nieraz przyjmowal porody blizniat, wtedy jednak byl mlodszy. A teraz tyle sie mowi o surowym karaniu winnych bledow w sztuce lekarskiej…
Bliznieta! Jennifer oniemiala z wrazenia. Chwycila kurczowo drzwi samochodu, nie mogac otrzasnac sie z szoku. Nie wiedziala, czy sie smiac, czy plakac. Juz sam fakt, ze zaszla w ciaze, uwazala za istny cud, ale nigdy nawet nie przeszlo jej przez mysl, iz moglaby urodzic wiecej niz jedno dziecko. Kiedy wreszcie wgramolila sie do samochodu, owladnely nia sprzecznej uczucia. Jednym z nich bylo dziwne przeswiadczenie, ze pozostawiono ja na lasce losu.
Pacjentka doktora Stronga byla od zawsze. Owszem, mial juz swoje lata i niektorzy uwazali go za staroswieckiego. Ale byl przy niej, kiedy walczyla z bezplodnoscia, i zawsze traktowal ja jak dobry wujaszek, bezustannie dodajac otuchy. Na szesnascie tygodni przed porodem cieszyla sie na mysl, ze to wlasnie Strong znajdzie sie z nia w sali porodowej. A teraz… dobry Boze, bliznieta! Za kilka minut bedzie musiala zadzwonic do Richarda i powiedziec mu o rym. Najpierw jednak potrzebowala porady medycznej. Wyjezdzajac z parkingu, wlaczyla telefon komorkowy i przywolala jeden z numerow zapisanych w pamieci urzadzenia.
– Chcialabym rozmawiac z doktor Morgan Robinson – powiedziala do mikrofonu. Po chwili dodala: – Mowi siostra. – Nastapila krotka przerwa. – Morgan? To ja, Jen. Nie uwierzysz, co sie stalo.
Jak zawsze, postanowila najpierw porozmawiac ze swoja starsza siostra. Przez ostatnich piec lat to wlasnie Morgan byla ostoja tego, co Jennifer nazywala rodzina, dopoki nie zjawil sie Richard – mezczyzna, ktory nie przypadl do gustu jej rodzicom. Nie dlatego, ze nie miala innych krewnych; po prostu niezbyt czesto z nimi rozmawiala. Brat, mlodszy od niej o dwa lata, wolny duch, wlasnie konczyl studia na Hawajach.
Co sie natomiast tyczy jej rodzicow. No coz… Starsi Robinsonowie szczycili sie swoja ciezko wywalczona pozycja spoleczna i nie tolerowali mezaliansow. Kiedy Jen poznala Richarda, ktory pochodzil z rodziny robotniczej i nie mial wyzszego wyksztalcenia, rodzice przestali ja zauwazac. Po slubie bylo jeszcze gorzej. Odkad rodzice wyprowadzili sie do Arizony, Jennifer wymieniala z nimi pozdrowienia swiateczne, ale niewiele ponadto. Nawet nie wiedzieli, ze jest w ciazy.
Kiedy Jen skonczyla mowic, z aparatu na desce rozdzielczej rozlegl sie glos jej siostry.
– Nie chce ci nic wypominac – powiedziala – ale pamietasz, jak wszyscy mowili, ze strasznie ci wysadzilo brzuch? Nie wiem, czemu ten twoj lapiduch odkryl to dopiero teraz. Wierz mi, bedzie ci lepiej bez tego starego…
– Morgan, daj spokoj, co? Rozmawialysmy o tym juz z tysiac razy. Powiedz mi tylko, co wiesz o tym nowym lekarzu.
– Przepraszam, Jen. Nie chcialam sie wymadrzac. Przypomnij mi, jak on sie nazywa.
Jennifer spojrzala na wizytowke, ktora dostala od Stronga.
– Wlasciwie to dal mi nazwiska dwoch lekarzy. Jeden z nich to jakis doktor Schubert…
– Schubert? Arnold Schubert, ten facet od selekcji plodow?
– Co to takiego?!
– Niewazne – pospiesznie odparla Morgan. – A ten drugi to kto?
– Hawkins. Brad Hawkins ze Szpitala Uniwersyteckiego. Znasz go?
– Osobiscie nie – odparla Morgan – ale slyszalam o nim. Jest stosunkowo mlody, ale ma dobra reputacje.
– Co to znaczy „stosunkowo'?
– Czekaj, zajrze do rejestru. – Z glosnika dobiegl szelest przewracanych kartek. – Juz znalazlam. Jest na liscie lekarzy, z ktorych uslug mozesz korzystac w ramach ubezpieczenia. Hawkins, Bradford C. Tu jest data urodzenia, ma trzydziesci osiem lat. Zrobil specjalizacje szesc lat temu…
– Z czego?
– Z poloznictwa – powiedziala Morgan. – Po czteroletnim stazu na ginekologii i poloznictwie mozna jeszcze spedzic dodatkowe dwa lata na perynatologii. Studia skonczyl w Yale, staz odbyl w Chicago. Stan cywilny – wdowiec.
– Morgan, nie obchodzi mnie…
– W kazdym razie jest uwazany za dobrego specjaliste. Zalozono mu tylko jedna sprawe o blad w sztuce lekarskiej, co jak na poloznika pracujacego w tych okolicach jest znakomitym wynikiem. Wydaje mi sie, ze powinnas pojsc do niego, Jen. Szpital Uniwersytecki na pewno jest lepszy niz jakas podrzedna klinika. Przekazalas juz Richardowi radosna nowine?
– Jeszcze nie, ale zaraz to zrobie. – Jennifer odetchnela z ulga. – Dzieki, Morgan. Zawsze moge na ciebie liczyc. No to powiedz, jak sie czuje moja siostra na mysl, ze wkrotce zostanie ciotka, i to dwojga siostrzencow naraz?
– Wlasciwie to sie juz oswoilam z mysla, ze na jednym sie skonczy, ale jakos sobie poradze.
– Mam nadzieje, ze AmeriCare nie bedzie mi robic zadnych trudnosci?
– Nawet o tym nie mysl – zapewnila ja Morgan. – Zajme sie wszystkim osobiscie.
Odkladajac sluchawke, doktor Morgan Robinson usmiechnela sie do siebie i pokrecila glowa z niedowierzaniem, rozrzucajac rude wlosy. Czy Jennifer zdawala sobie sprawe, co ja czeka zarowno przed, jak i po porodzie? Morgan, lekarz pediatra, wiedziala, ile musza wycierpiec matki noszace w lonie wiecej niz jedno dziecko. Z drugiej strony w przypadku Jennifer byl to owoc prawdziwej milosci. Probowala zajsc w ciaze od trzech lat. Kiedy wyjdzie z szoku, bedzie podwojnie szczesliwa, ze zamiast jednego upragnionego dziecka od razu bedzie miala dwoje.
Jen byla dzielna. Wiekszosc ludzi nie potrafilaby tak godnie jak ona zniesc odrzucenia przez rodzicow. Duzym problemem bylo takze niedostateczne wyksztalcenie Richarda. Po slubie, kiedy Jen musiala zarabiac na nich oboje, cos w ich zwiazku zaczelo sie psuc. Morgan obserwowala z podziwem, jak jej mlodsza siostra walczy o uratowanie malzenstwa, ktore wielu innym kobietom nie wydawaloby sie tego warte. Kiedy w koncu Richard znalazl obiecujaca prace, ich zwiazek sie umocnil. A potem Morgan patrzyla, jak Jen znosi ze stoickim spokojem trzy lata bezplodnosci, rzadko uzalajac sie nad soba.
Morgan wrocila do przegladania pietrzacych sie na biurku sprawozdan, czekajacych na jej opinie. Westchnela ciezko. Czasami tesknila do chaosu panujacego w klinice, w ktorej przed dwoma laty pracowala jako pediatra. Ale zmiana zawodu byla jej decyzja – dokonala wyboru w pelni swiadoma tego, co zostawia i co ja czeka. Przynajmniej decyzje, jakie teraz podejmowala, nie mialy tak dramatycznych konsekwencji.
Mimo to tutaj takze musiala podejmowac ich mnostwo. Jej glownym zadaniem, jako zastepcy dyrektora AmeriCare do spraw medycznych, bylo rozpatrywanie budzacych watpliwosci wnioskow o finansowanie opieki medycznej. Poczatkowo wydawalo jej sie to czarno-biale: albo okreslone uslugi byly objete ubezpieczeniem, albo nie. Teraz jednak, po dwoch latach pracy, Morgan dostrzegala coraz wiecej odcieni szarosci. W przypadku jej siostry nie mialo to znaczenia. Jennifer byla ubezpieczona w AmeriCare i Morgan zamierzala zrobic wszystko, by wszelkie wydatki na opieke nad Jen i jej dziecmi zostaly w pelni pokryte przez firme.
Doktor Brad Hawkins szedl do sali porodowej, kiedy przy windach na czwartym pietrze natknal sie na Meg Erhardt. Na twarzy Meg nie bylo charakterystycznego dla niej cieplego usmiechu, a w kacikach oczu uwidacznialy sie cienkie, glebokie zmarszczki.
– Dlugi dzien w pracy, panno Meggie? – spytal. – Wygladasz na zmeczona.
– Raczej dluga noc – odparla. – Slyszales o Nicku Giancoli?
– O tym dziecku, ktoremu sztucznie natleniano krew?
– Tak. Zmarl w nocy, pod koniec mojej zmiany. Brad nie posiadal sie ze zdumienia. Dotad byl tak pochloniety opieka nad pacjentami, ze nie slyszal jeszcze plotek krazacych po szpitalu.
– W wyniku natleniania?
– Nie, i to wlasnie jest najdziwniejsze. Odbylo sie to tak jak w poprzednich przypadkach – niedotlenienie, potem zanik oddechu i zatrzymanie akcji serca.
– Boze. Reanimacja nic nie dala? Meg pokrecila glowa.
– Probowalismy przez godzine. Bez skutku.
– Ktory to juz taki przypadek?
– Trzeci – odparla z rezygnacja. – W mniej wiecej czterotygodniowych odstepach. Inny przebieg choroby, ale na koncu taki sam obraz kliniczny.
Przed dwoma miesiacami Brad przyjal porod noworodka, ktory od razu trafil na oddzial intensywnej terapii.