– Taka partia – westchnela Rutman.
Gorbowiec z rozmachem walnal mlotem w podloge. Lodowy bijak sie rozlupal. Lod rozprysnal sie na wszystkie strony. Z trzonka zwisaly rozerwane rzemyki. Gorbowiec wrzucil go do lodowki. Wzial drugi mlot i podal Uranowowi.
Uranow starl szron z trzonka. Ponuro wbil wzrok w bezwladne cialo grubasa. Przeniosl ciezkie spojrzenie na drugiego przywiazanego mezczyzne. Spotkaly sie dwie pary niebieskich oczu. Przywiazany zaczal sie miotac i zawodzic.
– Nie boj nic, kochaniutki. – Gorbowiec starl z policzka krople krwi. Scisnal sobie nos. Pochylil sie. Smarknal na podloge. Wytarl reke w kozuszek. – Ty, Ira, sluchaj no, szesnastego lomoczemy i znowu pusty! Co to, piramidon jakis czy co? Szesnasty! I pustak.
– A chocby i sto szesnasty. – Uranow rozpial kurtke przywiazanemu chlopakowi.
Ten zaskomlal. Dygotaly mu cherlawe kolana.
Rutman zaczela pomagac Uranowowi. Rozerwali chlopakowi czarna koszulke z czerwonym napisem
Uranow pomyslal chwile. Podal mlot Gorbowcowi.
– Rom, sprobuj ty. Mnie juz od dawna nie wychodzi.
– Aha… – Gorbowiec poplul na dlonie.
Ujal mlot. Zamachnal sie.
– Odezwij no sie!
Lodowy walec ze swistem wbil sie w watla piers. Cialo przywiazanego szarpnelo sie od uderzenia. Cala trojka zaczela pilnie nasluchiwac. Waskie nozdrza chlopaka zadrgaly. Wybuchnal zdlawionym szlochem.
Gorbowiec ze smutkiem pokrecil kudlata glowa. Powoli uniosl mlot.
– Odez-wijsie!
Swist przecinanego powietrza. Dzwieczne uderzenie. Bryzgi lodowych odlamkow. Slabnace jeki.
– Ze co… Ze co… – Rutman przylozyla ucho do posinialej piersi.
– Gora, po prostu gora… – Uranow przeczaco krecil glowa.
– Kiego tam… nie wiem… moze w gebie? – Gorbowiec drapal rudawa brode.
– Rom, jeszcze raz, ale dokladniej – zakomenderowal Uranow.
– Jakie znowu dokladniej… – Gorbowiec wzial zamach. – Odzywaj-no-sie!
Pekl mostek. Lod posypal sie na podloge. Spod rozdartej skory skapo trysnela krew. Chlopiec bezsilnie zwisl na sznurach. Niebieskie oczy zapadly sie w glab czaszki. Zatrzepotaly czarne rzesy.
Cala trojka sluchala. W piersi chlopaka rozlegl sie slaby przerywany warkot.
– Jest! – rzucil sie Uranow.
– Dzieki ci, Boze! – Gorbowiec odrzucil mlot.
– Tak tez myslalam! – Rutman radosnie sie zasmiala. Chuchala w palce.
Wszyscy przylgneli do piersi chlopaka.
– Mow sercem! Mow sercem! Mow sercem! – krzyczal Uranow.
– Mow, mow, mow, kochaniutki! – mruczal Gorbowiec.
– Mow sercem, sercem mow, sercem… – radosnie szeptala Rutman.
W okrwawionej, posinialej piersi pojawial sie i znikal dziwny slaby dzwiek.
– Podaj imie! Podaj imie! Podaj imie! – powtarzal Uranow.
– Imie, kochaniutki, imie powiedz, imie! – Gorbowiec gladzil plowe wlosy chlopaka.
– Swoje imie, imie podaj, podaj imie, imie, imie… – szeptala Rutman do bladorozowego sutka.
Zamarli. Zdretwieli. Nastawili uszu.
– Ural – powiedzial Uranow.
– Ur… Ura… Ural! – Gorbowiec poskubal sobie brode.
– Urrraaal… Uraaaal… – Uszczesliwiona Rutman przymknela powieki.
Zapanowalo radosne ozywienie.
– Szybko, szybko! – Uranow wyjal kozik z drewniana raczka.
Przecieli sznury. Zdarli mu plaster z ust. Polozyli chlopaka na betonowej podlodze. Rutman przyniosla apteczke. Wyjela amoniak. Podsunela chlopakowi pod nos. Uranow przylozyl mu mokry recznik do rozbitej piersi. Gorbowiec podparl chlopaka ramieniem. Ostroznie potrzasnal.
– No, kochaniutki, no, malutki…
Chlopak drgnal calym watlym cialem. Buty na grubej podeszwie zaczely slizgac sie po podlodze. Otworzyl oczy. Odetchnal ciezko. Wypuscil gazy. Postekiwal.
– No i dobra. Popierdz sobie, kochaniutki, popierdz… – Gorbowiec gwaltownym szarpnieciem podniosl chlopaka z podlogi. Stawiajac pewnie krzywe, mocne nogi, zaniosl go do samochodu.
Uranow wzial do reki mlot. Resztke lodu roztrzaskal o podloge. Trzonek wrzucil do lodowki. Zamknal ja i zaniosl do samochodu.
Gorbowiec i Rutman usiedli z tylu. Miedzy soba posadzili chlopaka. Musieli go podtrzymywac. Uranow otworzyl brame. Wyjechal w wilgotna ciemnosc. Wysiadl. Zamknal brame. Znowu siadl za kierownica. Samochod pomknal waska i nierowna droga.
Reflektory oswietlaly pobocze z resztkami brudnego sniegu. Swiecacy cyferblat pokazywal 00.20.
– Masz na imie Jurij? – Uranow spojrzal na chlopaka w gorne lusterko.
– Ju… rij… Lapin… – steknal z wysilkiem.
– Zapamietaj, ze twoje prawdziwe imie brzmi Ural. Twoje serce podalo to imie. Do dzis nie zyles, tylko wegetowales. Teraz zaczniesz zyc. Dostaniesz wszystko, co zechcesz. Bedziesz mial wielki cel w zyciu. Ile masz lat?
– Dwadziescia…
– Spales przez te cale dwadziescia lat… Teraz sie obudziles. My, twoi bracia, obudzilismy twoje serce. Jestem Ire.
– A ja Rom. – Gorbowiec glaskal chlopca po policzku.
– A ja Oham. – Rutman mrugnela porozumiewawczo. Odsunela kosmyk ze spoconego czola Lapina.
– Odwieziemy cie do kliniki, gdzie ci pomoga dojsc do siebie.
Chlopiec lekliwie spojrzal z ukosa na Rutman. Potem na brodatego Gorbowca.
– Ale… ja… kiedy ja… kiedy… ja musze…
– Nie zadawaj pytan – przerwal Uranow. – Jestes w szoku. Musisz sie przyzwyczaic.
– Slabys jeszcze. – Gorbowiec glaskal go po glowie. – Polezysz sobie, potem pogadamy.
– Wtedy wszystkiego sie dowiesz. Boli? – Rutman ostroznie przykladala mokry recznik do okraglych krwiakow.
– Bo…li… – Chlopiec zaplakal. Zamknal oczy.
– No i w koncu recznik sie przydal. Moczylam go i moczylam przed kazdym opukiwaniem. A tu – pustka. I trzeba wyzymac wode! – rozesmiala sie Rutman. Ostroznie objela Lapina. – Sluchaj… to super, ze jestes nasz. Tak sie ciesze…
Jeep zakolysal sie na wyboistej drodze. Chlopiec krzyknal z bolu.
– Spokojnie, dzie tak gonisz… – Gorbowiec poskubywal brode.
– Bardzo boli, Ural? – Rutman z przyjemnoscia wypowiedziala nowe imie.
– Bardzo… a-a-a-a! – Chlopiec jeczal i krzyczal.
– Juz, juz. Zaraz przestanie trzasc. – Uranow prowadzil teraz ostrozniej.
Samochod wytoczyl sie na Szose Jaroslawska. Skrecil. Ruszyl w strone Moskwy.
– Jestes studentem – powiedziala Rutman – uniwerek moskiewski, dziennikarstwo.
Chlopiec w odpowiedzi tylko jeknal.
– Ja tez studiowalam. Ekonomie na uczelni pedagogicznej.
– Chopie, ty sie chyba, tego… – Gorbowiec usmiechnal sie. Pociagnal nosem. – Zestrachal sie malenki i sfajdal!
Od Lapina czuc bylo kalem.
– To calkiem normalne. – Uranow, mruzac oczy, wpatrywal sie w droge.
– Kiedy mnie opukiwali, tez zrobilam brazowy twarozek. – Rutman wpatrywala sie uwaznie w chuda twarz