– Odeszla, odeszla – odpowiedziala stara opryskliwie, zirytowana jego uporem, a jej zawodzenie stalo sie glosniejsze. – Wyrzucili ja razem z innymi, wypedzili na ulice. Nie pozwolili jej nawet zabrac plaszcza.

– Dokad poszla?

– Nie wiem. Nie wiem.

– Kto sie nia teraz zajmie?

– A kto sie mna teraz zajmie?

– Ona przeciez nikogo tu nie zna, prawda?

– Kto sie mna teraz zajmie?

Yossarian polozyl starej na kolanach pieniadze – az dziwne, ile krzywd starano sie naprawiac dajac pieniadze – i wyszedl z mieszkania, przez cale schody przeklinajac wsciekle paragraf 22, chociaz wiedzial, ze nic takiego nie istnieje. Paragraf 22 nie istnial, byl o tym przekonany, ale jakie to mialo znaczenie? Liczylo sie to, iz wszyscy mysleli, ze on istnieje, i to bylo znacznie gorsze, gdyz nie mialo sie przedmiotu ani tekstu, ktory mozna by wysmiac, odrzucic, oskarzyc, skrytykowac, zaatakowac, poprawic, znienawidzic, obrzucic wyzwiskami, opluc, podrzec na strzepy, stratowac lub spalic.

Na dworze bylo zimno i ciemno; lepka, pozbawiona smaku mgla wisiala w powietrzu sciekajac kroplami po duzych, szorstkich kamiennych blokach domow i piedestalach posagow. Yossarian pospiesznie wrocil do Mila i odwolal wszystko, co mowil. Powiedzial, ze przeprasza, i wiedzac, ze klamie, obiecal latac tyle razy, ile mu kaze pulkownik Cathcart, jezeli tylko Milo uzyje swoich wplywow w Rzymie i pomoze mu odnalezc mlodsza siostre dziwki Nately'ego.

– Ona ma tylko dwanascie lat i jest dziewica – tlumaczyl Milowi goraczkowo. – Chce ja odnalezc, zanim bedzie za pozno.

Milo zareagowal na jego zadanie wyrozumialym usmiechem.

– Mam taka dwunastoletnia dziewice, jakiej szukasz – oswiadczyl tryumfalnie. – Ma naprawde niecale trzydziesci cztery lata, ale byla wychowywana przez bardzo surowych rodzicow na ubogiej w bialko diecie i zaczela sypiac z mezczyznami dopiero w wieku…

– Milo, ja mowie o malej dziewczynce! – przerwal mu Yossarian z rozpaczliwa niecierpliwoscia. – Nie rozumiesz tego? Ja nie chce z nia spac. Chce jej pomoc. Masz przeciez corki. To jeszcze dziecko i jest sama jak palec w miescie, gdzie nie ma nikogo, kto by sie nia zaopiekowal. Nie chce, zeby ja skrzywdzono. Czy rozumiesz, co ja mowie?

Milo rozumial i byl gleboko wzruszony.

– Yossarian, jestem z ciebie dumny – zawolal z nieklamanym uczuciem. – Naprawde. Nie wiesz nawet, jak sie ciesze, ze istnieje dla ciebie nie tylko seks, ze masz zasady. Rzeczywiscie mam corki i doskonale cie rozumiem. Nie martw sie. Znajdziemy te dziewczynke. Chodz ze mna i odszukamy ja, chocbysmy mieli przewrocic cale miasto do gory nogami. Jedziemy.

Yossarian popedzil autem sztabowym Mila z literami “M i M' do komendy policji, gdzie zobaczyli sie z czarniawym, niechlujnym komisarzem z waskim, czarnym wasikiem i w rozchelstanym mundurze, ktory igral z tega kobieta z podwojnym podbrodkiem i brodawkami, kiedy weszli do jego gabinetu, i ktory powital Mila z wyrazem milego zaskoczenia, klaniajac sie i trzaskajac obcasami z obrzydliwa sluzalczoscia, jakby Milo byl jakims wytwornym markizem.

– Ach, marchese Milo – oswiadczyl z wylewna radoscia, wypychajac za drzwi niezadowolona gruba kobiete, nawet na nia nie patrzac. – Dlaczego nie uprzedzil mnie pan o swoim przyjezdzie? Urzadzilbym dla pana wielkie przyjecie. Prosze wejsc, prosze, marchese. Ostatnio prawie pan do nas nie zaglada.

Milo wiedzial, ze nie ma ani chwili do stracenia.

– Jak sie masz, Luigi – powiedzial kiwnawszy glowa tak szybko, ze mogl sie wydac prawie niegrzeczny. – Luigi, potrzebuje twojej pomocy. Moj przyjaciel szuka dziewczynki.

– Dziewczynki, marchese? – odezwal sie Luigi drapiac sie po twarzy w zamysleniu. -W Rzymie jest duzo dziewczynek. Amerykanski oficer nie powinien miec z tym klopotow.

– Nie, Luigi, nie zrozumiales. On musi natychmiast znalezc dwunastoletnia dziewice.

– A, teraz rozumiem – zauwazyl inteligentnie Luigi – z tym moze byc nieco trudniej. Ale jezeli pojdzie na dworzec autobusowy, gdzie przyjezdzaja dziewczyny ze wsi w poszukiwaniu pracy…

– Nadal nie rozumiesz, Luigi – przerwa! Milo z tak jawnym zniecierpliwieniem, ze komisarz poczerwienial, wyprezyl sie na bacznosc i w poplochu zaczal zapinac mundur. – Ta dziewczynka jest przyjaciolka, stara przyjaciolka rodziny, i chcemy jej pomoc. To jeszcze dziecko. Jest sama jak palec gdzies tu w miescie i musimy ja odnalezc, zanim ktos zrobi jej krzywde. Rozumiesz teraz? Luigi, to jest dla mnie bardzo wazne. Mam corke w tym samym wieku co ta dziewczynka i najwazniejsza sprawa na swiecie jest teraz dla mnie uratowanie tego biednego dziecka, zanim bedzie za pozno. Pomozesz nam?

– Si, marchese, teraz rozumiem i zrobie wszystko, co w mojej mocy, zeby ja odnalezc. Niestety dzis wieczorem prawie nie mam ludzi. Dzisiaj wszyscy zajeci sa zwalczaniem nielegalnego handlu tytoniem.

– Nielegalny tyton? – spytal Milo.

– Milo – baknal cichp Yossarian z rozpacza w sercu, natychmiast zrozumiawszy, ze wszystko stracone.

– Si, marchese – powiedzial Luigi. – Zyski z nielegalnego handlu tytoniem sa tak wielkie, ze szmugiel jest prawie nie do opanowania.

– I nielegalny handel tytoniem przynosi naprawde tak wielkie zyski? – dopytywal sie Milo z zywym zainteresowaniem, unoszac swoje rdzawe brwi i weszac chciwie.

– Milo – przywolywal go Yossarian – mysl o mnie, prosze cie.

– Si, marchese – odpowiedzial Luigi. – Zyski z nielegalnego tytoniu sa bardzo wysokie. Ten szmugiel jest narodowym skandalem, marchese, prawdziwa hanba naszego narodu.

– Naprawde? – zauwazyl Milo z zaaferowanym usmiechem i ruszyl w strone drzwi krokiem lunatyka.

– Milo! – ryknal Yossarian i rzucil sie goraczkowo, aby mu przeciac droge. – Milo, musisz mi pomoc.

– Nielegalny tyton – wyjasnil Milo z wyrazem epileptycznego pozadania, szamoczac sie rozpaczliwie. – Pusc mnie. Musze zajac sie nielegalnym handlem tytoniem.

– Zostan i pomoz mi ja odszukac – blagal Yossarian. – Mozesz zaczac handlowac nielegalnym tytoniem od jutra.

Lecz Milo byl gluchy i parl naprzod spokojnie, ale niepowstrzymanie. Pocil sie, oczy plonely mu goraczka, jak opetanemu slepa obsesja, a z rozedrganych warg kapala slina. Pojekiwal z lekka, jakby odczuwal daleki, niewyrazny bol, i powtarzal w kolko: “Nielegalny tyton, nielegalny tyton'. Yossarian przekonal sie wreszcie, ze wszelkie proby przekonywania go sa beznadziejne, i zrezygnowany ustapil mu z drogi. Mila jakby wywialo. Komisarz policji z powrotem rozpial mundur i spojrzal na Yossariana z pogarda.

– Czego pan tu szuka? – spytal zimno. – Chce pan, zebym pana aresztowal?

Yossarian opuscil pokoj i zszedl po schodach na ciemna jak grob ulice, mijajac w hallu przysadzista kobiete z brodawkami i podwojnym podbrodkiem, ktora juz szla z powrotem. Milo znikl bez sladu. W zadnym oknie nie palilo sie swiatlo. Bezludny chodnik prowadzil stromo pod gore przez kilka przecznic. Widzial blask szerokiej alei za szczytem dlugiego, brukowanego kocimi lbami wzniesienia. Komisariat policji miescil sie prawie na samym dole; zolte zarowki nad wejsciem migaly w wilgotnym powietrzu jak mokre pochodnie. Siapil zimny, drobny deszcz. Yossarian wolno ruszyl pod gore. Po chwili doszedl do przytulnej, zacisznej, zapraszajacej restauracji z czerwonymi pluszowymi kotarami w oknach i niebieskim neonowym napisem nastepujacej tresci: “Restauracja Tony'ego. Doskonale jedzenie i napoje. Wstep wzbroniony'. Slowa niebieskiego neonu zdziwily go nieco, ale tylko na chwile. Nie bylo rzeczy tak nieprawdopodobnej, zeby wydawala sie niemozliwa w tej dziwnej, zwichrowanej scenerii. Szczyty budynkow uciekaly na ukos w niesamowitej, surrealistycznej perspektywie i cala ulica sprawiala wrazenie przekrzywionej. Yossarian otulil sie ciasniej swoim cieplym welnianym plaszczem i postawil kolnierz. Noc przejmowala chlodem. Z mroku wylonil sie bosy chlopiec w cienkiej koszuli i cienkich, postrzepionych spodniach. Mial czarne wlosy i potrzebowal butow, skarpet i fryzjera. Jego schorowana twarz byla smutna i blada. Jego stopy wydawaly okropne, miekkie, plaskajace dzwieki w kaluzach na mokrym chodniku i Yossarian poczul tak gwaltowna litosc dla jego nedzy, ze mial ochote zmiazdzyc piescia te blada, smutna, schorowana twarz i wykreslic go z grona zyjacych, gdyz przypominal mu o wszystkich bladych, smutnych i zabiedzonych wloskich dzieciach, ktore tej nocy potrzebowaly butow, skarpet i fryzjera. Przypominal Yossarianowi o kalekach, o glodnych i zmarznietych mezczyznach i kobietach, i o wszystkich tych otepialych, biernych, pelnych poswiecenia matkach, z nieruchomym wzrokiem karmiacych tej nocy dzieci na dworze, z zimnymi, zwierzecymi wymionami obnazonymi bez czucia na ten przenikliwy deszcz. Krowy. Jak na zawolanie minela go karmiaca matka z dzieckiem zawinietym

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату