– Krytyk poezji nie musi pisac wierszy… – Dorothy usmiechnela sie do niego promiennie. – Krytyk literatury sensacyjnej nie musi byc detektywem… – Zwrocila sie do Alexa: – Ale bardzo chcialabym ja znalezc. Zdaje sie, ze jednak jestem troche prozna.

– Zaraz wroci pan Parker – Frank zatarl rece. Oczy mu blyszczaly i byl najwyrazniej podniecony. Joe pomyslal, ze opieka nad stojacymi pod sciana trunkami zapewne tez miala na to wplyw. Tyler usmiechnal sie do nich i odszedl ku pani Wardell, uniosl jej stojacy na stoliku, wyprozniony kieliszek i najwyrazniej zadal pytanie, bo stara dama potrzasnela przeczaco glowa i cos powiedziala.

Tyler ruszyl z pustym kieliszkiem w strone stolu z napojami, obok ktorego Kedge, lord Redland, Edington i pan Quarendon otaczali Amande Judd. Nieopodal doktor Harcroft, powazny i skupiony, lal z butelki ciemna irlandzka whisky na kostki lodu spoczywajace na dnie szklanki.

– Jest! – zawolal Tyler. Wszyscy odwrocili sie w jego strone, a pozniej przeniesli spojrzenia na stojacego w drzwiach czlowieka, ktory ruszyl w strone Dorothy i Alexa, ale zatrzymal sie i uniosl zacisnieta piesc z wysunietym zwyciesko ku gorze kciukiem.

– Oczywiscie! – powiedzial pan Quarendon – Panu to nie moglo sprawic najmniejszego klopotu!

Parker rozlozyl przepraszajaco rece, jak gdyby chcac powiedziec, ze to nie jego wina. Podszedl do Alexa i Dorothy.

– Czy mozna usiasc przy was?

– Juz od rana fascynuje mnie pana obecnosc – szepnela Dorothy. – Jest pan tysiac razy ciekawszy niz ta armia papierowych detektywow, z ktorymi mam zwykle do czynienia i…

Nie dokonczyla, bo Frank Tyler raz jeszcze spelnil swa powinnosc i wyciagnawszy z wazonu papierek, rozwinal go:

– Miss Dorothy Ormsby, ktora umie dostrzec najmniejszy blad w pracach innych ludzi, ma teraz sposobnosc zademonstrowac nam, ze sama jest bezbledna!

– Wiedzialam, ze powie cos podobnego – mruknela wstajac. Podeszla do Tylera, wziela koperte, zlamala pieczec i przesunela oczyma po tekscie.

– Start! – zawolal Frank, odwrocil sie i zanotowal czas na swojej karcie.

Smukla, drobna, wyprostowana Dorothy Ormsby zniknela za drzwiami.

– Boze – powiedzial Parker – zdazylem w ostatniej chwili! – znizyl glos.

– Coz to za szczescie, kiedy policjant ma zone, ktora lubi chodzic do teatru. Widzialem, ze tam wisza sztychy z bohaterami Shakespeare’a, wiec po tym koniku i koronie przyszedl mi do glowy Ryszard III. Gdyby nie to, Joe, stalbym tam do tej pory!

Reszta byla bardzo prosta… ale wlosy mi stanely deba, kiedy tam wszedlem. Przez chwile myslalem, ze naprawde cos jej sie stalo. I ten ogromny, zakrwawiony miecz…

– A jak ci sie spodobala sama panna Mapleton? – zapytal Joe obojetnie.

– Przedziwna dziewczyna. Sliczna, ale czulem sie przez caly czas nieswojo. Powiedziala, ze czas jej sie zaczyna dluzyc i zapytala, ile jeszcze osob bedzie jej szukalo, Powiedzialem, ze tylko trzy i wyszedlem, bo minela juz pietnasta minuta. Ale ta dziewczyna ma niesamowity glos… Czlowiek czuje sie przy niej dziwnie… nie umiem tego okreslic.

– Mysle, ze masz slusznosc – Alex wstal. – Trzeba sie czegos napic i zjesc cos. Dla nas konkurs juz sie skonczyl.

Ruszyli w strone rozmawiajacych mezczyzn, od ktorych ponownie oderwala sie Amanda z filizanka kawy dla pani Wardell siedzacej z niezmiennym, pogodnym usmiechem w swym fotelu.

– Mamy dopiero trzech ewentualnych zwyciezcow: dwoch autorow i pana komisarza! – Quarendon byl najwyrazniej zadowolony, ze nie jest jedynym, ktoremu sie nie udalo.

Gdzies w gorze rozlegl sie przytlumiony huk wystrzalu, rozdzierajacy jek i gluchy, zalobny grzmot werbli, ktory ucichl z wolna.

– Czy nalac panom czegos? – zapytal Frank zwracajac sie do Alexa i Parkera.

– Bede pil to samo, co wspaniala pani Wardell – szepnal Alex – moze tylko nieco wiecej. Zdaje sie, ze to byl armagnac?

– Zgadl pan! Powiedziala, ze zawsze wieczorem wypija jeden koniak i potem spi doskonale bez zadnych snow. Twierdzi, ze sny to smieci psychiczne tego swiata, a nie obrazy tamtego.

Tyler zerknal w strone siedzacej pod przeciwlegla sciana starej damy, ktora pochylila sie teraz lekko ku Amandzie, najwyrazniej wyjasniajac jej cos. Na twarzy nadal miala pogodny, seraficzny niemal usmiech.

– A pan? – Tyler zwrocil sie do Parkera.

– Chyba whisky… ale prosze sie nie fatygowac…

Parker podszedl do stolu, wzial szklanke, uniosl pokrywe pojemnika z lodem i wrzucil cztery niewielkie kostki. Siegnal po te sarna irlandzka whisky, co Harcroft. Pozniej wymknal sie z kregu stojacych i ruszyl w strone stolu z jedzeniem. Joe uniosl do ust swoj koniak i wypil maly lyk. Chcial ruszyc za przyjacielem, ale powstrzymaly go slowa lorda Redlanda, wypowiedziane rzeczowym, spokojnym tonem:

– Trzeba przyznac, ze duch lady Ewy De Vere jest bardzo tolerancyjny wobec nas dzisiejszego wieczoru. Przeciez jej tragiczna smierc posluzyla nam do zabawy. A ona nie ma nic przeciwko temu, jak gdyby… Nie reaguje, nie msci sie na nas… co, niestety,; jest dobitnym dowodem na to, ze duchow nie ma, a racjonalisci maja slusznosc. Zapewne tak, ale troche mi zal swiata nadprzyrodzonego w ktorym mogloby sie dziac tyle cudownych rzeczy.

Pan Quarendon obejrzal sie szybko, ale pani Wardell byla calkowicie zajeta rozmowa z Amanda Judd. Pulchny wydawca polozyl palce na ustach wskazujac oczyma stara dame.

– Zmienmy temat… – szepnal – Gdyby uslyszala, sprawilby jej pan przykrosc, milordzie.

– Przepraszam stokrotnie… – Redlan zarumienil sie – Zupelnie zapomnialem, kim ona jest.

– A kim wlasciwie? – spytal Kedge polglosem.

– Jednym z najwiekszych znawcow tego, co dzieje sie po drugiej stronie… – powiedzial Quarendon nie podnoszac glosu.

Nagle wyprostowal sie.

– Powinienem wydac jej nastepna ksiazke! – powiedzial niespodziewanie – podobno jest bardzo popularna. Ludzie czytaja ja.

Doktor Harcroft przysluchiwal sie rozmowie, saczac swoja whisky. Minister Harold Edington oderwal sie od grupki stojacych, podszedl do okna, odsunal firanke i wyjrzal w ciemnosc. Pozniej zawrocil.

– Deszcz przestal padac – powiedzial zwracajac sie do pana Quarendona, ktory nie odpowiedzial.

Alex cofnal sie o krok, pozniej z kieliszkiem w rece podszedl do Parkera, ktory usiadl przy jednym z malych stolikow majac przed soba talerz z zimnym miesem, pokrojonym w plastry i udekorowanym krwistymi kroplami gestego sosu. – Swietny pomysl! – powiedzial Joe i rozejrzal sie badajac oczyma polmiski na powierzchni stolu.

– Jestem!

Obejrzal sie. Dorothy Ormsby stala posrodku sali, drobna i dziewczeca, ale z jej szczuplej sylwetki bila duma. Uniosla wysoko glowe i podeszla do Franka Tylera.

– Jest pan geniuszem inscenizacji! – Powiedziala – Szkoda, ze nie moge teraz dodac nic wiecej. Mysle, ze nalezy mi sie jeden, bardzo dobry, cudownie pachnacy koniak!

Powstalo male zamieszanie, Alexowi z pewnej odleglosci wydalo sie, ze wszyscy na raz chca spelnic jej zyczenie. Tylko lord Frederick Redlan cofnal sie o krok, a pozniej ruszyl ku Amandzie i pani Wardell, ale zatrzymal sie, bo Frank raz jeszcze wydobyl z wazonu zwitek papieru i odczytal:

– Pani Alexandra Wardell, jedyna osoba, ktora naprawde wie, co sie dzieje w tym zamku!

Stara Dama wstala. Amanda ujela ja pod ramie, a Frank podbiegl z koperta.

– Czy chce pani isc sama? zapytala mloda kobieta – Nie biore udzialu w tym konkursie i chetnie pojde z pania…

Pani Wardell spojrzala na nia z usmiechem.

– Nie lekam sie duchow ani ludzi zywych, moje dziecko. Wiem, ze obawia sie pani, czy bede umiala poruszac sie tutaj sama. Dziekuje bardzo, ale na szczescie nogi jeszcze mnie jako tako niosa i daje sobie rade ze schodami w tym zamku. Jezeli mam wziac udzial w tej zabawie, zrobie to w tych samych warunkach, w jakich musza dzialac pozostali – poglaskala Amarde po policzku. – Raz jeszcze dziekuje, kochanie, ale chyba musze otworzyc te koperte…

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату