Doskonale. Pociag ruszyl. Neumann czekal przed toaleta, podczas gdy pociag wolno sie rozpedzal. Juz teraz nabral predkosci, ktora wiekszosc ludzi uznalaby za zbyt niebezpieczna, by ryzykowac skok. Odczekal jeszcze kilka sekund, przepchnal sie do drzwi, otworzyl je i wyskoczyl na peron.
Wyladowal gladko, przebiegl pare krokow i wyhamowal do szybkiego marszu. Podniosl wzrok w chwili, gdy rozdrazniony konduktor zatrzaskiwal drzwi. Szybko ruszyl do wyjscia i zniknal w mroku.
Na Euston Road bylo tloczno od samochodow. Zatrzymal taksowke i wskoczyl do srodka. Podal kierowcy adres na East Endzie i umoscil sie wygodnie na siedzeniu.
Rozdzial szosty
Mary Dogherty czekala samotnie w domu. Zawsze uwazala dom za czarujace miejsce: cieple, jasne, przestronne. Teraz jednak czula sie w nim klaustrofobicznie, jak w grobowcu. Krazyla niespokojnie. Na dworze szalal zapowiadany od jakiegos czasu potezny sztorm. Deszcz siekl w okna, az szyby dzwieczaly. Wiatr dal, zawodzil w drzewach. Mary uslyszala trzask spadajacej dachowki.
Seana nie bylo, pojechal na stacje do Hunstanton odebrac Neumanna z pociagu. Mary odwrocila sie od okna i znowu zaczela krazyc. Strzepki ich porannej rozmowy raz po raz przelatywaly jej przez glowe jak melodia z zacietej plyty: „lodz podwodna do Francji… jakis czas zatrzymam sie w Berlinie… potem przerzut do innego panstwa… wroce do Irlandii… przyjedz tam do mnie, gdy skonczy sie wojna…'.
Ciagle to do niej nie docieralo. Jakby sluchala rozmowy obcych, ogladala film albo czytala to w ksiazce. Nie miescilo jej sie to w glowie: Sean Dogherty, zapity rolnik z wybrzeza Norfolk, i sympatyk IRA, poplynie U- bootem do Niemiec. Pomyslala, ze to zapewne logiczne uwienczenie jego szpiegowskiej dzialalnosci. Byla idiotka, liczac, ze po wojnie wszystko wroci do normy. Mamila sie. Co zrobia wladze? „Zwyczajnie powiedz, ze nic o tym nie wiedzialas, Mary'. A jesli jej nie uwierza? Co sie wtedy stanie? Jak dlugo moglaby mieszkac w wiosce, gdyby wszyscy sie dowiedzieli, ze Sean szpiegowal? Wypedzono by ja z Norfolk. I z kazdej angielskiej wioski, w ktorej probowalaby osiasc. Musialaby porzucic Hampton Sands. Musialaby porzucic Jenny Colville. Wrocic do Irlandii, do zabiedzonej wsi, z ktorej sie wyrwala przed trzydziestu laty. Jej rodzina nadal tam mieszkala, przyjeliby ja.
Na sama mysl o tym Mary przebiegl dreszcz. Ale nie bedzie miala wyboru – nie, kiedy wszyscy sie dowiedza, ze Sean pracowal dla Niemcow.
Rozplakala sie.
Bodajby cie licho porwalo, Seanie Dogherty! – pomyslala. Jak mogles byc takim cholernym glupcem?
Wrocila do okna. Na drodze od strony wioski dostrzegla slabe swiatelko przedzierajace sie przez ulewe. Po chwili widziala juz blyszczacy, mokry sztormiak i niewyrazny zarys rowerzysty – ktos pochylony, z rozstawionymi lokciami, zmagal sie z wiatrem. To byla Jenny Colville. Zeskoczyla przy bramie i poprowadzila rower sciezka. Mary otworzyla drzwi. Wiatr szalal, deszcz i zimny powiew wdarl sie do srodka. Mary wciagnela dziewczyne, pomogla jej zdjac mokra kurtke i czapke.
– Na milosc boska, Jenny, co robisz na dworze w taka pogode?
– Och, Mary, jest cudownie. Tak wietrznie, tak wspaniale.
– Najwyrazniej postradalas zmysly, dziecino. Usiadz przy ogniu. Zaparze herbaty.
Jenny ogrzewala sie przy kominku.
– Gdzie jest James? – spytala.
– Nie ma go – odkrzyknela Mary z kuchni. – Wyjechal gdzies z Seanem.
– Och – odparla Jenny. W jej glosie zabrzmialo rozczarowanie. – A kiedy wroci?
Mary zastygla na chwile. Wrocila do saloniku l przyjrzala sie dziewczynie.
– A skad to nagle zainteresowanie Jamesem?
– Po prostu chcialam sie
– Wszystko? Co, u licha, w ciebie wstapilo, Jenny?
– Lubie go, Mary. Bardzo go lubie. A on mnie. Lubisz go, a on ciebie? Skad ci to przyszlo do glowy?
– Wiem, Mary, uwierz mi. Nie pytaj skad, ale wiem. Mary chwycila ja za ramiona.
– Posluchaj, Jenny. – Potrzasnela dziewczyna. – Sluchasz mnie?
– Tak, Mary. To boli!
– Trzymaj sie od niego z daleka. Zapomnij o nim. On nie nadaje sie dla ciebie.
Jenny zaczela plakac.
– Nie moge o nim zapomniec, Mary. Kocham go. On tez mnie kocha. Wiem, ze kocha.
– Jenny, on cie nie kocha. Nie kaz mi tego teraz tlumaczyc, bo nie moge, kochanie. To dobry czlowiek, ale nie jest tym, za kogo sie podaje. Zapomnij o nim. Wybij go sobie z glowy. Musisz mi zaufac, malenka. On nie jest dla ciebie.
Jenny wyrwala sie z uscisku Mary, cofnela sie i wytarla lzy.
– On jest dla mnie, Mary. Kocham go. Od tak dawna kisisz sie z Seanem, ze zapomnialas, co znaczy milosc.
To mowiac zlapala ubranie i wypadla z domu, z hukiem trzaskajac drzwiami. Mary podbiegla do okna i patrzyla, jak Jenny pedaluje przez zawieruche.
Deszcz siekl Jenny po twarzy, kiedy wracala do wioski. Obiecala sobie, ze wiecej nie bedzie plakac, ale nie byla w stanie dotrzymac slowa. Lzy mieszaly sie z deszczem i plynely po twarzy. Wszystkie domy byly szczelnie pozamykane, nawet sklep i pub, wszystkie okna zasloniete okiennicami. Latarka z koszyka slabym, zoltawym promieniem oswietlala trase. Jenny widziala tylko smuzke drogi. Minela wioske i ruszyla do siebie.
Rozsadzala ja zlosc na Mary. Jak ona moze stawac miedzy nia a Jamesem? I co miala znaczyc ta jej uwaga? „Nie jest tym, za kogo sie podaje'. Byla tez wsciekla na siebie. Meczyly ja wyrzuty sumienia za slowa, ktore rzucila na odchodnym. Nigdy przedtem sie nie klocila. Rano, kiedy wszystko sie uspokoi, wroci i przeprosi.
W oddali majaczyl na ciemnym niebie zarys jej domu. Przy furtce zeskoczyla z roweru, zaprowadzila go pod sciane. Ojciec stanal w drzwiach, wycierajac rece w szmate. Twarz mial jeszcze opuchnieta po bojce. Jenny probowala go ominac, ale zlapal ja i w zelaznym uchwycie zacisnal dlonie na jej ramieniu.
– Znowu z nim bylas?
– Nie, tato. – Krzyknela z bolu. – Pusc, to mnie boli. Zamachnal sie, jego brzydka, obrzmiala twarz wykrzywiala wscieklosc.
– Gadaj prawde, Jenny! Znowu sie z nim spotkalas?
– Nie, przysiegam! – zawolala, zaslaniajac sie ramieniem przed ciosem, ktory mogl spasc w kazdej chwili. – Blagam, tato, nie bij mnie. Mowie prawde!
Martin Colville rozluznil uscisk.
– Wejdz do srodka i zrob
Sam sobie ugotuj swoja cholerna kolacje! – chciala wrzasnac, ale wiedziala, czym by sie to skonczylo.
Popatrzyla na niego i przez moment zalowala, ze James go nie zabil.
To juz ostatni raz. Ostatni – obiecala sobie w duchu. Weszla do domu, zdjela przemoczona kurtke, powiesila ja na haku w kuchni i zajela sie szykowaniem kolacji.
Rozdzial siodmy
Juz w chwili gdy Rudolf wsiadl do zatloczonego wagonu, Clive Roach wiedzial, ze nie jest dobrze. Jakos sobie