Dlatego postanowila isc dalej. W chwili gdy Neumann chcial podjac rozmowe, zawyl sygnal alarmu przeciwlotniczego.
– Czy musimy potraktowac to powaznie? – spytal Neumann. – Widziales budynek za ta kamienica?
Owszem, Neumann go widzial: gruzowisko pokruszonych cegiel i zawalonych stropow.
– Gdzie jest najblizszy schron?
– Tuz za rogiem. – Usmiechnela sie. – Witamy z powrotem w Londynie, poruczniku Neumann.
Wczesnym wieczorem nastepnego dnia Neumann wysiadl z pociagu na stacji Hunstanton. Na peronie czekal na niego Dogherty niespokojnie palacy papierosa.
– Jak poszlo? – spytal go w drodze do furgonetki. – Bez najmniejszych problemow.
Dogherty jechal z nadmierna szybkoscia po kretej, wyboistej, jednopasmowej drodze. Sadzac po odglosach, samochodowi przydalby sie gruntowny remont. Smuga bladego swiatla na prozno usilowala rozjasnic ciemnosci. Neumann czul sie, jakby tylko z jedna zapalona zapalka krazyl po obcym, pograzonym w mroku domu. Mijali ciemne wioski – Holme, Thoerham, Titchwell – w ktorych okna sklepow i domow tak szczelnie zasloniete, ze nie sposob bylo dostrzec sladow ludzkiej obecnosci. Dogherty opowiadal Neumannowi, jak mu uplynal dzien, ale on nie podjal rozmowy. Wspominal ubiegla noc.
Razem z innymi pobiegli na stacje metra i przez trzy godziny czekali na peronie na sygnal odwolania alarmu. Catherine przysnela, oparlszy mu glowe na ramieniu. Zastanawial sie, czy dzis po raz pierwszy od szesciu lat poczula sie bezpieczna. Zdumiewajaco piekna kobieta, ale kryl sie w niej jakis smutek, moze rana z dziecinstwa, zadana przez nieuwaznego doroslego. Drgnela przez sen, musialo jej sie przysnic cos zlego. Musnal geste loki rozsypane na jego ramieniu. Na dzwiek syreny ocknela sie niczym zolnierz na wrogim terytorium: szybko, szeroko otwierajac oczy, reka szukajac jakiejs broni. W tym wypadku okazala sie nia torebka, gdzie musiala pewnie trzymac pistolet albo noz.
Rozmawiali do switu. A wlasciwie to on mowil, ona sluchala. Odzywala sie tylko, by go poprawic, jesli sie pomylil, albo sprostowac jakas niescislosc w jego opowiadaniu. Nie ulegalo watpliwosci, ze to kobieta obdarzona wybitnym umyslem, zdolnym przechowywac cale poklady informacji. Nic dziwnego, ze Vogel z takim szacunkiem sie wyrazal o jej zdolnosciach.
Nad Londynem wstawal szary swit, kiedy Neumann wyslizgnal sie z jej mieszkania. Zachowywal sie jak kochanek, opuszczajacy luba: ogladal sie przez ramie, w twarzach przechodniow szukal sladow podejrzliwosci. Przez trzy godziny blakal sie po Londynie w zimnej mzawce, raz za razem nagle skrecajac, zmieniajac autobusy, obserwujac odbicia w szybach. Uznal, ze nikt go nie sledzi i ruszyl z powrotem na Liverpool Street.
W pociagu ulozyl glowe na rekach i probowal zasnac. Nie daj sie jej oczarowac, zartobliwie ostrzegal Vogel ostatniego dnia na farmie pod Berlinem. Trzymaj sie od niej w bezpiecznej odleglosci. Sa w niej mroczne miejsca, w ktorych wolalbys sie nie znalezc. Neumann przywolal przed oczy jej obraz: jak w slabym swietle slucha relacji o Peterze Jordanie i o tym, czego sie od niej oczekuje. Wlasnie ten denerwujacy bezruch najbardziej go uderzyl; jej dlonie spoczywaly na kolanach, a glowa i ramiona nawet nie drgnely. Tylko oczy bladzily po pokoju, zahaczajac o jego twarz, przeslizgujac sie po jego ciele. Niczym szperacze. Przez moment nawet dopuscil do siebie mysl, ze Catherine go pragnie. Jednak teraz, kiedy Hampton Sands zniknela w mroku za samochodem, a przed nimi wyrosl dom Dogherty'ego, Neumann doszedl do bardzo niepokojacego wniosku. Catherine tak bacznie mu sie przygladala nie dlatego, ze jej wpadl w oko, ale dlatego, ze zastanawiala sie, jak najlepiej go zabic, gdyby pojawila sie taka koniecznosc.
