– Byc moze czasami zazdroszcze siostrom, ze maja dzieci -odrzekla z wahaniem. – Ale nie chcialabym miec meza podobnego do ktoregos z moich szwagrow. Zawsze pragnelam kogos… czegos… innego. – Umilkla zamyslona, a Devlin rowniez nie odezwal sie slowem. Po chwili mowila dalej: – Nigdy nie potrafilam pogodzic sie z tym, ze zycie malzenskie nie jest takie, jak sobie wyobrazalam. Zawsze mi sie wydawalo, ze milosc powinna byc szalona i nieokielznana, ogarniac cialo i dusze czlowieka. Tak jak to opisuja w wierszach i balladach. Jednak w przypadku moich rodzicow, siostr i wszystkich znajomych z Windsoru wyglada to zupelnie inaczej. Coz… Zawsze podejrzewalam, ze moje wyobrazenia byly calkiem mylne.

– Dlaczego? – Niebieskie oczy Devlina spogladaly na nia z zainteresowaniem.

– Bo to by bylo niepraktyczne. No i taka szalona milosc zawsze w koncu gasnie.

Usmiechnal sie samymi kacikami ust.

– A skad pani to wie?

– Bo wszyscy tak mowia i brzmi to calkiem rozsadnie.

– A pani lubi rzeczy praktyczne i rozsadne, tak? – zapytal z lagodna kpina.

Spojrzala na niego wyzywajaco.

– A coz w tym zlego, jesli wolno zapytac?

– Nic. Ale kiedys, Brzoskwinko, romantyczna strona twojej duszy zatriumfuje nad praktyczna natura. I mam nadzieje, ze kiedy to sie stanie, bede w poblizu.

Amanda postanowila nie reagowac na zaczepki. Patrzyla na jego urzekajaca twarz oswietlona migotliwym swiatlem swiec i czula sie dziwnie lekka i rozpalona.

Miala wielka ochote dotknac jedwabistych wlosow, aksamitnej, sprezystej skory, wyczuc puls bijacy u nasady szyi. Chciala, zeby znow ich oddechy sie zmieszaly, zeby szeptal cos do niej po irlandzku. Ile kobiet musialo go pragnac, pomyslala z nagla melancholia. Ciekawe, czy ktoras kiedys rzeczywiscie go pozna? Czy Jack podzieli sie z jakas sekretami swojego serca?

– A co pan sadzi o malzenstwie? – zapytala. – Dla takiego czlowieka jak pan zwiazek malzenski to bardzo praktyczny uklad.

Devlin usadowil sie wygodniej, spojrzal na nia i usmiechnal sie nieznacznie.

– A to dlaczego? – Ton jego glosu byl lagodny, ale dalo sie w nim slyszec zaczepna nute.

– Zona by sie panu przydala, zeby organizowac przyjecia i odgrywac na nich role gospodyni. Zapewnialaby tez panu towarzystwo. Poza tym na pewno chce pan miec dzieci, ktore przejelyby po panu firme i majatek.

– Nie musze sie zenic, zeby miec towarzystwo – zauwazyl. -I nic mnie nie obchodzi, co sie stanie z moim majatkiem, kiedy mnie juz nie bedzie. Na swiecie i tak jest za duzo dzieci; wyswiadczam ludzkosci przysluge, nie przyczyniajac sie do wzrostu jej liczby.

– Chyba nie lubi pan dzieci – stwierdzila, spodziewajac sie, ze zaprzeczy.

– Nie przepadam za nimi.

Zdumiala ja szczerosc Jacka. Ludzie, ktorzy nie lubia dzieci, zwykle probuja udawac, ze tak nie jest. Dobrze widziane jest zachwycanie sie dziecmi, nawet jesli sa to nieznosne bachory, ktore stale psoca lub placza i czegos sie domagaja, tak ze trudno z nimi wytrzymac.

– Byc moze w stosunku do wlasnych dzieci mialby pan inne uczucia – odrzekla, odwolujac sie do obiegowej opinii, ktora jej czesto powtarzano.

Devlin wzruszyl ramionami.

– Watpie – odpowiedzial beztrosko.

Rozmowa o dzieciach sprawila, ze rozwiala sie powstajaca miedzy nimi atmosfera zmyslowej intymnosci. Devlin starannie odlozyl lniana serwete na stol i usmiechnal sie.

– Na mnie juz pora – powiedzial cicho.

To pewnie moj badawczy wzrok tak go sploszyl, pomyslala Amanda z zalem. Czasami zdarzalo jej sie, ze bez drgnienia powieki wpatrywala sie w kogos, jakby zdzierala zewnetrzne warstwy, zeby sie dostac do samego wnetrza czlowieka. Nie robila tego swiadomie, bylo to po prostu pisarskie przyzwyczajenie.

– Nie napije sie pan kawy? – zapytala. – A moze kieliszek porto? – Kiedy pokrecil glowa, wstala i zadzwonila po Sukey. -W takim razie poprosze, zeby przyniesiono panu do holu plaszcz i kapelusz…

– Prosze zaczekac. – Devlin rowniez wstal i podszedl do niej. Mial dziwna mine, skupiona i czujna, jak dzikie zwierze, ktore zwabione jedzeniem, pelne nieufnosci, podchodzi do czlowieka. Amanda spojrzala na niego z pytajacym usmiechem. Starala sie zachowac spokoj, chociaz serce zaczelo jej bic jak szalone.

– Slucham pana?

– Wywiera pani na mnie bardzo dziwny wplyw – wyznal. -Przy pani mam ochote mowic prawde, co jest u mnie niespotykane, nie mowiac juz o tym, ze wyjatkowo niewygodne.

Nawet nie zdawala sobie sprawy, ze sie przed nim cofa, dopoki nie poczula, ze doszla do konca pokoju. Devlin stanal tuz przed nia, opierajac sie jedna reka o sciane nad jej ramieniem. Przybral niedbala poze, ale Amanda i tak czula sie osaczona.

Zwilzyla usta czubkiem jezyka.

– Jakaz to prawde chcial mi pan wyznac? – wydusila w koncu.

Spuszczone powieki o dlugich rzesach nie pozwalaly jej odczytac wyrazu jego oczu. Jack milczal bardzo dlugo i juz miala wrazenie, ze nie odpowie. Nagle jednak spojrzal prosto na nia.

– Chodzi o te pozyczke – baknal. Jego glos, zwykle tak aksamitny i pelen ekspresji, brzmial teraz chropawo i mechanicznie, jakby wypowiadanie najprostszych slow przychodzilo mu z trudem. – O pozyczke, ktora zaciagnalem na zalozenie wlasnej firmy. Nie dostalem jej z banku ani z innej podobnej instytucji. Dostalem ja od ojca.

– Rozumiem – odrzekla cicho, chociaz oboje wiedzieli, ze wcale nie rozumie, dlaczego bylo to dla niego az tak bolesne.

Zacisnal reke w piesc, a pobielale kostki wbily sie w brokatowa tkanine, ktora obito sciany.

– Nigdy przedtem go nie widzialem, ale i tak go nienawidzilem. Jest czlonkiem Izby Lordow, bogatym czlowiekiem, a moja matka sluzyla u niego w domu. Zgwalcil ja albo uwiodl, a kiedy sie urodzilem, wyrzucil ja na bruk, dajac kilka nedznych groszy na pozegnanie. Nie bylem pierwszym bekartem, ktorego splodzil, i na pewno nie ostatnim. Dziecko z nieprawego loza nie ma dla niego najmniejszej wartosci. Ma siedmioro prawowitych potomkow z wlasna zona. – Devlin z obrzydzeniem wydal wargi. – Z tego, co wiem, sa to rozpieszczone, leniwe darmozjady.

– Poznales swoich przyrodnich braci i siostry? – zapytala ostroznie Amanda.

– Owszem, widzialem ich kiedys – wyznal z gorycza w glosie. – Wcale nie pragna poznac zadnego z licznych bekartow swojego ojca.

Amanda skinela glowa, wpatrujac sie w jego dumna, zacieta twarz.

– Kiedy zmarla moja matka i nikt nie chcial sie mna zaopiekowac, ojciec wyslal mnie do Knatchford Heath. Ta instytucja… nie byla mila. Chlopiec, ktorego tam poslano, mial pelne prawo uwazac, ze rodzice chca jego smierci. A ja mialem glebokie przekonanie, ze gdybym tam umarl, nikt nie odczulby najmniejszej straty. Jednak przezylem, na zlosc ojcu i swiatu. -Rozesmial sie krotko, nieprzyjemnie. – Przetrwalem, bo bylem uparty i… – Urwal, spojrzal na jej spokojna twarz i pokrecil glowa, jakby chcial sie otrzezwic. – Nie powinienem tego mowic – dodal. Amanda lekko dotknela poly jego surduta.

– Prosze mowic dalej – powiedziala cicho. Wszystko w niej zamarlo w oczekiwaniu. Wyczula, ze Jack z jakiegos nieznanego jej powodu otworzyl sie przed nia, zaufal jej tak, jak jeszcze nigdy nikomu. Chciala, zeby jej sie zwierzyl… pragnela go zrozumiec.

Devlin nie poruszyl sie i nadal wpatrywal sie w nia z napieciem.

– Kiedy skonczylem szkole, nie moglem ubiegac sie o pozyczke z banku – ciagnal szorstkim glosem. – Nie mialem wyrobionej opinii, majatku pod zastaw, rodziny. Wiedzialem, ze nigdy do niczego nie dojde, jesli nie bede mial odpowiednich funduszy na rozkrecenie interesu. Poszedlem wiec do ojca, czlowieka, ktorego nienawidzilem jak nikogo na swiecie, i poprosilem go o pozyczke, na dowolnie ustalony przez niego procent. Zadne inne rozwiazanie nie przyszlo mi do glowy.

– To musiala byc bardzo trudna decyzja – wyszeptala.

– Kiedy go zobaczylem, poczulem sie tak, jakby mnie ktos zanurzyl w beczce z trucizna. Przedtem mialem niejasno uswiadomione przekonanie, ze cos mi sie od ojca nalezy. Jednak po sposobie, w jaki na mnie patrzyl, poznalem, ze nie uwaza mnie za swojego syna ani w ogole za czlonka rodziny. Bylem dla niego tylko zyciowa pomylka.

Вы читаете Namietnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату