kladka lezalaby na ziemi, przeszedlbys po niej bez zadnych trudnosci.
— I czego to dowodzi?
— Slusznosci prostej tezy, ktora chce postawic. W obu eksperymentach, ktore ci opisalem, kladka byla idealnie taka sama. Jeden z tych poruszajacych sie na kolkach robotow, ktore czasami spotykasz, przejechalby po niej rownie latwo, gdyby byla przerzucona miedzy tymi wiezami, jak i gdyby lezala na ziemi. My bysmy tego nie potrafili, bo cierpimy na lek wysokosci. Ta fobia moze byc czasami irytujaca, ale jest zbyt silna, zeby ja ignorowac; rodzimy sie z nia.
Na tej samej zasadzie cierpimy na lek przestrzeni. Pokaz ktoremukolwiek czlowiekowi z Diaspar droge prowadzaca za miasto — droge, ktora moze byc zupelnie taka sama, jak te tutaj, przed nami, a nie ujdzie nia daleko. Bedzie musial zawrocic tak, jak zawrocilbys ty, wszedlszy na kladke laczaca te dwie wieze.
— Ale dlaczego? — spytal Alvin. — Musialy byc czasy…
— Wiem, wiem — przerwal mu Khedron. — Ludzie podrozowali kiedys po calym swiecie i do samych gwiazd. Cos ich zmienilo i obdarzylo lekiem, z ktorym sie teraz rodza. Tylko ty wyobrazasz sobie, ze nan nie cierpisz. No coz, przekonamy sie. Zabieram cie do Gmachu Rady.
Gmach, jeden z najwiekszych budynkow w miescie, oddany byl we wladanie maszynom bedacym faktycznymi administratorami Diaspar. Sala, w ktorej zbierala sie Rada w tych rzadkich przypadkach, kiedy miala cos do przedyskutowania, znajdowala sie niemal u samego szczytu.
Polknelo ich szerokie wejscie i Khedron natychmiast znikl w zlocistej poswiacie. Alvin nigdy dotad nie wchodzil do Gmachu Rady. Nie zabranial tego zaden przepis — w Diaspar niewiele bylo obwarowanych zakazami rzeczy — ale jak wszyscy inni, czul w stosunku do tego miejsca jakas na wpol religijna czesc. W swiecie, ktory nie znal bogow, Gmach Rady byl czyms w rodzaju swiatyni.
Khedron bez wahania prowadzil Alvina korytarzami i pochylniami przeznaczonymi najwyrazniej nie dla ludzi, lecz dla poruszajacych sie na kolach maszyn. Niektore z tych pochylni opadaly i wznosily sie zygzakami pod tak ostrym katem, ze byloby niemozliwe isc nimi, gdyby zakrzywiona grawitacja nie kompensowala pochylosci.
Dotarli w koncu do zamknietych drzwi, ktore rozsunely sie cicho, kiedy podeszli blizej, a potem zamknely za ich plecami. Zobaczyli przed soba drugie drzwi. Te nie otworzyly sie, gdy sie do nich zblizyli. Khedron nie probowal nawet ich dotykac. Stanal i czekal. Po krotkiej chwili rozlegl sie cichy glos:
— Prosze podac swe imiona.
— Jestem Khedron Blazen. Towarzyszy mi Alvin.
— Po co przyszliscie?
— Ze zwyklej ciekawosci.
Ku zdziwieniu Alvina drzwi otworzyly sie od razu. Wiedzial z doswiadczenia, ze udzielanie maszynom nieprecyzyjnych odpowiedzi wprowadza je w jakis nie ustalony stan i trzeba wszystko zaczynac od poczatku. Maszyna, ktora pytala Khedrona, musiala byc bardzo wyrafinowana — wysoko postawiona w hierarchii Centralnego Komputera.
Wiecej przeszkod nie napotkali, ale Alvin podejrzewal, ze, nie wiedzac o tym, przeszli wiele testow. Krotki korytarz zaprowadzil ich do wielkiej, okraglej sali o wpuszczonej podlodze. Na tej podlodze Alvin zobaczyl cos tak zdumiewajacego, ze na chwile zaniemowil z wrazenia. Patrzyl na rozciagajace sie pod nim cale Diaspar, a najwyzsze budynki miasta ledwie siegaly mu ramienia.
Sporo czasu zajelo mu wyszukiwanie na tej makiecie znajomych miejsc i obserwowanie niespodziewanych perspektyw i dopiero po dluzej chwili przeniosl swa uwage na reszte pomieszczenia. Sciany pokrywala mozaika ulozona precyzyjnie z mikroskopijnych bialych i czarnych kwadracikow; sam wzor byl zupelnie chaotyczny i przesuwajac po nim oczyma, Alvin odniosl wrazenie, ze ten migocze szybko, chociaz w rzeczywistosci wcale sie nie zmienial. Wzdluz scian staly, jedna przy drugiej, jakiegos rodzaju maszyny z klawiaturami, kazda tworzaca calosc z monitorem ekranowym i fotelem dla operatora.
Khedron pozwolil Alvinowi napatrzyc sie do woli. Potem wskazal na makiete miasta i powiedzial:
— Wiesz, co to jest?
— Przypuszczam, ze to model — odparl pospiesznie Alvin, ale odpowiedz ta byla tak oczywista, ze byl pewien, iz sie myli. Potrzasnal wiec glowa i czekal, az Khedron sam odpowie na swoje pytanie.
— Pamietasz — zaczai Blazen — odpowiadalem ci kiedys, jak konserwowane jest miasto — jak w Bankach Pamieci przechowywane sa wiecznie zaprogramowane niegdys matryce? Te Banki, z calym swym niewyobrazalnym bagazem informacji definiujacych bez reszty miasto, jakim jest ono teraz, sa wszedzie wokol nas. Kazdy atom Diaspar jest w jakis sposob zakodowany w matrycach ukrytych w tych scianach.
Pomachal w kierunku rozciagajacego sie pod nimi, idealnego, nieskonczenie precyzyjnego obrazu Diaspar.
— To nie jest model; to nie istnieje w rzeczywistosci. To jedynie projektowany obraz matrycy przechowywanej w Bankach Pamieci, a zatem jest identyczny z samym miastem. Te monitory umozliwiaja powiekszenie dowolnego, wybranego fragmentu do wielkosci naturalnej. Korzysta sie z nich, gdy zachodzi koniecznosc dokonania zmian w wygladzie miasta, chociaz dawno juz tego nie robiono. Jesli chcesz sie dowiedziec, jak wyglada Diaspar, to tutaj wlasnie musisz przyjsc. Tu w kilka dni mozesz sie dowiedziec wiecej, niz dowiedzialbys sie chodzac po miescie przez cale zycie.— To cudowne — powiedzial Alvin. — Ilu ludzi wie o istnieniu tej sali?
— Och, sporo, ale rzadko tu przychodza. Od czasu do czasu zbiera sie tu Rada. Nie mozna dokonac zadnych zmian w wygladzie miasta, jesli nie sa obecni wszyscy. A nawet wtedy proponowana zmiane musi zaaprobowac Centralny Komputer. Watpie, czy ta sala jest odwiedzana czesciej niz dwa, trzy razy do roku.
Alvin ciekaw byl, jak wchodzi tu Khedron, ale przypomnial sobie, ze wiele z jego bardziej wyszukanych zartow musialo opierac sie na gruntownej znajomosci wewnetrznych mechanizmow miasta, do ktorej mozna bylo dojsc tylko w drodze zmudnych badan. Mozliwosc wchodzenia wszedzie i dowiadywania sie wszystkiego musiala byc jednym z przywilejow Blazna. Alvin nie mogl znalezc sobie lepszego przewodnika po tajemnicach Diaspar.
— To, czego szukasz, moze nie istniec — powiedzial Khedron — ale jesli istnieje, tutaj wlasnie to znajdziesz. Pozwol, ze ci pokaze, jak poslugiwac sie monitorami.
Przez nastepna godzine Alvin siedzial przed jednym z ekranow i uczyl sie przeznaczenia jego elementow regulacyjnych. Potrafil juz wedlug zyczenia wybrac dowolny punkt w miescie i przyjrzec mu sie pod dowolnym powiekszeniem. Zmienial wspolrzedne, a przez ekran przesuwaly sie ulice, wieze i budynki; wydawalo mu sie, ze jest wszystkowiedzacym, bezcielesnym duchem, ktory moze bez wysilku przemieszczac sie po calym Diaspar nie zatrzymywany przez jakiekolwiek fizyczne przeszkody.
Nie badal jednak rzeczywistego Diaspar. Poruszal sie wsrod komorek pamieci patrzac na senny obraz miasta — na sen, ktory mial sile utrzymac Diaspar nie tkniete zebem czasu przez tysiac milionow lat. Mogl ogladac tylko te czesc miasta, ktora byla stala. Ludzie nie stanowili czesci tego zastyglego obrazu. Dla Alvina nie mialo to zadnego znaczenia; jego uwaga skupiala sie teraz calkowicie na tworze z kamienia i metalu, w ktorym byl uwieziony, a nie na tych, ktorzy dzielili z nim jego los — nie buntujac sie przeciw niemu.
Szukal Wiezy Loranne i niebawem ja znalazl. Przebyl szybko korytarze i przejscia, ktore badal juz w rzeczywistosci. Gdy przed oczyma wyrosl mu obraz kamiennej kraty, poczul niemal tchnienie zimnego wiatru wiejacego bezustannie od pustyni moze od polowy dziejow ludzkosci. Zblizyl sie do kraty, wyjrzal na zewnatrz i nie zobaczyl nic. Szok byl tak wielki, ze przez chwile zwatpil w swa pamiec; czyzby jego wizja pustyni byla niczym wiecej, jak snem?
Potem uswiadomil sobie prawde. Pustynia nie byla czescia Diaspar, a wiec w tym widmowym swiecie, ktory teraz badal, nie bylo zadnej o niej informacji. W rzeczywistosci za krata moglo istniec cokolwiek; ekran nigdy tego nie pokaze.
Mogl mu jednak pokazac cos, czego nie widzial jeszcze zaden zyjacy czlowiek. Alvin przesunal kadr poza krate, w nicosc na zewnatrz miasta. Przekrecil przelacznik zmieniajacy kierunek obserwacji i patrzyl teraz za siebie, na droge, ktora przybyl. Mial przed soba Diaspar — widziane od zewnatrz. Ten efekt byl dla Alvina przytlaczajacy. Chociaz duchem, jesli juz nie w rzeczywistosci, wyrwal sie z miasta. Wydawalo mu sie, ze unosi sie w przestrzeni o kilka stop od pionowej sciany Wiezy Loranne. Wpatrywal sie przez chwile w jej gladka, szara powierzchnie, potem dotknal pokretla i opuscil kadr na dol, w kierunku ziemi.
Jego plan dzialania byl prosty. Po co spedzac miesiace i lata na badaniu Diaspar od wewnatrz — sala po sali, korytarz po korytarzu. Nie ruszajac sie z tego wygodnego punktu obserwacyjnego mogl okrazyc miasto wzdluz jego murow i dostrzec bez trudu wszystkie otwory, ktore wychodza na pustynie i swiat lezacy za nia.
Poczucie triumfu, wielkiego osiagniecia, sprawilo, iz zrobilo mu sie lekko na duszy, i wzbudzilo pragnienie podzielenia sie z kims swa radoscia. Odwrocil sie do Khedrona, chcac podziekowac Blaznowi za pomoc, ale Khedrona nie bylo. Szybko domyslil sie dlaczego.
Alvin byl chyba jedynym czlowiekiem w miescie, ktory mogl bez obawy patrzec na przesuwajace sie teraz po ekranie obrazy. Khedron pomogl mu w poszukiwaniach, ale nawet Blazen dzielil z innymi ten dziwny lek wszechswiata, ktory na tak dlugo uwiezil ludzkosc wewnatrz jej malego swiatka. Zostawil teraz Alvina, aby sam kontynuowal swoje poszukiwania.
Uczucie osamotnienia, ktore na krotka chwile obudzilo sie w duszy Alvina, szybko minelo. Tyle jeszcze zostalo do zrobienia. Odwrocil sie znowu do ekranu monitora, nastawil obraz sciany miasta na powolne przesuwanie sie i przystapil do obserwacji.
Przez kilka nastepnych tygodni Diaspar niewiele ogladalo Alvina, choc tylko kilkoro ludzi zauwazylo jego nieobecnosc. Jeserac, dowiedziawszy sie, ze jego uczen, zamiast myszkowac po peryferiach miasta, spedza cale dnie w Gmachu Rady, poczul ulge, dochodzac do przekonania, ze Alvina nie moga tam spotkac zadne klopoty. Eriston i Etania laczyli sie raz czy dwa z jego mieszkaniem, stwierdzili, ze go tam nie ma, ale nie przejeli sie tym zbytnio. Troche wiecej niepokoju okazywala Alystra.
Kiedy stwierdzila, ze Alvin zniknal, spytala Jeseraca, co sie z nim dzieje. Jeserac, wahajac sie tylko przez chwile, opowiedzial jej wszystko. Jesli Alvin nie zyczyl sobie towarzystwa, niech sam to wyraznie powie dziewczynie. Stary nauczyciel ani zbytnio nie pochwalal, ani tez nie