Wladimir Sorokin
Lod
Cykl: Swiatlo i lod, 1
Przelozyla Agnieszka Lubomira Piotrowska
Tytul oryginalu: Led
Ksiega Hioba, 38,29
CZESC PIERWSZA
Brat Ural
23.42
Gmach nowego magazynu Moskiewskiego Zjednoczenia Telekomunikacyjnego.
Ciemnoniebieski jeep lincoln-navigator wjechal do budynku. Zatrzymal sie. Reflektory samochodu oswietlily: betonowa podloge, ceglane sciany, skrzynki z transformatorami, szpule kabli, kompresor do diesla, worki z cementem, beczke z bitumem, popsute nosze, trzy kartony po mleku, lom, niedopalki, zdechlego szczura, dwie kupy zaschlych ekskrementow.
Gorbowiec naparl na brame. Szarpnal. Stalowe skrzydla zetknely sie. Szczeknely. Zamknal je na zasuwe. Splunal. Poszedl do samochodu.
Uranow i Rutman wysiedli z szoferki. Otworzyli bagaznik. Na podlodze lezalo w kajdankach dwoch mezczyzn. Z zaklejonymi ustami.
Podszedl do nich Gorbowiec.
– Gdzies tu sie przebija swiatlo. – Uranow wyciagnal klebek sznura.
– A tak nie widac? – Rutman sciagnela rekawiczki.
– Nie bardzo. – Uranow zmruzyl oczy.
– Kochaniutki, najwazniejsze, coby bylo slychac! – usmiechnal sie Gorbowiec.
– Akustyka jest dobra. – Uranow znuzony otarl twarz. – No to do roboty.
Wyciagneli zakladnikow z samochodu. Podprowadzili ich do dwoch stalowych kolumn. Solidnie przywiazali sznurem. Przystaneli. Milczac, utkwili wzrok w przywiazanych.
Stali w swietle reflektorow. Wszyscy piecioro byli blondynami o niebieskich oczach.
Przywiazani:
Obaj mieli usta zalepione polprzezroczysta tasma klejaca.
– Zacznijmy od tego. – Uranow wskazal na grubego.
Rutman wyjela z samochodu podluzna metalowa walize. Postawila na betonowej podlodze przed Uranowem. Otworzyla metalowe zamki. Waliza byla minilodowka.
Lezaly w niej na waleta dwa
Uranow wlozyl rekawiczki. Chwycil mlot. Podszedl do przywiazanego mezczyzny. Gorbowiec rozpial marynarke na piersi grubasa. Zdjal mu krawat. Szarpnal za poly koszuli. Posypaly sie guziki. Obnazyl pulchna biala piers z malenkimi sutkami i zlotym krzyzykiem na lancuszku. Zlapal krzyzyk i zerwal go zgrubialymi palcami. Grubas zaryczal. Dawal jakies znaki oczami. I krecil glowa.
– Odezwij sie! – glosno przemowil Uranow.
Wzial zamach i uderzyl go mlotem w srodek klatki piersiowej.
Grubas zaryczal z jeszcze wieksza moca.
Wszyscy troje zamarli i zaczeli nasluchiwac.
– Odezwij sie! – powtorzyl po chwili Uranow. Znow uderzyl na odlew.
Grubas zawyl zdlawionym glosem. Wszyscy troje zamarli. Nasluchiwali.
– Odezwij sie! – Uranow uderzyl mocniej.
Mezczyzna wyl i ryczal. Drzal na calym ciele. Na jego piersi wystapily trzy okragle krwiaki.
– Daj no, sam przypierdole. – Gorbowiec przejal mlot. Poplul w dlonie. Wzial zamach.
– Odezwij no sie! – Mlot z gluchym dzwiekiem runal na piers mezczyzny. Posypaly sie okruchy lodu.
I znow cala trojka zamarla. Nasluchiwala z uwaga. Grubas ryczal i szamotal sie. Twarz mu pobladla. Piers pokryla sie potem i poczerwieniala.
– Orsa? Orus? – Rutman niepewnie dotknela swoich warg.
– To kaldun czka. – Gorbowiec pokrecil glowa.
– Dol, dol – przytaknal Uranow. – Pusty.
– Odezwij no sie! – zaryczal Gorbowiec i uderzyl. Cialo mezczyzny szarpnelo sie i bezsilnie zawislo na sznurach.
Przysuneli sie zupelnie blisko. Nadstawili uszy w strone poczerwienialej piersi. Wsluchiwali sie uwaznie.
– Kaldun burczy… – Gorbowiec z zalem wypuscil powietrze ustami. Zamachnal sie.
– Odez-wijsie!
– Odez-wijsie!
– Odez-wijsie!
– Odez-wijsie!
Walil. Walil. Walil. Z mlota polecialy kawalki lodu. Grubasowi chrupnely kosci. Z nosa zaczela kapac krew.
– Pusty. – Uranow wyprostowal plecy.
– Pusty… – Rutman zagryzla wargi.
– Pusty, sukinkot… – Gorbowiec oparl sie o mlot. Ciezko oddychal. – Ech… w morde jeza… ale sie tych pustakow naplodzilo…