– Tak, oszalalem. Na twoim punkcie. Uwielbiam cie i stale cie pozadam. Kocham twoje docinki, wielkie szare oczy i pulchne cialo. A teraz chodzmy do lozka, to ci pokaze, na co stac mlodszego mezczyzne.
Nie spodziewala sie, ze uslyszy z jego ust slowo „kocham'. Wciagnela gleboko powietrze, czujac, ze Jack zaczyna zsuwac z jej ramion cienki szlafroczek.
– Pozniej – szepnela, ale to go nie zrazilo.
– Musi byc teraz – upieral sie, troche rozbawiony. – Przeciez nie moge caly dzien chodzic w takim stanie. – Gdy do niej przywarl, wyczula jego pobudzona meskosc.
– Zdaje sie, ze to u ciebie stan staly – odciela zaczepnie.
– Tak, i tylko ty potrafisz dac mi chwilowo ulge – szepnal.
Wreszcie udalo mu sie uporac ze wstazkami szlafroka i cienki muslin opadl na ziemie.
– Spoznisz sie do pracy – ostrzegla Amanda.
– Ale za to pomoge ci w twojej pracy. Dostarcze ci materialu do nastepnej ksiazki.
Rozesmiala sie rozbawiona.
– Nigdy nie opisalabym takiej wulgarnej sceny w zadnej swojej powiesci.
–
– Czy jeszcze w jakiejs sprawie mnie oklamales? – zapytala, obejmujac go.
Spojrzal jej prosto w oczy.
– Nie – zapewnil bez wahania. – Tylko w tej niewiele znaczacej kwestii wieku.
– Piec lat – jeknela, znow sobie wszystko przypomniawszy. – Boze. Kazde urodziny beda mi o tym przypominac. Jak ja to zniose?
– Postaram sie jakos ci ulzyc, kochanie.
Amanda chciala sie jeszcze poskarzyc, ale pokryl jej usta pocalunkami i wiecej juz nic nie mogla powiedziec.
Kiedy po pewnym czasie lezeli spleceni ramionami, nasyceni i zaspokojeni, z glowy Amandy wywietrzaly wszelkie problemy. Oparla reke na wilgotnej od potu piersi meza.
– Teraz mozesz juz isc do pracy – oznajmila.
Chociaz Jack Devlin nie byl doglebnie wyksztalconym intelektualista, jego madrosc i instynkt czesto Amande zadziwialy. Ogrom obowiazkow, zwiazanych z prowadzeniem firmy, przygniotlby niejednego czlowieka, on tymczasem ze wszystkim dawal sobie rade, niezmiennie spokojny i kompetentny. Mial wszechstronne zainteresowania i potrafil zarazic nimi Amande, otwierajac jej umysl na nowe idee, o ktorych przedtem nie miala pojecia.
Ku zaskoczeniu Amandy Jack omawial z nia sprawy firmy, jakby byla partnerem w interesach, a nie tylko zona. Zaden mezczyzna nie okazal jej tyle szacunku, jednoczesnie dogadzajac na wszelkie sposoby. Zachecal ja do swobodnego wyrazania opinii, przeciwstawial sie jej, kiedy sie z nia nie zgadzal, ale tez nie wahal sie przyznac do bledow. Staral sie ja osmielic, namawial do coraz to nowych przedsiewziec. Wszedzie ja ze soba zabieral – na zawody sportowe, do restauracji, na wystawy, nawet na spotkania sluzbowe, na ktorych jej obecnosc przyjmowano z wielkim zdziwieniem. Chociaz Jack musial zdawac sobie sprawe, ze takie postepowanie budzi powszechne zdziwienie, nic sobie z tego nie robil.
Wiekszosc porankow Amanda poswiecala na pisanie. Pracowala w przestronnym pokoju, ktory zostal przystosowany do jej potrzeb. Sciany pomalowano w nim na spokojny, zielony kolor, a zamiast ciezkich, tradycyjnych mebli stalo tu lekkie, kobiece biurko, fotel i kanapa. Jack stale wzbogacal jej kolekcje obsadek. Niektore z nich byly wysadzane drogimi kamieniami i misternie grawerowane. Trzymala je na biurku, zamkniete w szkatulce ze skory i kosci sloniowej.
Wieczorami czesto wydawali przyjecia i zawsze zjawialy sie na nich tlumy gosci, chetnych do ubiegania sie o wzgledy gospodarza. Odwiedzali ich politycy, artysci, kupcy, a nawet arystokraci. Amande stale zaskakiwalo, jak wielkie wplywy posiada jej maz. Ludzie traktowali go przyjaznie, choc ostroznie, wiedzac, ze potrafi jedna decyzja wplynac na opinie publiczna. Wszedzie tez ich zapraszano, na bale, przyjecia na wodzie i niewyszukane pikniki. Rzadko byli widywani osobno.
Dla Amandy stalo sie jasne, ze mimo pozornej zgodnosci charakterow miedzy Charlesem i nia Hartley nigdy nie bylby w stanie tak przeniknac jej duszy, jak zrobil to Jack. Rozumial ja tak dobrze, ze czasem az ja to przerazalo. Sam byl nieprzewidywalny – czasami traktowal ja jak w pelni dorosla kobiete, a czasami bral na kolana jak mala dziewczynke i rozsmieszal, dopoki nie wybuchnela nieopanowanym smiechem. Pewnego wieczoru kazal przygotowac w ich sypialni wanne z goraca woda, a kolacje przyslac na gore. Zwolnil sluzbe na caly wieczor i sam wykapal zone, nie szczedzac przy tym delikatnych pieszczot. Potem uczesal jej dlugie wlosy i nakarmil ja przyniesionymi na tacy smakolykami.
Ich pozycie intymne bylo tak namietne i pozbawione wszelkich zahamowan, ze czasami Amanda wstydzila sie z rana spojrzec Jackowi w oczy. Nie pozwalal jej niczego przed soba ukryc, fizycznie i emocjonalnie. Bral, dawal i zadal, az czasami jej sie wydawalo, ze nie nalezy juz do siebie, tylko do niego. Nauczyl ja rzeczy, o jakich dama nie powinna miec nawet mglistego pojecia. Byl wlasnie takim mezem, jakiego potrzebowala: czlowiekiem, ktory wyrwal ja z samozadowolenia, pozbawil zahamowan i zachecil do zabawy, dzieki czemu zrzucila z siebie brzemie goryczy, ktore zebrala w mlodosci, kiedy ponad miare obciazono ja obowiazkami.
Po ukazaniu sie ostatniego odcinka
Przewidywany popyt na te powiesc byl tak wielki, ze Jack spodziewal sie ze sprzedazy rekordowych wplywow. Dla uczczenia tego sukcesu kupil Amandzie naszyjnik z opali i brylantow z takimi samymi kolczykami. Zaprojektowano go dla Katarzyny Wielkiej, imperatorowej Rosji. Nazwano go „Ksiezyc i gwiazdy', poniewaz skladal sie z ognistych opali, ktore niczym ksiezyc otaczaly roje brylantowych gwiazdek. Klejnot ten byl tak cudowny, ze na jego widok Amanda ze smiechem zaprotestowala:
– Nie moge zalozyc czegos tak wspanialego. – Siedziala na lozku, okryta tylko przescieradlem.
Jack zblizyl sie do niej z naszyjnikiem, ktory skrzyl sie w porannym sloncu.
–
– To wspanialy naszyjnik, ale zupelnie nieodpowiedni dla takiej kobiety jak ja.
– Dlaczego?
– Poniewaz doskonale zdaje sobie sprawe, jak wygladam. Rownie dobrze mozna by golebia ubrac w pawie piora! – Uniosla rece, zeby rozpiac naszyjnik. – Jestes bardzo hojny, ale…
– Zdaje sobie sprawe, jak wyglada – powtorzyl z ironicznym prychnieciem. Chwycil ja za rece i lekko pchnal na lozko. Rozpalonym wzrokiem spogladal na jej cialo, na ktorym kladly sie miniaturowe tecze, rozsiewane przez opale. – Dlaczego nie mozesz zobaczyc siebie takiej, jak ja cie widze?
– Przestan – zaprotestowala, probujac wysunac sie spod niego. – Nie zartuj.
– Jestes piekna – przekonywal ja. – I nie opuscisz tego lozka, dopoki sie ze mna nie zgodzisz.
– Jack – jeknela, niecierpliwie wznoszac oczy do gory.
– Powtarzaj za mna: „Jestem piekna'.
Przez chwile sie szamotali, az Jack unieruchomil jej dlonie nad glowa.
– Jestem piekna – powiedziala w koncu Amanda tonem, ktorego moglaby uzyc, gdyby chciala uspokoic rozjuszonego szalenca. – Czy teraz mozesz mnie puscic?
Usmiechnal sie lobuzersko.
– Nie tak predko, moja droga. – Pochylil glowe, zblizyl usta do jej ust i wyszeptal. – Powiedz to jeszcze raz.
Szarpnela sie, ale nie wypuszczal jej z uscisku. Nie dawal za wygrana i piescil ja coraz smielej, az poczula, ze musi mu ustapic.
– Powiedz to… – prosil. Ulegla mu z jekiem.
– Jestem piekna – wyszeptala w ekstazie. – Och, Jack…
– Tak piekna, ze moge nosic naszyjnik imperatorowej.
– Tak, tak. Och…