Wychodzac rankiem, Neumann wreczyl jej list. Odlozyla go na bok, zbyt przerazona, by czytac. Teraz, lezac w lozku, otworzyla koperte drzacymi dlonmi i przeczytala:
Twoj uwielbiajacy cie ojciec
Przeczytawszy list, wyszla do kuchni i przylozyla go do plomienia kuchenki gazowej, a potem wrzucila do zlewu. Zaplonal na chwile i szybko zgasl. Odkrecila kran i splukala czarny popiol. Podejrzewala, ze list zostal podrobiony – Vogel sprokurowal go, zeby utrzymac ja na smyczy. Obawiala sie, ze ojciec juz nie zyje. Wrocila do lozka i lezala bezsennie w delikatnym swietle poranka, wsluchana w bebnienie deszczu o szybe. Myslala o ojcu, myslala o Voglu.
Rozdzial czwarty
– Gratulacje, Alfredzie. Wejdz do srodka. Przykro mi, ze to sie stalo wlasnie w ten sposob, ale od tej pory jestes wcale bogatym czlowiekiem.
Martin Kenton z impetem wyciagnal reke, jakby oczekiwal, ze Vicary sie na nia entuzjastycznie rzuci. Tymczasem profesor tylko lekko ja uscisnal i minal Kentona, kierujac sie prosto do salonu ciotki.
– Co za cholerny mroz – narzekal Kenton, gdy Vicary ogladal pokoj. Nie widzial go od poczatku wojny, ale nic sie tu nie zmienilo. – Mam nadzieje, ze sie nie pogniewasz, ale pozwolilem sobie rozpalic ogien. Zimno bylo jak w psiarni. Przygotowalem tez herbate. Z prawdziwym mlekiem. Watpie, czy je ostatnio w Londynie czesto pijacie.
Vicary zdjal plaszcz, a prawnik przeszedl do kuchni. Domeczek – bo tak Matylda uparcie go nazywala – tak naprawde byl spora budowla z wapienia z Cotswolds, otoczona cudownym ogrodem i wysokim murem. Tej nocy, kiedy Boothby przekazywal Vicary'emu najnowsza sprawe, ciotka umarla na zawal serca. Vicary wybieral sie na pogrzeb, ale wlasnie tego ranka wezwal go Churchill, bo ludzie z Bletchley Park rozszyfrowali nadane przez Niemcow wiadomosci. Matylda wlasciwie wychowala Vicary'ego, zaopiekowala sie nim po smierci matki, gdy mial dwanascie lat. Pozostali najlepszymi przyjaciolmi. Tylko jej sie przyznal do pracy w MI- 5. „Co wlasciwie robisz, Alfredzie? Lapie niemieckich szpiegow, ciociu. Och, to wspaniale, Alfredzie!'.
Z oszklonych drzwi na taras rozciagal sie widok na martwy, zimowy ogrod.
Czasem lapie szpiegow, ciociu – pomyslal Vicary. – Czasem oni maja nade mna przewage.
Tego ranka z Bletchley Park dotarla kolejna rozszyfrowana wiadomosc. Szpieg donosil z Wielkiej Brytanii, ze doszlo do spotkania i agent przyjal zadanie. Vicary z coraz wiekszym sceptycyzmem myslal o szansach dopadniecia tych ludzi. Dzisiejszego ranka sytuacja jeszcze sie pogorszyla. Zatrzymano i sprowadzono na przesluchanie dwoch mezczyzn, ktorzy spotkali sie na Leicester Square. Starszy okazal sie wyzszym urzednikiem Ministerstwa Spraw Wewnetrznych, mlodszy byl jego kochankiem. Boothby'ego omal szlag nie trafil.
– Jak minela podroz? – zawolal Kenton z kuchni, przekrzykujac brzek porcelany i szum wody.
– Dobrze – odparl Vicary.
Boothby laskawie pozwolil mu pozyczyc rovera z wydzialu transportu.
– Nie pamietam, kiedy ostatni raz wybralem sie na mila przejazdzke samochodowa poza miasto – powiedzial Kenton, wchodzac do pokoju z taca. – Ale przypuszczam, ze dostep do paliwa i wozow stanowi jedna z ubocznych korzysci twojej nowej pracy.
Kenton byl wysoki – tak samo wysoki jak Boothby – ale figura ani sprawnoscia fizyczna sie do niego nie umywal. Nosil okragle okularki, ktore ginely na jego pulchnej twarzy, i cienki wasik, ktory wygladal, jakby go narysowano kredka do oczu. Postawil tace na stoliku przy kanapie z pietyzmem, jakby to bylo plynne zloto, nalal do filizanek mleka, po czym dodal herbaty.
– Wielkie nieba, Alfredzie, ilez to juz lat? Dwadziescia piec – odpowiedzial w duchu Vicary. Martin
Kenton przyjaznil sie z Helen. Pare razy sie nawet spotkali po tym, jak Helen zerwala z Alfredem. Za sprawa czystego przypadku dziesiec lat temu zostal prawnikiem Matyldy. Przez ostatnie kilka lat, kiedy Matylda sie zestarzala i sama nie mogla prowadzic swoich spraw, czesto rozmawiali przez telefon, lecz dopiero dzis spotkali