– W sypialni. Tedy, panie inspektorze.
Blady, gleboko wstrzasniety Robert Pope siedzial na miejscu pasazera, gdy z Dickym Dobbsem mkneli w strone szpitala Swietego Tomasza. To Robert dzis rano znalazl ciala brata i jego kochanki. Czekal na Vernona w kafejce, w ktorej co rano jedli sniadanie, i zaniepokoil sie, gdy brat sie nie pojawil. Sciagnal Dicky'ego i razem poszli do magazynu. Na widok cial wrzasnal i wdepnal w szklany stolik.
Robert i Vernon byli realistami. Zdawali sobie sprawe, ze pracuja w niebezpiecznej branzy i obaj moga mlodo umrzec. Jak kazde rodzenstwo czasem sie klocili, ale Robert Pope kochal swojego starszego brata jak nikogo innego. Vernon zastepowal mu ojca – bezrobotnego, wybuchowego pijusa, ktory pewnego dnia odszedl i wiecej sie nie pojawil. Roberta przerazila nie tyle smierc Vernona, co jej rodzaj: zabity ciosem w oko, zostawiony nagi na podlodze. I niewinna Vivie trafiona w samo serce.
Mozliwe, ze morderstwo bylo sprawka ich przeciwnikow. Interesy braci Pope w czasie wojny kwitly, wiec zapuscili sie na nowe terytoria. Ale gangsterzy inaczej likwidowali swoich wrogow. Robert podejrzewal, ze to sie wiazalo z ta kobieta, Catherine, czy jak jej tam. Zadzwonil na policje, nie podajac nazwiska – i tak kiedys musiano by ja zawiadomic – ale nie liczyl, ze odnajda morderce jego brata. Tym musial sie zajac sam.
Dicky zaparkowal nad brzegiem rzeki i wejsciem sluzbowym wszedl do szpitala. Wrocil po pieciu minutach.
– Byl na miejscu? – zapytal Pope.
– Taa. Sadzi, ze uda mu sie go zdobyc.
– Ile to potrwa?
– Dwadziescia minut.
Po polgodzinie ze szpitala wynurzyl sie chudy mezczyzna w stroju sanitariusza, o zapadnietej twarzy. Przydreptal do furgonetki. Dicky opuscil szybe.
– Mam, panie Pope – odezwal sie mezczyzna. – Dala mi go dziewczyna z biura. Powiedziala, ze to wbrew przepisom, ale jakos ja ugadalem. Obiecalem, ze dostanie piataka. Mam nadzieje, ze sie pan nie pogniewa.
Dicky wyciagnal reke i sanitariusz podal mu kawalek papieru. Dicky wreczyl go Pope'owi.
– Dobra robota, Sammy – pochwalil Pope, zerknawszy na kartke. – Zaplac mu, Dicky.
Sanitariusz wzial pieniadze. Na jego twarzy pojawilo sie rozczarowanie.
– Co sie stalo, Sammy? Dycha, tak jak obiecalem.
– A co z piatakiem dla dziewczyny?
– To twoje koszta – odparl Robert.
– Ale panie Pope…
– Sammy, lepiej ze mna teraz nie zadzieraj. Dicky wrzucil bieg i ruszyl z piskiem opon.
– Gdzie to jest? – spytal.
– W Islington. Jazda!
Pani Eunice Wright, wlascicielka domu przy Norton Lane 23 w Islington, bardzo przypominala swoja posiadlosc: wysoka, chuda, gdzies miedzy piecdziesiatka a szescdziesiatka, cala bardzo wiktorianska w postawie i zachowaniu. Nie wiedziala – ani nigdy sie nie dowie, nawet po zakonczeniu calego nieprzyjemnego incydentu – ze jej adres jako swoje miejsce zamieszkania podala agentka niemieckiego wywiadu, ukrywajaca sie pod nazwiskiem Catherine Blake. Od dwoch tygodni Eunice Wright czekala na fachowca, ktory mial naprawic pekniety zbiornik z woda. Przed wojna lokatorami jej dobrze prowadzonego pensjonatu byli przede wszystkim mlodzi panowie, ktorzy chetnie pomagali, gdy cos sie popsulo w rurach albo kuchni. Teraz wszyscy mlodziency poszli na wojne. Jej syn – zawsze zywo obecny w jej myslach – walczyl gdzies w Afryce Polnocnej. Nie przepadala za swoimi terazniejszymi lokatorami: dwoch staruszkow, ktorzy przewaznie wspominali ostatnia wojne, dwie dosc tepe panny, ktore opuscily obrzydliwa wioske we wschodnich Midlandach, by pracowac w fabryce w Londynie. Jak zyl Leonard, to on dogladal wszelkich napraw, ale Leonard zmarl przed dziesieciu laty.
Stala w oknie salonu, popijajac herbate. W domu bylo cicho. Mezczyzni na gorze grali w warcaby. Kazala im cicho przesuwac pionki, zeby nie obudzili dziewczat, ktore wlasnie wrocily z nocnej zmiany. Znudzona wlaczyla radio i sluchala wiadomosci w BBC. Furgonetka, ktora zatrzymala sie przed domem, wydala jej sie dziwna. Nie zauwazyla na niej zadnych napisow – zadnej nazwy firmy – a dwaj mezczyzni w szoferce zgola nie przypominali hydraulikow. Ten za kierownica byl wysoki i gruby, mial krociutko przystrzyzone wlosy, a kark tak masywny, ze odnosilo sie wrazenie, jakby mu glowe przyczepiono bezposrednio do ramion. Drugi, drobniejszy, ciemnowlosy, toczyl wscieklym spojrzeniem. I ubrania mieli jakies dziwne. Zamiast kombinezonow garnitury – i to chyba dosc drogie.
Otworzyli drzwiczki i wysiedli. Eunice zauwazyla, ze nie wzieli narzedzi. Moze najpierw chcieli obejrzec uszkodzenie, a dopiero potem przywlec sprzet do domu. Przyjrzala im sie baczniej, kiedy szli w strone drzwi. Wygladali na calkiem zdrowych. Dlaczego nie sluza w wojsku? Co chwila zerkali przez ramie, jakby nie chcieli, by ktos ich dostrzegl. Pani Wright nagle pozalowala, ze nie ma tu Leonarda.
Stukanie wcale nie bylo uprzejme. Wyobrazala sobie, ze wlasnie w ten sposob wala do drzwi policjanci, gdy sie spodziewaja zastac po drugiej stronie kryminaliste. Kolejne lomotanie, tak mocne, ze zadzwieczaly szyby w salonie.
Na gorze partyjka warcabow nagle przycichla.
Eunice podeszla do drzwi. Powtarzala sobie, ze nie ma sie czego bac, po prostu tej dwojce brak dobrego wychowania, typowego dla wiekszosci angielskich fachowcow. Jest wojna. Doswiadczeni rzemieslnicy sluza przy naprawie sprzetu wojskowego. Slabi – tacy jak ta parka u jej drzwi – obsluguja cywili.
Wolno uchylila drzwi. Chciala poprosic, by zachowali cisze i nie pobudzili dziewczat. Ale nawet nie dobyla z siebie slowa. Duzy – ten bez karku – ramieniem pchnal drzwi i lapa zatkal jej usta. Eunice probowala krzyknac, lecz glos nagle ugrzazl jej w gardle.
Drobniejszy przysunal usta do jej ucha i szepnal ze spokojem, ktory jeszcze bardziej ja przerazil:
– Tylko nam daj to, czego chcemy, kochaniutka, a nikomu nic sie nie stanie.
A potem minal ja i popedzil na gore.
Sierzant Meadows uwazal sie za swego rodzaju autorytet od gangu Pope'a. Wiedzial, jak zarabiaja – legalnie i nielegalnie – z imienia i twarzy znal wiekszosc czlonkow grupy. Dlatego kiedy uslyszal rysopis dwoch mezczyzn, ktorzy wlasnie najechali pensjonat w Islington, zwinal interes na miejscu zabojstwa i ruszyl osobiscie zbadac sprawe. Opis jednego mezczyzny pasowal do Richarda „Dicky'ego' Dobbsa, pierwszego ochroniarza i faceta od mokrej roboty Pope'a. Opis drugiego zas do samego Roberta Pope'a.
Meadows, jak to mial w zwyczaju, krazyl po salonie, podczas gdy Eunice Wright, sztywno wyprostowana w krzesle, cierpliwie po raz kolejny relacjonowala przebieg wydarzen, choc robila to juz dwukrotnie. Filizanke herbaty zastapil kieliszeczek slabej sherry. Na twarzy kobiety zostal odcisk dloni napastnika, miala tez guza po pchnieciu na podloge. Poza tym nie odniosla wiekszych obrazen.
– I nie powiedzieli pani, kogo albo czego szukaja? – dopytywal sie Meadows, zatrzymujac sie na moment.
– Nie.
– W rozmowie miedzy soba rzucali jakies imiona?
– Nie, chyba nie.
– Moze przypadkowo zauwazyla pani numer rejestracyjny furgonetki?
– Nie, ale opisalam samochod jednemu z policjantow.
– To bardzo popularny model, pani Wright. Niestety, sam opis wozu nie na wiele nam sie zda. Jeden z moich ludzi popyta sasiadow.
– Przykro mi – powiedziala, masujac glowe.
– Dobrze sie pani czuje?
– Nabil mi wielkiego guza, bandyta!
– Moze powinna pani pojsc do lekarza. Kaze ktoremus z policjantow, by pania podwiozl, kiedy juz skonczymy.
– Dziekuje. To bardzo milo z pana strony. Meadows wlozyl plaszcz przeciwdeszczowy.
– Moze przypomina sobie pani cos, co jeszcze im sie wymknelo?
– Coz, bylo jeszcze cos. – Eunice Wright zawahala sie i pokrasniala. – Przykro mi, ale uzyli dosc