Morgan chciala zapewnic Jennifer troche prywatnosci.

– Moglabym tu zaczekac?

– Oczywiscie. Zaraz wrocimy.

Przez nastepne pietnascie minut Morgan wiercila sie niespokojnie. Nie wiedziala, co ja tak rozdraznilo. Wyczuwala w glosie Hawkinsa pewna zlosliwosc, ale nie pomniejszalo to jego fachowosci. Mimo chlopiecej nonszalancji sprawial wrazenie profesjonalisty.

Jennifer wrocila z szerokim usmiechem na twarzy.

– Wiem juz, jakiej sa plci! – oznajmila radosnie. Morgan byla rozbawiona, widzac uszczesliwiona siostre.

– Jakiej, jesli wolno zapytac?

– Chlopiec i dziewczynka! Fantastycznie, prawda?

– Wspaniale, Jen.

– Moze najpierw zrobimy badanie krwi, a potem porozmawiamy? – przerwal im Hawkins. Wcisnal guzik interkomu i przez chwile rozmawial z pielegniarka. Po kilku sekundach ubrana na bialo kobieta wyprowadzila Jennifer z gabinetu.

– Wszystko w porzadku, doktorze Hawkins?

– Wlasciwie tak. Doktor Robinson, zajmuje sie pani zarzadzaniem ochrona zdrowia, ale czy wie pani cokolwiek o bliznietach? Przeszyla go wscieklym wzrokiem.

– Moze i siedze za biurkiem, ale to nie znaczy, ze jestem prowincjonalnym glupkiem!

Na jego twarzy pojawil sie, delikatnie mowiac, chlodny usmiech.

– Przepraszam. Rzecz w tym, ze ostatnimi czasy ludzie z pani branzy strasznie zalezli mi za skore. Nie watpie, ze miala pani do czynienia z bliznietami.

– Wystarczy – powiedziala, biorac gleboki oddech dla uspokojenia nerwow. – Zanim przeszlam do AmeriCare, pracowalam jako pediatra. I mow mi Morgan, dobrze?

Usmiech Hawkinsa stal sie troche cieplejszy.

– Zgoda. A ja jestem Brad. Wracajac do tematu, dziecko B, to znaczy chlopiec, jest dosc male. Nie sadze, zeby mozna bylo juz mowic o zaburzeniach wzrostu, ale ledwo ledwo miesci sie w normie, wiec trzeba go bedzie bacznie obserwowac. Poza tym cisnienie skurczowe twojej siostry jest troche za wysokie, powyzej stu trzydziestu.

– Czy to moze oznaczac zahamowanie wzrostu i stan przedrzucawkowy? – spytala Morgan.

– Nie, nie – odparl Brad. – Przynajmniej na razie. Ale jak zapewne pamietasz, prawdopodobienstwo takich zaburzen zwieksza sie w ciazach mnogich, wiec lepiej, zebym mial oko na twoja siostre. Byloby dobrze, gdyby przychodzila do mnie raz w tygodniu.

Morgan z zadowoleniem skinela glowa.

– Zanim wroci Jen, chcialabym pana… to znaczy ciebie o cos zapytac. Chodzi o oddzial intensywnej terapii noworodkow w Szpitalu Uniwersyteckim. Ani w prasie, ani w telewizji nie bylo zadnej wzmianki o smierci tych dwoch noworodkow, ale trafily do mnie raporty na ten temat. Jeszcze nie wspomnialam o tym Jennifer, ale podobno mial miejsce trzeci zgon. Musze wiec zapytac: czy wszystko jest w porzadku? Czy jest cos, czym powinnysmy sie niepokoic?

Zyczliwy usmiech zniknal z twarzy Brada. W jego zmruzonych oczach czail sie niepokoj.

– Co wiesz o tych zgonach?

– Tyle, ze wszystkie mialy miejsce na oddziale intensywnej terapii. Co sie dzieje? Sadzac po twojej minie, cos jest nie w porzadku.

Brad odwrocil wzrok i odetchnal gleboko. Atrakcyjna kobieta siedzaca po drugiej stronie biurka byla bystra. Czy inni ludzie spoza szpitala wyciagneli podobne wnioski jak ona? Wstal, podszedl do okna i przez chwile w zamysleniu bawil sie zaslonami.

– Szczerze mowiac, nie wiem, czy mamy jakis klopot, czy nie. I bylbym wdzieczny, gdyby to, co powiem, zostalo miedzy nami.

– Zgoda.

– Oficjalnie – zaczal – nie ma zadnego problemu. To tylko pech. Dzieci z oddzialu intensywnej terapii umieraja od czasu do czasu, prawda? W koncu to nie jest zwykla porodowka. Ale mowiac nie calkiem oficjalnie, w nocy przejrzalem karty tych trzech dzieciakow. Do pozna przyjmowalem porod i nie mialem co zrobic z wolnym czasem.

– No i…?

– Na pierwszy rzut oka – powiedzial – te przypadki wlasciwie nie byly do siebie podobne. Dwie dziewczynki i chlopiec, Nicholas. Pierwsze dziecko bylo po prostu wczesniakiem, urodzonym w dwudziestym szostym tygodniu ciazy. Pierwszy miesiac byl ciezki, ale wygladalo na to, ze wszystko dobrze sie skonczy, rozumiesz?

Morgan skinela glowa.

– Druga dziewczynka urodzila sie z listerioza w trzydziestym drugim tygodniu ciazy.

– Widze, ze przygotowalas sie do tej rozmowy – powiedzial Brad. Morgan wzruszyla ramionami.

– Staram sie, jak moge.

– Nastepny byl Nickie – Brad podjal przerwana opowiesc. Opisal stan dziecka i przebieg leczenia. Morgan znala wiekszosc podawanych przez niego informacji. – Jednak w pewnym sensie wszystkie trzy przypadki byly identyczne, przynajmniej jesli chodzi o okolicznosci zgonu.

– To znaczy?

– To znaczy, ze we wszystkich przypadkach sytuacja rozwijala sie identycznie. Po pierwsze, dzieci przebrnely przez powazny kryzys – podawano im antybiotyki, operowano, prowadzono sztuczne natlenianie krwi, czasami nawet stosowano wszystkie te metody lacznie. Po drugie, stan noworodkow byl w miare ustabilizowany. Po trzecie, prawdopodobnie czekal je jeszcze kilkumiesieczny pobyt na oddziale intensywnej terapii, bo musialy przebywac pod stala opieka. No i po czwarte, kiedy czujnosc pielegniarek zaczynala slabnac, stan dzieci ulegal gwaltownemu pogorszeniu. Wszystkie umarly w ciagu jednej, dwoch godzin.

– Jaka byla przyczyna zgonu?

– Ach – powiedzial, unoszac palec – to wlasnie jest najbardziej interesujace. Wedlug notatek pielegniarek na poczatku nastepowalo gwaltowne, silne niedotlenienie. Nasycenie tlenem ponizej dziewiecdziesieciu, zmniejszajace sie z kazda sekunda.

Morgan zmarszczyla brwi.

– Czop zatorowy?

– Przyszlo im to do glowy, ale nie potrafily tego udowodnic. Zadnych sladow niedroznosci czy martwicy. Te nieszczesne dzieciaki po prostu umieraly na ich oczach. Wszystkie zaczynaly siniec, a potem nastepowalo zatrzymanie akcji serca. Proby reanimacji nie dawaly efektu.

– To nie bylo zapalenie pluc, awaria sprzetu czy pomylka w dozowaniu leku?

– Nie, nic z ich rzeczy. Wykluczono tez kilkanascie innych, bardziej wymyslnych hipotez.

– No to co bylo przyczyna zgonu?

Brad podszedl do biurka, oparl sie na nim lokciami i nachylil ku Morgan.

– Oto jest pytanie.

Unoszac glowe, Morgan wyczytala w jego twarzy niepokoj.

– Mam nadzieje, ze sie myle, ale czy moze to oznaczac poczatek epidemii?

– Prawde mowiac, na razie nikt nie wie, co sie dzieje. Ale poniewaz z dwojgiem ze zmarlych dzieciakow mialem do czynienia osobiscie, martwie sie jak cholera.

Po powrocie do swojego gabinetu Morgan spojrzala na biurko i jeknela na widok pietrzacych sie na nim papierow. Rozpoczynajac studia medyczne, nie spodziewala sie, ze tak wlasnie potoczy sie jej kariera. Coz, mogla za to winic wylacznie siebie. Westchnawszy cicho, usiadla i zaczela przegladac poczte.

„Czy wine za wzrost kosztow opieki nad wczesniakami ponosi chory system finansowania ochrony zdrowia?' – glosil naglowek artykulu wycietego z jednej z gazet. Odlozyla go na bok. „Szpitale z Karoliny Poludniowej walcza o wczesniaki wysokiego ryzyka' – obwieszczalo inne pismo. Morgan podzielila wycinki na trzy kupki: do przeczytania jeszcze dzis, do przejrzenia w przyszlosci i do wyrzucenia. Kiedy skonczyla, wziela sie do studiowania korespondencji wewnetrznej. Na wierzchu lezaly akta Giancoli.

Dowiedziawszy sie o smierci Nickiego, Morgan poprosila Janice, swoja sekretarke, o przyniesienie jego teczki. Teraz, po rozmowie z doktorem Hawkinsem, chciala jeszcze raz przestudiowac zawarte w niej dokumenty.

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату