korytarzu. Zainstalowane ze wzgledow bezpieczenstwa kamery byly skierowane prosto na nia; niemal bezszelestnie przeszla po wytartym puchowym dywanie do aprtamentu 1803. Nie zawracajac sobie glowy pukaniem, oznajmila glosno swoje przybycie, po czym podsunela odznake pod oko kamery i poczekala, az drzwi sie otworza.
– Dallas.
– Feeney. – Usmiechnela sie zadowolona z widoku znajomej twarzy. Ryan Feeney byl jej starym przyjacielem i eks – partnerem, ktory zamienil ulice na biurko i wysoka pozycje w Wydziale Rozpoznania Elektronicznego. – Wiec teraz przysylaja specow od komputerow.
– Chcieli starszego oficera, i to najlepszego. – Usmiech wykrzywil jego szeroka, pomarszczona twarz, ale oczy pozostaly powazne. Byl malym grubym mezczyzna z malymi grubymi rekami i rudawymi wlosami. – Wygladasz na wykonczona.
– Mialam ciezka noc.
– Slyszalem. – Z torby, ktora zawsze nosil ze soba, wyjal paczke ocukrzonych orzechow i poczestowal nimi Ewe. Przygladal sie jej, probujac ocenic, czy jest przygotowana na to, co zobaczy w sypialni.
Byla mloda jak na swoja range, zaledwie trzydziestoletnia kobieta o duzych brazowych oczach, ktore nigdy nie mialy okazji patrzec na Swiat z mlodziencza naiwnoscia. Jej jasnobrazowe wlosy byly krotko przyciete, raczej dla wygody niz checi holdowania modzie, ale pasowaly do jej trojkatnej twarzy o ostro zarysowanych kosciach policzkowych i malym doleczku w policzku.
Byla wysoka, dlugonoga, i choc sprawiala wrazenie szczuplej, Feeney wiedzial, ze pod skorzana kurtka kryje sie muskularne cialo. Co wiecej, Ewa miala nie tylko muskuly, ale tez serce i rozum.
– Czeka cie przykry widok, Dallas.
– Wiem. Kim jest ofiara?
– Sharon DeBlass, wnuczka senatora DeBlassa. Nic jej to nie mowilo.
– Feeney, polityka nie jest moja mocna strona.
– Byla prostytutka. – Dallas rozejrzala sie po apartamencie. Zostal urzadzony w natretnie nowoczesnym stylu – szklo i chrom, sygnowane hologramy na scianach, barek w kolorze ostrej czerwieni. Za barkiem wisiala ogromna zaslona wymalowana w zlewajace sie ze soba roznorodne ksztalty w zimnych pastelowych kolorach.
Schludna jak dziewica, zadumala sie Ewa, i zimna jak dziwka,. – Nic dziwnego, biorac pod uwage miejsce, w jakim zdecydowala Sie zamieszkac.
– To delikatna sprawa ze wzgledow politycznych. Ofiara jest dwudziestoczteroletnia biala kobieta. Umarla w lozku.
Ewa tylko uniosla brew.
– Wydaje sie to dosc poetyczne, skoro byla kupowana w lozku. Jak zmarla?
– To kolejny problem. Chce, zebys sama zobaczyla.
Gdy przeszli przez pokoj, kazde z nich wyjelo maly pojemniczek; spryskali sobie dokladnie rece, by je natluscic i nie zostawiac odciskow palcow. Na progu sypialni Ewa spryskala tez podeszwy butow, nie chcac, by przyczepialy sie do nich wlokna, zablakane wlosy czy fragmenty naskorka.
Ewa byla ostrozna. W normalnych okolicznosciach na miejscu zabojstwa byloby juz dwoch innych oficerow sledczych, rejestrujacych dzwiek i robiacych zdjecia. Medycy sadowi czekaliby, jak zwykle niecierpliwie, zeby zabrac sie do roboty. Fakt, ze tylko ona i Feeney zostali przydzieleni do tej sprawy, oznaczal, ze musi uwazac na kazdy swoj krok.
– Kamery w hallu, windzie i na korytarzach – zauwazyla Ewa.
– Juz oznaczylem dyskietki. – Feeney otworzyl drzwi i przepuscil ja przodem.
Nie wygladalo to ladnie. Zdaniem Ewy smierc rzadko byla spokojnym religijnym doznaniem. Na ogol oznaczala brutalny koniec, ktory nie mial nic wspolnego ze swietym i grzesznikiem. Ale to, co tutaj zobaczyla, bylo szokujace jak teatralna dekoracja, ktora zbudowano specjalnie po to, by wywolac zgorszenie.
Lozko bylo ogromne, nakryte gladkimi atlasowymi przescieradlami w kolorze dojrzalej brzoskwini. Male reflektorki rzucaly miekkie swiatlo na srodek loza, gdzie w lagodnym zaglebieniu ruchomego materaca lezala naga kobieta.
Materac falowal z nieprzyzwoitym wdziekiem w takt muzyki, ktora przeplywala cicho przez wezglowie lozka.
Kobieta wciaz byla piekna; miala profil jak z kamei, kaskade zmierzwionych, plomiennie rudych wlosow, szmaragdowe oczy, patrzace szklanym wzrokiem na wylozony lustrami sufit, biale jak mleko czlonki, ktore przypominaly obrazy
Teraz nie byly ulozone artystycznie, ale rozrzucone zmyslowo, tak ze cialo martwej kobiety tworzylo litere X posrodku lozka.
Dziewczyna miala dziure w czole i w piersi, a jeszcze jeden makabryczny otwor widnial miedzy jej rozlozonymi udami. Krew obryzgala blyszczace przescieradla, wyciekla na lozko, utworzyla kaluze i zakrzepla.
Poplamila takze polakierowane sciany, ktore przypominaly smiertelne obrazy nabazgrane przez jakies zle dziecko.
Tak ogromna ilosc krwi byla rzadka rzecza, a poprzedniej nocy Ewa widziala jej o wiele za duzo, by patrzec na to miejsce zbrodni ze spokojem, jakiego by sobie zyczyla.
Musiala przelknac sline i zmusic sie do wyrzucenia z pamieci obrazu dziecka.
– Masz te sypialnie na tasmie? – Tak.
– Wiec wylacz to cholerstwo. – Odetchnela z ulga, gdy Feeney odnalazl urzadzenie sterujace glosnoscia i przyciszyl muzyke. Lozko zatrzymalo sie. – Dziwne rany – mruknela Ewa, podchodzac blizej, by je obejrzec. – Zbyt ksztaltne jak na noz. Zbyt krwawe jak na laser.
– Nagle doznala olsnienia – przypomniala sobie dawne filmy 'szkoleniowe, dawne kasety video, dawne zbrodnie.
– Rany boskie, Feeney, wygladaja jak rany postrzalowe. Siegnal do kieszeni i wyjal opieczetowana torebke.
– Ten, kto to zrobil, zostawil nam upominek. – Podal Ewie torebke. – Taki antyk musi oficjalnie kosztowac osiem, dziesiec tysiecy, a na czarnym rynku dwa razy tyle.
Ewa z zaciekawieniem obrocila rewolwer w reku.
– Jest ciezki – powiedziala na wpol do siebie. – 1 duzy.
– Kaliber trzydziesci osiem – odparl. – Pierwszy, jaki widze poza muzeum. To Smith amp; Wesson, model dziesiatka, niebieskoszary.
– Popatrzyl nan z pewna czuloscia. – Prawdziwa klasyczna bron, uzywana przez policje az do lat dwudziestych. Przestali ja produkowac w dwudziestym drugim czy dwudziestym trzecim, kiedy wydano zakaz poslugiwania sie bronia.
– Masz bzika na punkcie historii. – Co tlumaczylo, dlaczego jest teraz z nia. – Wyglada na nowy. – Powachala go przez torebke; poczula zapach oliwy i spalenizny. – Ktos bardzo dbal o niego.
Wystrzelil od razu – powiedziala z zaduma, oddajac torebke Feeneyowi. – Brzydka smierc; w ciagu mojej dziesiecioletniej sluzby w wydziale po raz pierwszy spotykam sie z tego typu zabojstwem.
– Ja po raz drugi. Jakies pietnascie lat temu, w Lower East Side, przyjecie wymknelo sie spod kontroli Facet zabil piec osob dwudziestka dwojka, zanim zrozumial, ze to nie zabawka. Urzadzil niezla jatke.
– Dowcipnis – mruknela Ewa. – Sprawdzimy kolekcjonerow broni, zorientujemy sie, ilu z nich moze posiadac cos takiego. Ktorys z nich mogl zglosic kradziez.
– Mogl.
– Bardziej prawdopodobne, ze zostal kupiony na czarnym rynku.
– Ewa spojrzala przez ramie na zwloki. – Jesli trudnila sie tym fachem przez kilka lat, to musi miec dyskietki, rejestr swoich klientow, notesy, w ktorych zapisywala daty i miejsca spotkan.
– Zmarszczyla brwi. – Przy Kodzie Piatym bede musiala sama sprawdzic wszystkie adresy. To nie jest zwykly