slow. Prawde mowiac, niedawno slyszalam, ze mieszka pan we wspanialej rezydencji i ma pan armie sluzacych. Watpie, zeby pozwolili panu glodowac.
Zanim Devlin zdazyl odpowiedziec, przez otwarte drzwi wpadl podmuch lodowatego wiatru i Amanda szybko dala znac pokojowce, zeby je zamknela.
– Niech pan wejdzie, zanim zamienie sie w sopel lodu – ponaglila gderliwie.
Z wielce zadowolona mina wkroczyl do cieplego domu i z aprobata pociagnal nosem.
– Gulasz wolowy? – wymruczal, rzucajac Sukey pytajace spojrzenie. Pokojowka usmiechnela sie od ucha do ucha.
– Pieczen wolowa, prosze pana. Z duszona rzepa i szpinakiem. A na deser pudding morelowy, jakiego pan jeszcze nie jadl. Kucharka przeszla dzisiaj sama siebie. Sam sie pan przekona.
Amande nieco draznila bezceremonialnosc Jacka, ale na widok jego wyczekujacej miny jej irytacja zniknela.
– Zjawia sie pan w moim domu tak czesto, ze nigdy nie mialam okazji sama pana zaprosic. – Wziela go pod ramie i razem ruszyli do niewielkiej, lecz elegancko urzadzonej jadalni. Chociaz czesto zasiadala do stolu sama, zawsze jadala przy swiecach, na najlepszej porcelanowej zastawie i srebrnymi sztuccami. Mowila sobie, ze brak meza nie oznacza, ze ma jadac w spartanskich warunkach.
– A zaprosilaby mnie pani, gdybym zaczekal wystarczajaco dlugo? – zapytal Devlin z lobuzerskim blyskiem w oku.
– Nie, nie zaprosilabym – odrzekla zadziornie. – Niechetnie goszcze przy swoim stole bezwzglednych szantazystow.
– Wcale pani mnie za takiego nie uwaza. Prosze mi powiedziec, jaki jest prawdziwy powod? Nadal czuje sie pani niezrecznie z powodu tego, co miedzy nami zaszlo w dzien pani urodzin?
Nawet teraz, po wielu wspolnie spedzonych godzinach, kiedy slyszala chocby najmniejsza wzmianke o ich zmyslowym spotkaniu, czerwienila sie po uszy.
– Nie – baknela pod nosem. – To nie ma z tym nic wspolnego. Ja… – Urwala i krotko westchnela. Odwaznie postanowila wyznac prawde. – W meskim towarzystwie czuje sie troche niepewnie. Na tyle niepewnie, ze nie zaprosilabym zadnego dzentelmena na kolacje, chyba zeby chodzilo o spotkanie w interesach. Balabym sie, ze mi odmowi.
Przekonala sie juz, ze Jack Devlin lubil sie z nia draznic i przekomarzac, gdy na jego zaczepki reagowala bojowo. Kiedy natomiast odslaniala wrazliwa, bezbronna strone swojej osobowosci, stawal sie zaskakujaco lagodny i mily.
– Jest pani kobieta zamozna, urodziwa i inteligentna. Cieszy sie tez pani doskonala reputacja. Dlaczego, na litosc boska, mezczyzna mialby odrzucic pani zaproszenie?
Amanda spojrzala na niego badawczo, sprawdzajac, czy sobie z niej nie kpi, ale na jego twarzy malowalo sie jedynie szczere zainteresowanie i troska, co wprawilo ja w lekkie zaklopotanie.
– Trudno mnie jednak nazwac uwodzicielska nimfa, zdolna do usidlenia kazdego mezczyzny – odrzekla z wymuszona beztroska. – Zapewniam pana, ze istnieja panowie, ktorzy odrzuciliby moje zaproszenie.
– Jesli tak, to wcale nie warto ich zapraszac.
– Oczywiscie. – Prychnela nienaturalnym smiechem. Starala sie rozproszyc atmosfere intymnosci, ktora nagle miedzy nimi zapanowala. Devlin odsunal jej krzeslo, a ona usiadla przy mahoniowym stole, zastawionym zielono- zlota porcelana i srebrnymi sztuccami o raczkach z macicy perlowej. Miedzy talerzami stala maselniczka z zielonego szkla, zdobiona srebrnymi ornamentami; pokrywke wienczyl srebrny uchwyt w ksztalcie krowy. Amanda lubila elegancka prostote, nie potrafila sie jednak oprzec i kupila ten zabawny drobiazg, kiedy dostrzegla go w ktoryms z londynskich sklepow.
Devlin usiadl naprzeciw niej i widac bylo, ze czuje sie tu bardzo swobodnie. Najwyrazniej lubil ja odwiedzac i jadac kolacje w jej towarzystwie. Amanda nie mogla sie temu nadziwic. Ktos taki jak Jack Devlin bylby chetnie widziany przy wielu stolach… Dlaczego wolal odwiedzac wlasnie ja?
– Ciekawa jestem, czy przyszedl pan tutaj, bo pragnie pan mojego towarzystwa, czy tez odpowiadaja panu kulinarne talenty mojej kucharki? – zastanowila sie na glos. Kucharka Violet nie miala jeszcze trzydziestu lat, ale potrafila tak przygotowac zwykla, tradycyjna potrawe, ze kazda smakowala wyjatkowo. Nauczyla sie tego, pracujac jako podkuchenna w wielkim domu pewnego arystokraty. Robila szczegolowe notatki na temat ziol i przypraw, zapisywala setki przepisow w swojej stale rozrastajacej sie ksiazce kucharskiej.
Devlin usmiechnal sie leniwie.
– Doceniam kulinarne talenty pani kucharki – przyznal. -Ale w pani towarzystwie nawet skorka od chleba zmienilaby sie w posilek godny krola.
– Nie pojmuje, dlaczego moje towarzystwo jest dla pana takie atrakcyjne – odparla kwasno, starajac sie stlumic w sobie przyjemny dreszczyk, ktory wywolaly jego slowa. – Nie pochlebiam panu, nie staram sie panu dogodzic. W zasadzie dotychczas kazda nasza rozmowa konczyla sie jakims sporem.
– Lubie sie spierac – stwierdzil pogodnie. – Pewnie odzywa sie w ten sposob moje irlandzkie pochodzenie.
Rzadko nawiazywal do swojej przeszlosci, wiec Amanda natychmiast wykorzystala sytuacje.
– Czy panska matka miala wybuchowy temperament?
– Jak wulkan – odparl, a potem rozesmial sie, jakby przypomnial sobie cos z odleglej przeszlosci. – To byla kobieta o zdecydowanych przekonaniach, pelna pasji i bardzo uczuciowa. Nic nie robila polowicznie.
– Panski sukces na pewno bardzo by ja ucieszyl.
– Watpie. – Z oczu Devlina nagle zniknela wesolosc, a pojawila sie w nich zaduma. – Mama nie umiala czytac. Nie wiedzialaby, co myslec o synu, ktory zostal wydawca. Byla bogobojna katoliczka. Jedyna rozrywka, jaka pochwalala, bylo sluchanie historii z Biblii i spiewanie hymnow. Gdyby wiedziala, co wydaje, pewnie mialaby ochote przylozyc mi patelnia.
– A panski ojciec? – Nie mogla sie powstrzymac przed zadaniem tego pytania. – Jest zadowolony, ze zostal pan prezesem i wlascicielem wydawnictwa?
Devlin poslal jej dlugie, szacujace spojrzenie, a potem odpowiedzial z chlodnym namyslem.
– Nie rozmawiamy ze soba. Wlasciwie nigdy nie znalem ojca. Jest dla mnie niemal obcym czlowiekiem, ktory po smierci mamy poslal mnie do szkoly i oplacal czesne.
Amanda zdawala sobie sprawe, ze rozmowa o przeszlosci jest dla Jacka bolesna i moze przywolac gorzkie wspomnienia. Zastanawiala sie, na ile zdecydowalby sie jej zaufac, gdyby zaczela wypytywac go bardziej natarczywie. Fascynowala ja mysl, ze byc moze ona jedyna jest w stanie wydobyc zwierzenia z tego opanowanego, skrytego czlowieka. Ale skad jej to w ogole przyszlo do glowy? A jednak jego obecnosc w tym domu czegos dowodzila. Lubil jej towarzystwo i wyraznie czegos od niej chcial, chociaz nie umiala powiedziec, co to jest takiego.
Na pewno nie przychodzil tutaj jedynie dlatego, ze pociagala go seksualnie, chyba ze tak bardzo lubil wyzwania, iz nagle zaczely mu sie podobac pyskate stare panny.
Do jadalni wszedl Charles i zrecznie ustawil na stole szklane i srebrne polmiski z pokrywami. Pomogl im nalozyc na talerze soczysta wolowine i warzywa duszone z maslem, nalal do kieliszkow wino i wode.
Amanda zaczekala, az sluzacy wyjdzie, i dopiero wtedy odezwala sie:
– Nieraz juz odpowiedzial pan wymijajaco na moje pytanie o panskie spotkanie z pania Bradshaw. Zawsze zniechecal mnie pan do dalszej rozmowy zartem lub kpina. Czy jednak, majac na uwadze okazana panu goscinnosc, nie wypadaloby wreszcie opowiedziec, co panstwo sobie powiedzieli i dlaczego pani Bradshaw doprowadzila do tej dziwacznej schadzki w dniu moich urodzin? Ostrzegam, ze nie dostanie pan ani odrobiny puddingu morelowego, dopoki nie dowiem sie wszystkiego.
Widac bylo, ze ta rozmowa znow zaczyna sprawiac Devlinowi przyjemnosc.
– Okrutna z pani kobieta. Tak wykorzystywac moja slabosc do slodyczy.
– Prosze mi wszystko powiedziec. – Amanda byla nieugieta.
Nie spieszyl sie z odpowiedzia. Leniwie przelknal kawalek wolowej pieczeni i popil czerwonym winem.
– Pani Bradshaw sadzila, ze nie bedzie pani zadowolona z mezczyzny mniej inteligentnego od pani. Twierdzila, ze ci, ktorych tego wieczoru moglaby do pani wyslac, byli zbyt glupi, zeby sie pani spodobac.
– Czy inteligencja mialaby tu jakiekolwiek znaczenie? -zdziwila sie Amanda. – Nie spotkalam sie z opinia, zeby do cielesnego aktu potrzeba bylo jakiejs szczegolnej bystrosci. Z tego, co zaobserwowalam, wielu niemadrych ludzi bez trudu doczekuje sie potomstwa.