Ciemne ukosne cienie zagladaly przez okno. Yossarian wpatrywal sie w majora z powaga i zaden z nich nie drgnal nawet na odglos samochodu halasliwie hamujacego przed budynkiem i krokow biegnacych pospiesznie do wejscia.

– Tak, jest jedna szansa – przypomnial sobie Yossarian w spoznionym przyplywie natchnienia. – Milo moglby ci pomoc. Jest wazniejszy od pulkownika Cathcarta i ma wobec mnie dlug wdziecznosci.

Major Danby potrzasnal glowa.

– Milo i pulkownik Cathcart sa teraz kumplami – powiedzial bezbarwnym glosem. – Zrobil pulkownika Cathcarta wiceprezesem i obiecal mu eksponowane stanowisko po wojnie.

– W takim razie pomoze nam byly starszy szeregowy Wintergreen

– wykrzyknal Yossarian. – On nienawidzi ich obu i ta wiadomosc doprowadzi go do pasji.

Major Danby znowu pokrecil glowa ponuro.

– Milo i byly starszy szeregowy Wintergreen polaczyli sie w zeszlym tygodniu. Wszyscy oni teraz sa udzialowcami firmy “M i M'.

– Wiec nie mamy zadnych szans?

– Zadnych.

– Ani cienia szansy, co?

– Ani cienia szansy – potwierdzil major Danby. Po chwili podniosl wzrok myslac na glos: – Czy nie byloby najlepiej, gdyby nas znikneli tak jak innych, uwalniajac nas od tych wszystkich przytlaczajacych problemow?

Yossarian powiedzial, ze nie. Major Danby przyznal mu racje melancholijnym kiwnieciem glowy, znowu spuszczajac wzrok, i znowu nie mieli zadnej szansy, kiedy nagle na korytarzu zadudnily czyjes kroki i krzyczac na caly glos wpadl do pokoju kapelan z elektryzujaca wiescia na temat Orra. Byl tak przejety radosnym podnieceniem, ze przez kilka pierwszych chwil nie mozna go bylo zrozumiec. W jego oczach blyszczaly lzy uniesienia i Yossarian wyskoczyl z lozka z rykiem niedowierzania, kiedy wreszcie zrozumial.

– Szwecja? – krzyknal.

– Orr! – krzyknal kapelan.

– Orr? – krzyknal Yossarian.

– Szwecja! – krzyknal kapelan kiwajac glowa w radosnej ekstazie i nie panujac nad soba przeskakiwal z miejsca na miejsce usmiechniety, oszalaly z zachwytu. – To cud! Mowie wam, ze to cud! Znow wierze w Boga. Naprawde. Wyrzucony na brzeg w Szwecji po tylu tygodniach na morzu! To cud.

– Wyrzucony na brzeg, akurat! – stwierdzil Yossarian i rowniez podskakiwal i ryczal triumfalnie ze smiechu zwracajac sie do scian, sufitu, kapelana i majora Danby. – Jego wcale nie wyrzucilo na brzeg w Szwecji. On tam doplynal! On tam doplynal, kapelanie, on tam doplynal.

– Jak to doplynal?

– On to sobie zaplanowal! To nie przypadek, ze on wyladowal w Szwecji.

– A, co mi tam! – Kapelan podskoczyl z nie slabnacym zapalem.

– To i tak jest cud, cud ludzkiej inteligencji i wytrwalosci. Pomyslcie tylko, czego on dokonal! – Kapelan zlapal sie obiema rekami za glowe i pokladal sie ze smiechu. – Czy potraficie go sobie wyobrazic?

– wykrzyknal z podziwem. – Czy mozecie go sobie wyobrazic w tej zoltej lodce, jak wiosluje noca przez Ciesnine Gibraltarska tym malutkim niebieskim wioselkiem…

– Jak ciagnie za soba zylke z przyneta, rabie surowe dorsze przez cala droge do Szwecji i codziennie po poludniu robi sobie herbatke…

– Jakbym go widzial! – zawolal kapelan przerywajac na chwile taniec radosci, aby zlapac oddech. – To jest cud ludzkiej wytrwalosci, powiadam wam. I od dzisiaj ja tez bede taki! Bede wytrwaly. Tak jest, bede wytrwaly.

– On wiedzial, co robi, od poczatku do konca! – cieszyl sie Yossarian, unoszac triumfalnie obie piesci do gory, jakby w nadziei, ze wycisnie z nich jakies rewelacje. Zakrecil sie na piecie stajac twarz w twarz z majorem Danby. – Danby, ty glupku! Wiec jednak jest jakas szansa. Nie rozumiesz? Moze nawet Clevinger ukrywa sie gdzies w tej swojej chmurze, czekajac, az bedzie mogl wyjsc bezpiecznie.

– Co ty wygadujesz? – spytal major Danby zupelnie zbity z tropu.

– O czym wy mowicie?

– Przynies mi jablek, Danby, i kasztanow tez. Pedz, Danby, pedz. Przynies mi rajskich jabluszek i kasztanow, zanim bedzie za pozno, i nie zapomnij o sobie.

– Kasztany? Rajskie jabluszka? Po jakie licho?

– Zeby sobie wypelnic policzki, oczywiscie. – Yossarian wyrzucil obie rece w gore gestem straszliwego i rozpaczliwego samopotepienia.

– O, czemuz go nie sluchalem? Dlaczego mu nie ufalem?

– Czys ty zwariowal? – spytal major Danby ze zdumieniem i niepokojem. – Yossarian, czy mozesz mi wytlumaczyc, o czym ty mowisz?

– Sluchaj, Orr to sobie zaplanowal. Nie rozumiesz? Zaplanowal to sobie od samego poczatku. Dawal sie nawet zestrzeliwac dla nabrania wprawy. Kazdy jego lot to byla repetycja. A ja nie chcialem z nim latac! O, czemuz go nie sluchalem? Zapraszal mnie, a ja nie skorzystalem! Danby, przynies mi tez wystajace zeby i zawor do reperacji, i glupio-naiwny wyglad, za ktorym nikt nie bedzie podejrzewal przemyslnosci. Wszystko to bedzie mi potrzebne. O, czemuz go nie sluchalem? Teraz rozumiem, co chcial mi powiedziec. Wiem nawet, dlaczego tamta dziewczyna walila go butem po glowie.

– Dlaczego? – spytal gwaltownie kapelan. Yossarian odwrocil sie blyskawicznie i blagalnym ruchem zlapal kapelana za koszule na piersi.

– Kapelanie, pomocy! Zdobadz mi ubranie. Pospiesz sie, prosze. Potrzebne mi jest natychmiast.

Kapelan odwrocil sie z gotowoscia.

– Dobrze, zrobie to. Ale gdzie masz ubranie i jak je wydostac?

– Zastrasz albo zagada] kazdego, kto zechce cie zatrzymac. Zdobadz mi mundur! Musi byc tu gdzies w szpitalu. Niech choc raz w zyciu cos ci sie uda.

Kapelan z determinacja rozprostowal ramiona i zacisnal zeby.

– Nie boj sie, przyniose ci mundur. Ale prosze cie, powiedz mi, dlaczego tamta dziewczyna walila Orra butem po glowie.

– Bo jej za to zaplacil! Ale bila go za slabo i dlatego musial wioslowac do Szwecji. Znajdz mi mundur, zebym mogl sie stad wydostac. Popros siostre Duckett, ona ci pomoze. Zrobi wszystko, zeby tylko sie mnie pozbyc.

– Dokad sie wybierasz? – spytal major Danby z niepokojem, kiedy kapelan wybiegl z pokoju. – Co chcesz zrobic?

– Chce uciec – oswiadczyl Yossarian ozywionym, raznym glosem, rozpinajac w pospiechu guziki pizamy.

– Nie – jeknal major Danby i zaczal nerwowo ocierac okryta potem twarz obiema dlonmi. – Nie mozesz uciec. Dokad chcesz uciekac? Dokad mozna uciec?

– Do Szwecji.

– Do Szwecji? – zawolal major Danby ze zdumieniem. – Chcesz uciekac do Szwecji? Czys ty zwariowal?

– Orr to zrobil.

– Nie, nie, nie, nie, nie, nie – blagal major Danby. – Nie, Yossarian, nigdy tam nie dotrzesz. Nie mozesz tam uciekac. Nie umiesz nawet wioslowac.

– Ale moge dotrzec do Rzymu, jezeli bedziesz trzymac gebe na klodke, kiedy stad wyjdziesz, i dasz mi szanse zabrania sie na samolot. Zrobisz to?

– Oni cie znajda – dowodzil major Danby rozpaczliwie. – Sprowadza cie i ukarza jeszcze surowiej.

– Tym razem beda musieli napracowac sie jak diabli, zeby mnie zlapac.

– Popracuja. A nawet jak cie nie znajda, to co bedziesz mial za zycie? Zawsze bedziesz sam. Nikt nigdy nie stanie.po twojej stronie i stale bedziesz zyl pod grozba zdrady.

– Teraz tez tak zyje.

– Ale nie mozesz ot tak wypiac sie na wszystkie swoje obowiazki i uciec – nalegal major Danby. – To objaw biernosci. To eskapizm.

Yossarian rozesmial sie lekcewazaco i potrzasnal glowa.

– Ja nie uciekam od swoich obowiazkow. Ja uciekam do nich. To nie jest biernosc, kiedy sie ucieka ratujac zycie. Sam wiesz najlepiej, kto jest eskapista. Na pewno nie ja i nie Orr.

– Moze ksiadz do niego przemowi. On dezerteruje. Chce uciec do Szwecji.

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×