sie wewnatrz dzieje. W srodku az wrzalo od roboty.
Minela ja grupka robotnikow portowych, wracajacych ze zmiany. Ruszyla za nimi i skierowala sie w strone kwatery Pope'a.
Prowadzil do niej niewielki wjazd, ktorym dostarczano towar. Nacisnela dzwonek, ale nikt nie odpowiedzial, wiec sprobowala jeszcze raz. Czula sie obserwowana. W koncu drzwi sie uchylily. – Czym mozemy ci sluzyc, kochanienka?
Przyjemny glos z cockneyowskim akcentem nie pasowal do wlasciciela. Mezczyzna mierzyl sobie dobrze ponad metr osiemdziesiat, mial czarne, przystrzyzone tuz przy skorze wlosy i male okularki. Ubrany byl w drogi szary garnitur, biala koszule i srebrzysty krawat. Muskuly rozsadzaly rekawy marynarki.
– Chcialabym sie widziec z panem Pope'em.
Catherine podala byczkowi list. Przeczytal szybko, jakby wiele juz takich widzial.
– Spytam szefa, czy bedzie mial dla ciebie chwilke. Wejdz. Catherine przeszla przez brame, zatrzasnal za nia drzwi.
– Rece nad glowe, kochaniutka, badz grzeczna dziewczynka. Nie trzeba sie obrazac. Pan Pope od wszystkich tego wymaga.
Czlowiek Pope'a obmacal ja w poszukiwaniu broni. Zrobil to szybko i niezbyt profesjonalnie. Skulila sie, gdy powiodl dlonmi po jej piersiach. Z trudem sie pohamowala, zeby nie rozbic mu nosa lokciem. Otworzyl jej torebke, zerknal do srodka i oddal. Catherine spodziewala sie tego, nie zabrala wiec pistoletu. Bez broni czula sie naga, wystawiona na cios. Nastepnym razem wezmie sztylet.
Poprowadzil ja przez magazyn. Mezczyzni w kombinezonach ladowali skrzynie z towarem do kilku ciezarowek. W glebi, na drewnianych paletach, az pod sufit pietrzyly sie pudla: kawa, papierosy, cukier i barylki paliwa. Zobaczyla tez zgrabny rzadek blyszczacych motocykli. Nie ulegalo watpliwosci, ze Vernon Pope nie zasypia gruszek w popiele.
– Tedy, kochanienka – odezwal sie straznik. – A przy okazji, nazywam sie Dicky.
Zaprowadzil ja do windy towarowej, zamknal drzwi i wcisnal guzik. Catherine wyjela z torebki papierosa i wlozyla go miedzy wargi.
– Przykro mi, kochaniutka – powiedzial Dicky, karcaco kiwajac palcem. – Szef nie znosi fajek. Powiada, ze pewnego dnia sie okaze, ze to nas zabija. Zreszta, lezy tu tyle benzyny i amunicji, ze wysadziloby nas az do Glasgow.
– To duza rzecz – powiedzial Vernon Pope.
Wstal z wygodnej skorzanej kanapy i krazyl po gabinecie. Wlasciwie byl to nie tyle gabinet, co raczej mieszkanko z miejscem do wypoczynku i nowoczesnie urzadzona kuchnia. Za czarnymi tekowymi drzwiami kryla sie sypialnia. Drzwi na moment sie uchylily i Catherine zauwazyla za nimi zaspana blondynke, ktora niecierpliwie czekala na koniec spotkania. Pope nalal sobie kolejna whisky. Byl wysoki, przystojny, mial jasna cere, brylantynowane blond wlosy i szare oczy. Uszyty na miare, doskonale skrojony garnitur bardziej pasowalby do prezesa prosperujacej firmy lub kogos z wyzszych sfer.
– Dasz wiare, Robercie? Catherine chce, zebysmy przez trzy dni uganiali sie po West Endzie za jakims oficerem amerykanskiej marynarki.
Robert Pope trzymal sie na uboczu, krazac po pokoju niczym nerwowy wilk.
– Wlasciwie nie robimy takich rzeczy, droga Catherine – stwierdzil Veron Pope. – Zreszta, co by bylo, gdyby angielscy albo amerykanscy chlopcy od bezpieczenstwa nas przylapali? Ja mam uklady z londynska policja. MI- 5 to inna para kaloszy.
Catherine wyjela papierosa.
– Moge?
– Jesli musisz. Dicky, daj jej popielniczke. Catherine zapalila i przez chwile sie zaciagala.
– Widzialam sprzet, ktory macie na dole. Spokojnie wystarczy na przeprowadzenie takiej obserwacji, o jaka mi chodzi.
– A czemuz to wolontariuszka ze szpitala Swietego Tomasza chcialaby obserwowac amerykanskiego oficera, nie wiesz przypadkiem, Robercie?
Robert Pope wiedzial, ze nie oczekuje sie od niego odpowiedzi. Vernon Pope ze szklanka w dloniach podszedl do okna. Grube zaslony byly podniesione, mogl obserwowac statki plynace w gore i w dol rzeki.
– Patrzcie, co Niemcy zrobili z tym miastem – odezwal sie w koncu. – Kiedys to byl pepek swiata, najwiekszy port na tej polkuli. A teraz cholerne zgliszcza. Nigdy juz tu nie bedzie jak dawniej. Chyba nie pracujesz dla Niemcow, Catherine, co?
– Oczywiscie, ze nie – odparla spokojnie. – Kieruja mna wylacznie osobiste pobudki.
– To dobrze. Jestem zlodziejem, ale takze i patriota. – Umilkl na chwile. – Wiec dlaczego chcesz, zebysmy go sledzili?
– Daje panu zlecenie, panie Pope. Szczerze mowiac, powody to moja prywatna sprawa.
Pope obrocil sie twarza do niej.
– Doskonale, Catherine. Masz odwage. To mi sie podoba. Poza tym bylabys skonczona idiotka, gdybys mi powiedziala.
Drzwi od sypialni sie uchylily i pojawila sie blondynka w meskim jedwabnym szlafroku, niedbale zwiazanym w pasie, tak ze odslanial pare zgrabnych nog i drobnych, jedrnych piersi.
– Vivie, jeszcze nie skonczylismy – skarcil ja Pope.
– Zachcialo mi sie pic. – Nalewajac sobie ginu z tonikiem, blondynka zerknela na Catherine. – Ile to jeszcze potrwa, Vernon?
– Niedlugo. Interesy, kochanie. Wracaj do sypialni.
Vivie zniknela w sypialni, kolyszac biodrami. Nim zamknela drzwi, jeszcze raz obejrzala sie na Catherine.
– Sliczna dziewczyna – powiedziala Catherine. – Szczesciarz z pana.
Vernon Pope rozesmial sie cicho i pokrecil glowa.
– Czasem wolalbym czesc tego szczescia przelac na innego mezczyzne.
Zapadlo dlugie milczenie. Pope krazyl po pokoju.
– Jestem zamieszany w wiele podejrzanych interesow, Catherine, ale ten mi sie nie podoba. Wcale a wcale.
Catherine zapalila nastepnego papierosa. Moze popelnila blad, zwracajac sie z ta sprawa do Pope'a.
– Ale zrobie to. Pomoglas mojemu bratu i dalem ci slowo. A ja dotrzymuje slowa. – Przerwal i zmierzyl ja wzrokiem. – Poza tym jest w tobie cos, co mi sie podoba. Bardzo.
– Ciesze sie, ze mozemy ubic interes, panie Pope.
– To cie bedzie sporo kosztowac, kochaniutka. Mam fure roboty. Musze placic swoim ludziom. A tego rodzaju robota bedzie wymagac zatrudnienia mnostwa ludzi.
– Dlatego do pana przyszlam. – Catherine wyjela z torebki koperte. – Co by pan powiedzial na dwiescie funtow? Sto funtow teraz, sto po dostarczeniu informacji? Chce, zeby przez siedemdziesiat dwie godziny sledzono komandora Jordana. Dwadziescia cztery godziny na dobe. I oczekuje drobiazgowego, co do minuty, sprawozdania z kazdego jego ruchu. Chce wiedziec, gdzie je, z kim sie widuje, o czym rozmawia. I czy sie spotyka z jakas kobieta. Poradzi pan sobie z tym, panie Pope?
– Oczywiscie.
– Swietnie. W takim razie odezwe sie w sobote.
– Jak moge sie z toba skontaktowac?
– Szczerze mowiac, nie moze pan.
Catherine polozyla koperte i wstala. Vernon Pope usmiechnal sie mile.
– Spodziewalem sie takiej odpowiedzi. Dicky, odprowadz Catherine do wyjscia. Przygotuj dla niej torbe zjedzeniem. Troche kawy, cukru, moze pare konserw wolowych z tego najswiezszego transportu. Cos dobrego, Dicky.
– Mam zle przeczucia co do tej sprawy, Vernon – powiedzial Robert Pope. – Moze powinnismy odpuscic.
Vernon Pope nie znosil, kiedy mlodszy brat podawal w watpliwosc jego postanowienia. To on tutaj podejmowal decyzje, a Robert zajmowal sie wykonaniem.
– Poradzimy sobie. Kazales ja sledzic?