przesunac te formalne sprawy na pozniej.

– Oczywiscie, rozumiem – Harcroft skinal glowa.

– Watpie, czy ktokolwiek z nas usnie predko. Pani Judd chce posiedziec przy pani Wardell, wiec spobuje teraz zdrzemnac sie troche, jezeli mi sie uda…

Sklonil sie lekko Dorothy i kiwnal przyjaznie glowa Alexowi, a pozniej ruszyl bezglosnie po grubym chodniku i zniknal za zakretem.

– Dodzwonilem sie… – Parker wynurzyl sie ze schodow.

– Beda tu o swicie, a nawet wczesniej, ale superintendent, z ktorym rozmawialem, zna Wilczy Zab i powiedzial, ze po prostu zajada przed groble i jesli nie da sie tu wejsc, beda czekali az do skutku.

Alex skinal glowa i spojrzal na Dorothy, ktora sluchala slow komisarza, sciskajac w lewej rece swoj notatnik.

– Niech pani sprobuje sie teraz przespac i prosze pamietac, ze jestem za sciana. To bardzo grube mury, ale bedziemy obaj czuwali do przyjazdu tych ludzi z hrabstwa. Uslysze pani pukanie w sciane, ale mysle ze nic tu juz dzis nie nastapi.

– Jezeli nie bedzie nas w pokojach, znajdzie nas pani w bibliotece. Pojde sie przebrac, Joe, i wpadne do ciebie. Czy wszyscy sa juz u siebie?

– Chyba tak? W kazdym razie weszli na gore. Amanda jest u pani Wardell i zapowiedziala, ze zostanie przez pewien czas. Innych prosilem, zeby byli u siebie i chyba posluchali mnie.

Parker skinal glowa.

– Dobrze. Ide sie przebrac i za chwile przyjde do ciebie. Zostaw uchylone drzwi.

Usmiechnal sie do Dorothy Ormsby i otworzyl drzwi swego pokoju.

– Nie zgubila pani klucza? – szepnal Joe. Dorothy potrzasnela glowa.

– Zawstydzilam sie wtedy i zostawilam je otwarte.

Joe usmiechnal sie i wszedl do siebie. Otworzyl szafe i wyjal z niej flanelowa koszule i sweter.

Uslyszal cichutenkie skrzypniecie drzwi.

– Juz sie przebrales, Ben? – powiedzial polglosem – Wejdz…

Nikt nie odpowiedzial i nikt nie wszedl. Joe rzucil koszule i sweter na porecz fotela i odwrocil sie.

Dorothy Ormsby byla smiertelnie blada. Otworzyla usta, ale nie wyszedl z nich zaden dzwiek. Chwiejac sie zrobila krok do przodu i probujac sie opanowac, szepnela drzacymi ustami:

– Tam…

– Co, tam?

Joe wyjrzal. Korytarz byl pusty. Szybko zamknal drzwi.

– Co sie stalo? – powiedzial nieco glosniej.

Dorothy osunela sie na fotel, mimowolnie stracajac sweter i koszule z poreczy. Nie zauwazyla tego. Zamknela oczy i otworzyla je zaraz.

– Ja… tam… ona tam jest… Glos zalamal sie jej.

W tej samej chwili rozleglo sie cichutkie pukanie. Dorothy Ormsby zakryla usta obu dlonmi, tlumiac rozpaczliwy okrzyk. Parker cicho otworzyl drzwi.

– Jeszcze sie nie… Zamikl i spojrzal na Alexa.

– Co sie stalo, Dorothy? – zapytal Joe. Podszedl do niej i lagodnie polozyl jej dlonie na ramionach. – Prosze sie opanowac.

Dorothy uniosla oczy, z ktorych wciaz jeszcze nie zniknal wyraz przerazenia. Odetchnela gleboko.

– U mnie w pokoju… – urwala, ale nagle zebrawszy wszystkie sily powiedziala niemal normalnym glosem – W moim lozku spi szkielet!

Joe wymienil nad jej glowa szybkie spojrzenia z Parkerem.

– Dobrze – powiedzial lagodnie. – Pojde i sprawdze, a komisarz Parker zostanie tu z pania.

Ruszyl ku drzwiom i wyszedl na korytarz.

Drzwi pokoju Dorothy byly otwarte. Wszedl zamykajac je cicho za soba.

Lozko stalo pod sciana, ktora dzielila ich pokoje.

Joe zamarl i patrzyl nie mogac oderwac oczu od pustych oczodolow postaci lezacej na lozku i nakrytej koldra, na ktorej spoczywaly jej zlozone, kosciane rece!

Zrobil krok ku przodowi i zatrzymal sie, jak gdyby czekajac, ze szkielet zwroci ku niemu glowe. Jeszcze jeden krok. Stanal przy lozku.

Czaszka miala wszystkie zeby, rowne i biale. Alex powoli wyciagnal reke i odkryl koldre.

Szkielet nie mial kosci miednicowych ani nog. Joe pochylil sie nizej. Odetchnal gleboko i ujal kosciste palce. Nie rozsypaly sie. Dopiero teraz spostrzegl, ze zebra i kregoslup mialy jednakowa, szara barwe i byly gladkie.

Pochylil sie nizej i wsunal dlon pomiedzy zebra. Dotknal waskiego stalowego preta, laczacego kregoslup z podstawa czaszki i odetchnal gleboko.

Siegnal do kieszeni, wyjal nieskalana biala chusteczke i otarl z wlasnego czola malenkie krople potu.

Cofnal sie i wyszedl, zamykajac drzwi i nie gaszac swiatla.

Dorothy nadal siedziala w fotelu z dlonmi zacisnietymi na poreczach. Zaklopotany Parker stal obok.

Uniosla glowe i lek znowu pojawil sie w jej oczach.

– Czy zwariowalam? – zapytala cicho. Joe potrzasnal glowa.

– Nie – usmiechnal sie. – Mnie tez w pierwszej chwili wlosy stanely deba.

– Jak to? – wyszeptala Dorothy zbielalymi ustami – wiec on tam jest?

– Tak, ale to nie jest prawdziwy szkielet.

– Nie prawdziwy?…

– To model anatomiczny wykonany z plastiku. Zreszta, tylko polowa, bo pod koldra nie ma nic.

– To znaczy… to znaczy, ze to byl… byl zart? – Dorothy wyprostowala sie w fotelu. Nagly rumieniec pojawil sie na jej pobladlych policzkach. – Zart… – Zacisnela usta…

– Czy domysla sie pani, kto jest tym zartownisiem? – zapytal powaznie Parker – Bez wzgledu na to, jak oceniamy tego rodzaju dowcipy, wieczor dzisiejszy nie jest zwyklym wieczorem, jak pani wie.

– Czy domyslam sie? – Dorothy Ormsby spojrzala najpierw na jednego, pozniej na drugiego z mezczyzn.

– Zapewne tak. Ale… ale bylam przekonana, ze ten czlowiek nie jest zdolny do takich zartow… Gdybym na przyklad byla chora na serce, moglabym… Zreszta, mniejsza o to! – zacisnela usta. Pozniej spojrzala na Alexa: – Czy moglby pan zrobic cos dla mnie, Joe? Wiem, ze panowie nie mozecie teraz zajmowac sie glupstwami, bo popelniono tu dzisiaj zbrodnie, ale…

– Slucham? – powiedzial Joe spokojnie, nie spuszczajac z niej wzroku.

– Czy moglby pan wziac… – rozejrzala sie szybko – ten koc, zawinac to paskudztwo i wyniesc z mojego pokoju? Powinna to zrobic sama, ale nie chcialabym znowu na to spojrzec… – spuscila oczy – Przestraszylam sie… Moze to przez te zbrodnie i legende o tym duchu… Nie wierze w duchy, ale dzis wszystko jest jakies inne…

– To prawda – powiedzial Parker. – Zostan z pania, Joe, a ja sie tym zajme. Chcialbym sie przyjrzec temu kosciotrupowi.

Zdjal z lozka kape i wyszedl.

Alex pochylil sie i oparl dlonia o plecy fotela.

– Kto to zrobil, Dorothy?

W milczeniu postrzasnela glowa.

– To dziwna zbrodnia – powiedzial Joe. – Nie rozumiem jej, Wszystko tu moze byc wazne.

Ormsby uniosla glowe i spojrzala mu w oczy.

– Nie chcialabym mowic o tym przy panskim przyjacielu, chociaz to podobno wspanialy czlowiek. Czy moge panu zaufac, Joe?

– Moze pani. I wyjasnimy przy tym jedna sprawe. Rano wyczulem, ze pani sie czegos boi… Dlatego zamknela pani drzwi na klucz. Byla pani przestraszona. Czy chodzilo o tego samego czlowieka?

Dorothy skinela glowa.

– W dniu, kiedy rozstawalismy sie, powiedzial do mnie, ze moze kiedys zatrzyma mnie na zawsze… jako eksponat w swoim muzeum!

– W muzeum zbrodni?

Dorothy wzruszyla lekko ramionami.

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату