– Wiec kiedy mi powiesz, nad czym pracujesz?
– Kiedy sie skonczy wojna.
– Cos waznego, he?
– Taa…
– Coz, przynajmniej jeden z nas robi cos waznego. – Shepherd Ramsey wychylil drinka. – William, jeszcze dwie prosze.
– Zamierzasz sie upic przed kolacja?
– Chcialem tylko, zebys ty sie rozluznil.
– Juz bardziej sie rozluznic nie potrafie. Co ty knujesz, Shepherd? Znam ten ton.
– Nic, Peter. Chryste, odczep sie.
– Powiedz. Wiesz, ze nie znosze niespodzianek.
– Zaprosilem jeszcze pare osob na dzisiejsza kolacje.
– Osob?
– Wlasciwie to dziewczat. Tak naprawde to juz sa.
Pope poszedl za wzrokiem Jordana. W wejsciu do baru pojawily sie dwie kobiety. Obie mlode i bardzo atrakcyjne. Zauwazyly obu mezczyzn i przylaczyly sie do nich.
– Peter, to Barbara. Ale wszyscy mowia na nia Baby.
– To zrozumiale. Milo cie poznac, Barbaro. Barbara spojrzala na Shepherda.
– Rany, miales racje! On jest slodki! – Mowila z akcentem londynskiego srodowiska robotniczego. – Jemy w Grillu?
– Tak, a nasz stolik powinien juz byc gotow.
To nie problem – pomyslal Pope.
Szybko zawrocil i wyszedl na ulice. Dicky czekal w szoferce. Pope przywolal go ruchem reki. Dicky wyskoczyl z samochodu i przebiegl przez ulice.
– Co sie stalo?
– Idziemy na kolacje. Musisz zarezerwowac stolik.
Pope wyslal Dicky'ego, zeby porozmawial z kierownikiem sali. Kiedy Dicky pierwszy raz spytal,
– Co mu powiedziales, Dicky?
– Ze jesli nie da nam stolika, wyrwe mu jablko Adama i rzuce na te plonaca patelnie.
– Coz, klient nasz pan, zawsze to powtarzam. Otworzyli jadlospisy.
– Zaczniesz od wedzonego lososia czy
– Pewnie wezme jedno i drugie. Konam z glodu. Chyba nie daja tu parowy z ziemniakami, co?
– Nijak. Sprobuj
To Dicky ruszyl za nimi po kolacji. Obserwowal, jak zapakowali obie towarzyszki do taksowki, a sami poszli pieszo Strandem.
– Mogles przynajmniej zdobyc sie na uprzejmosc – skarcil Jordana Shepherd Ramsey.
– Przepraszam, Shepherd. Nie mielismy zbyt wielu tematow do rozmowy.
– A o czym tu rozmawiac? Wypic pare drinkow, posmiac sie, zabrac ja do domu i spedzic bombowy wieczor w lozku. Nie trzeba o nic pytac.
– Trudno mi bylo sie przyzwyczaic, ze co chwila nozem sprawdzala, czy szminka nie zeszla jej z ust.
– A wiesz, co moglaby ci tymi ustami zrobic? A spojrzales, co sie kryje pod ta sukienka? Wielki Boze, Peter, ta dziewczyna cieszy sie chyba najgorsza reputacja w Londynie.
– Przykro mi, ze cie rozczarowalem, Shepherd. Po prostu nie pociaga mnie to.
– A kiedy cie zacznie pociagac?
– O co ci chodzi?
– Pol roku temu obiecales, ze zaczniesz sie umawiac.
– Chcialbym spotkac inteligentna, ciekawa, dojrzala kobiete. Nie musisz mi wyszukiwac dziewczat. – Jordan zapalil papierosa i ze zloscia odrzucil zapalke. – Sluchaj, Shep, przykro mi, ale naprawde…
– Nie, masz racje. To nie moj interes. Tylko ze matka zmarla, kiedy ojciec mial czterdziesci lat. Nigdy powtornie sie nie ozenil. I dlatego umarl jako samotny, zgorzknialy starzec. Nie chce, zeby i tobie sie cos takiego przytrafilo.
– Dzieki, Shepherd, ale mnie sie to nie przytrafi.
– Nie znajdziesz drugiej Margaret.
– Jakbym sam o tym nie wiedzial. – Jordan przywolal taksowke i wsiadl do srodka. – Podrzucic cie?
– Szczerze mowiac, to mam jeszcze spotkanie.
– Shepherd.
– Spotykam sie z nia za pol godziny w moim pokoju. Nie moglem sie oprzec. Daruj, lecz cialo jest slabe.
– Nie tylko cialo. Baw sie dobrze, Shep.
Taksowka odjechala. Dicky odsunal sie na bok i rozejrzal za furgonetka. W pare sekund pozniej Pope zatrzymal sie przy krawezniku. Pojechali za taksowka do Kensington, zobaczyli, jak Peter Jordan wchodzi do domu i jeszcze pol godziny czekali, az sie pojawi nocna zmiana.
Rozdzial siodmy
Alfred Vicary zmiazdzyl sobie kolano, poniewaz nie potrafil naprawic motocykla. Stalo sie to cudownego jesiennego dnia na polnocy Francji, a dzien ten bez watpienia okazal sie najgorszym dniem w jego zyciu.
Vicary wlasnie zakonczyl spotkanie ze szpiegiem; zakradl sie on za linie wroga do sektora, ktory Brytyjczycy zamierzali nastepnego dnia o swicie zaatakowac, i odkryl tam duze zgrupowanie niemieckich zolnierzy. Gdyby atak skierowano na wprost, tak jak planowano, napotkano by silny opor. Szpieg przyniosl recznie sporzadzona notatke o liczbie niemieckich oddzialow i artylerii. Dal tez Vicary'emu mapke, na ktorej dokladnie zaznaczyl obozowisko. Vicary wlozyl obie kartki do skorzanej torby i ruszyl z powrotem do kwatery.
Wiedzial, ze wiezie informacje o kluczowym znaczeniu, na szali lezalo zycie zolnierzy. Calkowicie otworzyl przepustnice i jak wiatr pedzil po waskiej sciezce. Po obu stronach rosly duze drzewa, ich wierzcholki tworzyly baldachim, przez ktory wpadaly promienie slonce, tak ze tunel zdawal sie plonac. Vicary'ego przeszywal dreszcz podniecenia, gdy czul, jak jego rudge przez sekunde czy dwie frunie w powietrzu.
Silnik zaczal trzeszczec kilkanascie kilometrow przed meta. Vicary zwolnil. Teraz trzaski zamienily sie w glosne klekotanie. Kilometr pozniej rozlegl sie odglos pekajacego metalu i mocne pukniecie. Silnik nagle stracil moc i zgasl.
Nagla cisza az dzwieczala w uszach. Vicary schylil sie i obejrzal motor. Goracy, pokryty smarem metal i poplatane przewody nic mu nie mowily. Pamietal, ze kopnal motocykl i zastanawial sie, czy zostawic go przy drodze, czy tez wlec az do siedziby dowodztwa. Chwycil za kierownice i szybkim krokiem zaczal pchac pojazd.
Swiatlo popoludnia ustepowalo delikatnie zarozowionemu zmierzchowi. Od punktu docelowego nadal dzielily go cale kilometry. Przy odrobinie szczescia mogl natrafic na swojaka, ktory by go podrzucil na miejsce. Gdyby szczescie sie od niego odwrocilo, mogl stanac twarza w twarz z patrolem niemieckich skautow.
Kiedy zgaslo ostatnie swiatlo dnia, zaczal sie ostrzal. Pierwsze kule dolecialy blisko, spadly na pole i nikomu