nieprzyzwoitego jezyka.

– Zapewniam, ze nie poczuje sie urazony.

– Ten mniejszy powiedzial: „Jak dopadne…' – zawahala sie, znizajac glos, zazenowana. – „Jak dopadne te pieprzona suke, osobiscie ja zabije'.

Meadows zmarszczyl brwi.

– Jest pani pewna?

– O tak. Czlowiekowi nieprzywyklemu do takiego slownictwa trudno to zapomniec.

– Rzeczywiscie. – Podal jej wizytowke. – Gdyby przyszlo pani jeszcze cos do glowy, prosze koniecznie zadzwonic. Milego dnia, pani Wright.

– Milego dnia, inspektorze.

Meadows wlozyl czapke. Wiec szukaja kobiety. Moze to jednak nie ludzie Pope'a. Moze po prostu dwoch typkow szukajacych jakiejs dziewczyny. Moze ta zbieznosc rysopisow jest przypadkowa. Meadows nie wierzyl w zbiegi okolicznosci. Przejedzie sie jeszcze raz do magazynu Pope'ow i popyta, czy ostatnio nie krecila sie tam jakas kobieta.

Rozdzial dziesiaty

Londyn

Catherine Blake przyjela, ze oficerom alianckim dopuszczonym do waznych sekretow wojennych uswiadomiono, jakie niebezpieczenstwo stanowia szpiedzy. Bo z jakiego innego powodu komandor porucznik Peter Jordan przykuwalby do reki teczke na krotki odcinek drogi dzielacy go od Grosvenor Square? Zalozyla tez, ze ostrzezono ich przed niebezpieczenstwem kontaktow z kobietami. Na poczatku wojny przed klubem czesto odwiedzanym przez brytyjskich oficerow widziala plakat. Przedstawial on wspaniala biusciasta blondynke w wydekoltowanej sukni wieczorowej i oficera, ktory podawal jej ogien. Nizej biegl napis: „Buzia na klodke, ta slicznotka ma glowke'. Catherine wydawalo sie to strasznie glupie. Nawet jesli istnialy takie kobiety – dziwki krecace sie po klubach i na przyjeciach, polujace na plotki i tajemnice – nic o nich nie slyszala. Ale przypuszczala, ze ostrzezenia moga wyczulic Petera Jordana na piekna kobiete, ktora nagle stara sie przykuc jego uwage. Poza tym byl bardzo inteligentnym, przystojnym mezczyzna o znacznej pozycji. Musial starannie sobie dobierac towarzystwo. Swiadczyla o tym tamta scena w Sa- voyu. Rozgniewal sie na swojego przyjaciela Shepherda Ramseya, ktory umowil go z mloda, glupia pannica. Bedzie musiala bardzo ostroznie go podejsc.

Wlasnie dlatego stala na rogu w poblizu Vandyke Club, trzymajac w ramionach torbe z jedzeniem.

Dochodzila szosta. Londyn byl spowity mrokiem zaciemnienia. Swiatla samochodow dawaly te odrobine swiatla, dzieki ktorej Catherine mogla zobaczyc drzwi klubu. Po kilku minutach wynurzyl sie z nich mezczyzna sredniego wzrostu i o sredniej budowie ciala. To byl Peter Jordan. Zatrzymal sie na chwile, zeby zapiac plaszcz. Jesli bedzie sie trzymal ustalonego rytualu, przejdzie pieszo krotki odcinek dzielacy go od domu. Jesli od niego odstapi i wezmie taksowke, Catherine nie dopisze szczescie. Jutro wieczorem bedzie musiala tu znowu wrocic i czekac z torba pelna zakupow.

Jordan postawil kolnierz plaszcza i ruszyl w jej strone. Catherine Blake odczekala chwile i nagle wyrosla tuz przed nim.

Ich zderzeniu towarzyszyl trzask pekajacej papierowej torby i grzechot puszek toczacych sie po chodniku.

– Przepraszam, nie zauwazylem pani. Prosze pozwolic sobie pomoc.

– Nie, to moja wina. Zapomnialam latarki i blakalam sie tu po omacku. Czuje sie jak skonczona kretynka.

– Nie, to moja wina. Probowalem sobie udowodnic, ze trafie do domu po ciemku. Prosze, tu jest latarka. Zaraz pani poswiece.

– Moglby pan poswiecic na chodnik? Zdaje sie, ze moje kartkowe jedzenie wlasnie sie toczy do Hyde Parku.

– Niech mnie pani wezmie za reke.

– Dziekuje. A przy okazji, moze juz pan przestac mi swiecic prosto w twarz.

– Przepraszam, ale jest pani taka…

– Jaka?

– Nic takiego. Ta torba z maka chyba nie przezyla.

– Nic sie nie stalo.

– Pomoge pani pozbierac rzeczy.

– Poradze sobie, dziekuje.

– Nie, nalegam. I musze pani oddac make. W domu mam fury jedzenia. Problem w tym, ze nie wiem, co z nim zrobic.

– To marynarka pana nie karmi?

– Skad pani…

– Coz, mundur i akcent pana zdradzil. Zreszta, tylko amerykanski oficer bylby na tyle nierozsadny, zeby specjalnie chodzic po Londynie bez latarki. Mieszkam tu od dziecka, a i tak po ciemku sie gubie.

– Prosze, musze pani oddac to, co sie zniszczylo.

– Bardzo to uprzejme z panskiej strony, ale nie musi pan. Milo bylo na pana wpasc.

– Tak… Tak, bardzo milo.

– Czy bylby pan tak laskaw i wskazal, ktoredy do Brompton Road?

– Tedy.

Odwrocila sie i ruszyla w swoja strone.

– Chwileczke. Mam inna propozycje. Zatrzymala sie i obejrzala.

– Jaka mianowicie?

– Moze zgodzilaby sie pani umowic ze mna kiedys na drinka? Zawahala sie i odparla:

– Watpie, czy mam ochote pic z obrzydliwym Amerykaninem, ktory upiera sie chodzic po Londynie bez latarki. Ale wyglada pan w miare nieszkodliwie. Dlatego odpowiedz brzmi: tak.

I znowu ruszyla w swoja strone.

– Zaraz, niech pani poczeka. Nawet nie wiem, jak sie pani nazywa.

– Catherine – odparla. – Catherine Blake.

– Nie mam pani numeru telefonu! – zawolal bezradnie Jordan. Ale ona rozplynela sie w mroku i zniknela.

Po powrocie do domu Peter Jordan poszedl prosto do gabinetu, chwycil za sluchawke i wykrecil numer. Przedstawil sie, a mily kobiecy glos kazal mu zostac na linii. Po chwili uslyszal drugi, charakterystyczny, z angielskim akcentem. Glos mezczyzny, ktorego znal jako Bruma.

Rozdzial jedenasty

Kent, Anglia

Alfred Vicary zyl w stanie skrajnego napiecia. Mimo olbrzymiej presji i wysilku, ktory wiazal sie z najnowsza sprawa, nie zaprzestal swojej podstawowej dzialalnosci – kontroli nad siatka Beckera. Bral pod uwage prosbe o zwolnienie go z tego obowiazku do czasu, az aresztuje szpiegow. Szybko jednak odrzucil te mysl. Siatka Beckera od poczatku do konca byla jego dzielem. Jej stworzenie pochlonelo niezliczone godziny pracy, a jej podtrzymanie jeszcze wiecej. Bedzie nadal ja kontrolowac, a rownoczesnie bedzie probowal schwycic agentow. Straszliwe obciazenie. Czul, ze prawa powieka zaczyna mu drgac tak samo jak w czasie koncowych egzaminow w

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату