osobistych sekretow, ale przy Amandzie nie potrafil utrzymac jezyka za zebami. Co sie z nim dzialo? – Dobranoc – powiedzial nagle, wpatrujac sie w jej zarumieniona twarz. Krotko pokrecil glowa, zastanawiajac sie, gdzie sie podzialo jego opanowanie.

– Zaczekaj. – Chwycila go za rekaw surduta. Spojrzal na jej drobna dlon i z trudem opanowal szalencza chec, zeby ja chwycic i przylozyc do bardzo intymnego miejsca. – Kiedy cie znowu zobacze? – zapytala.

Jack milczal przez dluga chwile.

– Jakie masz plany na swieta? – spytal w koncu.

Do swiat Bozego Narodzenia brakowalo dwoch tygodni. Amanda spuscila wzrok.

– Zamierzalam jak zwykle pojechac do Windsoru i spedzic swieta z siostrami i ich rodzinami. Tylko ja jedna pamietam przepis mamy na plonacy poncz z brandy i moja siostra Helen zawsze mnie prosi, zebym go przygotowala. Nie mowiac juz o ciescie sliwkowym…

– Spedz te swieta ze mna.

– Z toba? – powtorzyla, bardzo zdziwiona. – Gdzie?

– Kazdego roku, w pierwszy dzien swiat, wydaje przyjecie dla przyjaciol i znajomych – powiedzial wolno. Z nieprzeniknionego wyrazu jej twarzy nie potrafil nic wyczytac. – To istne szalenstwo. Dom jest pelen ludzi, mnostwo trunkow, smiechu i zabawy. Mozna ogluchnac od halasu. A kiedy wreszcie odnajdziesz swoj talerz, jedzenie zwykle zdazy juz wystygnac. Co wiecej, prawie nikogo nie bedziesz tam znala…

– Dobrze, przyjde.

– Naprawde? – Patrzyl na nia zadziwiony. – A co z siostrzencami i siostrzenicami, i z plonacym ponczem?

Z kazda sekunda nabierala coraz wiekszego przekonania, ze zdecydowala slusznie.

– Przepis na poncz wysle siostrze poczta. A jesli chodzi o dzieci, to watpie, czy w ogole zauwaza moja nieobecnosc.

Oszolomiony Jack skinal glowa.

– Jesli chcesz sie jeszcze zastanowic… – zaczal, ale Amanda mu przerwala.

– Nie, ten pomysl bardzo mi odpowiada. To bedzie mila odmiana – swieta bez rozwrzeszczanych dzieci i dociekliwych pytan siostr. W dodatku droga do Windsoru jest bardzo wyboista. Z przyjemnoscia spedze ten swiateczny wieczor na przyjeciu, wsrod nowych twarzy. – Wziela go pod ramie i zaczela wyprowadzac z jadalni, jakby sie nieco obawiala, ze wycofa zaproszenie. – Nie zatrzymuje cie dluzej. I tak chciales juz isc. Dobranoc. – Zadzwonila na pokojowke, kazala jej przyniesc plaszcz goscia i zanim Jack sie zorientowal, co sie dzieje, byl juz na ulicy.

Stanal na oblodzonych schodach i wsunal rece do kieszeni. Pod butami chrzescil piasek, ktorym posypano stopnie, zeby nikt sie na nich nie poslizgnal. Podszedl wolno do czekajacego powozu, gdzie woznica juz szykowal konie do powrotnej jazdy.

– Dlaczego ja to zrobilem? – wymamrotal do siebie pod nosem. Niespodziewany efekt tego wieczoru oszolomil go. Chcial tylko spedzic godzine czy dwie w towarzystwie Amandy Briars, a skonczylo sie to zaproszeniem jej na swiateczne przyjecie.

Wszedl do powozu i usiadl sztywno wyprostowany, nie opierajac sie o obita skora lawke. Czul sie zagrozony, wytracony z rownowagi, jakby jego wygodny swiat nagle sie zmienil, a on nie mogl za tymi zmianami nadazyc. Cos dziwnego sie z nim dzialo, ale jego wcale to nie niepokoilo.

Malej starej pannie udalo sie skruszyc mur, ktory tak starannie wokol siebie wybudowal. Bardzo chcial ja zdobyc, a jednoczesnie pragnal porzucic ja na zawsze. Zadna z tych rzeczy nie byla mozliwa. Za najgorsze zas uznal to, ze Amanda byla przyzwoita kobieta z zasadami i na pewno nigdy nie zgodzilaby sie na zwykly romans czy chocby beztroska przygode. Jesli sie zwiaze z jakims mezczyzna, bedzie chciala zdobyc jego serce – byla zbyt dumna i miala za silny charakter, zeby sie zgodzic na cos mniej powaznego. A jego skamieniale serce bylo nie do zdobycia ani przez nia, ani przez nikogo innego.

8

Koledujmy wszyscy wraz,

Bo wesela nastal czas.

Milosc, radosc przynosimy

I wesolych swiat zyczymy…

Amanda usmiechnela sie i zadrzala z zimna, stojac w otwartych drzwiach. Razem z Sukey i Charlesem sluchala malych kolednikow, ktorzy cienkimi glosikami spiewali na progu jej domu. Grupka chlopcow i dziewczat koledowala z zapalem, choc spod szalikow i czapek prawie nie bylo ich widac. Na mrozie czerwienily sie jedynie czubki nosow, a w powietrzu unosily sie biale obloczki pary z oddechow.

W koncu skonczyli kolede, przeciagajac ostatnia nute tak dlugo, jak tylko sie dalo, wiec Amanda, Sukey i Charles z uznaniem zaklaskali w dlonie.

– Trzymaj – powiedziala Amanda, dajac najwyzszemu dziecku monete. – Ile domow zamierzacie jeszcze dzisiaj odwiedzic?

Chlopiec odpowiedzial wyraznym cockneyem.

– Pojdziemy jeszcze pod jedne drzwi, a potem wracamy do domu na kolacje, panienko.

Amanda usmiechnela sie do dzieci, ktore przytupywaly dla rozgrzania zmarznietych stop. Wiele takich dzieci w swiateczny poranek koledowalo, chodzac od domu do domu, zeby zebrac troche dodatkowych pieniedzy dla rodziny.

– A wiec prosze – powiedziala Amanda. Wsunela dlon do kieszeni przy pasku i wyjela jeszcze jedna monete. – Wezcie to i od razu wracajcie do domow. Jest za zimno, zeby tak dlugo przebywac na ulicy.

– Dziekujemy, panienko – odparl uszczesliwiony malec, a jego towarzysze zawolali chorem: – Wesolych swiat, panienko!

Dzieci zbiegly po schodach i oddalily sie truchcikiem, jakby sie baly, ze Amanda sie rozmysli i odbierze im pieniadze.

– Panienko, nie powinna pani tak lekka reka rozdawac pieniedzy – zganila ja Sukey, kiedy juz weszly do domu i szybko zamknely za soba drzwi dla ochrony przed mroznym wiatrem. – Nic by sie im nie stalo, jakby jeszcze troche pochodzily po swiezym powietrzu.

Amanda rozesmiala sie i szczelniej otulila cieplym szalem.

– Przestan gderac, Sukey. Mamy pierwszy dzien swiat. Teraz musze sie troche pospieszyc. Niedlugo przyjedzie po innie powoz pana Devlina.

Swiateczny wieczor miala spedzic na przyjeciu u Jacka, a Sukey, Charles i Violet wybierali sie gdzies ze swoimi przyjaciolmi. Nazajutrz, w drugi dzien swiat, kiedy to tradycyjnie obdarowywano sie prezentami, Amanda wraz ze sluzba miala jechac do Windsoru, zeby spedzic tydzien u swojej siostry, Sophii.

Cieszyla sie na spotkanie z rodzina, ale byla tez bardzo zadowolona, ze pierwszy dzien swiat spedza w Londynie. Milo bylo w tym roku zrobic cos innego niz zwykle. Najwieksza przyjemnosc sprawial jej fakt, ze odtad jej krewni juz nigdy nie beda mieli pewnosci, czego sie po niej spodziewac. „Amanda nie przyjechala?' Prawie slyszala zrzedliwe okrzyki starych ciotek. „Ale przeciez ona zawsze przyjezdza na swieta, bo nie ma wlasnej rodziny. No i kto teraz przyrzadzi poncz?'

Ona tymczasem bedzie tanczyla i jadla smakolyki z Jackiem Devlinem. Moze nawet pozwoli sie pocalowac pod galazka jemioly.

– No, panie Devlin – mruknela do siebie pod nosem, przepelniona radosnym oczekiwaniem. – Zobaczymy, co ten swiateczny dzien nam obojgu przyniesie.

Wziela dluga, goraca kapiel, wlozyla szlafrok i usiadla w sypialni przy kominku. Czesala wlosy, az zupelnie wyschly i zmienily sie w kaskade rudych lokow. Zrecznie zwinela je w wezel na czubku glowy, wypuszczajac kilka kosmykow na czolo i policzki.

Z pomoca Sukey ubrala sie w szmaragdowa jedwabna suknie oblamowana przy brzegach zielonym aksamitem. Gleboki dekolt podkreslal biust. Ze wzgledu na chlod Amanda nakryla ramiona szalem z jedwabnymi fredzlami w kolorze burgunda. Wiszace kolczyki, ktore przypominaly zlote lzy, kolysaly sie u jej uszu. Bransoletki z nefrytowych korali zdobily jej nadgarstki. Amanda przejrzala sie w lustrze i usmiechnela sie z zadowoleniem. Chyba nigdy nie wygladala lepiej. Nie musiala szczypac policzkow i bez tego zarumieniona z przejecia. Odrobina

Вы читаете Namietnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату