powiedzial.
– Doktor Harrington jest w tej sprawie najbardziej kompetentna osoba – powiedzial Brad, zaskoczony pytaniem – ale nie moze jeszcze powiedziec nic konkretnego, podobnie jak ja. Teraz jednak przepraszam panstwa, bo musze juz isc…
Do Szpitala Uniwersyteckiego przysylaly pacjentow rozmaite stowarzyszone z nim kliniki, wlacznie z ta, ktora znajdowala sie w Riverhead. W okolicy mieszkali glownie ubodzy ludzie, korzystajacy z ubezpieczenia Medicaid. W klinice w Riverhead leczyli sie takze imigranci zatrudnieni na farmach, glownie Latynosi.
Wsrod nich byla Milagros Hernandez. Dwudziestoczteroletnia kobieta z Hondurasu spodziewala sie trzeciego dziecka. Choc zblizal sie termin rozwiazania, nie przestala pracowac jako sprzataczka, pozostawiajac dzieci pod opieka rodziny. Lekarze z kliniki polecili jej, by przyjechala do nich, gdy tylko poczuje skurcze, bo ma juz kilkucentymetrowe rozwarcie. Milagros jednak byla kobieta ze wszech miar uczciwa i zawsze starala sie sumiennie wypelniac wszelkie powierzane jej zadania. Dlatego, kiedy poczula bole, zaczekala do konca swojej zmiany, zanim wybrala sie do szpitala. Poza tym, myslala, lekarze z kliniki to mezczyzni, a ona miala juz za soba kilka falsz) wych alarmow. Postanowila zaufac swojej intuicji.
Brad szybko wyszedl z sali, pojechal winda na osme pietro i korytarzem laczacym budynki przeszedl do szpitala. Na jego widok pielegniarka, wyraznie podekscytowana, wskazala palcem drzwi jednej z trzech sal.
– W trojce, doktorze Hawkins.
Brad przedarl sie przez grupe ludzi wychodzacych na korytarz. W poprzek materaca, z rozlozonymi rekami, lezala rodzaca kobieta. Jej cienka kwiecista sukienka byla podciagnieta do piersi, odslaniajac brzuch. Kobieta jeczala glosno i parla z calej sily, nie panujac juz nad odruchami. Miala zamkniete oczy, zacisniete zeby i byla zlana potem. Wokol niej krzatal sie zaaferowany personel medyczny.
Pielegniarka probowala zacisnac mankiet na nadgarstku prawej reki pacjentki. Po drugiej stronie stazystka nieporadnie nakladala kobiecie opaske uciskowa, usilujac znalezc zyle, do ktorej mozna by wprowadzic kroplowke. Do brzucha pacjentki byly przymocowane dwa biale paski polaczone z monitorem stanu plodu. Wokol wily sie inne przewody, nie spelniajace swoich funkcji, albo dlatego ze byly zle podlaczone, albo z powodu mimowolnych ruchow rodzacej kobiety, albo z obydwu tych przyczyn jednoczesnie. Przed pacjentka stala wyraznie wystraszona lekarka.
– Co pani tu ma, doktor Chang? – spytal Brad.
– Doktorze Hawkins, dzieki Bogu, ze pan tu jest! Tuz przed tym, jak pana wezwalismy, pekly blony plodowe i zdaje sie, ze ulozenie dziecka jest posladkowe!
Jakby na podkreslenie tych slow, pacjentka jeknela i zaczela przec. Z jej pochwy trysnal strumien przejrzystego plynu, po czym wylonila sie mala stopka. Jedna z pielegniarek wstrzymala oddech.
– Cholera – mruknela Chang.
Brad spojrzal na blednaca gwaltownie lekarke.
– Z iloma takimi przypadkami mialas do czynienia, Mei Mei?
– Bylo ich kilka – powiedziala z wahaniem. – Ale ani jeden na zywo. Nie powinnismy jej przeniesc na porodowke?
– Oczywiscie, zrobimy to, kiedy bedziemy mieli troche czasu. Co o niej wiemy?
–
– Pani Hernandez jest pacjentka stowarzyszonej z nami kliniki – powiedziala Chang. – Wiek: dwadziescia cztery lata, czwarta ciaza, dwie donoszone, mniej wiecej trzydziesty dziewiaty tydzien, zadnych komplikacji. Nie spodziewalismy sie, ze ja nam przysla. Skurcze zaczely sie mniej wiecej godzine temu; kiedy przywiezli ja tutaj, miala juz dziewieciocentymetrowe rozwarcie. Ledwie polozylismy ja do lozka, nastapilo pekniecie blon plodowych.
– Wezwalas anestezjologa i pediatrow?
– Juz tu ida.
Dwie pielegniarki szybko odblokowaly kola wozka, ale zanim zdazyly pchnac go do wyjscia, pacjentke chwycil nastepny skurcz. Kobieta wykrzywila twarz i znow zaczela przec. Niemal od razu obok wystajacej stopki pojawila sie druga, a zaraz wylonily sie obie nozki az do kolan.
– No to porodowke mozemy sobie wybic z glowy – powiedzial spokojnie Brad, wyjmujac paczke sterylnych rekawic. – Porod nastapi za minute, dwie. I odpusc sobie ta kroplowke – rzucil do stazystki. – Przezyje i bez niej. Teraz sciagniemy rodzaca na krawedz lozka i bedziemy udawac, ze przyjmujemy normalny porod.
Trzeba bylo czterech osob, zeby ulozyc pania Hernandez w odpowiedniej pozycji na brzegu materaca. Z jej piersi wyrwal sie nastepny glosny jek.
– No dobra, Mei Mei – powiedzial Brad. – Rob, co do ciebie nalezy.
– Ale… co wlasciwie mam robic?
Brad uprzytomnil sobie, ze Chang, co zrozumiale, jest zdenerwowana; na szczescie nie wpadla w panike.
– Najwazniejsze – powiedzial – zeby na razie nie robic nic. Jesli bedziesz sie za bardzo spieszyc, moze wyniknac z tego wiecej szkody niz pozytku. Niech dziecko wyjdzie samo az po biodra, dobrze? To nie potrwa dlugo.
Wszystkie instrumenty byly juz gotowe. Brad rozlozyl sterylny niebieski recznik i zamoczyl go w miednicy. Kiedy do pomieszczenia wpadl pediatra i z miejsca zaczal zadawac pytania, doktor Hawkins spokojnie uniosl reke, nakazujac milczenie. Jedna z pielegniarek otarla wilgotne czolo pacjentki. Po kilku sekundach nastapil kolejny skurcz. Brad wzial doktor Chang za reke i ustawil ja miedzy nogami rodzacej kobiety.
Nie musieli dlugo czekac. Dziecko bylo zwrocone buzia w dol. Kiedy pani Hernandez zaczela przec, oczom lekarzy ukazala sie dolna czesc posladkow, a potem organy plciowe noworodka. Byla to dziewczynka.
– Do dziela, doktor Chang – powiedzial Brad, podajac jej jednorazowy sterylny recznik. – Prosze chwycic dziecko tuz pod udami i pociagnac w dol. Delikatnie.
Lekarka wykonala polecenie. Noworodek wysuwal sie powoli, ale bez zadnych trudnosci. Brad chwycil palcami wylaniajaca sie pepowine i wyciagal ja, centymetr po centymetrze. Chang tymczasem odbierala noworodka; wkrotce ujrzeli jego plecki.
– Dobrze, dobrze – powiedzial Brad – na to wlasnie czekalismy. Kiedy tylko zobaczysz pachy, obroc tulow o dziewiecdziesiat stopni, zeby wyciagnac ramie.
– W ktora strone?
– Wszystko jedno. Sama zdecyduj.
Lekarka obrocila tors dziecka w lewo, wykrecajac jego lewe ramie pod koscia lonowa matki. Po chwili wylonil sie staw barkowy. Brad owinal brzuch noworodka wilgotnym recznikiem i delikatnie uniosl dziecko.
– Mam – powiedzial. – Chwyc mala za ramie i pociagnij do siebie. Doktor Chang wsunela dwa palce pod miednice pacjentki, szukajac raczki dziecka. Wymacawszy ja, wykonala polecenie Brada.
– Znakomicie – powiedzial. – A teraz znowu zlap ja za biodra i powoli obroc o sto osiemdziesiat stopni, zeby wyciagnac drugie ramie.
Brad spokojnie, krok po kroku, prowadzil Chang przez reszte porodu. Wkrotce z pochwy wylonila sie glowa dziecka i doktor polozyla nowo narodzona dziewczynke na brzuchu matki. Nastepnie odsunela sie, by inni mogli oczyscic gardlo noworodka i zawiazac pepowine. Chang spojrzala na Hawkinsa przez ramie, usmiechajac sie szeroko.
– Dziekuje, doktorze. Pod koniec bylo juz latwiej, ale bez pana nie poradzilabym sobie.
– Nastepnym razem bedziesz musiala, wiec zapamietaj wszystko, co tu robilismy. – Brad sciagnal rekawice, poklepal ja po plecach i wyszedl z sali.
Doktor Chang, wciaz rozpromieniona, odprowadzila go wzrokiem. Sama obecnosc Hawkinsa dodawala jej pewnosci siebie. Podobnie zreszta myslala o nim wiekszosc mlodych lekarzy. Wszyscy chcieliby w przyszlosci byc takimi poloznikami jak on.
– Wybij to sobie z glowy – powiedzial doktor Schubert do sluchawki. -Nie ma mowy, zebym zgodzil sie na cos takiego!
– Arnoldzie, wysluchaj mnie – uspokajal go adwokat. – Albo sie zgodzisz, albo sprawa trafi do arbitrazu, a nie masz zadnych szans na wygrana. Radze ci, zebys ustapil i poszedl na ugode.
– Na Boga, kiedy to sie skonczy? Skad moge miec pewnosc, ze za miesiac nie zazada wiecej?