– Boze, alez zimny ranek – powiedzial brlgadenfuhrer Walter Schellenberg.
– Przynajmniej masz dach nad glowa – odparl kontradmiral Wilhelm Canaris. – Wczorajszej nocy halifaksy i lancastery niezle sie nauwijaly. Setki zabitych, tysiace bezdomnych. Oto przyklad na niezniszczalnosc naszej cudownej tysiacletniej Rzeszy.
Zerknal na Schellenberga, ciekaw jego reakcji. I jak zwykle uderzyla mlodosc brigadenfuhrera. Zaledwie trzydziesci trzy lata, a juz dowodzi szosta sekcja
Stanowili dziwaczna pare: niski, lakoniczny, siwowlosy general, ktory odrobine seplenil, i przystojny, energiczny, bezwzgledny mlody brigadenfuhrer. Tego syna producenta fortepianow
W tym momencie Schellenbergowi przyswiecaly dwa cele: zniszczyc Canarisa i Abwehre oraz dostarczyc Adolfowi Hitlerowi najwazniejsza tajemnice wojny: czas i miejsce angielsko- amerykanskiej inwazji na Francje. Schellenberg mial w glebokiej pogardzie Abwehre i garstke starych oficerow otaczajacych Canarisa, ktorych obrazliwie nazywal swietymi Mikolajami. Canaris doskonale zdawal sobie sprawe, ze Schellenberg na niego poluje, a mimo to miedzy obu mezczyznami istnialo niezreczne zawieszenie broni. Schellenberg odnosil sie do starego admirala z szacunkiem i powazaniem; Canaris zas szczerze podziwial ostrego, blyskotliwego mlodego oficera i chetnie bywal w jego towarzystwie.
Wlasnie dlatego wiekszosc porankow spedzali w ten sam sposob: na wspolnej przejazdzce konnej w Tiergarten. Dzieki temu kazdy z nich mogl sprawdzic, co drugi robi, mogli wysondowac sie wzajemnie i zapolowac na slabe punkty. Canaris lubil te przejazdzki jeszcze z innego powodu. Dzieki nim mial pewnosc, ze przynajmniej jedna godzine dziennie mlody general nie spiskuje przeciwko niemu.
– I znowu panska typowa postawa, panie admirale – odparl Schellenberg. – Zawsze widzi pan wszystko w ciemnych barwach. Przypuszczam, ze wlasnie dlatego jest pan cynikiem, prawda?
– Nie jestem cynikiem,
Schellenberg parsknal smiechem.
– Taka sama jak miedzy nami, ludzmi z SD, a wami, stara szkola z Abwehry. My widzimy przed soba wylacznie nieskonczone mozliwosci. Wy tylko niebezpieczenstwo. My jestesmy otwarci, nie lekamy sie ryzyka. Wy wolicie chowac glowe w piasek. Bez urazy, panie admirale.
– Nie czuje sie dotkniety, mlody przyjacielu. Ma pan prawo do swojego zdania, nawet jesli oparl je pan na niewlasciwych przeslankach.
Kon Canarisa szarpnal sie i parsknal. Obloczek dymu zmienil sie w chmurke i odplynal, porwany przez lekki wietrzyk. Canaris rozejrzal sie wokolo po zniszczonym parku. Wiekszosc lip i kasztanowcow zniknela w plomieniach alianckich bomb. Przed nimi na srodku drogi pojawil sie olbrzymi lej. A byly tu jeszcze tysiace innych. Canaris szarpnal cugle i przeprowadzil konia obok dolu. Za nimi bezszelestnie sunelo dwoch ochroniarzy Schellenberga. A tuz przed dowodcami szedl jeden, uwaznie rozgladajac sie na boki. Canaris wiedzial, ze czlowiek, nawet najlepiej wyszkolony, wiecej przegapi niz dostrzeze.
– Wczoraj na moim biurku wyladowalo cos nader interesujacego – odezwal sie Schellenberg.
– Doprawdy? Jak sie nazywala?
Schellenberg ze smiechem dzgnal konia i przeszli w lekki trucht.
– Mam swojego czlowieka w Londynie. Dawno temu pracowal troche dla NKWD, miedzy innym rekrutujac studenta Oksfordu, ktory teraz pracuje w MI- 5. Nadal od czasu do czasu sie spotykaja i moj czlowiek dowiaduje sie pewnych rzeczy. A potem przekazuje je mnie. Ten oficer z MI- 5 to rosyjski agent, ale mnie przy okazji tez skapuje co nieco.
– Godne podziwu – stwierdzil sucho Canaris.
– Churchill i Roosevelt nie ufaja Stalinowi. Trzymaja go w niewiedzy. Nie chcieli mu podac ani czasu, ani miejsca inwazji. Boja sie, ze Stalin moglby nam to przekazac i alianci poniesliby we Francji kleske. A podczas gdy Brytyjczycy i Amerykanie beda zajeci walka, Stalin sprobowalby sam nas wykonczyc i zagarnac dla siebie cala Europe.
– Slyszalem o tej teorii. Nie jestem przekonany, czy kryje sie za nia wiele prawdy.
– W kazdym razie moj informator powiada, ze w MI- 5 rozpetalo sie pieklo. Twierdzi, ze panski czlowiek, Vogel, zorganizowal operacje, przez ktora wszyscy tam teraz trzesa portkami ze strachu. Dochodzenie prowadzi niejaki Vicary. Slyszal pan o nim?
– Alfred Vicary – odparl Canaris. – Byly wykladowca Uniwersytetu Londynskiego.
– Imponujace – przyznal szczerze Schellenberg.
– Czescia sukcesu oficera wywiadu jest znajomosc przeciwnika,
– Sytuacja jest tak napieta, ze Vicary osobiscie rozmawial z Churchillem, zeby go powiadomic o przebiegu sprawy.
– Nic w tym dziwnego,
– Co takiego knuje Vogel? Moze potrzebujecie pomocy ze strony SD?
Canaris pozwolil sobie na rzadki u niego, ale tez i krotki wybuch smiechu.
– Prosze,
– Ciekawe, co pan powiada. Wlasnie o to samo spytalem reichsfuhrera Himmlera wczoraj przy kolacji. Wyglada na to, ze Vogel jest wyjatkowo ostrozny. I tajemniczy. Ponoc nawet nie trzyma swoich akt w archiwum Abwehry.
– Vogel to istny paranoik, strasznie czujny. Wszystko trzyma w swoim gabinecie. I nie radzilbym z nim zaczynac. Jego asystent, Werner Ulbricht, widzial wszystko, co w wojnie najgorsze. Nieustannie czysci swoje lugery. Nawet ja nie zblizam sie do gabinetu Vogla.
Schellenberg sciagnal cugle i zatrzymal konia. Ranek nadal byl cichy i spokojny. Z oddali dobiegal warkot pierwszych samochodow jadacych po Wilhelmstrasse.
– Vogel reprezentuje typ czlowieka, ktory my, w SD, cenimy: inteligentny, pelen zapalu.
– Jest tylko jeden problem – odparowal Canaris. – Vogel to istota ludzka. Ma serce i sumienie. Cos mi mowi, ze nie pasowalby do waszej ekipy.
– Dlaczego nie pozwala pan, zebym sie z nim spotkal? Moze udaloby sie nam polaczyc nasze zrodla dla dobra Rzeszy? Nie ma powodow, by SD i Abwehra nieustannie rzucaly sie sobie do gardel.
– Rzucamy sie sobie do gardel,
Tak rzeczywiscie bylo. Schellenberg zebral dokumentacje z mnostwem dowodow na zdrade, ktorej jakoby