Kiedy w koncu oboje byli w stanie zlapac oddech, Jack usmiechnal sie i spojrzal znaczaco na Amande.
– To cie nauczy, ze nie powinnas odrzucac moich prezentow.
– Tak jest – odrzekla, udajac skruche, a on wymierzyl jej zartobliwie klapsa w posladek.
W miare zaznajamiania sie z dzialalnoscia wydawnictwa meza Amanda coraz bardziej zaczela sie interesowac podupadajacym kwartalnikiem „Coventry Quarterly Review', ktory Jack nieco zaniedbywal. Ukazywaly sie w nim eseje krytyczne i omowienia najnowszych postepow w literaturze i historii. Stalo sie dla niej jasne, ze czasopismo by odzylo, gdyby ktos odswiezyl jego profil i zadbal o wyzszy poziom drukowanych materialow.
Z glowa pelna pomyslow Amanda zasiadla do pisania notki, w ktorej zawarla swoje sugestie na temat poruszanych tematow, wspolpracownikow, ksiazek do omowienia i ogolnego kierunku rozwoju czasopisma. Proponowala, by je przeksztalcic w postepowy periodyk, wspierajacy reformy i zmiany spoleczne. Mial jednak rowniez wspierac tradycje i istniejace struktury, starajac sie raczej je ulepszac niz niszczyc, zeby przetrwalo to, co najlepsze.
– Bardzo dobry plan – stwierdzil Jack po przeczytaniu jej notki. Utkwil wzrok gdzies w przestrzeni i widac bylo, ze w jego glowie rodza sie jakies plany. – Swietny plan.
Siedzieli na tarasie przed domem. Jack usadowil sie w fotelu, Amanda natomiast pollezala na niewielkiej kanapie, popijajac herbate z filizanki. Orzezwiajacy wietrzyk owiewal ich twarze.
Jack spojrzal na zone, najwyrazniej podjawszy w duchu jakas decyzje.
– Wyznaczylas doskonaly kurs rozwoju dla „Review'. Teraz potrzebuje tylko redaktora naczelnego, ktory by umial i chcial sie tym zajac.
– Moze pan Fretwell? – zasugerowala.
Potrzasnal glowa.
– Nie, Fretwell jest zbyt zajety i nie sadze, zeby go to zainteresowalo. To troche zbyt intelektualne zajecie.
– Coz, musisz kogos znalezc. – Amanda spogladala na niego znad krawedzi filizanki. – Nie mozesz pozwolic, zeby pismo zmarnialo do konca.
– Juz kogos znalazlem. Ciebie. Jesli tylko zechcesz sie do tego zabrac.
Rozesmiala sie smutno, przekonana, ze Jack sie z nia drazni.
– Przeciez wiesz, ze to niemozliwe.
– Dlaczego?
Z roztargnieniem pociagala kosmyk wlosow, spadajacy na czolo.
– Nikt nie bedzie czytal takiego pisma, jesli bedzie wiadome, ze kieruje nim kobieta. Zaden szanowany pisarz nie chcialby do niego pisac. Och, gdyby to byl magazyn poswiecony modzie lub lekki tygodnik dla pan… ale cos takiego jak „Review'… – Sceptycznie pokrecila glowa.
Jack mial taka mine, jaka przybieral zawsze, kiedy spotkal na swojej drodze jakies wyzwanie.
– A moze poprosimy Fretwella, zeby posluzyl nam za figuranta i firmowal pismo swoim nazwiskiem? – zaproponowal. – Ciebie nazwiemy asystentka redaktora naczelnego, a w rzeczywistosci wlasnie ty bedziesz podejmowala wszystkie decyzje.
– Wczesniej czy pozniej prawda wyjdzie na jaw.
– To prawda, ale przedtem pismo sie odrodzi i bedzie najlepszym dowodem, ze wykonalas swietna robote. Nikt sie nie osmieli chocby zasugerowac, zeby ktos cie zastapil. Wstal i zaczal krazyc po tarasie. Widac bylo, ze budzi sic w nim entuzjazm. Spojrzal na zone z duma. – Bedziesz pierwsza kobieta na stanowisku redaktora naczelnego czasopisma o zasiegu krajowym… Ha, juz nie moge sie doczekac tej chwili.
Amanda patrzyla na niego zaniepokojona.
– To, co mowisz, to jakas niedorzecznosc. Niczym sobie nie zasluzylam na powierzenie mi tak odpowiedzialnego stanowiska. Nawet jesli by mi sie powiodlo, to i tak ludzie byliby oburzeni.
Usmiechnal sie.
– Gdybys sie przejmowala tym, co ludzie powiedza, nie wyszlabys za maz za mnie, tylko za Charlesa Hartleya.
– Tak, ale… to szokujacy pomysl. – Nie miescilo jej sie w glowie, ze moglaby zostac redaktorem naczelnym czasopisma. W koncu dodala, marszczac czolo: – I tak ledwie mam czas na pisanie.
– Czy mam rozumiec, ze nie chcesz sie podjac tego zadania?
– Oczywiscie, ze chce! Ale w moim stanie? Wkrotce urodze dziecko, a przy niemowleciu jest mnostwo pracy.
– To sie jakos zalatwi. Zatrudnimy do pomocy tyle osob, ile zechcesz. No i przeciez wiekszosc pracy zwiazanej z redakcja bedziesz mogla wykonywac w domu.
Amanda spokojnie dopila herbate.
– Mialabym calkowita kontrole nad pismem? – zapytala. – Zlecalabym pisanie artykulow, zatrudniala pracownikow, wybierala ksiazki do recenzji? Przed nikim nie musialabym odpowiadac?
– Nie musialabys odpowiadac nawet przede mna – zapewnil z powaga.
– A kiedy wreszcie wyjdzie na jaw, ze to nie pan Fretwell, ale kobieta stoi na czele pisma, i wszyscy rzuca sie na mnie, zeby mnie krytykowac… bedziesz mnie wspieral?
Jack stanal przy niej i spojrzal jej w oczy.
– Oczywiscie, ze bede cie wspieral. Jak w ogole mozesz o to pytac?
– Zamienie „Review' w czasopismo szokujaco liberalne -ostrzegla, patrzac na niego wyzywajaco. Dotknela jego dloni i wsunela palce pod mankiet koszuli. Usmiechnela sie do niego tak promiennie, ze odpowiedzial tym samym.
– Bardzo dobrze – odrzekl cicho. – Podpal caly swiat. Z przyjemnoscia podam ci zapalki.
Przejeta i troche zdziwiona, uniosla glowe i nastawila usta do pocalunku.
15
Opracowujac plany rozwoju „Coventry Quarterly Review', Amanda dokonala zaskakujacego odkrycia. Nigdy jeszcze nie cieszyla sie tak wielka swoboda jak ta, ktora zyskala, wychodzac za maz za Jacka. Dzieki niemu miala pieniadze i wplywy, i mogla robic, co chciala… A najwazniejsze bylo to, ze maz wciaz ja zachecal do wprowadzania w zycie nowych pomyslow i zamierzen.
Nie oniesmielala go jej inteligencja. Byl dumny z jej osiagniec i ciagle chwalil ja przed innymi. Naklanial ja do smialego dzialania, wyrazania wlasnych pogladow i zachowywania sie w sposob, w jaki posluszne zony nigdy nie powinny sie zachowywac. Co noc uwodzil ja i prowokowal, co Amandzie bardzo sie podobalo. Nie marzyla nawet, ze kiedys jakis mezczyzna bedzie traktowal ja jak wyrafinowana uwodzicielke i bedzie czerpal tyle przyjemnosci z dalekiego od idealu ciala.
Jeszcze wiekszym zaskoczeniem bylo to, ze Jack z przyjemnoscia poswiecal sie zyciu domowemu. Z zadowoleniem zwolnil nieco tempo i przyjmowal niewiele zaproszen na przyjecia, chociaz niemal co tydzien dostawali ich cale mnostwo.
– Mozemy wiecej bywac, jesli masz na to ochote – zasugerowala Amanda, kiedy pewnego wieczoru szykowali sie do domowej kolacji we dwoje. – W tym tygodniu zaproszono nas na trzy bale, nie wspominajac o wieczorku w sobote i przyjeciu na jachcie w niedziele. Nie chce, zebys rezygnowal z towarzystwa innych ludzi. Nie zamierzam trzymac cie w domu, tylko dla siebie.
– Amando – przerwal i wzial ja w ramiona. – Przez ostatnie kilka lat wychodzilem gdzies prawie co wieczor i w tlumie ludzi czulem sie samotny. Teraz wreszcie mam dom i zone i chce sie nimi nacieszyc. Jesli chcesz wyjsc, zabiore cie, gdzie sobie zyczysz. Ale osobiscie wolalbym zostac w domu.
Pogladzila go po policzku.
– A
– Nie – odrzekl, z zastanowieniem unoszac brew. – Zmieniam sie – stwierdzil powaznie. – Zmieniasz mnie w nudnego meza.
Amanda przewrocila oczami, slyszac, jak sie z nia drazni.