mysli pedzily jak oblakane. Tak, to bylo niemozliwe… Niemozliwe? A przeciez stalo sie. Oczywiscie, pozostawalo bardzo proste rozwiazanie. Jezeli…

Cofnal sie i ruszyl ku drzwiom. Uniosl makate starajac sie nie dotykac drzwi i wyszedl do jasno oswietlonej sali bibliotecznej. Po chwili zatrzymal sie i predko zawrocil.

Znow obszedl loze, pochylil sie i zdmuchnal swiece. Ostroznie, po omacku powrocil do drzwi.

Kiedy stanal na progu jadalni, wszystkie glowy zwrocily sie ku niemu. Pani Wardell siedziala na kanapie. Najwyrazniej zastrzyk przywrocil jej nieco sil.

Nie wchodzac Joe odszukal oczyma Parkera. – Prosze panstwa… zdarzyl sie wypadek – powiedzial starajac sie mowic jak najswobodniej. – Czy moge cie prosic, Ben? Parker zerwal sie z krzesla.

– Za chwile wrocimy, a do tego czasu, bardzo prosze wszystkich o pozostanie tutaj. Niech nikt z panstwa nie opuszcza tego pokoju pod zadnym pozorem – Alex rozlozyl przepraszajaco rece.

Parker wyszedl pierwszy wyminawszy go w progu, a Joe cicho zamknal drzwi i ruszyl ku schodom prowadzacym na pietro.

– Co sie stalo?

– Grace Mapleton nie zyje.

– Jak umarla?

Byli juz na podescie schodow. Nie odpowiadajac, Joe zapytal go:

– Czy wziales z soba bron?

– Tak – Parker skinal glowa. – Sam nie wiem dlaczego, ale wrzucilem pistolet do walizki. Powiedz, na milosc boska, co sie stalo?

– Zostala zamordowana i to w taki sposob, ze nikt z tych ludzi, ktorzy sa teraz tam na dole, nie mogl jej zabic. Morderca musi byc w zamku, ale nie jest jednym z nich. Dlatego kazalem im zaczekac w jadalni. Razem sa mniej narazeni.

Parker otworzyl drzwi swojego pokoju, uniosl wieko stojacej pod sciana walizki i zaglebil dlon pod rowno ulozonymi koszulami. Wyciagnal pistolet, sprawdzil magazynek i wyszli.

Bede czekala… Tak, to jedno bylo pewne. Bedzie czekala, poki nie wyniosa jej, zeby oddac to wspaniale, zimne cialo na sekcje. Takie sa obyczaje, ktorych trzeba przestrzegac, gdy czlowiek ginie z reki innego czlowieka.

XIX Lecz jednak ktos ja zabil…

Staneli przed opuszczona makata i Joe uniosl ja ostroznie. Drzwi nadal byly uchylone, a za nimi rozposcieral sie gesty polmrok. Majac za soba Parkera, Alex stanal na progu i zaczal po omacku przesuwac reka poza framuga.

– Musi tu byc chyba swiatlo elektryczne… – powiedzial polglosem – wczesniej palila sie swieca, ale zgasilem ja. Pozniej powiem ci, dlaczego…

Natrafil palcami na guzik przelacznika i wcisnal go. Pod sufitem zablysla odwrocona mleczna ampla uczepiona trzema zlocistymi lancuszkami do haka w stropie.

Pokoj byl niemal pusty. Przed lozem, na grubych, debowych deskach podlogi, lezal nieco wytarty, stary perski dywan. To bylo wszystko.

– Ona jest tam… – powiedzial Alex nie podnoszac glosu. Podeszli. Uniosl reke i odsunal ciezka tkanine firanki.

Parker nie poruszyl sie. Joe uniosl druga reke i rozsunal firanki na tyle, na ile to bylo mozliwe. Spojrzenie Parkera przesunelo sie po nieruchomym, lezacym na wznak ciele, a pozniej powedrowalo w gore wzdluz ostrza miecza i zatrzymalo sie na dlugiej rekojesci ciasno okreconej srebrnym, poczernialym drutem.

– Za czasow rycerza De Vere nie byl juz w uzyciu… – powiedzial Alex. – Uzywano go w walkach pieszych… wymagal wielkiej sily fizycznej.

– Wiem… – Parker spojrzal na lezaca dziewczyne. Pozniej oczy jego znow zaczely wedrowac po mieczu – Mysle o tym…

– I ja – Alex obszedl loze, uniosl kape i zajrzal pod nia. pozniej podniosl ze stolika zapalki i zapalil swiece.

– Tylko tak byla oswietlona, kiedy tu wszedlem. Miecz lezal w poprzek na jej nogach, a ona udawala umarla i miala zamkniete oczy… Czy tak samo lezala, kiedy ja zobaczyles po wejsciu tutaj?

– Tak. Ktokolwiek wszedlby do pokoju, mogl podejsc bez przeszkod do loza, pochwycic ten olbrzymi miecz w obie rece, uniesc go nad glowa i uderzyc… Nawet gdyby otworzyla oczy i zobaczyla go, nie zdazylaby sie poruszyc… To musialo sie tak odbyc.

– Wlasnie – powiedzial Joe. – To musialo sie tak odbyc, ale przeciez nie moglo sie tak odbyc, jezeli w zamku nie ukrywa sie gdzies czlowiek, ktory ja zabil. Bo nie moze to byc zadna z osob, ktore sa w tej chwili w jadalni i byly z nami od czasu, kiedy wyprawiono z zamku sluzbe i zamknieto furte.

– Ale przeciez… – Parker potrzasnal glowa – ona nie zyje, prawda?

– Tak… – Joe wyciagnal reke i dotknal plamy krwi, ktora rozlala sie szeroko na sukni zmarlej w miejscu, w ktorym utkwil miecz. – Ta krew niemal nie zakrzepla jeszcze…

Odetchnal gleboko i zawahal sie na ulamek sekundy, ale pozniej ujal reke zmarlej, powoli zgial ja w lokciu i ostroznie wyprostowal, delikatnie kladac ja w poprzedniej pozycji.

– Smierc nie mieszka jeszcze w tym ciele… Zreszta wiemy, przeciez, ze zyla przed godzina… – Odwrocil sie i zdmuchnal swiece. – Te swiece takze niedawno zapalono.

Podniosl ze stolika karte papieru.

– Jest piec minut po polnocy. A moze cofnijmy sie troche: O osmej wieczor Frank Tyler zrobil zdjecia przy bramie i wszyscy przeszlismy do jadalni. Od tego czasu, Ben, powstala przedziwna sytuacja, otoz kolejno, zawsze jedna tylko osoba przemierzala samotnie zamek, a wszystkie pozostale znajdowaly sie razem w jadalni i, o ile wiem, nikt stamtad nie wyszedl. Zreszta taki byl niepisany regulamin konkursu. Amanda Judd, Frank Tyler i doktor Harcroft w ogole nie opuscili jadalni: dwoje pierwszych, poniewaz byli gospodarzami i nie brali udzialu w konkursie, a Harcroft nie zdazyl, gdyz z chwila powrotu pani Wardell konkurs przerwano.

– Tak, wiem – Parker skinal glowa. – Mysle o tym juz od dwoch minut.

– Na tej karcie mamy zapis czterech osob, ktore tu weszly: pierwszy bylem ja, o 9.05, drugi Kedge, o 9.51, trzeci byles ty o 10.35, a czwarta Dorothy Ormsby o 10.59… pozostale osoby nie dotarly tu. Mysle o Edingtonie, Quarendonie i Redlandzie. Ale one nie moga wchodzic w rachube jako mordercy, poniewaz inni ludzie wyruszyli po nich i zastali ja tu zywa, a oni po powrocie nie opuscili jadalni ani na chwile. Na szczescie, ty byles w ogolnej kolejnosci szosty, Dorothy siodma a pani Wardell osma. Harcroft, jak wiemy, nie zdazyl udac sie na poszukiwania, bo byl ostatni, jak powiedzialem, konkurs przerwano, bo pani Wardell zastala tu zamordowana Grace. Tak wiec…

– Tak wiec – powiedzial Parker spogladajac na miecz – skoro ja, jako szosty znalazlem zywa Grace Mapleton, a pozniej znalazla, ja zywa Dorothy Ormsby, pozostaja tylko dwa wyjscia: albo zabila ja Ormsby, a pani Watdell znalazla umarla, albo… zabila ja pani Wardell!

– A jedno i drugie jest niemozliwe, poniewaz Dorothy Ormsby z pewnoscia nie udzwignelaby tego potwornego miecza, a nawet gdyby jej sie to udalo, nie moglaby w zaden sposob zadac takiego ciosu, gdyz ten miecz jest chyba dluzszy niz ona sama i nie moglaby uderzyc prostopadle, zwazywszy w dodatku, ze Grace lezala na lozu, a ona stala na ziemi. Poza tym, jest rzecza fizycznie niemozliwa, aby tak drobna kobieta mogla zadac tak straszliwe uderzenie… Przeciez ten miecz… – znow odetchnal gleboko – tkwi w tym lozu zupelnie prostopadle, a zwazywszy jego ciezar, przekonamy sie, kiedy usuna cialo, ze ostrze wbilo sie gleboko w deski loza. Inaczej miecz musialby sie pochylic. Cialo ludzkie ani posciel nie moga stawiac takiego oporu, ktory utrzymalby go w pozycji, w jakiej jest

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату