poniewaz mylnie zakladamy, ze nie zyje.
– Cholera, sprytne.
– Bardziej bezwzgledne niz sprytne. Wyobraz sobie: zabic niewinna Angielke, zeby ukryc obecnosc szpiega. To nie jest zwykla agentka, a Kurt Vogel to nie jest zwykly oficer Abwehry. Co do. tego nie mam watpliwosci. – Vicary przerwal, by zapalic papierosa. – Czy fotografia dala nam jakis slad?
– Zadnego.
– W takim razie nasze dochodzenie utknelo w martwym punkcie.
– Obawiam sie, ze tak. Zadzwonie jeszcze w pare miejsc. Vicary potrzasnal glowa.
– Skoncz juz na dzisiaj z robota. Idz na przyjecie. Spedz troche czasu z Grace – dorzucil.
Harry spojrzal na niego zaskoczony.
– Skad wiedziales?
– Moze nie zauwazyles, ale roi sie tu od oficerow wywiadu. Plotka sie rozchodzi, ludzie gadaja. Zreszta niezbyt sie z tym kryles. Telefonistkom z nocnej zmiany zostawiales numer Grace, gdyby musiano sie z toba nagle skontaktowac.
Harry poczerwienial.
– Idz do niej, Harry. Ona za toba teskni. Slepy by to zauwazyl.
– Ja tez za nia tesknie. Ale jest mezatka. Zerwalem z nia, bo czulem sie jak ostatnia szuja.
– Dzieki tobie jest szczesliwa, dzieki niej ty jestes szczesliwy. Kiedy jej maz wroci z wojny, o ile wroci, sytuacja sama sie rozwiaze.
– I co ja mam wtedy zrobic?
– To juz ty zdecydujesz.
– Zostane ze zlamanym sercem, ot co. Mam hyzia na jej punkcie.
– W takim razie badz z nia i ciesz sie nia.
– Jest jeszcze cos.
Harry powiedzial Vicary'emu, skad sie bierze jego poczucie winy: oto on siedzi bezpiecznie w Londynie, lapiac szpiegow, podczas gdy maz Grace i inni mezczyzni ryzykuja zycie na linii frontu.
– Nie wiem, jak bym sie zachowal podczas walki, jak bym postapil. Czy okazalbym sie bohaterem, czy tchorzem. Poza tym nie wiem, czy tutaj w ogole robie cos przydatnego. Moge wyliczyc stu innych detektywow rownie dobrych jak ja. Czasem mam ochote zrezygnowac z tego i zaciagnac sie do wojska.
– Nie opowiadaj bzdur, Harry. Robiac to, co do ciebie nalezy, ratujesz zycie zolnierzom z linii frontu. Inwazje na Francje wygramy albo przegramy, jeszcze zanim pierwszy zolnierz postawi stope na francuskiej ziemi. Od tego, co robisz, moze zalezec zycie tysiecy ludzi. Kiedy ogarniaja cie watpliwosci, spojrz na to z tej strony. Zreszta, w tym momencie jestes mi potrzebny. Tylko tobie moge tutaj zaufac.
Przez chwile siedzieli w pelnym zazenowania niezrecznym milczeniu, jak to zwykle bywa u Anglikow, gdy wypowiedza na glos swe najskrytsze mysli. W koncu Harry wstal i ruszyl do drzwi. Zatrzymal sie jednak i obejrzal.
– A co z toba, Alfredzie? Dlaczego nie ma nikogo w twoim zyciu? Dlaczego nie zejdziesz na dol i nie poszukasz jakiejs milej kobiety, z ktora moglbys spedzic czas?
Vicary zaczal sie obmacywac po kieszeniach w poszukiwaniu okularow, wreszcie wsadzil je sobie na nos.
– Dobranoc, Harry – oswiadczyl nieco za bardzo zdecydowanie, przerzucajac sterte papierow na biurku. – Baw sie dobrze na przyjeciu. Do zobaczenia rano.
Po wyjsciu kolegi siegnal po telefon i wykrecil numer Boothby'ego. Byl zaskoczony, kiedy zwierzchnik sam odebral. Na pytanie Vicary'ego, czy sir Basil ma chwile czasu, spytal sucho, czy to nie moze poczekac do poniedzialku. Vicary odrzekl, ze to wazne. Sir Basil obiecal mu poswiecic piec minut i kazal natychmiast przyjsc na gore.
– Napisalem notatke dla generala Eisenhowera, generala Bettsa i premiera – powiedzial Vicary, zapoznawszy Boothby'ego z najnowszymi odkryciami Harry'ego.
Wreczyl kartke zwierzchnikowi, ktory dalej stal lekko rozkraczony, jakby dla utrzymania rownowagi. Spieszyl sie; chcial jak najszybciej wyjechac na wies. Sekretarka przygotowala mu juz aktowke z tajnymi dokumentami, z ktorymi mial sie zapoznac podczas weekendu, i mala skorzana torbe z rzeczami osobistymi. Boothby mial zarzucony na ramiona plaszcz, rekawy zwisaly po obu bokach.
– Moim zdaniem dalsze utrzymywanie sprawy w tajemnicy przed nimi stanowiloby zaniedbanie obowiazkow, sir Basilu.
Boothby dalej czytal, Vicary poznawal to po ruchu warg. Sir Basil tak mocno mruzyl oczy, ze prawie zupelnie zniknely pod krzaczastymi brwiami. Staral sie udawac, ze nadal cieszy sie doskonalym wzrokiem, i nie chcial w obecnosci podwladnych nosic okularow do czytania.
– Wydawalo mi sie, ze juz o tym rozmawialismy, Alfredzie – stwierdzil teraz, wymachujac kartka.
Problem, raz omowiony, nigdy wiecej nie powinien wracac – to byla jedna z maksym sir Basila, tak na gruncie prywatnym, jak i zawodowym. Czesto wpadal w rozdraznienie, jesli podwladni na nowo poruszali kwestie raz zamknieta. Namysl i powracanie do sprawy charakteryzowaly slabsze umysly. Sir Basil nade wszystko cenil szybka decyzje. Vicary zerknal na biurko generala. Czyste, wypolerowane, bez zadnej kartki czy notatek: symbol sposobu kierowania Boothby'ego.
– Rzeczywiscie, juz o tym rozmawialismy, sir Basilu – odparl Vicary cierpliwie – ale sytuacja sie zmienila. Wyglada na to, ze Niemcom udalo sie wprowadzic do kraju szpiega i ze ten szpieg spotkal sie z agentka juz tu mieszkajaca. Nalezy sie spodziewac, ze ich operacja, a moze to byc kazda operacja, juz sie rozpoczela. Przetrzymywac taka informacje zamiast puscic ja w obieg to igranie z ogniem.
– Bzdura – warknal Boothby.
– Dlaczego bzdura?
– Poniewaz ten wydzial za nic nie powiadomi Amerykanow i premiera, ze nie potrafi sie wywiazac ze swych obowiazkow. Ze nie potrafi zapanowac nad zagrozeniem, jakie stanowia dla przygotowan do inwazji niemieccy szpiedzy.
– To nie jest wystarczajaco mocny argument. Nie usprawiedliwia ukrywania tej informacji.
– Jest wystarczajaco mocny, Alfredzie, jesli ja tak mowie. Rozmowy z Boothbym czesto przypominaly kota uganiajacego sie za wlasnym ogonem: niekonsekwencje, blef, odwracanie uwagi, proby, kto kogo przegada. Vicary sedziowskim gestem oparl brode na dloniach i udawal, ze podziwia wzor na drogim dywanie Boothby'ego. W pokoju zapadla cisza, przerywana skrzypem podlogi uginajacej sie pod masywna postacia generala.
– Czy przekaze pan moja notatke dyrektorowi generalnemu? – spytal Vicary, uwazajac, by w jego glosie nie zabrzmiala pogrozka.
– Absolutnie nie.
– W takim razie jestem gotow sam sie udac do dyrektora. Boothby schylil sie, tak ze jego twarz znalazla sie tuz przy twarzy Vicary'ego. Siedzacy na glebokiej kanapie Vicary poczul zapach dzinu i papierosow.
– A ja jestem gotow pana zmiazdzyc, Alfredzie.
– Sir Basilu…
– Pozwoli pan, ze mu przypomne, jak dziala ten system. Pan melduje sie u mnie, a ja u dyrektora generalnego. Zlozyl mi pan sprawozdanie i uznalem, ze w tym momencie nie nalezy jeszcze kierowac sprawy do najwyzszych wladz.
– Istnieje jeszcze inne rozwiazanie.
Boothby poderwal glowe, jakby dostal piescia w twarz. Szybko zapanowal nad soba, gniewnie zaciskajac zeby.
– Nie skladam raportow premierowi i nie jestem na jego uslugi. Jesli jednak pominie pan droge sluzbowa i skontaktuje sie bezposrednio z Churchillem, postawie pana przed komisja kontroli wewnetrznej. A kiedy oni z panem skoncza, bedzie juz tylko potrzebna pana kartoteka dentystyczna do identyfikacji zwlok.
– To skrajna nieuczciwosc.
– Czyzby? Od kiedy przejal pan te sprawe, kleska goni kleske. Na Boga, Alfredzie, jeszcze paru takich niemieckich szpiegow na wolnosci, a beda mogli zalozyc druzyne rugby.
Vicary nie dal sie zastraszyc.
– Jesli nie przekaze pan mojego raportu dyrektorowi generalnemu, to chce, by w aktach tej sprawy odnotowano, ze wyszedlem z taka sugestia, a pan ja odrzucil – powiedzial.