tropu i mowil dalej:
– Gdyby cos nam sie stalo, mozna jeszcze zawsze zastosowac drugi wariant: oczekiwanie.
– Nie podoba mi sie twoj projekt – powiedziala z naciskiem Gela. – Uwazam, ze ryzyko jest zbyt duze.
– Dzis ryzykujemy w ten, jutro w inny sposob. Nie zawsze mozna sobie pozwolic na bierne wyczekiwanie – mowil stanowczo Chris. – Wydaje mi sie, ze do takiego zadania nadajemy sie najbardziej Karl i ja. Bo chyba nie Charles ani Carol albo ty?
Gela zacisnela wargi, potem spojrzala na niego i powiedziala z przekora w glosie:
– Dobrze, pojde!
– Zostaniesz! – zawolal Chris gwaltowniej, niz zamierzal. – Charles, nie pozwol jej! – Jego proszace spojrzenie kontrastowalo z rozkazujacym tonem.
Gela spuscila oczy i odwrocila sie. Tego tylko brakuje, zeby przeze mnie i w mojej obecnosci “cos ci sie stalo, pomyslal Chris.
– Ta propozycja nie jest zla – powiedzial z wahaniem Ennil. – Oczywiscie wykluczone, zeby zrobila to Gela, ale sam rozumiesz, Chris, ze nie moge wam czegos takiego zlecic…
Daj spokoj, Charles – odparl sucho Chris. – Pomoz nam lepiej!
Zalozyli skafandry i maski ochronne. Karl porozumial sie szeptem z Chrisem, po czym zawiesil sobie na pasie spora paczke z materialem wybuchowym.
– Strzykawka – oswiadczyl zartobliwie.
Przeslona w helmie Chrisa nie byla jeszcze domknieta. Carol manipulowala przy kilku pojemnikach, zwrocona do reszty zalogi plecami. Chris podszedl do niej.
– Juz? – zapytal.
W milczeniu podala mu kanister, unikajac jego wzroku.
– Co sie stalo? – szepnal Chris. Ujal ja pod brode, zmuszajac, aby spojrzala na niego. Jej oczy zaszklily lzy.
– Boisz sie? – zapytal.
Skinela glowa, ale juz po chwili zmusila sie do usmiechu, przy ktorym zadrzaly jej wargi.
Chris przyciagnal ja szybko do siebie i poglaskal po glowie. – Juz dobrze – powiedzial – wkrotce wrocimy.
Jedynie Gela byla swiadkiem tej sceny. Karl Nilpach znajdowal sie juz w waskiej sluzie. Chris zaniknal przeslone helmu, ale przedtem podszedl jeszcze do Geli i szepnal:
– Prosze cie, pomoz jej. Ona jest nowicjuszka. Gela skinela glowa. Chris wyciagnal do niej reke.
Odwzajemnila uscisk i nareszcie spojrzala mu prosto w oczy.
To ladnie z jego strony, ze troszczy sie o Carol, pomyslala. Raptem zrobilo jej sie przykro. Jak by zachowal sie Harold w podobnej sytuacji? Tak samo, to pewne! Tylko ze on nie wrocil z takiej wyprawy… Zatroskana spojrzala na Chrisa, ktory zamierzal juz wejsc do sluzy.
Nie kazdy mial kogos bliskiego na “Oceanie I”, a jednak byla przekonana, ze nie tylko ona nie mogla zapomniec zaginionych towarzyszy. Laczylo ich zbyt wiele wspolnych przezyc, w szkole, podczas przygotowan do ekspedycji. Niektorzy z obecnej zalogi powinni byli juz wtedy wziac udzial w wyprawie, ale z niewiadomych przyczyn przesunieto ich na pozniejszy termin… A nie minely nawet jeszcze trzy lata.
Gela postapila krok ku sluzie, uklekla obok Chrisa, sprawdzila szczelnosc jego przeslony, po czym szepnela: – Uwazaj na siebie, Chris…
– Uwazaj, Chris! – krzyknal zupelnie innym tonem Karl, kiedy jego przyjaciel usilowal wydostac sie ze sluzy. Chris odniosl nagle wrazenie, jak gdyby podcieto mu nogi, po czym runal jak dlugi. Poorane bruzdami podloze okazalo sie niezwykle sliskie i nierowne. Ze wzmacniacza rozlegl sie smiech Nilpacha.
– Wybacz – powiedzial wreszcie – ale to naprawde wygladalo smiesznie. – Podszedl do Chrisa, aby mu pomoc, ale jaskolka wykonala w tym momencie ostry skret i obaj runeli.
– Co za cholerna bestia! – zaklal Karl. – No, poczekaj!
Siegnal reka do otwartej jeszcze sluzy i wydobyl z niej dwie laski.
Chris wskazal przed siebie. Przedluzenie przelyku ginelo w ciemnosciach.
Karl skinal glowa i skierowal tam swiatlo lampy. Przelyk zwezal sie stopniowo.
Powoli posuwali sie do przodu.
Wkrotce Karl dal przyjacielowi do zrozumienia, zeby nie szedl po dnie, lecz bardziej bokiem, gdzie nie bylo tak slisko. Zaledwie Chris zdazyl usluchac tej rady, wydarzylo sie cos nieoczekiwanego: we wnetrzu przelyku zamigotalo nikle swiatlo. Sliskie dno zadygotalo, wlokna i pierscienie przesunely sie elastycznie.
– Trzymaj sie! – krzyknal Chris. Wbil swoja laske miedzy pierscienie i wsunal sie w powstale wglebienie. Poczul, ze cos przycisnelo go na moment do sciany, po czym przemknelo dalej. Wstal spiesznie, zaswiecil lampe i przetarl rekawem przeslone helmu. Ogarnelo go przerazenie. To, co rozpoznal w swietle lampy, bylo ogromnym, zgniecionym cialem skrzydlatego zwierzecia, ktore szybko przesuwalo sie w kierunku helikoptera.
– Karl! Karl! – krzyczal Chris.
– Tak – uslyszal sapanie i odetchnal z ulga. – Ide juz… pociagnelo mnie kawalek… Nic ci sie nie stalo, Chris? – Karl przedzieral sie do niego z trudem. – Ta bestia zre nadal, nie przeszkadza jej nawet to, ze tkwimy w jej przelyku.
Skierowali swiatlo na helikopter. Chris scisnal Karla za ramie, wstrzymujac ze strachu oddech. Ostatni lup jaskolki widnial nie opodal, zaczepiony o maszyne. Ruchy przewodu przybraly na sile i po chwili byly tak intensywne, ze mezczyzni musieli sie mocno trzymac.
– Mam nadzieje, ze kotwica wytrzyma! – Chris zgrzytnal zebami.
– Pomysl, co by bylo, gdybysmy jej nie zarzucili – Karl poruszyl ramieniem imitujac lot slizgowy.
Wtem na skutek gwaltownego ruchu cialo zwierzecia przesunelo sie w ich kierunku, zatrzymalo, po czym zniknelo w ciemnosciach.
– Uff – jeknal z ulga Karl.
– Chodz, musimy sie spieszyc – nalegal Chris. – Jeszcze sto krokow, dopiero taka odleglosc od helikoptera jest bezpieczna.
Przewod zwezal sie coraz bardziej.
– Tak, to tu – oswiadczyl wreszcie Chris. W tym miejscu mogli stac wyprostowani. Na dnie widoczna byla szczegolnie wypukla wiazka wlokien. Tam zalozyli ladunek wybuchowy. Nastepnie pobiegli z powrotem. Karl posliznal sie, przewrocil i znieruchomial w jakims wglebieniu.
Tuz po eksplozji nastapilo znowu gwaltowne przyspieszenie. Jaskolka zmienila widocznie kierunek lotu, bo znalezli sie przez chwile niemal w pionowym polozeniu.
– No – odezwal sie Karl. – Teraz przygotuj sie do wielkiego lotu! – Chwycili pojemniki z trucizna i przeszli znow do przodu. Krater odznaczal sie wyraznie ciemna plama. Wiazka wlokien rozerwana byla na szerokosc dziesieciu stop, z postrzepionych brzegow ciekla krew.
– Ciekawe, czy ona w ogole cos poczula? – zainteresowal sie Chris.
– Moze przez chwile lekkie podraznienie oskrzeli – zgadywal Karl.
– A wiec, do roboty – powiedzial zdecydowanie Chris. Otworzyl kanister i wylal zawartosc tam, gdzie w rozerwanej wiazce wlokien silnie pulsowaly liczne naczynia krwionosne. – Wracamy. Powinnismy byc w helikopterze, zanim to sie zacznie.
– Jezeli w ogole sie zacznie – zauwazyl Karl.
– Jak to?
– Po prostu. Przeciez dzialanie tego srodka nie zostalo sprawdzone w praktyce. – Karl zatoczyl reka polkole. – Srednica tego przewodu ma prawie dwadziescia stop. Mozesz sobie wyobrazic, jak olbrzymia jest cala bestia?
Wsrod zalogi helikoptera panowalo nerwowe podniecenie i dopiero, kiedy obaj mezczyzni wyszli ze sluzy i zrzucili z siebie zabrudzone skafandry, ich towarzysze uspokoili sie.
– Nie zazdroscilem wam, kiedy ta padlina przemknela kolo was – zauwazyl Charles. Zwrocil sie do Chrisa: – Co wedlug ciebie teraz nastapi?
– Przede wszystkim zobaczymy, czy ten koktajl przyrzadzony przez Carol dziala – odparl spokojnie Chris.
– Na pewno dziala! – Carol ruchem reki nakazala milczenie. Wygladala na opanowana, widocznie przezwyciezyla juz chwile slabosci. – Spojrzcie, wydaje mi sie, ze to juz!
Istotnie, sily przyspieszenia jakby oslably. Naraz dal sie slyszec gluchy odglos uderzenia, wszystko dokola