– Ze juz ide.

Lekko jak tancerz zsunal sie z hamaka i ruszyl w strone domu, dopijajac po drodze piwo. Podniosl glowe i usmiechnal sie, a w jego zlocistych oczach pojawil sie iscie szatanski blysk. Della zmiekla. Nadal trzymala usta gniewnie zacisniete, ale kosztowalo ja to sporo wysilku.

– Przyrosniesz kiedys do tego hamaka. Przekonasz sie. Zachowujesz sie jak stary pryk, wiecej czasu lezysz niz chodzisz.

– Lezac mezczyzna moze dokonac bez porownania wiecej niz chodzac. Rozesmiala sie w koncu, glosno i szczerze.

– Uwazaj tylko, zebys od tego lezenia nie wyladowal przed oltarzem z taka lajza Sissy, co to zlapala mojego Dwayne'a.

– Nie ma mowy.

– I kup moja wode toaletowa. Jest na przecenie u Larssona.

– Zrzuc mi portfel i klucze do wozu.

Glowa zniknela, by pojawic sie w chwile pozniej. Tucker zlapal portfel blyskawicznym ruchem, ktory przypomnial Delii, ze chlopak nie jest tak powolny, za jakiego chce uchodzic.

– Wloz koszule… I schowaj ja w spodnie – rozkazala, jak robila to, gdy mial dziesiec lat.

Tucker wzial koszule z hamaka i obszedl dom od frontu, gdzie tuzin doryckich kolumn podpieralo rzezbiony taras na pierwszym pietrze. Bawelna przylgnela mu do skory, zanim dotarl do samochodu.

Wcisnal sie do porsche'a – nabytku sprzed szesciu miesiecy, ktory jeszcze mu sie nie znudzil. Przez chwile zastanawial sie, co lepsze; klimatyzacja czy wiatr uderzajacy w twarz, i zostawil opuszczony dach.

Jedyna rzecza, jaka Tucker robil szybko, byla jazda samochodem. Zwir prysnal spod kol, kiedy docisnal gaz i ruszyl w dol kreta aleja. Z wizgiem opon objechal gazon, na ktorym jego matka zasadzila peonie, hibiscus i czerwone geranium. Aleja wysadzana byla starymi krzewami magnolii; pachnialy odurzajaco i przyjemnie. Minal w pedzie bialy kamien pamiatkowy w miejscu, gdzie praprawujek Tyrone zostal zrzucony przez rozhukanego wierzchowca i skrecil swoj szesnastoletni kark.

Kamien umiescili tam zrozpaczeni rodzice, by upamietnic smutne wydarzenie. Najmlodszym Longstreetom przypominal jedynie, ze gdyby Tyrone'owi nie strzelilo do glowy dosiasc zlosliwej bestii, nie skrecilby upartego karku i jego mlodszy brat, prapradziad Tuckera nie odziedziczylby Sweetwater i nie przekazalby go swoim potomkom.

I Tucker mieszkalby obecnie w jakims blokowisku w Jackson.

Mijajac ten smetny kawalek skaly, nie mogl sie zdecydowac, czy odczuwac zal czy wdziecznosc.

Za wysoka brama unosil sie juz tylko zapach smoly topniejacej w sloncu i won rozlewisk ciagnacych sie za sciana drzew. I samych drzew. Ostry, swiezy zapach, ktory oznajmial, ze lato nadeszlo, chociaz wedlug kalendarza mialo sie zjawic w delcie dopiero za tydzien.

Wsunal na nos okulary przeciwsloneczne, wybral kasete i wlozyl ja do odtwarzacza. Tucker byl goracym wielbicielem muzyki lat piecdziesiatych, w samochodzie nie znajdowalo sie nic, co powstaloby po tysiac dziewiecset szescdziesiatym drugim roku. Rozlegly sie dzikie wrzaski Jerry Lee Lewisa i ochryply od whisky glos Killera.

Kiedy strzalka szybkosciomierza znacznie przekroczyla setke. Tucker dolaczyl swoj znakomity tenor. Jego palce biegly w gore i w dol kierownicy, jak po klawiszach saksofonu.

Na szczycie wzniesienia odbil gwaltownie w lewo, zeby nie wjechac w bok wypucowanego BMW. Przeslizgujac sie obok eleganckiego blotnika, nacisnal klakson w gescie pozdrowienia. Nie zmniejszyl predkosci, ale zerknal we wsteczne lusterko. BMW stanelo tylnymi kolami na szosie, przednimi zas na drodze prowadzacej do domu Edith McNair.

Tucker pomyslal przelotnie o samochodzie i kierowcy. Panna Edith umarla przed dwoma miesiacami, mniej wiecej w tym samym czasie, kiedy znaleziono drugie okaleczone cialo dryfujace w okolicach Spook Hollow.

Byl kwiecien i skrzyknieto ekipe do poszukiwan zaginionej Francie Alice Logan. Tucker zacisnal szczeki na wspomnienie dnia, kiedy brodzil po bajorach z butelka whisky, przepelniony nadzieja, ze nie natknie sie na nic.

Ale znalezli ja, on i Burke Truesdale mieli tego pecha.

Niechetnie myslal o tym, co woda i ryby zrobily z malenkiej Francie, slicznego rudzielca, z ktorym kiedys flirtowal, umowil sie pare razy na randke, ba, ktorego probowal zaciagnac do lozka.

Poczul skurcz zoladka i podkrecil glosniej Jerry Lee Lewisa. Nie bedzie myslal o Francie. Pomysli o pannie Edith, ktora dozyla dziewiecdziesiatki i umarla spokojnie we snie.

Przypomnial sobie, ze zapisala w spadku swoj dom, schludny, dwupietrowy palacyk z czasow Rekonstrukcji, jankeskiej krewnej.

Poniewaz Tucker wiedzial, ze nikt w promieniu osiemdziesieciu kilometrow nie posiada BMW, wywnioskowal, ze Jankeska zdecydowala sie przyjechac i rzucic okiem na swoje dziedzictwo.

Po chwili zapomnial o inwazji z Polnocy, wzial papierosa, odcial koniuszek i zapalil.

Caroline Waverly siedziala sciskajac kurczowo kierownice i czekala, az jej serce opusci przelyk i wroci na swoje miejsce.

Idiota! Duren! Zwariowany czubek!

Zmusila sie do zdjecia nogi z hamulca. Samochod stoczyl sie z szosy w zarosnieta aleje.

Centymetry, myslala. Zabraklo centymetrow! I mial jeszcze czelnosc trabic na nia! Szkoda, ze sie nie zatrzymal. Och, jaka szkoda, ze sie nie zatrzymal! Powiedzialaby temu kretynskiemu samobojcy, co o nim mysli.

Wyladowala zlosc i ulzylo jej. Sumiennie doskonalila sie w sztuce zlorzeczenia odkad doktor Palamo powiedzial jej, ze wrzody i bole glowy sa bezposrednim rezultatem tlumienia naturalnych odruchow. 1 chronicznego przepracowania, rzecz jasna.

Coz, Caroline miala zamiar rozprawic sie z obiema dolegliwosciami. Zdjela spocone dlonie z kierownicy i otarla je o szorty. Zrobi sobie dlugi, spokojny szabas w Grajdole, w stanie Missisipi. Po paru miesiacach, jezeli nie umrze w tym zjadliwym upale, bedzie mogla przygotowac sie do wiosennego tournee.

A jezeli chodzi o tlumienie odruchow, mogla uznac sprawe za odfajkowana. Ostatnia, brzydka awantura z Luisem byla tak oczyszczajaca, tak cudownie nieskrepowana, ze pragnela niemal wrocic do Baltimore i odbyc ja ponownie.

Niemal.

Przeszlosc – a Luis ze swoja elokwencja, wspanialym talentem i wloczegowska zylka, nalezal definitywnie do przeszlosci – pozostawila szczesliwie za soba. Przyszlosc, przynajmniej do czasu, az podleczy nerwy i zdrowie, nie byla specjalnie pociagajaca. Po raz pierwszy w zyciu Caroline „Waverly, genialne dziecko, natchniony muzyk i emocjonalny wrak, bedzie zyla tylko i wylacznie slodka, slodka terazniejszoscia.

Tutaj zalozy dom. Wlasny dom. Koniec z uciekaniem przed problemami. Koniec z potulnym spelnianiem zadan i oczekiwan matki. Koniec z walka o to, by stac sie odbiciem pragnien wszystkich wokol.

Zapusci korzenie, osiedli sie. A pod koniec lata dowie sie z cala pewnoscia, kim jest Caroline Waverly.

Czujac sie o wiele lepiej, polozyla znowu dlonie na kierownicy i zjechala w aleje. Pamietala mgliscie, ze biegla nia kiedys podczas wizyty u dziadkow. Byla to oczywiscie krotka wizyta, matka Caroline zrobila bowiem, co w ludzkiej mocy, zeby odciac sie od swoich korzeni. Ale Caroline pamietala dziadka, poteznego mezczyzne o czerwonej twarzy, ktory zabral ja na ryby pewnego spokojnego ranka. Pamietala rowniez swoja niechec do zalozenia przynety na haczyk. Przelamala ja dopiero wtedy, gdy dziadek powiedzial, ze glista tylko czeka na to, by zlapac duza, tlusta rybe.

Pamietala swoje podniecenie, kiedy splawik drgnal, i poczucie grozy i wielkiego sukcesu, kiedy przyniesli do domu trzy luskowate zebacze.

Babcia, zylasta kobieta o stalowoszarych wlosach, usmazyla zdobycz w wielkim czarnym rondlu. Matka Caroline nawet nie tknela ryby, Caroline natomiast palaszowala, az jej sie uszy trzesly. Watla, zielonooka szesciolatka o dlugich, smuklych palcach.

Caroline usmiechnela sie, kiedy jej oczom ukazal sie dom. Niewiele sie?mienil. Farba oblazila platami, trawa siegala kolan, ale byl to ciagle solidny dwupietrowy dom z zadaszona weranda i kamiennym kominem

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату