sie twarza w twarz. Vicary wolalby zalatwic sprawy ciotki bez cienia Helen wiszacego w powietrzu.
– Podobno skierowano cie do Ministerstwa Wojny.
– Zgadza sie – przytaknal Vicary i wychylil pol filizanki herbaty. Byla pyszna, o niebo lepsza niz lura, ktora podawali w kantynie.
– A czym dokladniej sie zajmujesz?
– Och, pracuje w bardzo nudnym wydziale, robie to to, to owo. – Vicary usiadl. – Przepraszam, Martin. Glupio mi, ze cie poganiam, ale naprawde musze leciec z powrotem do Londynu.
Kenton zajal miejsce naprzeciwko Vicary'ego i z czarnej skorzanej walizeczki wyciagnal plik dokumentow. Lizac czubek palca, starannie odszukal wlasciwa strone.
– A, tutaj jest. Sam spisywalem ten testament piec lat temu – stwierdzil. – Czesc pieniedzy i majatku rozdysponowala miedzy twoich krewnych, ale gros przekazala tobie.
– Nie mialem pojecia.
– Zostawila ci dom i znaczna sumke pieniedzy. Byla gospodarna. Ostroznie wydawala, roztropnie inwestowala. – Kenton podsunal kartki Vicary'emu, by sam mogl je przeczytac. – Oto, co na ciebie przechodzi.
Vicary byl oszolomiony. Nawet mu sie nie snilo… Teraz opuszczenie jej pogrzebu dla pary niemieckich szpiegow wydalo mu sie jeszcze bardziej obrzydliwym postepkiem. Czesc tych uczuc musiala sie odmalowac na jego twarzy, bo Kenton powiedzial:
– Szkoda, ze nie udalo ci sie przyjechac na pogrzeb, Alfredzie. To byla' naprawde cudowna uroczystosc. Zebrala sie polowa okolicy.
– Chcialem, ale cos mi wyskoczylo.
– Przygotowalem papiery, ktore musisz podpisac, zeby objac w posiadanie dom i pieniadze. Jesli dasz mi swoj numer konta w Londynie, bede mogl przelac pieniadze i zamknac jej rachunki.
Przez nastepne pare minut Vicary w milczeniu podpisywal sie na roznych prawniczych dokumentach. W koncu Kenton podniosl wzrok i oznajmil:
– Zalatwione.
– Czy telefon jeszcze dziala?
– Tak, korzystalem z niego przed twoim przyjazdem. Aparat stal na biureczku Matyldy w salonie. Vicary podniosl sluchawke i popatrzyl na Kentona.
– Martin, daruj, ale to rozmowa sluzbowa. Kenton zmusil sie do usmiechu.
– Nie musisz juz nic dodawac, Alfredzie. Pojde sprzatnac naczynia.
Cos w tej wymianie zdan ogrzalo zadne zemsty kaciki serca Vicary'ego. Zglosila sie telefonistka, podal jej numer centrali MI- 5 w Londynie. Po dluzszej chwili otrzymal polaczenie. Telefonistka z wydzialu przelaczyla Vicary'ego do Harry'ego Daltona.
Harry odebral telefon, przelykajac jedzenie.
– Coz to dzisiaj daja? – spytal Vicary.
– Twierdza, jakoby gulasz jarzynowy.
– Jakies wiadomosci?
– Chyba tak.
Vicary'emu mocniej zabilo serce.
– Jeszcze raz przegladalem ewidencje osob, ktore przekroczyly granice, zeby sie upewnic, czy na pewno niczego nie przeoczylismy.
Listy te w najwiekszym stopniu przyczynily sie do sukcesu MI- 5 w wylapywaniu niemieckich szpiegow. We wrzesniu 1939 roku, kiedy Vicary jeszcze pracowal na uniwersytecie, MI- 5 skorzystala z ewidencji ludnosci wjezdzajacej na teren Wielkiej Brytanii, zeby urzadzic potezna lapanke szpiegow i sympatykow nazistow. Obcokrajowcow podzielono na trzy grupy. Przedstawicielom pierwszej, kategorii C, dano calkowita wolnosc. Przedstawicielom
– W listopadzie tysiac dziewiecset trzydziestego osmego roku w Dover przekroczyla granice Holenderka, niejaka Christa Kunst – ciagnal Harry. – Rok pozniej jej cialo znaleziono w plytkim grobie w poblizu wioski Whitchurch.
– I co w tym niezwyklego, Harry?
– Cos mi tutaj po prostu smierdzi. Kiedy natrafiono na cialo, bylo juz w stanie glebokiego rozkladu. Twarz i czaszka zmiazdzone. Brakowalo wszystkich zebow. Identyfikacji dokonano na podstawie paszportu. Tak sie ladnie zlozylo, ze pochowano go wraz z cialem. Jak dla mnie, wyglada to az nadto porecznie.
– Gdzie teraz jest paszport?
– W Ministerstwie Spraw Wewnetrznych. Poslalem po niego kuriera. Zachowala sie fotografia. Powiadaja, ze nieco podniszczona od lezenia w ziemi, ale chyba i tak warto na nia zerknac.
– Dobrze, Harry. Nie jestem pewny, czy smierc tej kobiety ma jakikolwiek zwiazek ze sprawa, ale zawsze to jakis slad.
– Zgadza sie, Alfredzie. A przy okazji, jak poszlo spotkanie z prawnikiem?
– Och, musialem podpisac pare papierow – sklamal Vicary.
Nagle zrobilo mu sie niezrecznie na mysl o swiezo zdobytej niezaleznosci finansowej. – Zaraz wyjezdzam. Powinienem wrocic poznym popoludniem.
Odkladal sluchawke, kiedy w pokoju zjawil sie Kenton.
– Coz, sadze, ze to zalatwia sprawe. – Podal Vicary'emu duza brazowa koperte. – Sa tu wszystkie papiery i klucze. Dolaczylem nazwisko ogrodnika i jego adres. Z przyjemnoscia zajmie sie domem pod twoja nieobecnosc.
Wlozyli plaszcze, zamkneli dom i wyszli na dwor. Samochod Vicary'ego czekal na podjezdzie.
– Podrzucic cie gdzies, Martin?
Vicary byl zadowolony, kiedy prawnik odmowil.
– Rozmawialem pare dni temu z Helen – odezwal sie nagle Kenton.
O Boze.
– Mowila, ze od czasu do czasu widuje cie w Chelsea.
Vicary zastanawial sie, czy mu opowiedziala o tamtym popoludniu, kiedy on jak glupi szczeniak zagladal do przejezdzajacego wozu. Upokorzony otworzyl drzwiczki, automatycznie szukajac po kieszeniach okularow.
– Prosila, zeby cie pozdrowic, wiec to niniejszym czynie. Pozdrowienia.
– Dziekuje. – Vicary wsiadl do samochodu.
– Wspomniala tez, ze chetnie by sie kiedys z toba spotkala. Poplotkowala o dawnych czasach.
– Doskonaly pomysl – sklamal Vicary.
– Coz, to wspaniale. W przyszlym tygodniu przyjezdza do Londynu. Z przyjemnoscia zjadlaby z toba lunch.
Vicary poczul, ze zoladek mu sie sciska.
– O pierwszej w Connaught, od jutra za tydzien – zakonczyl Kenton. – Dzis wieczorem pewnie bede z nia rozmawiac. Powiedziec, ze przyjdziesz?
Tyl rovera byl wychlodzony niczym lodowka. Vicary rozsiadl sie na wielkim skorzanym siedzeniu, nogi przykryl kocem i ogladal widoki przez okno. Rudy lis przemknal przed droge i schowal sie pod zywoplotem. Senny opasly bazant grzebal w zamarznietym rzysku kukurydzy, stroszac piora, zeby ochronic sie przed zimnem. Nagie galezie drzew rysowaly sie ostro na blekicie nieba. Wjechali w niewielka dolinke. Wokol, niczym pomiety patchwork, rozciagaly sie pola. Slonce znikalo za horyzontem pomalowanym na pastelowe odcienie fioletu i pomaranczy.
Vicary byl zly na Helen. Jego podejrzliwa polowa wnioskowala, ze to praca w brytyjskim kontrwywiadzie uczynila go bardziej interesujacym znajomym. Rozsadna polowa zas argumentowala, ze wszak rozstali sie z Helen w przyjazni i mily, spokojny lunch moze sie okazac bardzo przyjemny. A on w kazdym razie przynajmniej na jakis czas odprezy sie i zapomni o pracy.